Mamy kolejne potwierdzenie, że tzw. pandemia to oszustwo. Nagle nie wiadomo dlaczego rząd odwołuje restrykcje gospodarcze i luzuje narodową kwarantannę.
Miesiąc: Kwiecień 2020
Zakazana historia ludzkości
Dziś będzie o książce autorstwa J. Douglasa Kenyona pt. „Zakazana historia ludzkości”. Książka ta przedstawia to jak oficjalna, matriksowa nauka fałszuje prawdziwe początki cywilizacji.
Najpierw kilka słów o autorze. J. Douglas Kenyon ostatnie kilkadziesiąt lat poświęcił obalaniu barier na drodze do nauk niestandardowych. W latach 60-ych XX w. prowadził radiowe programy. W latach 90-ych XX w. uczestniczył jako komentator w dokumentalnych produkcjach wideo. Zawsze popierał on koncepcje ignorowane przeważnie przez prasę głównego nurtu. W 1994 roku założył pismo „Atlantis Rising” (Atlantyda Powstaje), które stało się kroniką starożytnych tajemnic, nauki alternatywnej niewyjaśnionych anomalii.
Książka ma format nieco większy niż A5 i liczy 375 stron. Jest ona zbiorem krótkich (do 10 stron) artykułów różnych alternatywnych naukowców, które ukazały się w różnych latach na łamach pisma „Altantis Rising”. Niektóre artykuły napisał także sam autor książki. Wszyscy autorzy artykułów na końcu książki zostali krótko zaprezentowani.
Artykuły dotyczą ogólnie historii ludzkiej cywilizacji i prezentują koncepcje oraz odkrycia zamilczane lub zwalczane przez oficjalną naukę. Niektóre z tych hipotez są niepewne i być może mało prawdopodobne. Inne zaś są bardzo prawdopodobne czy niemal pewne i znajdują mocne poparcie w dowodach. Tematyka jest różna – od teorii Darwina, przez starożytny Egipt, cywilizację Majów, Azteków i tajemniczych Olmeków w Ameryce Płd, po Atlantydę, Lemurię czy teorie katastroficzne według których biblijny potop, który zniszczył kilkanaście tysięcy lat temu cały świat nie jest mitem, ale faktem. Poniżej w dużym skrócie przedstawiam o czym są artykuły zawarte w książce. Jest ich
w sumie 42.
Artykuł 1 ma tytuł „Upadek Darwina” i dotyczy jak się można domyśleć tego, że teoria ewolucji w wersji postulowanej przez Darwina faktycznie upadła tylko matriksowa nauka nie chce tego przyznać. Teoria ta jest jak sądzę dobrze znana każdemu ze szkoły, więc nie będę jej opisywał. Jak podaje autor artykułu, Will Hart, teoria ta w praktyce została obalona. Mimo bowiem usilnych poszukiwań naukowców nie udało się znaleźć kopalnych form przejściowych organizmów. Najlepszym tego przykładem jest Homo sapiens. Rzekomo znaleziona forma przejściowa Homo erectus to oszustwo. Odkrywca tego szkieletu przyznał się, że część kości leżała kilkanaście metrów dalej niż reszta i były to kości małpie, a nie ludzkie. Innym przykładem obalającym teorię Darwina są rośliny kwiatowe. Nigdy nie znaleziono form pośrednich między roślinami bezkwiatowymi, a kwiatowymi, czyli jakichś roślin np. z częściowo wykształconymi kwiatami. Poza tym część teorii Darwina według której o przetrwaniu decyduje walka często nie ma potwierdzenia. Jest wiele organizmów żyjących w symbiozie np. grzyby z drzewami czy mchy z porostami. A i nasz organizm także – są w nim miliardy bakterii bez których nie bylibyśmy w stanie funkcjonować.
Artykuł 2 dotyczy sporu ewolucjonizmu (w wersji darwinowskiej) z kreacjonizmem. Autor artykułu, David Lewis twierdzi, że jest to fałszywy spór i obie koncepcje są błędne. Co do pierwszej już wiemy dlaczego z poprzedniego artykułu. Jeśli zaś chodzi o kreacjonizm według którego człowieka stworzył Bóg ok. 6000 lat temu autor także kwestionuje tę koncepcję. Podaje tu program telewizji NBC z1996 r. w którym eksperci przedstawili argumenty obalające tę teorię. Przedstawili dowody ignorowane przez naukowców. Eksperci ci mówili, że obok śladów dinozaurów odkryto ślady ludzkich stóp,
że znaleziono narzędzia kamienne sprzed 55 mln lat, o odkryciu bardzo starych map i o świadectwach na temat zaawansowanych cywilizacji technicznych z czasów prehistorycznych.
Artykuł 3 dotyczy tuszowania faktów naukowych za pomocą filtrów wiedzy i innych metod i napisał go sam autor książki. Opisuje m.in. on przypadek z 1966 r. amerykańskiej archeolog Virginii Steen-McIntyre i jej zespołu. Przeprowadzili oni powszechnie uznawanymi przez naukę metodami datowanie odkrytych w Hueyatlaco w Meksyku wymyślnych narzędzi kamiennych. Przypuszczano, że mają ok. 20 000 lat. Jednakże badaczka wraz z zespołem, stosując 4 różne metody datowania uzyskała wynik 250 000 lat! Po ogłoszeniu wyników nastąpił wrzask że to „herezja”, kpino z badaczki i jej pracy. Stała się persona non grata w archeologii nie mogąc nigdzie znaleźć pracy w swojej dziedzinie. Inny przykład – ponad wiek wcześniej po odkryciu złota w Table Mountain w Kalifornii kopano głębokie szyby, z których górnicy wydobywali setki artefaktów i ludzkich skamieniałości. Znajdowano je w warstwach geologicznych sprzed 9-55 mln lat. Autor podaje też trochę informacji o ukrywanych odkryciach, niewygodnych dla oficjalnej nauki, opisanych przez Richarda Thompsona
i Michaela Cremo w książce pt. „Zakazana archeologia”.
Artykuł 4 dotyczy dawnych katastrof. Geolog Robert Schoch podważa konwencjonalne poglądy na historię naturalną. W 1993 r. przedstawił on wyniki swoich badań Sfinksa. Badania te wykazały, że ślady erozji Sfinksa nie są efektem działania piasku ale spływającej wody. Oznacza to, że najstarsze fragmenty posągu mają co najmniej 2500 lat więcej niż twierdzi oficjalna nauka. Oznacza to, że w Egipcie jakieś 7000 lat temu klimat musiał być zupełnie inny niż dziś. Jako wyjaśnienie dlaczego budowniczowie Sfinksa zniknęli Schoch proponuje dużą naturalną katastrofę jako wyjaśnienie. Mamy tu różne rozważania na temat uderzenia planetoidy, wielkich pożarach, potopie. Jest to interesujące, ale nie ma póki co na to niepodważalnych dowodów.
Artykuł 5 dotyczy kataklizmu z roku 9500 p.n.e. Autor artykuły David Lewis twierdzi, że nowe badania podważają ortodoksyjne teorie na temat zlodowaceń i równocześnie potwierdzają wiadomości z dzieł Platona i wielu innych źródeł starożytnych. Autor powołuje się na niezależnych badaczy wg których około 9500 roku p.n.e. nasza planeta przeżyła katastrofalne zjawisko. Wydarzenia te były wynikiem odległej eksplozji kosmicznej i wywołały na Ziemi gwałtowne wybuchy wulkanów, silne i rozległe trzęsienia ziemi, ogromne powodzie i ruchy górotwórcze. Tę datę Platon uznał za czas zatonięcia Atlantydy. Niezależni badacze twierdzą, że zebrali niepodważalne dowody na temat prehistorii, które sprawiły, że tradycyjne spojrzenie na te czasy stało się jedynie domysłem. Dowody te opisali w dwóch książkach: „Cataclysm! Compelling Evidence of Cosmic Catastrophe In 9500 BC” (Kataklizm! Przekonujące dowody kosmicznej katastrofy w roku 9500 p.n.e.) autorstwa D.S. Allana i J.B. Delaira oraz „Earth Under Fire: Humanity’s Survival of the Apocalypse” (Ziemia w ogniu: jak ludzkość przeżyła apokalipsę) doktora Paula La Violette’a. W artykule autor przedstawia i omawia niektóre z tych dowodów. Brzmi to istotnie przekonująco.
Artykuł 6 pt. :Argumenty za potopem”, autorstwa Petera Brosa dowodzi, że epoka lodowa to mit naukowy wymyślony w XIX w. po to, aby nie przyznawać, że opisany w Biblii potop mógł być prawdą. Teoria epoki lodowej nie wyjaśnia dlaczego np. wyżłobienia zwane rynnami lodowcowymi występują tylko po jednej stronie gór czy też dlaczego głazy narzutowe znajdowano na pustyni, dokąd żaden lodowiec raczej nie mógł dotrzeć. Jak podaje autor dokonano zaś odkryć potwierdzających potop i odzwierciedlających setki nowo poznanych mitów i tradycji różnych ludów, w których wszędzie była mowa właśnie o potopie. Np. w osadach zawierających kości mamuta znaleziono też szczątki zwierząt egzotycznych, owadów i ptaków, które nie żyły na tym samym terytorium jak i roślin które nigdy nie występowały na obszarze, na którym znaleziono osady. Tej mieszaniny form żyjących nie mógł spowodować ruch lodowca. Dalej autor podaje inne równie interesujące przykłady.
Artykuł 7 porusza sprawę „męczeństwa” Emmanuela Velikowskiego. Autor John Kettler pisze, że idee katastrofistów zdobywają popularność, a ich bohaterski prekursor zyskuje dawno należne mu uznanie. Emmanuel Velikowski to ur. W 1895 r. rosyjski Żyd, z zawodu lekarz, który podróżował po Europie i Palestynie. Znał kilka języków. Był psychoanalitykiem. Pod wpływem dzieł Freuda Velikowski, znający dobrze historię starożytną zaczął zgłębiać zagadnienie czy w egipskich zapisach istnieją jakiekolwiek dowody wielkich katastrof, które wg Biblii poprzedzały wydarzenia z Księgi Wyjścia. Znalazł takie potwierdzenie w postaci Papirusu Ipuwera, gdzie Ipuwer lamentował z powodu ciągu katastrof jakie spadły na jego kraj. Zgadzało się to z przekazem Księgi Wyjścia. Velikowski zaczął szukać wyjaśnienia dla tych wszystkich katastrof. I znalazł takie. Opisał swoją koncepcję w książce Zderzenie światów w 1950 roku, a w 1955 roku w książce „Earth In Upheaval” przedstawił geologiczne i paleontologiczne dowody swoich wcześniejszych tez. Według Velikowskiego przyczyną biblijnych katastrof była Wenus. Według Velikowskiego Wenus była wcześniej kometą wyrzuconą z masy Jowisza, która miała bardzo ekscentryczny tor co doprowadziło do zderzenia z Ziemią lub sprowadziło Wenus na tyle blisko Ziemi, że spowodowało kataklizmy zanim Wenus „ustatkowała” się i trafiła tam gdzie jest obecnie. Według Velikowskiego to wszystko miało miejsce kilka tysięcy lat temu. Taka rewolucyjna koncepcja rzecz jasna była nie do przyjęcia dla astronomów według których kosmos był uporządkowany. Książki Velikowskiego były bestsellerami, ale sam Velikowski był strasznie jakbyśmy dziś powiedzieli hejtowany przez naukowców za „herezje”. Jak się okazuje późniejsze badania potwierdziły wiele tez Velikowskiego np. o gorącej Wenus czy to że ogony niektórych komet zawierają węglowodory. Wyniki badań sąd planetarnych po 1979 r. (wtedy zmarł Velikowski) potwierdziły wiele tez Velikowskiego i sprawiły, że „zmartwychwstał”.
