Książkę o powyższym tytule, autorstwa Wojciecha Sumlińskiego przeczytałem jakiś tydzień temu. Jest to dobry kryminał tyle tylko, że to jest prawdziwy kryminał, a nie fikcja. Książka bardzo wciągająca i ukazująca jakim szambem jest tzw. III RP w której wciąż żyjemy. Z lektury tej książki wynika jednoznacznie, że Andrzej Lepper nie popełnił samobójstwa, ale został zamordowany i upozorowano to na samobójstwo. Nie jest to z pewnością zaskoczeniem dla nikogo kto potrafi logicznie myśleć.
Zanim przejdę do książki kilka słów o autorze. Wojciech Sumliński to 49-letni dziennikarz śledczy, praktykujący katolik. Mieszka w Białej Podlaskiej, żonaty, ma 4 dzieci. Jest absolwentem Wydziału Psychologii UKSW w Warszawie. Prowadził kiedyś w TVP programy „Oblicza prawdy” i „30 minut” ukazujących tajne operacje SB i WSI. W 1996 i 2006 r. nominowany do nagrody „Press” w kategorii dziennikarstwa śledczego. W ostatnich czasach zasłynął z pewnością książką „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego” (2015 r.) z której wynika, że były prezydent był rosyjskim agentem, choć wprost nie jest to powiedziane. Jeżeli jednak ówczesny (2001 r.) minister obrony narodowej powierza dostęp do informacji o ściśle tajnych projektach rakiet dla wojska realizowanych na WAT w Warszawie niejakiemu Igorowi Kopyłowowi, który jak stwierdzono bez cienia wątpliwości był pracownikiem rosyjskich służb to kim jest ów minister jak nie rosyjskim agentem? Z tego powodu był nękany przez służby w wyniku czego załamał się i w warszawskim kościele św. Stanisława Kostki próbował popełnić samobójstwo. Uratowało go to, że coś skłoniło przechodzącą w tym samym czasie koło kościoła kobietę do wejścia do tego kościoła, gdzie zobaczyła Sumlińskiego i wezwała pogotowie. Próbowano go także dwukrotnie zabić w czasie gdy prowadził dziennikarskie śledztwo w sprawie Komorowskiego. Raz zdołał odskoczyć unikając potrącenia gdy szedł pieszo drogą poza miastem. Za drugim razem ktoś wbił mu szpikulec w oponę jego auta, która wystrzeliła wtedy gdy Sumliński jechał w swoim mieście koło cmentarza z prędkością ok. 50 km/h. Samochód uderzył w mur cmentarza i uległ całkowitemu zniszczeniu. Sumlińskiemu nic się nie stało. Znów opatrzność nad nim czuwała. Gdyby to się stało poza miastem przy większej prędkości zapewne zginąłby. Gdy nie udało się Sumlińskiego zabić postanowiono zrobić z niego przestępcę i wariata. Sprokurowano tzw. aferę marszałkową, w której to rzekomo Sumliński miał przekupić jednego z członków komisji weryfikacyjnej WSI aby pozytywnie zweryfikował jednego z agentów, co było spreparowaną operacją służb. Sumliński przez 8 lat (2008-2016) toczył w związku z tą sprawą boje sądowe, gdy zaczynał wygrywać próbowano z niego zrobić wariata, ale też się im nie udało. Ostatecznie w lutym e wrześniu 2016 r. Sąd Okręgowy w Warszawie wydał wyrok uniewinniający Sumlińskiego i stwierdzający, że padł on ofiarą operacji tajnych służb. W lutym 2016 r. ujawniono, dotąd tajne, informacje, że Wojciech Sumliński, w czasie rządów PO-PSL w latach 2007-2015, był najbardziej inwigilowanym przez służby dziennikarzem śledczym w Polsce. Przy takim życiorysie wielu by zrezygnowało i zajęło się innym zajęciem np. pisaniem jakichś nieszkodliwych artykulików z psychologii, ale nie Sumliński. Mimo tego co przeszedł postanowił zgłębić temat samobójstwa Andrzeja Leppera co zrobił, wraz z oficerem ABW Tomaszem Budzyńskim, i napisał o tym książkę.