Artykuł 8 jest jakby kontynuacją poprzedniego. Steve Parsons pisze, że znaleziono świadectwa prawdawnego kataklizmu, a Velikowski był geniuszem. W artykule autor opisuje te odkrycia i pisze, że wygląda na to, że kataklizmy jakie dotknęły Ziemię spowodowały dzisiaj globalną amnezję przez co nie znamy prawdziwej historii naszej cywilizacji, a oficjalna nauka robi co może, aby w tej amnezji ludzkość dalej utrzymywać. Fizyk Wallace Thornhill twierdzi, że ślady dawnych katastrof wskazują na to, że były one wynikiem wyładowań elektrycznych w kosmosie. Odkryto tzw. Prądy Birkelanda w Układzie Słonecznym co dowodzi, że w plazmie go wypełniającej jest przepływ prądu elektrycznego. David Talbott zaś analizował mity różnych kultur i wszystkie one są ze sobą zbieżne i opisują te same katastrofy w tym samym czasie.
Artykuł 9 pt. „Boże gromy”, autorstwa Mel i Amy Achesonów podaje, że są liczne świadectwa, że Wszechświat jest elektryczny i rozważa czy te świadectwa ujawniają prawdę o antycznych mitologiach. Autorzy przedstawiają dowody wyładowań elektrycznych we Wszechświecie i Układzie Słonecznym. Jako przykład podają Hygiuss Rille na Księżycu – kanały których nie wytworzyła ani woda ani lawa, ale wg fizyka W. Thornhilla ich cechy wskazują na powstanie w wyniku wyładowań elektrycznych. Autorzy opisują też Valles Marineris na Marsie. Jest to ogromna dolina, w której zmieściłoby się 1000 Wielkich Kanionów Kolorado. Według wspomnianego już fizyka powstała ona w wyniku działania na powierzchnię Marsa wielkiego łuku elektrycznego przez kilka minut. Przypomina ona bardzo ranę odniesioną przez mitycznego boga wojownika Marsa.
Artykuł 10 przedstawia zagadkę prehistorii Indii. David Lewis pisze, że datowanie odkryć dokonanych w Zatoce Kambajskiej psuje ortodoksyjną wizję zarania cywilizacji. U zachodnich wybrzeży Kuby znaleziono potężne bloki kamienne na głębokości 7000 m, ułożone w formy pionowe i koliste. Niektóre z nich przypominają piramidy. Oprócz tego ok. 40 km od wybrzeży stanu Gudżarat w Indiach odkryto wyraźne konstrukcje, wykonane przez człowieka ciągnące się na 8-kilometrowym pasie dna morskiego. Jest to duże i skomplikowane stanowisko. Znaleziono tam wyroby garncarskie, biżuterię, rzeźby, ludzkie kości i próbki pisma. Datowanie radiowęglowe wykazało w 2002 r.,
że jeden z okazów ma 8500-9500 lat, co wskazuje, że ludzka cywilizacja jest sporo starsza niż twierdzi oficjalna nauka.
Artykuł 11, autorstwa samego autora książki dotyczy cofania wrót cywilizacji. Według autora poszukiwanie śladów istnienia zaawansowanej cywilizacji prehistorycznej przynosi obecnie nowe owoce. Autor opisuje dziedzictwo R.A. Schwallera de Lubicza, który dogłębnie badał Świątynię w Luksorze w latach 1937-1952 i dokonał przełomowych odkryć, które są przemilczane. Dowiódł on, że twórcy tej Świątyni posiadali zaawansowaną znajomość matematyki i że już w 3000 roku p.n.e.
w Egipcie rozumiano harmonię i proporcję i że znali np. złoty podział. Wskazuje to, że egipska cywilizacja jest dużo starsza niż twierdzi nauka. Jednym z dowodów na to jest Róg grobowca Chentkaus, gdzie pod murarką z okresu Starego Państwa odsłania się znacznie starsza zwietrzała murarka mająca te same cechy erozji wodnej co Sfinks.
Artykuł 12, autorstwa geologa Roberta Schocha, przedstawia informacje o nowych badaniach potwierdzających że Sfinks jest dużo starszy niż twierdzi nauka. Schoch podaje tu tytuły kilku książek innych badaczy, którzy potwierdzają spostrzeżenia Schocha odnośnie tego, że ślady erozji na Sfinksie spowodowała spływająca po nim woda, a nie piasek. Nie ze wszystkim się z Schochem zgadzają, ale co do najważniejszego są z nim zgodni. Autor przedstawia w artykule polemikę z tamtymi badaczami.
Artykuł 13 jest poświęcony R.A. Schwallerowi de Lubiczowi i ma tytuł „Opus Magnum R.A. Schwallera de Lubicza”. Autor, dr Joseph Ray, przedstawia tu krótki opis tego co znajduje się w największym opublikowanym w 1998 r. dziele Lubicza, które jest zupełnie nieznane – The Temple of Man (Świątynia człowieka). Jak twierdzi autor żadna napisana w ostatnich 200 latach książka, poza jedną nie zbliża się nawet do tego dzieła jeśli chodzi o cel, zakres, materię tematu, majestat i głębię. Dzieło dotyczy badań de Lubicza nad Świątynią w Luksorze. Dzieło podzielone jest na 6 części i 44 rozdziały w dwóch wielkich tomach. Od rozdziału 27 książka jest poświęcona szczegółom architektury w Luksorze. Jest tam 101 ilustracji i ok. 1/3 z 300 rysunków w całym dziele. Książka ta nie jest łatwa w czytaniu. Autor dzieła bowiem zgłębiając tajemnice starożytnych zauważył, że byli oni ludźmi zupełnie inaczej myślącymi niż my. Przyswojenie sobie tylko niewielkiej części myśli faraońskiej starożytnych jest samo w sobie cierpieniem, gdyż nowoczesna mechanistyczna mentalność tworzy potężną barierę. Innymi słowy starożytni Egipcjanie nie byli materialistami jak my i stąd duże różnice w mentalności. Schwaller de Lubicz badając luksorską świątynię zgłębił tę mentalność i książkę napisał jakby trochę językiem starożytnym. Stąd jak pisze
do zrozumienia wymagany jest wysiłek, który jest konieczny do poszerzenia świadomości, a dopiero wtedy można zrozumieć starożytnych, ich dzieła i wiedzę jaką posiadali.
Artykuł 14 dotyczy Grahama Hanckocka, autora bestsellerów skutecznie przekonujących o istnieniu wielkiej, lecz oficjalnie zapomnianej cywilizacji. Argumenty Hanckocka choć wydają się niewiarygodne nie jest łatwo odrzucić. Napisał on m.in. Znak i pieczęć, Ślady palców bogów. Był w Meksyku, Peru i Egipcie. Stwierdził np., że starożytni mieli obszerną wiedzę dotyczącą precesji punktów równonocy, technika jaką stosowali do wznoszenia kamiennych budowli przekracza naszą zdolność do odtworzenia ich dzisiaj, znaleziono starożytne mapy wskazujące na dokładną znajomość linii brzegowej Antarktyki czy świadectwa, że monumenty na płaskowyżu Giza zostały zbudowane
w jednej linii z pasem Oriona mniej więcej 10500 lat p.n.e. W swoich książkach Hanckock stara się wyjaśnić te odkrycia.
Artykuł 15, Willa Harta, opisuje tajemnice Ameryki Środkowej. Oficjalna nauka nie zdołała do dziś wyjaśnić pochodzenia zaawansowanej kultury w Mezoameryce. Chodzi o cywilizację Olmeków, którzy pojawili się na długo przed Aztekami i Cortezem i nagle i z niewiadomych przyczyn zniknęli. Pozostawili po sobie wielkie kamienne ludzkie negroidalne głowy. Jest tu też mowa o cywilizacji Majów, która także była bardzo zaawansowana. Archeolog amator, a inżynier budownictwa z zawodu James O’Kon badając pewien szczególny kopiec kamieni stwierdził, że ów kopiec jest fragmentem mostu. Dokładniej badając to miejsce i znajdując inne kopce stwierdził, że Majowie zbudowali most o długości 200 m, wiszący na linach konopnych, z 2 przyczółkami i 3 przęsłami. Jest tu też mowa o dużej wiedzy astronomicznej Majów i ich kalendarzu kończącym się na 2012 roku.
Artykuł 16 – autor Moira Timms twierdzi w nim, że dzisiejszy świat może się wiele nauczyć od starożytnych Majów. Mamy tu dokładniejszy opis znajomości astronomii przez Majów, o galaktycznej zbieżności i o tym że zgodnie z kalendarzem Majów 21.12.2012 roku kończy się jedna era i zaczyna kolejna, nazywana Erą Wodnika. Majowie niewątpliwie byli starożytnym ludem bardzo rozwiniętym nie tylko umysłowo ale i duchowo.
Artykuł 17 to rozmowa z Johnem Michellem o megalitycznej Anglii. Michell jest autorem ponad 20 prac na temat antycznych tajemnic, świętej geometrii, UFO, niewyjaśnionych zjawisk itp. Także i Michell uważa, że prehistoryczne budowle, pisma i różne artefakty znalezione w różnych miejscach świata wskazują na to, że starożytni mieli dużą wiedzę i byli wysoko rozwinięci duchowo.
Artykuł 18 ma tytuł „Platon i Prawda” i jego autor, Frank Joseph, rozważa czy najsłynniejszy kronikarz Atlantydy pozostaje wiarygodny. Jest to jedyny ocalałby starożytny tekst dotyczący Atlantydy. Po rozważaniach autor stwierdza, że relacja ta jest raczej prawdziwa, choćby z powodu jej prostego stylu bez upiększeń. Póki co jednak prawdziwości jej potwierdzić nie można bowiem Atlantydy nie odnaleziono. Nie ma nawet zgody co do tego gdzie może się znajdować.
Artykuł 19, także autorstwa Franka Josepha ma tytuł „Fałszywa egejska Atlantyda”. Przedstawiona jest tu, jak ich określa autor, wersja skrajnych teoretyków według której Atlantyda znajdowała się na małej greckiej wysepce, obecnie zwanej Thira, na której dziś kwitnie turystyka. Teoria ta jednak nie znajduje potwierdzenia w faktach i nie zgadza się z opisem Platona.
Artykuł 20, Franka Josepha, przedstawia to kto szuka wiedzy o zapomnianej cywilizacji Atlantydy. Mimo iż oficjalna nauka określa ludzi wierzących w istnienie Atlantydy maniakami, głupkami czy szarlatanami wiele osób także z zachodniego świata naukowego sądzi, że Atlantyda istniała. Jednym z nich był Rudolf Steiner, autor wydanej w 1904 roku książki „Kronika Akasza”.Innym był Lewis Spence, Olof Rudbeck czy jezuita Athanasius Kircher. Większość z nich żyło jednak w XIX wieku lub wcześniej.
Artykuł 21 stanowi kontynuację tematyki Atlantydy. Autor J. Douglas Kenyon przedstawia rozmowę z Randem Flem-Athem, który wraz z żoną twierdzi, że Atlantyda znajduje się na Antarktydzie. Napisali książkę na ten temat pt. „When the Sky Fell: In Search of Atlantis”gdzie omówili teorię Hapgooda o przemieszczeniu skorupy ziemskiej,w wyniku czego Antarktyda kiedyś znajdowała się dużo bardziej na północ niż dziś oraz opisali swoje odkrycia. W rozmowie jeden z autorów przedstawia trochę z tego co odkryli.
Artykuł 22 dotyczy dalej Atlantydy. Autor Rand Flem Ath przedstawia w nim informacje na temat ustawienia starożytnych monumentów i sądzi, że mogą one nam coś powiedzieć o historii przesuwające j się skorupy ziemskiej co potwierdzałoby hipotezę o istnieniu Atlantydy na Antarktydzie.
Artykuł 23, Franka Josepha, dotyczy podwodnych ruin znalezionych u wybrzeży Japonii w marcu 1995 roku niedaleko Okinawy. Około 12 metrów pod powierzchnią wód Pacyfiku nurek znalazł coś co wyglądało jak wielki kamienny budynek porośnięty gęsto koralowcami. Archeolodzy nurkowali tam później i znaleźli m.in. masywny łuk wyglądający na bramę zbudowaną z olbrzymich bloków kamiennych, doskonale do siebie dopasowanych. To na pewno nie mogło powstać naturalnie. Niedługo znaleziono w okolicy 5 innych podwodnych podobnych obiektów. Według autora jest to najprawdopodobniej Lemuria.
Artykuł 24 krótko przedstawia to jak Anthony West, Robert Schoch i Graham Hancock nurkowali u wybrzeży Okinawy i oglądali podwodne ruiny przedstawione w poprzednim artykule. West i Schoch po zbadaniu stanowiska uważają, że jest ono pochodzenia naturalnego. Mnie to jednak nie przekonuje, bo przecież łuk wyglądający na bramę zrobiony z doskonale dopasowanych kamieni nie mógł powstać w sposób naturalny.
Artykuł 25 dotyczy Indii roku 30000 p.n.e. Autor David Levis pyta czy korzenie kultury indyjskiej leżą na dnie oceanu indyjskiego. Jest tu mowa o Lemurii. Według starożytnych poematów indyjskich (Mahabharata Silappadhikaran, Ramayana) dawne Indie stanowiły kiedyś część Kumari Kandam – wielkiego południowego kontynentu, który miał się rozciągać od obecnego Madagaskaru do Australii, a było to 30000 lat p.n.e. Według indyjskiej tradycji królestwo Pandya istniało od 30000 p.n.e.
do 16500 lat p.n.e. Według mitów w tamtych czasach spacerowali po Ziemi risi – ludzie o wielkiej mądrości i fenomenalnych osiągnięciach duchowych (Sławianie?!). Autor pisze tu o koncepcji zachodniej nauki o inwazji Arian na Indie ok. 2000 lat p.n.e. Twierdzi, że została ona obalona, bo znalezione szkielety potencjalnych najeźdźców i rdzennych mieszkańców nie różnią się od siebie. Jednak mnie to średnio przekonuje, bo to nie jest ścisły i jednoznaczny dowód. Nie ma tu ani słowa o badaniach DNA, a te przeprowadzono i okazało się, że Ariowie mieli tę samą haplogrupę R1A1 co Słowianie w Europie. Poza tym odkryto podhaplogrupę R1A1Y-DNA, która jest charakterystyczna tylko dla Polaków. Wygląda więc na to, że to z Polski nastapiła migracja na wschód do Indii, a nie odwrotnie. Gdyby tak bowiem było podhaplogrupę R1A1yDNA znalezionoby u Ariów w Indiach, a nie w Polsce. Poza tym język polski i języki słowiańskie są bardzo podobne do indyjskiego sanskrytu o czym autor też nie wspomina. To na pewno nie jest przypadek.
Artykuł 26 to rozmowa autora książki z Peterem Tompkinsem. Napisał on kilka książek w których rzucił wyzywanie naukowcom i został przez nich wyklęty. Napisał m.in. Tajemnice meksykańskich piramid, Sekrety gleby, Sekretne życie roślin, Tajemnice Wielkiej Piramidy. Ostatnie dwie z nich mają dodruki. Tompkins uważa, że starożytna architektura obfituje w świadectwa astronomicznej wiedzy oraz dużą wiedzę w dziedzinie budownictwa i że starożytni posiadali zaawansowane technologie nam dziś nieznane. Takie „herezje” powodują, że dla nauki jest on nie do przyjęcia.
Artykuł 27, Willa Harta, dotyczy rolnictwa starożytnego Egiptu. Autor pisze, że z tym co dziś wiadomo, że ludzie prowadzili tryb życia zbieracko-łowiecki po czym nastąpiła zmiana na tryb osiadły z uprawą roli. I tu mamy poważną niezgodność z teorią ewolucji. Przodkowie rolników z epoki kamiennej nie znali zupełnie traw, nie jeśli ich ziaren. A potem nagle w bardzo krótkim czasie ludzie znali już różne zboża, potrafili je uprawiać i krzyżować, a także mielić i robić z nich różne produkty jak chleb i piwo już ok. 5000 lat temu. Nie mogli zatem tej wiedzy nabyć od swoich przodków. Musiał im ktoś tę wiedzę przekazać, bowiem brak jest pośrednich faz rozwojowych. Możliwym wyjaśnieniem tej zagadki jest uzyskanie tej wiedzy od obcych przybyłych wtedy na Ziemię. Tej „herezji” jednak nauka nie chce przyjąć do wiadomości.
Artykuł 28, Franka Josepha dotyczy zaawansowanej techniki Atlantydy. Mamy tu przedstawione to co stwierdził w I połowie XX w. Edgar Cayce, gdy zgłębiał to zagadnienie. Według niego Atlantydzi mieli pojazdy powietrzne, łodzie podwodne oraz technikę bardziej rozwiniętą niż nasza w XX w. Mieli wg niego nóż elektryczny do cięcia metali, laser. Podstawą ich starożytnej techniki było poznanie i zastosowanie mocy kryształów. Dzięki nim kierowali w jakiś sposób siły napędowe przyrody do swoich potrzeb. Możliwy stał się transport morski, powietrzny i podmorski. W pewnym momencie obrócili promienie swoich kryształów mocy w kierunku planety i kopali wydobywając coraz więcej bogactw mineralnych. Mieli kolosalne ilości miedzi i złota. Najprawdopodobniej zachłanność na bogactwa doprowadziła do tego że zaczęli kopać zbyt głęboko, ich operacje górnicze zdestabilizowały Grzbiet Sródatlantycki, na którym leżała ich stolica. Pławili się bez umiaru w materializmie, czyli podobnie jak my dzisiaj. Wtedy Ziemia srodze ich za swoje krzywdy ukarała i zmiotła ich cywilizację zatapiając ją. Jeśli Cayce ma rację niech to będzie przestrogą dla nas.
Artykuł 29 dotyczy budowniczych egipskich piramid. Will Hart przedstawia tu fakty obalające oficjalną wersję powstania piramid za pomocą prymitywnych miedzianych narzędzi, okrągłych kamieni oraz budowy piramid przy wykorzystaniu siły fizycznej tysięcy robotników, którzy transportowali wielkie kamienne bloki na saniach. Np. bloki skalne użyte do budowy piramidy Chefrena ważą po 60 ton. Ich transport saniami jest niemożliwy, gdyż przy takiej masie sanie z takim blokiem po prostu zapadną się w grunt pod ciężarem bloku. Poza tym bloki podnoszono na wysokość kilkudziesięciu metrów i precyzyjnie dopasowywano tak, że nie da się między nie zmieścić nawet żyletki. Takie podnoszenie i precyzja nie są możliwe bez maszyn. Najlepszym dowodem na fiasko oficjalnej wersji nauki jest próba zbudowania repliki Wielkiej Piramidy o wysokości 20 m przez Japończyków finansowanych przez Nissana. Mimo, że japońska piramida miała być ponad 7 razy niższa niż oryginał próba budowy jej „naukowymi” metodami i narzędziami zakończyła się klęską. Mimo użycia nowoczesnych maszyn efekt był taki, że 4 ściany piramidy nie spotkały się w jednym punkcie.
Artykuł 30 pt. „Inżynier w Egipcie” autorstwa inżyniera Christophera Dunna dotyczy wytwarzania i wykorzystywania przez starożytnych Egipcjan wysoce specjalistycznych narzędzi porównywalnych z tymi z epoki kosmicznej. W artykule autor przedstawia dowody na poparcie swojej tezy. Był on w Egipcie i badał precyzję budowy piramid. Np. stwierdził że na kamieniu z Gizy krzywizna ścian wskazuje na obróbkę maszynową. Mamy też zdjęcie (str. 262) pokazujące wywierconą dużą cylindryczną dziurę w skale obok niedokończonego obelisku w Asuanie. Także musiała zostać wywiercona z użyciem zaawansowanych technik maszynowego wiercenia. Mamy tu sporo inżynierskich rozważań na temat metod wiercenia. Czy autor ma rację co do tego nie wiem, bo nie jestem specjalistą w tej dziedzinie. Jego hipoteza jednak ma z pewnością sens.
W artykule 31 C. Dunn przedstawia swoją hipotezę, że Wielka Piramida w Gizie nie była, jak twierdzi oficjalna nauka, grobowcem Faraona ale elektrownią. Znów mamy tu sporo matematycznych i inżynierskich rozważań. Np. z rozmiarów piramidy wynika, że jej budowniczowie znali rozmiary planety i oparli na niej swój system miar, zaś w jej kształt jest wbudowana liczba pi. Autor analizuje osobliwe cechy Komory Królowej oraz pozostałe resztki substancji chemicznych (sole na ścianach komory). Był to wg autora wynik reakcji chemicznej za pomocą której inicjowano wytwarzanie energii. Powstawał wodór wypełniający wewnętrzne tunele i komory piramidy. Drgania piramidy zainicjowane początkowymi impulsami wibracji zestrojone z częstotliwością rezonansową całej konstrukcji stopniowo zwiększały amplitudę i oscylowały harmonicznie z wibracjami Ziemi. Sprzężona harmonicznie z Ziemią energia oscylacyjna płynęła potem obficie przez piramidę.
W Komorze Króla energia akustyczna była zamieniana na elektromagnetyczną. Nie wiadomo jednak jak energia ta była odbierana i potem transportowana. My to robimy za pomocą linii wysokiego napięcia. W Egipcie nigdzie niczego podobnego nie znaleziono. Możliwe, że przesył odbywał się bezprzewodowo tak jak to zrobił Nicola Tesla. Tego jednak nie wiemy, a to tylko moja hipoteza. Tak czy owak twierdzenia autora wydają się bardzo prawdopodobne.
Artykuł 32, autorstwa C. Dunna to dalsze rozważania na temat piramidy w Gizie, prawdopodobnej starożytnej elektrowni. Autor pisze, że jego książka „Elektrownia w Gizie: technologie starożytnego Egiptu” wydana w 1998 r. wzbudziła duże zainteresowanie i że wiele osób poparło jego hipotezę. Następnie autor przedstawia kolejne dowody na to, że starożytni Egipcjanie posiadali zaawansowaną technologię obróbki kamienia. Autor opisuje kamienny, granitowy Sakrofag z Serapeum. Jest też jego zdjęcie. Dunn był w Egipcie w 1995 r. i dokonał za pomocą współczesnych przyrządów pomiarów precyzji. Stwierdził, że krawędzie górne sarkofagu są praktycznie idealnie gładkie, a trzy kąty między ścianami i podstawą dolną są idealnie proste, a jeden minimalnie odchylony od kąta prostego. Precyzja niesamowita, byłoby trudno uzyskać taką nawet dziś. Z pewnością nie jest możliwe wykonanie takiego czegoś prymitywnymi miedzianymi narzędziami i okrągłymi kamieniami jak twierdzą egiptolodzy.
Artykuł 33, również autorstwa C. Dunna dotyczy hipotezy XIX wiecznego egiptologa Wiliama Lindersa Petriego, który twierdził, że starożytni Egipcjanie rozwinęli metody obróbki maszynowej. Sceptycy odrzucają jego twierdzenia. Autor jednak dokonuje analizy wierceń w skałach. Początkowo wierzył pismom Petriego. Jednak badając osobiście jeden z rdzeni skalnych pozostałych po wierceniu (określony jako rdzeń nr 7) stwierdził, że Petri się pomylił. Mamy tu trochę inżynierskich rozważań odnośnie rowków w rdzeniu. Wierząc w to co napisał Petri autor wcześniej uważał, że Egipcjanie stosowali do wiercenia technikę ultradźwiękową. Po analizie rdzenia stwierdził jednak, że tak nie było. Jednak musiała tam być zastosowana jakaś technika z wiertłem mechanicznym.