Książka zaczyna się mniej więcej jak u Hitchcocka – następuje grom z jasnego nieba i napięcie wciąż rośnie. Zaczyna się od nagranej rozmowy Tomasza Budzyńskiego ze Stanisławem Kowalczykiem, bliskim współpracownikiem Leppera, jaką dał Budzyński do odsłuchania Sumlińskiemu. Z rozmowy tej wynika, że jakieś 2-3 lata po tym jak Lepper i „Samoobrona” politycznie przestały istnieć został oszukany. Myślał, że podpisuje z pewną kobietą i jej synem kontrakt na sprzedaż warzyw do Arabii Saudyjskiej, a jak się później okazało zamiast buraków i cebuli do Arabii Saudyjskiej pojechała broń warta 10 milionów dolarów. Gdy Lepper się zorientował spotkał się z Tomaszem Sakiewiczem prosząc go o załatwienie spotkania z Jarosławem Kaczyńskim. Do tego jednak nie doszło.
W pierwszej części książki jest mowa o tym, że Andrzej Lepper i Janusz Maksymiuk robili interesy na Ukrainie i Białorusi. Mówi o tym Sumlińskiemu Tomasz Budzyński, bowiem delegatura ABW w której pracował kontrolowała granicę ukraińską i białoruską. Lepper załatwiał tam prywatne interesy jak np. zakup drewna na Białorusi w celu odprzedaży go na zachód Europy, ale także podejmował działania, które jak liczył pozwolą mu wrócić do politycznej gry z przytupem. Lepper początkowo przyjeżdżał wiele razy na Ukrainę w prywatnych interesach i oczywiście zainteresowała się nim SBU. W pewnym momencie Lepper chciał wrócić do politycznej gry. Poprzez jednego z członków swej partii nawiązał kontakt z Zakonem Rycerzy Św. Michała Archanioła. To organizacja działająca pod przykrywką szerzenia patriotyzmu na Ukrainie, założona przez rosyjskie służby. Dzięki pomocy Zakonu uzyskał dwa doktoraty honoris causa na uniwersytetach na Ukrainie, co miało poprawić jego wizerunek w oczach wiejskiego elektoratu w który głównie celował. Chciał kandydować na prezydenta w 2005 r. Uzyskał wtedy trzeci wynik, a jego poparcie zdecydowało o wygranej w II turze Lecha Kaczyńskiego.
Wiosną 2011 r. dzięki Zakonowi nawiązał kontakt z SBU i na spotkaniu nad jeziorem Świteź dostał nagranie audio ze spotkania, na którym negocjowany był kontrakt gazowy z rosyjskim Gazpromem, który został podpisany jesienią 2010 r. W wyniku tego kontraktu płacimy dziś najwięcej za gaz w Europie. Taki kontrakt „wynegocjował” Waldemar Pawlak z PSL, a ówczesny premier Donald Tusk to przyklepał. Nagranie to zgodnie z ustaleniami autora zawierało informacje o wielkim przekręcie przy tych tzw. negocjacjach dzięki czemu dostaliśmy katastrofalne warunki tak zapłaty jak i odbioru gazu. Okazało się m.in., że w wyniku podpisanego kontraktu braliśmy i zapewne wciąż bierzemy od Gazpromu więcej gazu niż wynosi nasze zapotrzebowanie! I warunki kontraktu są takie, że nie możemy go odsprzedać, więc musimy go magazynować. I płacimy jak za przysłowiowe zboże, bo cena jest ustalana po kursie ropy. A to nie wszystko, bo umorzyliśmy też Gazpromowi ok. 1,5 mld zł długu za tranzyt gazu przez Polskę na zachód Europy. Gdyby te informacje ujrzały światło dzienne to rząd PO-PSL zostałby politycznie wysadzony w powietrze i dziś już partia PO jak i PSL zapewne nie istniałyby. I już wiadomo dlaczego Lepper „popełnił samobójstwo”. Gdyby mu się udało przeorałby scenę polityczną w Polsce i wrócił do politycznej gry z przytupem. Niestety nie udało mu się i skończył 1,5 m pod ziemią.