Artykuł 34, także C. Dunna rozważa tzw. Komory odciążające znajdujące się nad Komorą Króla w Wielkiej Piramidzie w Gizie. Jest to 5 komór odkrytych nad Komorą Króla w 1936 r. Oficjalna teoria co do roli tych komór jest taka, że pełnią one rolę odciążającą płaski strop Komory Króla od ciężaru tysięcy ton wznoszących się nad nią kamiennych konstrukcji. Autor kwestionuje tę teorię, gdyż według jego wiedzy inżynierskiej istnieją prostsze sposoby na odciążenie płaskiego dachu w tym przypadku. Poza tym nad Komorą Królowej nie występują podobne komory, a znajduje się ona niżej niż Komora Króla i musi wytrzymać większy ciężar. Mamy tu znowu trochę technicznych rozważań. W każdym razie dalej autor twierdzi, że sensownym wyjaśnieniem dla dodatkowych komór nad Komorą Króla jest to, że stanowiły one element niezbędny, aby piramida-elektrownia działała.
Artykuł 35, również C. Dunna, dotyczy precyzji. Najpierw autor przedstawia znaczenie precyzji we współczesnych czasach. Przykładowo samochód osobowy jedzie dlatego, że części z których się składa są wykonane precyzyjnie, czyli z dużą dokładnością i tak samo dopasowane. Gdyby były między nimi duże luzy lub słabo pasowałyby do siebie samochód nie mógłby jeździć. Dalej autor rozważa to czy starożytni Egipcjanie byli precyzyjni. Jak już wiemy na przykładzie sarkofagu z Serapeum tak i to bardzo. W 2001 r. autor dokonał jeszcze kolejnych pomiarów precyzji wykonania sarkofagu. Używając specjalistycznego sprzętu (węgielnica wykalibrowana na 0,0012 mm) autor zbadał spód wieka sarkofagu i wewnętrzne ścianki sarkofagu i stwierdził, że tworzą prawie kąt prosty. Zatem nie tylko kąty przy dolnej podstawie sarkofagu są proste, ale podobnie jest przy górnej części sarkofagu, a tym uzyskanie tego jest o wiele trudniejsze. Autor ma 40 lat doświadczenia w wytwarzaniu precyzyjnych przyrządów, więc raczej można mu wierzyć. Ściany sarkofagu są idealnie prostopadłe co zdumiało bardzo autora. Inne artefakty badane w Egipcie przez autora również wykazują dużą precyzję wykonania niemożliwą do uzyskania bez użycia maszyn. Jak wiadomo tych nigdy nie znaleziono. Jednak dowody ich użycia do obróbki kamienia są raczej trudne do podważenia. Zapewne maszyny nie przetrwały po prostu do naszych czasów.
Artykuł 36, także C. Dunna dotyczy obelisku w Karnaku, z czasów starożytnego Egiptu, ważącego ponad 400 ton. Obelisk na pewno wycięto z kamienia w kamieniołomie. Według naukowców aby to zrobić wystarczyły prymitywne narzędzia jak kamienne młoty i dłuta spadowe, miedziane dłuta oraz materiały ścierne np. piasek. Argumentowano, że wystarczy odpowiednio duża i sprawna grupa robotników oraz dużo czasu. Ten ostatni według egiptologów jest tu najważniejszy. Dysponując wiedzą inżynierską autor określił, że przy wycinaniu obelisku nie można było zbytnio zwiększać liczby robotników, bowiem musieli oni wycinać kamień (granit) podzieleni na strefy 60 x 75 cm. Tylko w takich strefach mieli dostęp do wycinania. W takiej strefie mogła zmieścić się tylko jedna osoba. Na podstawie tych danych oraz wielkości obelisku i przyjmując szybkość pracy podawaną przez egiptologów autor dokonał obliczeń i wyszło mu, że samo wycięcie obelisku zajęłoby aż 50 lat. Tymczasem napisy hieroglificzne wskazują, że wykonano wszystko w ciągu tylko 7 miesięcy. Przyjmując, że jest to prawda (a nie ma powodu, aby Egipcjanie to sobie wymyślili) praca musiała być wykonywana znacznie szybciej, a skoro tak to nie mogły być do tego celu wykorzystywane prymitywne narzędzia o jakich mówią egiptolodzy.
Artykuł 37, także C. Dunna dotyczy tego co odkryto za tzw. drzwiami Gantenbrinka w piramidzie w Gizie. W 1993 r. niemiecki inżynier robotyki Rudolph Gantenbrink dokonał badania szybu o przekroju 20 cm i długości 66 m za pomocą skonstruowanego przez siebie robota z kamerą i na końcu szybu robot dotarł do czegoś co wyglądało jak drzwi. W 2002 r. skonturowano innego robota, który przewiercił się przez te drzwi. Było tam inne pomieszczenie z drzwiami. Według autora to co odkryto wspiera jego hipotezę o tym, że piramida w Gizie była elektrownią, np. zgodnie z przewidywaniami autora drzwi przez które przewiercił się robot miały 7,6 cm grubości jak wykazał ultrasonograficzny miernik grubości umieszczony na robocie.
Artykuł 38, autorstwa Marshalla Payna jest kontynuacją rozważań na temat wysoko zaawansowanej techniki jaką musieli znać budowniczowie Wielkiej Piramidy w Gizie. Piramida Cheopsa wykonana została z ponad 2 mln bloków wapiennych i ma wysokość 40 piętrowego budynku. Płaszczyzna jej podstawy zajmuje obszar 5,26 ha i wykuto ją z dokładnością do kilku cm. Długość każdej z jej krawędzi podstawy jest większa niż 2,5 długości boiska piłkarskiego. I to wszystko rzekomo stworzyło rolnicze społeczeństwo 4500 lat temu?! Piramida Chufu zaś jest typowym przykładem wielkiej sprawności technicznej starożytnych. Wielu uczonych spoza egiptologii uważa, że jej wymiary odzwierciedlają wymiary Ziemi. Obwód podstawy stanowi wtedy 0,5 minuty długości równikowej. Przy takim założeniu uzyskujemy obwód Ziemi wynoszący 39806 km. Pomiary satelitarne wykazują zaś 39999,74 km co daje różnicę 193 km. Daje to nam dokładność 99,52%! Wysokość piramidy to 146 m. Przyjmując te same założenia co poprzednio uzyskamy promień Ziemi wynoszący 6329,66 km. Pomiary satelitarne dały wynik 6356,75 m, co daje 27 m różnicy i dokładność 99,57%. Zatem wymiary piramidy odzwierciedlają wymiary Ziemi jako kuli z dokładnością ponad 99,5%! Przypadek? Wg egiptologów tak, a według mnie na 99,5% nie.
Artykuł 39, J. Douglasa Kenyona dotyczy gości z innego świata. Zecharia Sitchin, znawca starożytnej lingwistyki potrafiący czytać sumeryjskie pismo klinowe ale również egipskie hieroglify i język staro hebrajski inaczej niż inni uczeni odczytuje treść z hieroglifów w sposób dosłowny tak jakby to był zapis faktycznych wydarzeń, a nie mitów. Wtedy uzyskujemy zupełnie inną historię ludzkości – ludzi na których duży wpływ wywarli kosmici. Jak mówi Sitchin „Jeśli ktoś mówi, że w Zatoce Perskiej wylądowała grupa 50 osób pod dowództwem Enki, zeszła na ląd i założyła kolonię, to dlaczego mam twierdzić, że to się nie wydarzyło, że opis jest tylko metaforą, mitem, wytworem wyobraźni, że to czyjś wymysł, a nie relacja z wydarzeń”. Według Sitchina wszelkie biblijne, sumeryjskie i egipskie opowieści i odniesienia do Boga lub bóstw wskazują na przybyszów z kosmosu – Annunakich. Z tych opisów wynika, że Annunaki brali sobie za żony córki ludzkie i mieli z nimi dzieci. Zwano ich półbogami, a były to hybrydy. Później te hybrydy dalej krzyżowały się z ludźmi i powstawały kolejne wersje hybryd z genami ludzkimi i Annunaki. Jako, że według internetowych tzw. teorii spiskowych Annunaki to złe istoty gadzie tłumaczy to trudne do pojęcia mylenie i zachowanie wielu osób dawniej i dziś oraz brak współczucia czy wrażliwości na krzywdy innych. Po prostu nie są to ludzie, ale takie właśnie hybrydy wyglądające tylko jak ludzie.
Artykuł 40, również samego autora książki dotyczy artefaktów znalezionych w kosmosie. Na Marsie w rejonie Cydonii zarejestrowano obiekty, które wyglądają jak pozostałości starożytnej cywilizacji i to takiej, która dysponowała wiedzą i techniką znacznie bardziej zaawansowaną od ziemskiej. W 1993 r. NASA straciła kontakt z wysłaną na Marsa sondą, gdy ta zaczynała szczegółowe badania fotograficzne mające rozwiązać zagadkę. Do dziś tego nie wyjaśniono. Jednak nie tylko na Marsie takie coś znaleziono, ale również na Księżycu. W tym drugim przypadku jest dużo więcej dowodów niż tylko kilka zdjęć. Na zdjęciach NASA widać, że na Księżycu są gigantyczne obiekty, których natury nie daje się wyjaśnić żadną teorią geologiczną. Architekci rozpoznali tam szczegóły konstrukcji charakterystyczne dla obiektów budowlanych jak kratownica Fullera. Budowla wygląda na bardzo starą. Bardzo interesującym obiektem jest także wieża „jak ze szklanego kryształu, zachowana częściowo struktura, rodzaj olbrzymiego sześcianu na pozostałościach podpierających konstrukcji. Znajduje się ona ponad 11 km za płd-zach. rogiem centralnej części Księżyca, morzem zwanym Sinus Medii”. NASA jednak tego „nie zauważa”. Dlaczego? Według autora woli utrzymywać ludzkość w nieświadomości, aby nie rozleciał się system oparty na religii, w które wierzy większość Ziemian, a według których jesteśmy sami w kosmosie. Sądzę, że ma rację.
Artykuł 41, Lena Kastena dotyczy pulsarów. Jest tu rzecz bardzo interesująca, o której nie wiedziałem. Okazuje się, że z niedawno przeprowadzonych badań wynika, że pulsary są prawdopodobnie wytworem cywilizacji pozaziemskiej. Pulsary emitują stałe regularne sygnały. Jednak odkryto, że nie jest to ten sam sygnał powtarzany w jednakowych odstępach czasu. Sygnał jest stały, gdy rozpatruje się go jako średnią z 2000 impulsów. Potem następuje jakby przełączenie na inny tryb przez pewien czas po czym jest powrót do poprzedniego stanu. Odkryto też coś co nazywa się pulsarem milisekundowym. Wysyła on 642 impulsy na sekundę. Jest też niezwykle precyzyjny, bo ma dokładność 17 cyfr znaczących – większą niż dokładność najlepszych ziemskich zegarów atomowych. Emituje on światło widzialne o dużym natężeniu. Zdaniem fizyka Paula La Violette’a to nie przypadek i jego lokalizacja wskazuje na to, że spełnia on funkcję radiolatarni przeznaczonej specjalnie dla Układu Słonecznego a istoty które go wykonały chcą nas ostrzec w porę przed zbliżającym się kosmicznym kataklizmem, abyśmy mogli w porę zareagować.
Ostatni 42 artykuł, autorstwa Davida Levisa ma tytuł „Fizyk jako mistyk”. Przedstawia on najnowsze odkrycia w fizyce, które zgadzają się z tym co np. twierdzą Indianie, że wszystko ma duszę, nawet kamień. Fizyk David Bohm, jeden z protegowanych Einsteina przeprowadził eksperymenty z plazmą (gaz złożony z elektronów i zjonizowanych atomów). Przekonał się dzięki nim, że pojedyncze elektrony zachowują się jako część powiązanej całości i pełnią rolę jakby organizmu samoregulującego się, tak jakby miały wewnętrzną inteligencję. Bohm zaskoczony stwierdził, że morze subatomowe jakie stworzył było świadome. Stwierdził w wyniku swoich badań, że kwanty subatomowe są świadome, a z tego wynika, że wszystko jest świadome, nawet obiekty nieożywione. I tu mamy zbieżność z wierzeniami Indian.
Książka niezwykle interesująca, zawierająca mnóstwo informacji o powszechnie nieznanych odkryciach i teoriach. Niektóre hipotezy są zapewne fałszywe, ale samo to że ktoś je nam przedstawia jest dobre. W końcu prawdziwa nauka polega na rozważaniu i weryfikowaniu różnych hipotez, a nie na apriorycznym odrzucaniu niektórych z nich, gdyż kiedyś ktoś sobie coś wymyślił i to jest niepodważalny dogmat, a gdy ktoś go kwestionuje to jest „heretykiem”. Pora skończyć z ciemnogrodem i naukowcami jako kapłanami religii o nazwie nauka.
Tzw. pandemia COVID-19 to akcja fałszywej flagi, co udowadnia dr Andrew Kaufman
Poniższy film jest tłumaczeniem przez internautę filmu lekarza z USA, dr n. med. z kilkoma specjalizacjami Andrew Kaufmana. Oglądając pod mikroskopem zdjęcia płynu z płuc u pacjentów u których zdiagnozowano rzekomo koronawirusa COVID-19 i porównując z egzosomem doktor Kaufman stwierdził, że to jest to samo. Potwierdzenie tej tezy uzyskał, gdy dokonał dokładniejszej analizy – tak COVID-19 jak i egzosom są złożone tylko z RNA, oba mają ten sam kształt i wielkość wewnątrz i na zewnątrz komórki.
Czym jest egzosom? Mówiąc w uproszczeniu jest to struktura uwalniana przez komórkę w sytuacji gdy uległa ona uszkodzeniu w skutek m.in. zatrucia toksynami, promieniowaniem elektromagnetycznym, stresu. Powodów może być wiele.
Dr Kaufman mówi też o teście PCR, który jest stosowany do wykrywania koronawirusa. Test ten został opracowany w 1984 roku i nie służy do wykrywania wirusów powodujących choroby zakaźne, ale do wykrywania markerów wskazujących na występowanie u badanej osoby raka płuc. Może też wykrywać inne choroby. Test ten bowiem wykrywa tylko pewną sekwencję materiału genetycznego wskazującą na uszkodzenie komórek, czyli właśnie owe egzosomy.
Zatem wygląda na to, że test wykrywa egzosomy, stanowiące naturalną reakcję organizmu na czynniki szkodliwe, i to jest podawane jako pozytywny wynik testu na COVID-19.
Egzosomy ma z pewnością każda osoba, która ma jakąś chorobę przewlekłą, a już na pewno każda osoba z ciężką chorobą przewlekłą jak np. cukrzyca, nowotwór czy choroba wieńcowa. Tłumaczy to dlaczego na tzw. COVID-19 chorują głównie osoby starsze (najczęściej po 70-ce) i młodsze z ciężkimi chorobami. To te choroby są przyczyną ich złego stanu a nie rzekomy koronawirus.
W mediach mamy pandemię strachu, więc gdy taka chora osoba jeszcze zostanie zastraszona że koronawirus ją może zabić, to ze strachu i stresu mocno obniża się u niej odporność i dlatego choruje. Stres i strach bowiem wpływają na znaczne obniżenie odporności organizmu.
Wywiad z dr. Ayyadurai usunięty przez You Tube
W wywiadzie dr Shiva Ayyadurai, człowiek o najwyższych kompetencjach medycznych, w naukowy, a przy tym przystępny sposób rozprawia się z fałszywą pandemią, manipulacją kompletnie niewiarygodnymi testami na koronawirusa, fałszywymi diagnozami, sposobami „leczenia” respiratorami mechanicznymi, które skutkują śmiercią 80-90% pacjentów i wszyscy lekarze o tym wiedzą. To akt oskarżenia przeciwko Szumowskiemu oraz Morawieckiemu, jako zbrodniarzom dokonującym eksterminacji polskiego narodu na obce (a może nie obce, w przypadku Morawieckiego z pewnością nie obce, a korzeni Szumowskiego nie znamy) zlecenie.
Do nieświadomych kobiet – aborcja farmakologiczna to nie „zabieg” a zbrodnia – przeczytaj!
Od dawna wiedziałem, że aborcja to nic dobrego i że pozbawia się w ten sposób życia nienarodzonego dziecka i byłem i jestem przeciwny aborcji. Dzisiaj jednak dostałem na maila wiadomość od organizacji Pro-Prawo do życia dotyczącą aborcji przeprowadzanej za pomocą pigułek poronnych w domu. To co tam przeczytałem mną wstrząsnęło. W Niemczech, Holandii i Wielkiej Brytanii takie domowe aborcje zostały już prawnie dopuszczone z powodu pandemii koronawirusa.
W Polsce nie są legalne, ale są mafie aborcyjne. Za pomocą sprzyjających im mediów, głównie Gazety Wyborczej, reklamują swoją stronę internetową, na którą kierują kobiety w trudnej sytuacji życiowej, aby następnie nakłaniać je do zabicia dziecka za pomocą pigułek aborcyjnych, które wywołują poronienie. Pośredniczą jednocześnie w sprzedaży pigułek z zagranicy, zarabiając pieniądze na zamordowanych dzieciach i tragedii kobiet.
Mafie te przekonują nieświadome kobiety, że dziecko we wczesnej fazie rozwoju płodowego (np. w 8 tygodniu) to wciąż tylko „zlepek komórek”, który nie ma bijącego serca ani nie wygląda jak człowiek i że aborcja w tej fazie rozwoju dziecka to nic strasznego. Jednak ww. organizacja zamieściła kilka komentarzy kobiet, z forum internetowego takiej mafii aborcyjnej, które taką aborcję za pomocą pigułki wczesnoporonnej przeprowadziły. Jak się okazuje prawda jest zupełnie inna i nie chodzi tylko o dziecko, ale też o kobietę. Mafie aborcyjne oszukują też kobiety co do poziomu bólu jaki wtedy występuje oraz ilości traconej przy tym krwi. Poniżej te wstrząsające relacje kobiet na temat tego co się stało po zażyciu przez nie pigułek aborcyjnych.
„Zalała mnie fala krwi, dosłownie wszystko było we krwi, łóżko, podłoga, moje ciuchy, skarpetki, kapcie, wszystko. Biegiem do toalety, tam kolejna fala bólu, kolejne dwa silniejsze niż kiedykolwiek.”
„Do szpitala trafiłam z krwotokiem i regularnymi skurczami. Dziecko było żywe. Była próba powstrzymania, nie zadziałała. Dziecko urodziło się i zmarło mi na rękach w szpitalu. Po prostu masakra.”
O tym jak wygląda i czym jest aborcja kobiety połykające pigułki przekonują się najczęściej dopiero po tym, gdy już zabiją swoje dziecko. Tak jak ta kobieta po połknięciu pigułki i poronieniu:
„Ujrzałam maleńką istotkę, wielkości połowy mojego kciuka, mającą złożone maleńkie rączki, maleńkie nóżki, główkę i dobrze widoczne oko. I serduszko, które biło. Powiedzieli, że nie możliwe, żeby serce takiego płodu biło poza łonem matki, ale ja jestem pewna, że to co widziałam to było bicie małego serduszka.”
„Wzięłam tabletki i już po sekundzie tego żałowałam. Ból fizyczny pojawił się po ok. godzinie, ale ustąpił po paru dniach zupełnie. Natomiast ból psychiczny pozostał. W nocy po wzięciu tabletek poszłam do łazienki. Na podpasce leżało moje dziecko. Tak, dziecko, a nie zlepek komórek czy zarodek. Nikt mi nie powiedział że w 8 tygodniu ciąży dziecko ma głowę, oczka, ręce, paluszki. Trzymałam je w ręce i płakałam. Nic już nie mogłam zrobić. Oddałabym wszystko żeby to cofnąć.”
Tak więc wygląda prawda o aborcji farmakologicznej. Przerażające.
Ograniczenia w poruszaniu się są bezprawne – jak się bronić
Mamy w Polsce stan tzw. pandemii COVID-19. Czy to fałszywa czy prawdziwa epidemia w tej chwili nie ma to znaczenia, chodzi bowiem w tym przypadku o samo prawo. W związku z pandemią rząd wprowadził restrykcje dotyczące poruszania się po terenie kraju.
Ograniczenia te są bezprawne i stanowią de facto faszyzm. Zgodnie z konstytucją z 1997 r. (art. 228) wolności i prawa człowieka i obywatela można ograniczyć po wprowadzeniu jednego ze stanów nadzwyczajnych (stan wojenny, stan wyjątkowy lub stan klęski żywiołowej), wprowadzonych za pomocą ustawy. Żaden z ww. stanów nadzwyczajnych nie został wprowadzony na terytorium III RP. Zatem ograniczenia w poruszaniu się do załatwienia jedynie najważniejszych potrzeb życiowych (tak to się zdaje się oficjalnie nazywa) są bezprawne, bo łamią art. 228 konstytucji. Co więcej są bezprawne podwójnie, bowiem ograniczenia takie, zgodnie z art. 228 ust. 3 można wprowadzić tylko ustawą, a rząd je wprowadził rozporządzeniem. Zakres praw niepodlegających ograniczeniu po wprowadzeniu stanu nadzwyczajnego określa art. 233 Konstytucji z 1997 r.
Zatem sytuacja wygląda następująco: żadne ograniczenia swobód obywatelskich nie istnieją, a jeśli nas zatrzyma policja to zatrzymanie to jest bezprawne. Jak w tej sytuacji się bronić (np. małżeństwo pojechało kupić samochód, policja ich zatrzymała i dostali w sumie 60 tysięcy zł mandatu – bezprawne działanie – powinni iść do sądu).
Poniżej podaję instrukcję postępowania podaną przez sędziego pokoju Pana Marka Krasnopolskiego.
*** W trybie art. 241 kpa **
– Niniejszym *Oświadczam, że jestem* w trakcie realizacji spraw niezbędnych do zaspokojenia potrzeb związanych z bieżącymi sprawami życia codziennego zgodnie z rozporządzeniem Ministra Zdrowia.
Jednocześnie na podstawie zasady życia prywatnego (art. 47 Konstytucji RP) odmawiam dalszych wyjaśnień dotyczących szczegółów sprawy którą realizuję. Równolegle-jednocześnie przypominam, że Konstytucja RP gwarantuje obywatelowi wolność poruszania się (art. 52) i zezwala na jego ograniczanie wyłącznie w stanach nadzwyczajnych, zgodnie z art. 233.
Taki stan na terytorium RP *NIE* został wprowadzony.
Oświadczam, że jeżeli skierują Państwo przeciwko mnie wniosek o ukaranie, złożę przeciwko uczestniczącym w interwencji doniesienie o popełnieniu przestępstwa z art. 231 kk; tj. przekroczenie uprawnień na szkodę interesu prywatnego zagrożonego karą pozbawienia wolności do lat 3.
Dodatkowo oświadczam, że jeżeli we wniosku o ukaranie (do Sądu bądź Inspektora Sanitarnego) nie znajdzie się informacja, o tym, że oświadczyłem na wstępie, że w momencie zatrzymania byłem w trakcie realizacji spraw niezbędnych do zaspokojenia bieżących potrzeb życia codziennego, to dodatkowo złożę przeciwko przeprowadzającym interwencje doniesienie o popełnieniu przestępstwa z art. 271 kk; tj. wystawianie dokumentu który poświadcza nieprawdę, co do okoliczności mającej znaczenie prawne podlegające karze pozbawienia wolności do lat 5.
(podpis pokrzywdzonego)
[data – godzina]
Marek Krasnopolski
Źródło: https://tymczasowaradastanu2019.wordpress.com/2020/04/12/oswiadczenie-w-sprawie-respektowania-i-egzekwowania-zagwarantowanych-prawnie-wolnosci-obywatelskich-na-terytorium-polski/ – tu jest też możliwość pobrania ww. treści w pliku pdf.