Mamy tu także opis ostatniego dnia życia Andrzeja Leppera, tj. 4.08.2011 r. Lepper absolutnie nie wykazywał oznak tego, że planuje samobójstwo. Nie był w depresji, snuł plany polityczne i choć miał długi to wcale nie rwał z tego powodu włosów z głowy. Miał plany skąd pozyskać pieniądze na ich spłatę. Jak to określa autor Lepper należał do tych nielicznych, którzy potrafią wyprowadzić wiele ciosów, ale jeszcze więcej potrafił przyjąć. Lepper choć był w 2011 r. na dnie daleki był od załamania, na co wskazywali niemal wszyscy jego współpracownicy.
Dalej mamy opis znalezienia zwłok Leppera i tego jak prowadzono śledztwo. To była jedna wielka farsa. Od początku było ono prowadzone w kierunku pomocy lub nakłonienia Leppera do samobójstwa. Hipotezy zabójstwa z upozorowaniem na samobójstwo w ogóle nie brano pod uwagę. Śledztwo to było prowadzone bardzo niechlujnie i byle jak. I informacje ze śledztwa „przeciekały” przez prokuraturę do mediów jak przez dziurawe sito. Jeszcze zanim śledztwo w ogóle ruszyło wszystkie media już ogłosiły, że Lepper popełnił samobójstwo z powodu długów.
Ciało Leppera znaleziono ok. 16-ej 5.08.2018 r. (piątek), a sekcję zwłok i śledztwo zaczęto dopiero 8.08.2011 r. (poniedziałek) rano. Przez cały weekend nie zrobiono nic. Tym samym upłynęło dość czasu, aby ewentualne substancje paraliżujące lub usypiające mogły się rozłożyć i nie zostać wykryte. Idealnie pasuje to do schematu tzw. seryjnego samobójcy. Jego ofiary też zawsze ginęły w piątek lub sobotę. Tak zginął np. rok później gen. Sławomir Petelicki.
Sumliński spotkał się z oficerem policji, który pracował przy śledztwie w sprawie śmieci Leppera. Ów oficer powiedział, że w swojej ponad 20-letniej karierze nie widział jeszcze tak beznadziejnie prowadzonego śledztwa. Dowody jakie znaleźli policjanci prokuratura zignorowała – np. ślady traseologiczne (obuwia) nieznanych i jak ustalili policjanci obcych Lepperowi osób, które znaleziono w prywatnych pomieszczeniach Leppera (łazienka, gdzie znaleziono jego zwłoki) w biurze „Samoobrony” przy Alejach Jerozolimskich 30 w Warszawie gdzie często nocował. Prokuratura uznała za wiarygodne zeznania jednego świadka, Mirosława Rudowskiego o depresji Leppera. Odrzuciła zaś zeznania kilkunastu innych świadków, którzy zeznawali coś zupełnie przeciwnego. To co ustaliła rzekomo prokuratura było sprzeczne ze sobą. Gdy zięć Leppera wraz z Rudowskim znaleźli zwłoki Leppera w łazience, w pokoju obok był włączony telewizor, a więc musiał być prąd. Prokuratura zaś napisała, że w lokalu „Samoobrony” prądu nie było, bo został odcięty w związku z niepłaceniem rachunków. Jak ustalili policjanci prąd w lokalu był. Zostało przez kogoś zrobione obejście licznika. Jak mówi oficer policji z ich ustaleń wynika, że to obejście musiał zrobić Mirosław Rudowski, który zeznał, że w lokalu partii prądu nie było, a więc kłamał.
Gdy oficer policji pokazał Sumlińskiemu teczkę z materiałami ze śledztwa było na pierwszy rzut oka widać, że było ono wyraźnie nieudolnie prowadzone – po omacku, partacku. Postanowienie o umorzeniu śledztwa z powodu braku wykrycia znamion przestępstwa było absurdalne, sprzeczne ze sobą i nie trzymało się kupy. Napisano w nim np, że w lokalu „Samoobrony” nie było prądu z powodu długów, a jednocześnie napisano też, że w dniu śmierci Leppera na stacjonarnym komputerze pracował Rudowski i że gdy znaleziono zwłoki Leppera działał telewizor. Normalnie cud! Telewizor i komputer działały chyba zasilane powietrzem?!