Nie noś maseczki, bo możesz dostać zapalenia płuc
Poniżej 7-minutowy film, który obnaża absurd noszenia maseczek. I kompromituje obecny rząd, a w szczególności ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego (który powinien się nazywać ministrem chorób). W lutym mówił, że noszenie maseczek jest bez sensu, bo one nie chronią przed zarażeniem. W kwietniu zmienił zdanie o 180 stopni i rząd wprowadził rozporządzeniem Rady Ministrów nakaz noszenia maseczek do odwołania.
Poniżej opinia na temat maseczek dyplomowanego lekarza Huberta Czerniaka:
Na stole operacyjnym co pół godziny trzeba zmieniać maseczkę. Po pół godzinie staje się ona wilgotna od pary, zawiera plwocinę człowieka, a ponieważ jest mokro i ciepło to jest to świetne środowisko do rozwoju patogenów i grzybów. Jeżeli więc wychodzicie sobie w takiej maseczce i w niej paradujecie przez pół dnia po mieście to sami sobie odpowiedzcie co robi ta maseczka. Na pewno ułatwi Wam złapanie jakiejś infekcji.
Przy stole operacyjnym lekarze używają specjalistycznych, najwyższej jakości maseczek N-95 o małych porach. Jednak nawet one nie zatrzymują wirusa, który jest od porów takiej maseczki 3 razy mniejszy i spokojnie przez nie przejdzie. Maseczki jakie kupujemy i nosimy są gorszej jakości i pory w nich są jeszcze większe. Zatem żadna taka maseczka nie chroni ani nas przed zakażeniem ani nikogo innego.
Maseczki lekarze przy operacji zakładają wyłącznie w celu ochrony operowanej osoby (żeby np. gdy lekarz zakaszle plwocina nie dostała się do wnętrza otwartego brzucha pacjenta). Nie ma to żadnego związku z wirusami, a maseczki nie służą do ochrony przed wirusami.
Lekarze w warunkach sterylnych (przy operacji) wymieniają maseczki co 25-30 minut. My chodząc w maseczkach w warunkach dalekich od sterylnych (np. miasto, gdzie w powietrzu są zanieczyszczenia gazowe jak spaliny i inne np. pyły, bakterie, pyłki itp.) szybko mamy maseczki zabrudzone i powinniśmy je wymieniać co 5 minut. Wilgoć z naszego oddechu osadza się na maseczce i ciągnie tam wszystko i biorąc oddech wdychamy te wszystkie zanieczyszczenia. Grozi to zapaleniem płuc. Po sporadycznym noszeniu maseczki przez krótki czas raczej nam to nie grozi. Jeśli jednak będziemy tak robić codziennie przez wiele godzin bez wymiany maseczki i tak przez wiele dni czy tygodni to zagrożenie znacznie wzrośnie. Zamiast więc chronić innych (jak głoszą media) nikogo nie ochronimy, a sami możemy się ciężko rozchorować. Do tego maseczki zaburzają oddychanie i wydychane powietrze potem z powrotem wdychamy, a jest w nim dużo CO2 które wydaliliśmy z organizmu. A jak wiadomo CO2 to nie tlen i on działa źle i powoduje niedotlenienie. Długotrwałe nawet małe niedotlenienie może powodować problemy zdrowotne m.in. problemy ze snem, bóle głowy, problemy z koncentracją i inne.
A jeszcze gorsze są maseczki wykonane chałupniczo z różnych materiałowych szmatek. One jak określił lekarz są torturą dla organizmu. Cały syf z takiej maseczki, którego organizm chce się pozbyć przez taką pseudomaseczkę wraca do organizmu i trafia do płuc co prowadzi do zapalenia płuc.
O tym, że maseczki nikogo nie chronią i ich noszenie jest bezsensowne mówi także ordynator oddziału zakaźnego szpitala w Dąbrowie Tarnowskiej dr Zbigniew Martyka:
Tak więc maseczki szkodzą, a mogą być nawet zabójcze! Nie nośmy maseczek!
Każdy, kto podporządkowuje się niesprawiedliwemu prawu, ponosi odpowiedzialność za to wszystko, co jest tego konsekwencją. Toteż, jeżeli prawo i sprawiedliwość są w konflikcie, musimy wybrać sprawiedliwość i nieposłuszeństwo wobec prawa” – Mahatma Gandhi
Tutaj ewidentnie mamy taki konflikt bowiem działanie na szkodę własnego zdrowia nie jest sprawiedliwe, a takie działanie nakazuje nam prawo. Masz do wyboru – przestrzegać prawa ryzykując utratę zdrowia albo łamać prawo chroniąc zdrowie. Wybór należy do Ciebie.
Jeżeli jednak wciąż się boisz mandatu to jest jeszcze jedno wyjście z tej sytuacji. Rozporządzenie Rady Ministrów nakazujące noszenie maseczek (lub stosowanie innego sposobu zakrywania ust i nosa) przewiduje wyłączenia od tych zakazów.
Jedną z grup, które nie muszą nosić maseczek są osoby, którym stan zdrowia nie pozwala na zakrywanie ust i nosa, oraz osoby niepełnosprawne w tym umysłowo. Jest tam powiedziane, że nie trzeba mieć żadnego zaświadczenia lekarskiego potwierdzającego zdrowotne przeciwwskazanie do zakrywania ust i nosa. –> par. 18 ust. 2 pkt 3 Rozporządzenia (Dz.U. z 2020 r., poz. 697, str. 12 i 13). Pełna treść ww. rozporządzenia tu.
Zatem po prostu jesteś chory i nie możesz zakrywać ust i nosa. Masz astmę, pylicę, krzywą przegrodę nosową albo coś innego. Możesz też próbować udawać wariata. Inwencja twórcza nie zaszkodzi 🙂
Chore przepisy trzeba omijać, a jeśli się nie da to łamać. Życie i zdrowie jest ważniejsze niż jakieś paragrafy.
O co naprawdę chodzi z tzw. koronawirusem
Wywiad Davida Icke’a dla Londonreal.tv usunięty z You Tube. Porusza on tam bardzo wiele kwestii. David Icke powołuje się na lekarza z UK Andrew Kaufmana, który badał osoby chore rzekomo na koronawirusa i pod mikroskopem oglądał materiał genetyczny rzekomego wirusa. Był on taki sam jak w egzosomach – ludzkich strukturach uwalnianych z komórki która została uszkodzona np. przez promieniowanie elektromagnetyczne. Jest to naturalna reakcja organizmu.
David Icke przedstawia też moim zdaniem przekonujące dowody na to, że tzw. pandemia COVID-19 ma związek z wdrażaniem technologii 5G.
Jest też mowa czemu ma służyć technologia 5G. W skrócie ma umożliwić całkowitą kontrolę nad ludzkością i manipulowanie i sterowanie ludźmi jak robotami za pomocą sztucznej inteligencji. Kabaliści planują to wprowadzić w 2030 r.
Każdy komu zależy na tym, aby pozostać wolnym powinien to obejrzeć i rozpowszechniać ten film dalej. Musimy stawić opór nie tylko w Polsce, ale i na świecie przeciwko temu. Jeśli nic nie zrobimy za 10-15 lat rząd będzie nie tylko wiedział w każdej chwili gdzie jesteśmy, ale i będzie mógł (po likwidacji gotówki) nie pozwolić nam kupić żywności jeśli będziemy „niegrzeczni”. To niestety jest realna groźba. Od nas zależy czy się spełni.
Film trwa 2,5 h, ale jest to zdecydowanie bardzo pożytecznie spędzony czas, choć to o czym mówi David Icke może się wielu osobom wydać szokujące.
Dla leniwych poniżej obszerne streszczenie tego co jest na filmie. Oczywiście na filmie David Icke podaje dużo więcej szczegółów.
99% zmarłych we Włoszech osób na COVID-19 miało 1, 2 lub 3 ciężkie inne choroby współistniejące. To są oficjalne dane.
Nie wyizolowano wirusa COVID-19. Nie został spełniony żaden z czterech postulatów Kocha dotyczących infekcji zakaźnej.
W Chinach ludzie zaczęli masowo nagle chorować na choroby układu oddechowego. W ich płucach zbierał się płyn. Pobrano ten płyn i wyodrębniono z niego materiał genetyczny i ten materiał genetyczny uznano za koronawirusa. Gdy lekarz z USA dr Andrew Kaufman zbadał ten materiał genetyczny pod mikroskopem elektronowym okazało się, że jest on identyczny jak w przypadku egzosomów. COVID-19 to po prostu egzosom. I ten egzosom łączy się z tymi samymi receptorami co COVID-19 (ACE-2).
Egzosom – struktura uwalniana z komórki przez układ odpornościowy organizmu w sytuacji, gdy w organizmie są zatrute komórki. Zadaniem egzosomów jest ostrzeganie zdrowych komórek o istnieniu problemu. Jest to naturalna reakcja organizmu. Zatrucie komórek może nastąpić z wielu powodów np. uszkodzenia ich przez promieniowanie elektromagnetyczne, jedzenie chemicznej żywności, palenie papierosów, picie alkoholu i inne.
Osoby, u których zdiagnozowano COVID-19 tak naprawdę są to osoby, u których wykryto egzosomy, więc mają zatrute komórki z jakiegoś powodu (np. choroby przewlekłej).
Do zmarłych na COVID-19 zaliczane są osoby, u których wykryto koronawirusa, ale faktyczną przyczyną śmierci była ich choroba przewlekła np. rak czy choroba serca. Tak się tworzy fałszywe statystyki zgonów na COVID-19.
Lombardia (centrum wybuchu pandemii we Włoszech) znana jest na całym świecie z bardzo zanieczyszczonego, toksycznego powietrza. Tak jak Wuhan i Chiny. W związku z tym znacznie więcej ludzi umiera codziennie w Lombardii od problemów z płucami niż w pozostałej części Włoch. W związku z tym łatwo zakwalifikować tych ludzi jako zmarłych na COVID-19, a żeby podnieść statystyki zgonów ludzi zmarłych z innych powodów też się do nich zalicza, jeśli tylko test wykazał koronawirusa.
W Chinach gdy wybuchła ta niby pandemia na gwałt budowano dodatkowe szpitale, aby przyjmować do nich chorych na COVID-19. Po 7-10 dniach te szpitale zostały zamknięte, bo liczba przypadków nagle rzekomo spadła.
W szpitalach starzy ludzie są testowani na COVID-19 i jeśli go u nich wykryją (materiał genetyczny), co jest bardzo prawdopodobne, to często są zmuszani do podpisania deklaracji DNAR (o nieprzeprowadzaniu resuscytacji). Jeśli umrą są zaliczani do zmarłych na COVID-19. Segreguje się ludzi – kogo leczyć, a kogo zostawić, aby umarł. Tak zawyża się statystyki zgonów na COVID-19, aby mieć powód do przedłużania zamknięcia ludzi w domach.
Ten cyrk się zakończy, gdy uznają, że światowa gospodarka jest już wystarczająco zniszczona i większość ludzi uzależniona od państwa. Wtedy nagle będzie koniec. Tak było w Chinach – nagle się zaczęło i nagle się skończyło.
Statystyki można łatwo zmienić zmieniając sposób testowania. Test RT-PCR nie może i nie testuje ilości „wirusa” i nie jest przeznaczony do testowania na choroby zakaźne co przyznał sam jego twórca.
Największym sponsorem WHO po USA jest Bill Gates. Szefem WHO jest Etiopczyk z marksistowskiego rządu Etiopii, łamiącego prawa człowieka. Był tam ministrem zdrowia. Złapano go 3 razy na tuszowaniu epidemii cholery. On robi to co mu każą kabaliści.
5G ma dużo większą energię niż 4G i wcześniejsze generacje, które też są szkodliwe. To jest inna częstotliwość widma elektromagnetycznego – fale milimetrowe i znacznie mocniejsze od wcześniejszych. Ludzkie ciało funkcjonuje dzięki polu elektromagnetycznemu. Mózg porozumiewa się z resztą ciała, komórkami, elektrycznie. Elektrycznie przetwarzane są myśli, informacje. Jesteśmy więc istotami elektromagnetycznymi. Gdy PEM (promieniowanie elektromagnetyczne) jest w równowadze wtedy jesteśmy zdrowi. Gdy równowaga zostaje zaburzona chorujemy. Objawia się to jako choroba fizyczna i psychologiczna przez sposób w jaki zostało dotknięte przetwarzanie informacji przez mózg.
4G i inne technologie powodują bombardowanie naszego organizmu 24 h na dobę przez PEM wytwarzane technologicznie i przez wi-fi.
W okresie poprzedzającym „pandemię” wprowadzono 5G w wielu miejscach. Artur Firstenberg badał wpływ PEM na zdrowie (PEM wytwarzanych technologicznie) przez długi czas. W książce „Niewidzialna tęcza” dokumentuje, że za każdym razem, gdy mieliśmy poważną globalną „epidemię” od hiszpańskiej grypy w 1918 r. wyszło to z baz wojskowych. Zawsze była pandemia z objawami grypopodobnymi. Poprzedzało to wprowadzenie kolejnego poziomu mocy PEM wytwarzanego technologicznie.
W 2018 r. Firstenberg powiedział, zanim wprowadzono 5G, że każdy pojedynczy masywny wzrost technologicznie wytwarzanego promieniowania wpływającego na ziemskie PEM, z którym oddziałujemy cały czas spowodował ogromne problemy zdrowotne u ludzkiej populacji. W 2019 r. wprowadzili 5G, o którego powstrzymanie nawoływało wielu lekarzy i naukowców (z 41 krajów), bo technologii tej nie przebadano pod względem wpływu na zdrowie. Nie zrobiono żadnych niezależnych badań przez osoby niepowiązane czy nieopłacane przez przemysł telekomunikacyjny.
Na Capitol Hill senator zapytał osoby z przemysłu telekomunikacyjnego ile testów zrobili i ile wydali na zbadanie efektów 5G na ludzie zdrowie. Odpowiedzieli: ZERO! Gdyby je zrobili i by je upubliczniono nie pozwolonoby na wdrożenie 5G.
5G jest kabalistom potrzebne do pełnej kontroli nad ludźmi przez sztuczną inteligencję. Mogą masowo manipulować ludźmi. Co robi 5G? Zatruwa komórki za pomocą technologicznego PEM. I robi to dużo bardziej niż 4G z powodu dużo większej mocy promieniowania. Komórki się zatruwają, uwalniają egzosomy jako odpowiedź układu odpornościowego, a oni robią testy na COVID-19 i wykrywają te egzosomy i mówią, że wykryli koronawirusa.
Wuhan jako pierwsze chińskie miasto wprowadziło tuż przed „pandemią” 5G (ok. 10 tyś. anten).
Podczas zamknięcia ludzi w domach maszty 5G są bardzo szybko stawiane wszędzie na świecie, co zaobserwowało wiele osób. W samym UK było 21 miast i miasteczek. Wieże 5G są stawiane nocą, gdy ludzie śpią i nie widzą tego. Nie ma jak protestować bo jest nakaz izolacji.
Elon Musk co tydzień umieszcza nowe satelity na niskiej orbicie okołoziemskiej, które promieniują na Ziemię falami 5G. Ma zezwolenie na kilkadziesiąt tysięcy i to realizuje. Ma być 42000 satelitów. I gdy jest zakaz wychodzenia z domu Musk dostaje zezwolenie od Federalnej Komisji Łączności na rozwijanie 5G bez badań miliona anten naziemnych w USA. Przez te anteny łączą się z satelitami. Tworzona jest technologiczna subrzeczywistość 5G, co nazywają inteligentną siecią (Smart Grid) otaczając świat satelitami i tworząc rzeczywistość, do której ludzki umysł będzie podłączony przez sztuczną inteligencję i podają nawet kiedy to się stanie – rok 2030.
5G to zakres częstotliwości. Zaczyna się dość nisko (< 1 GHz), ale planuje się iść znacznie wyżej.
Lekarz badający płuca osób chorych na COVID-19 stwierdził, że ich płuca wyglądają tak jakby latali na wysokości 9 km i miała miejsce dekompresja w kabinie. Tlen znika i następuje powolna śmierć z braku tlenu. Można to też porównać do umieszczenia kogoś na szczycie Mount Everestu bez aklimatyzacji i aparatu oddechowego.
Dowiedzione zostało przez przemysł telekomunikacyjny, że 5G przy częstotliwości 60 GHz (docelowy poziom, w niektórych miejscach już osiągnięty) zatrzymuje absorpcję tlenu przez krew i ludzkie ciało! Gdy ktoś zostanie uderzony PEM o częstotliwości 60 GHz (z 5G) nie będzie absorbować wystarczającej ilości tlenu. Może nagle upaść na ulicy z niedotlenienia. Te objawy są dokładnie takie same jakie opisuje ww. lekarz z Nowego Jorku. Nie wie o co tu chodzi, bo dotąd czegoś takiego nie widział.
Dalej jest też mowa o tym, że Bill Gates planuje zaszczepić wszystkich ludzi szczepionką na COVID-19, w której będzie mikrochip. Chip ten będzie pozwalał na ciągłą kontrolę każdego człowieka, a także umożliwi podłączenie w przyszłości wszystkich ludzi do subrzeczywistości 5G przesyłanej ludziom z satelitów. Nie tylko będziemy mieli fałszywe informacje jakie nam się przekazuje w mediach głównego ścieku, ale także zwykły obraz rzeczywistości jaki będziemy widzieć będzie zmieniony dzięki mikrochipowi i 5G. Będzie to idealna technologiczna tyrania.
Pod koniec filmu David Icke mówi, aby działać póki jest czas i nie dopuścić do wprowadzenia tej tyranii NWO. Tylko masowe przebudzenie może zatrzymać tych psychopatów. Inaczej kiedyś nasze dzieci i wnuki zapytają: tato/dziadku/mamo/babciu co zrobiliście, aby powstrzymać tą tyranię w której teraz żyjemy? I co odpowiecie? Że nie zrobiliśmy nic, bo wierzyliśmy w kłamstwa mediów i marionetkowych polityków?
Wiec Suwerena
Planowany jest Wiec Suwerena. Celem jest stawienie oporu rządzącym pasożytom, którzy pod pretekstem koronawirusa znieśli nasze prawa i de facto wprowadzili faszyzm. Ich nakazy i zakazy są bezprawne, bo łamią konstytucję z 1997 r. według której prawa obywatelskie mogą być zawieszone tylko w razie wprowadzenia stanu nadzwyczajnego. Stanu takiego nie wprowadzili, a gdyby nawet to powód dla którego zostałby on wprowadzony jest fałszywy, bowiem nie ma żadnej pandemii koronawirusa. To jest jedno wielkie oszustwo.
Osoby chętne do pomocy w organizacji wiecu z Krakowa i okolic mogą się zgłaszać na adres: polach@protonmail.com
Można też zainteresować się akcją na Facebooku „Dla Rzeczpospolitej”, gdzie także organizowany jest ruch oporu przeciwko wprowadzonemu w Polsce faszyzmowi.
Józef Piłsudski sfałszowana biografia
Jest to drugi tom niedoszłej pracy doktorskiej historyka Tomasza Ciołkowskiego dotyczący Józefa Piłsudskiego (JP). Pierwszą część pt. „Józef Piłsudski bez retuszu” już wcześniej streściłem.
Druga część opiera się na tej samej metodyce co pierwsza część. Również autora w pierwszej części krótko przedstawiłem, więc przejdę od razu do meritum.
Druga część powtarza najważniejsze informacje z pierwszej części (jak np. to, że JP był agentem wywiadu japońskiego, austriackiego i niemieckiego albo, że nie brał udziału w Bitwie Warszawskiej 15.08.1920 r. 3 dni wcześniej składając, na ręce premiera Witosa dymisję ze stanowisk Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza, choroba psychiczna Piłsudskiego co najmniej od 1928 r. związana z niezdiagnozowanym i nieleczonym zapaleniem mózgu i inne). Te kwestie autor tylko krótko sygnalizuje, gdy są one potrzebne do wprow”dzenia nowych informacji, których nie było w pierwszej części. Są to informacje albo zupełnie albo jedynie bardzo słabo znane narodowi polskiemu (w szczególności sfałszowanie biografii Piłsudskiego za rządów sanacji w latach 1926-1939 oraz bandyckie rządy sanacji po zamachu majowym) i „odbrązawiają” one marszałka.
Rozdział pierwszy dotyczy wojny polsko-bolszewickiej i ma tytuł „Mity wojny polsko-bolszewickiej”. Jak wiadomo z pierwszej części JP został ukształtowany przez środowisko rosyjskich rewolucjonistów, wmieszany przypadkowo za sprawą brata Bronisława w zamach na cara Aleksandra III trafia na 5 lat na Syberię, gdzie jeszcze bardziej przesiąka duchem rewolucyjnym. Jego doświadczenia życiowe sprawiają że czuje nienawiść do Rosji i jeśli chodzi o politykę wobec tego kraju kieruje się złymi emocjami a nie chłodną kalkulacją. Przypuszczalnie chcąc dobrze działa na szkodę interesów narodu polskiego.
W latach 1919-1920 trwała w Rosji, po rewolucji bolszewickiej w listopadzie 1917 r., wojna domowa między obozami białych (jeden z przywódców gen. Anton Denikin) i czerwonych (bolszewicy – na czele z Leninem i Trockim). Jesienią 1919 r. biali przeważali i ich wojska zbliżały się już do Moskwy. Bolszewicy byli w trudnym położeniu i mogli przegrać. W tym czasie trwały również działania wojenne na froncie polsko-rosyjskim, który dotarł do rubieży: Połock-Borysów-Bobrujsk-Zasław-Zbrucz. Nasze wojsko walczyło z armią bolszewicką. Jednak jesienią 1919 r. działania wojenne na tym froncie zostały wstrzymane, wbrew oczekiwaniom państw Ententy. Jak się po latach okazało Naczelnik Państwa JP zawarł jesienią 1919 r. tajne porozumienie z sowietami i na mocy tego porozumienia działania na froncie polsko-radzieckim zostały okresowo wstrzymane. Dzięki temu bolszewicy mogli przerzucić kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy pod Moskwę, dzięki czemu odrzuciły wojska białych aż na Krym, a później ostatecznie czerwoni pokonali białych i ich rewolucja się utrzymała. Zatem to Piłsudski uratował bolszewików i ich rewolucję od klęski. A to wszystko dlatego, że gen. Denikin i biali byli dla niego uosobieniem carskiej Rosji, której z powodów osobistych nienawidził. Kierując się osobistymi emocjami całkowicie błędnie uznał bolszewików za mniejsze zło. Nie było mu dane przekonać się o swoim wielkim błędzie bo tak tragiczne wydarzenia jak choćby tylko zbrodnia katyńska miały miejsce już po jego śmierci.
Jak pisze, moim zdaniem słusznie, autor biali byli to rosyjscy patrioci walczący o utrzymanie w Rosji cywilizacji chrześcijańskiej. Gdyby JP im pomógł i wygraliby wszystko potoczyłoby się inaczej i mogłoby w ogóle nie dojść do II wojny światowej. Rosja bowiem jako państwo chrześcijańskie (choć prawosławne) mimo wielu historycznych zgrzytów dawałaby możliwość zawarcia sojuszu przeciwko nazistowskim Niemcom. A bez spustoszenia dokonanego w Rosji przez bolszewików w latach 20-ych i 30-ych XX w. biała Rosja byłaby państwem potężnym (w 1913 r. była druga na świecie pod względem wydobycia ropy po USA) i wraz z naszą armią (na początku lat 20-ych XX w. silną – niezniszczoną jeszcze przez czystki i wprowadzenie tam niekompetentnych legionistów przez JP) oraz silną Francją graniczącą z Niemcami od zachodu stanowilibyśmy na tyle dużą siłę, że Hitler byłby w kleszczach i nie mógłby rozpętać swojej wojny.