To jednak nic. Najlepsze jest to, że napisali iż został stwierdzony brak jakichkolwiek odcisków palców na krześle na które wszedł Lepper przed powieszeniem się oraz brak jakichkolwiek odcisków palców na sznurze i pętli którą włożył sobie na szyję. Wygląda więc na to, że według prokuratury Lepper wszedł na krzesło, wytarł dokładnie odciski palców, potem założył pętlę na szyję, znów wytarł dokładnie odciski, „zniknął” to czym wytarł odciski lub to zjadł (ale w sekcji zwłok niczego takiego nie znaleziono) i się dopiero powiesił. Rękawiczek ani narzędzia którym wytarto odciski nie znaleziono. Lepper musiał być więc chyba pierwszym w historii kryminalistyki samobójcą, który tak się zatroszczył o usunięcie swoich odcisków palców zanim się powiesił. A przecież był rzekomo w depresji. I mimo tego dbał o takie szczegóły. No cóż prokuratura najwyraźniej ma nas obywateli za ludzi ograniczonych umysłowo, bo w taki scenariusz to nawet dziecko nie uwierzy. Brak odcisków palców na pętli wisielczej jest oczywistym i niepodważalnym dowodem na zamordowanie Andrzeja Leppera.
Druga część książki dotyczy interesów Leppera na Ukrainie, tego czym jest Zakon Rycerzy Św. Michała Archanioła, związków Leppera z Mykoła Hinajłą z kierownictwa Zakonu, spotkania nad jeziorem Świteź i inne różne ciekawe informacje wyjaśniające polityczne zamiary Leppera. Mowa jest też o tym w jaki sposób wykreowano Leppera na „męża opatrznościowego narodu” i że zaczęto to robić już w 1992 r. Duży udział miał w tym Edward Kowalczyk – w PRL minister łączności i wicepremier. To on dostrzegł Leppera i wykreował na lidera buntu rolników. Później, pod koniec 2000 r. generałowie WSI odpalili na całego projekt „Samoobrona” dzięki czemu ta partia weszła z trzecim wynikiem do Sejmu. Duża w tym zasługa Piotra Tymochowicza, który jako specjalista od wizerunku nauczył Leppera jak ma się zachowywać, jakie gesty rękami robić w czasie gdy mówi, jak ripostować czy jak modulować głos, aby wzbudzać zaufanie. Nauczono też Leppera retoryki i erystyki. Trzeba przyznać, że Lepper choć słabo wykształcony był człowiekiem inteligentnym i zdołał to wszystko przyswoić.
Lepper był na smyczy WSI i musiał robić co mu kazali. Dlatego m.in. Samoobrona głosowała za tym, aby nie dokonywać reorganizacji służb cywilnych i wojskowych. Dzięki temu struktura WSI pozostała bez zmian. Ogólnie Lepper był rozgrywany przez służby i był tego świadomy. Liczył jednak, że w ostatecznym rozrachunku to on będzie górą. Pomylił się i zapłacił za to życiem. Był politykiem i człowiekiem zbyt mało wykształconym, o zbyt małej wyobraźni i umiejętności przewidywania i wiedzy o metodach działania służb oraz zbyt prostolinijny by myśleć o wygranej czy choćby byciu równorzędnym rywalem dla służb.
Ostatnia część to dokumenty ze śledztwa w sprawie tzw. samobójstwa Andrzeja Leppera, w tym absurdalne postanowienie o umorzeniu śledztwa ze stwierdzeniem o braku jakichkolwiek odcisków palców na pętli wisielczej, co jak sam sprawdziłem faktycznie jest tam napisane!
Książka ta odsłania kulisy działania mafijnego państwa o nazwie III RP. I wskazuje dlaczego tak „skręcono” to śledztwo i nie robi się nic by je wznowić. Ujawnienie prawdy w sprawie śmierci Leppera spowodowałoby trzęsienie Ziemi na scenie politycznej w Polsce, uruchomiłoby lawinę w wyniku której III RP rozleciałaby się jak domek z kart.