Gdy tajne porozumienie JP z sowietami wyszło w 1937 roku na jaw stworzono narrację, obowiązującą do dziś, że JP zrobił tak, gdyż biali nie uznawali niepodległości Polski. Nie jest to prawdą. Autor cytuje słowa samego gen. Denikina (cytat z książki Jana Engelgarda pt. „Klątwa generała Denikina): „Moje uznanie niepodległości Polski było całkowitym i bezwarunkowym. (…) Uznanie przez nas Państwa Polskiego nosiło charakter nie tylko formalny, lecz i ideowy. (…)”
Zatem JP zapisał się w historii nie tylko Polski, ale i świata jako ten, który uratował bolszewicką rewolucję przed klęską i przyczynił się do utrzymania się bandyckiego reżimu w Rosji i eksportu rewolucji na inne kraje. Ten bandycki reżim potem przez prawie 50 lat po II wojnie światowej gnębił nasz naród i kraj. Chyba nie o taką sławę JP chodziło.
W rozdziale jest też mowa o absurdalnej kampanii kijowskiej, która ściągnęła na nasz kraj nawałę bolszewicką i omal nie doprowadziła do całkowitego zniszczenia kraju i jego podbicia przez bolszewię o ćwierć wieku wcześniej. Już Julian Marchlewski i inni polscy komuniści szykowali się do przejęcia w Polsce władzy. Na szczęście gen. Tadeusz Jordan Rozwadowski opracował doskonały plan walk i wcielił go w życie i dzięki temu bolszewia została pokonana. To gen. Tadeusz Rozwadowski jest prawdziwym bohaterem Bitwy Warszawskiej 1920 r., „generał wyklęty”, a nie JP, który sobie przywłaszczył jego sukces.
Kampania kijowska i idea oderwania Ukrainy od Rosji i utworzenia z niej suwerennego państwa była absurdalna i musiałaby wywołać wojnę także z białymi gdyby wygrali wojnę domową z czerwonymi. Na Ukrainie bowiem znajdowała się znaczna część przemysłu i rolnictwa Rosji (kopalnie węgla, przemysł metalurgiczny, stąd pochodziło 90% pszenicy). Ten w skali imperium mały skrawek terenu (ok. 2%) generował ponad 25% rocznego dochodu. Każdy rząd rosyjski walczyłby o ten teren ze wszystkich sił, co jest oczywiste. To trochę tak jakby nam dzisiaj np. Czesi chcieli zabrać Śląsk i utworzyć tam oddzielne państwo Silesia (proporcje terytorialne nie są tu oczywiście zachowane).
Rozdział drugi dotyczy ciemnej strony działalności JP i sanacji tj. morderstw i innych kryminalnych czynów i obala mit tzw. sanacji moralnej za rządów JP. Jest to bardzo obszerny rozdział, bo liczy ponad 70 stron i jest najdłuższy w książce. Tak szeroki opis tych spraw jest jednak uzasadniony, bowiem ten temat się zupełnie przemilcza lub w najlepszym razie bagatelizuje. Nawet zamilczany przez media głównego ścieku tygodnik „Warszawska Gazeta” w Nr 3 (605) z 18-24.01.2019 r. w artykule pt. „Tasiemka i ministerialna kieszeń, czyli o związkach złodziejstwa i polityki” pisze sporo o złodziejskiej i innej przestępczej działalności gangu „Taty Tasiemki” (w tym o kradzieży portfela w 1935 r. przez jednego z członków gangu ówczesnemu wiceministrowi spraw wojskowych Felicjanowi-Sławoj Składkowskiemu podczas uroczystości pogrzebowych gen. Daniela Konarzewskiego 5.05.1935 r.). Jednak ani słowa nie ma tam na temat tego, że JP wykorzystywał gang „Taty Tasiemki” do mokrej roboty, tj. do mordowania i bicia swoich przeciwników politycznych czy też osób niewygodnych z innych powodów. Istnieje powiedzenie, że murzyn zrobił swoje murzyn może odejść. I tak było też i tu. W 1932 r. gdy władza JP była już mocna gangsterów posadzono na ławie oskarżonych, skazano i poszli siedzieć.
Dowiadujemy się m.in., że gen. Zagórski został zamordowany przez sanację, gdyż wiedział dobrze o agenturalnej przeszłości Piłsudskiego. Wyjście na jaw informacji, że JP współpracował z wywiadem austriackim i chciał wywołać w 1914 r. polskie powstanie w zaborze rosyjskim na zlecenie Austriaków skompromitowałoby go w oczach narodu. Dlatego aby niewygodna prawda nie wyszła na jaw gen. Zagórski został zamordowany przez sanacyjne władze. Okoliczności zbrodni wyszły na jaw w 1937 r. Ich opis ktoś w anonimowym liście przysłał byłemu już wtedy premierowi Witosowi. Wynikało z niego że gen. Zagórski został zastrzelony przez legionistów w Forcie Legionów 6.08.1927 r., a potem zmasakrowane i obciążone kamieniami zwłoki wrzucono do Wisły pod Wilanowem. Autor przytacza dokładny opis morderstwa podany przez anonimowego autora listu z pamiętników Witosa. Najpierw gen. Zagórski był bity i chciano, aby wydał kompromitujące JP dokumenty. Ten jednak odmówił i mocno się bronił, więc go ostatecznie zastrzelili. Opis jest bardzo dokładny i szczegółowy z podaniem nazwisk, więc jest wiarygodny. Inni oficerowie z armii austriackiej znający agenturalną przeszłość Piłsudskiego również zostali przez sanację zamordowani. Wyjątkiem był gen. Józef Rybak, który w 1953 r. napisał swoje pamiętniki, gdzie o tym fakcie także wspomniał. Zostały one wydane już po jego śmierci w 1954 r.
Inny przykład mordu dokonanego przez ludzi Piłsudskiego to prawdziwy bohater Bitwy Warszawskiej 1920 r., czyli gen. Rozwadowski. Został on po zamachu majowym w 1927 r. uwięziony przez sanacyjny reżim, a następnie jak wszystko na to wskazuje zarażony złośliwą odmianą końskiej włośnicy podaną w potrawie. Tak stwierdził lekarz, z którym śmierć generała konsultowała jego krewna Felicja-Brochwicz-Żeromska. Włosień rani i przecina narządy. Gen. Rozwadowski zmarł 18.10.1928 r. Sekcji zwłok nie przeprowadzono. Mimo to wojskowy lekarz płk dr Bolesław Szarecki odbył konsylium z badającymi zwłoki generała lekarzami i stwierdził, że otrucie generała Rozwadowskiego jest niemal pewne. Piłsudski tak nienawidził gen. Rozwadowskiego, że pogrzeb generała odbył się bez należnych Mu honorów wojskowych i w godzinach porannych, aby jak najmniej osób brało w nim udział. Generał Rozwadowski i jego bohaterskie czyny miały zostać z pamięci ludzkiej wymazane. I prawie się JP i sanacji udało, ale dzisiaj jednak prawda wychodzi na jaw.
Autor opisuje też trzy próby zamordowania gen. Józefa Hallera przez sanacyjne władze. Próby te na szczęście zakończyły się niepowodzeniem. Gen. Haller był dla JP niewygodny gdyż to on dowodził silną „Błękitną Armią”, sprowadzoną z Francji,która miała duży udział w odzyskaniu niepodległości przez Polskę. Miał on duże sukcesy wojskowe i cieszył się uznaniem narodu polskiego. Był więc konkurentem do sławy.
Także morderstwo prezydenta Gabriela Narutowicza należy zaliczyć na konto sanacji. Niezrównoważony psychicznie malarz Eligiusz Niewiadomski „endek” był tylko narzędziem, fanatykiem, którego sanacja podpuściła i wykorzystała do morderstwa dopiero co wybranego prezydenta. Piłsudskiemu chodziło o wywołanie rozruchów jako odwet za zamordowanie Narutowicza. Miało to wg planu JP spowodować rzeź narodowców i zdestabilizować mocno sytuację w kraju. Wtedy Piłsudski dokonałby zamachu stanu kreując się na zbawcę narodu, który przywrócił porządek. Mamy tu jako dowód wypowiedź piłsudczyka Kazimierza Stamirowskiego, adiutanta JP „Odwet nie polega tylko na zabiciu pewnej ilości przywódców endeckich, to ma być tylko początek, po którym nastąpi przechwycenie władzy„. Plan się nie powiódł dzięki ostremu sprzeciwowi szefa PPS Ignacego Daszyńskiego.
Oprócz tego było wiele innych morderstw oraz pobić osób niewygodnych. Np. słynny pisarz Tadeusz Dołęga Mostowicz został przez sanacyjnych bandytów ciężko pobity za to, że pisał bardzo krytyczne artykuły na temat rządów Piłsudskiego. Cudem uszedł z życiem. Nieprzytomnego bandyci wrzucili do glinianki w Łomiankach zapewne myśląc że już nie żyje. Dopiero następnego dnia rano odzyskał przytomność, a jego jęki zauważył chłop jadący w pobliżu furmanką. Wyciągnął go z mułu i zawiózł do szpitala. Pobicia dokonali tzw. nieznani sprawcy. Coś jak „seryjny samobójca” znany z wciąż (nie)miłościwie nam panującej III RP.
Oprócz tego sanacyjni bandyci w wojskowych mundurach dopuszczali się innych przestępstw. Jednym z nich było zdemolowanie i w zasadzie całkowite zniszczenie (wliczając w to maszyny drukarskie) redakcji opozycyjnych w stosunku do reżimu sanacji gazet takich jak „Gazeta Warszawska” czy „Dziennik Wileński”.
Poza tym były także skandale obyczajowe takie jak korzystanie przez sanacyjnych ministrów z usług prostytutek.
Autor opisuje także trzymanie więźniów politycznych (z obozu narodowego, PPS, PSL i innych partii) w obozie w Brześciu i potem w Berezie Kartuskiej gdzie ich bito i torturowano psychicznie. To było już poruszane w pierwszej części, a tutaj zostało rozszerzone. Ogólnie to co tu jest w tym rozdziale opisane jest szokujące i powszechnie nieznane. Opisałem w skrócie tylko niewielką część tego co zostało tam przedstawione.
Rozdział trzeci dotyczy polityki zagranicznej JP. Na początku autor zaznacza, że Piłsudski kierował się w polityce, zwłaszcza w stosunku do Rosji, emocjami a nie logiką i rozsądkiem. Do zamachu majowego w 1926 r. Polska była rządzona przez partie narodowe i ludowe. Działały one w interesie narodu i w polityce zagranicznej stawiały na sojusz z Francją przeciwko Niemcom. Nasza armia była uzbrajana w nowoczesny sprzęt i broń za preferencyjne kredyty jakie dawała nam Francja. Nie było to rozwiązanie idealne ale dawało nam spore bezpieczeństwo ze strony Niemiec, które będąc w kleszczach dwóch dość silnych armii niewiele mogły zdziałać. Porządek wersalski dzięki temu w miarę dobrze się trzymał. Po zamachu majowym, sfinansowanym i zorganizowanym przez Brytyjczyków i Żydów i gdy JP przejął zupełnie władzę nastąpiły duże zmiany sprzeczne z naszą racją stanu. JP oficjalnie nie zerwał sojuszu z Francją, ale działał w interesie Wielkiej Brytanii. Brytyjczycy uważali, że Francja w sojuszu z Polską przeciw Niemcom zbyt urośnie w siłę i zagrozi ich hegemonii w Europie. Dlatego zorganizowali zamach stanu w Polsce i zmienili polską politykę. JP postawił na proangielską i proniemiecką politykę de facto dążąc do obalenia w Europie porządku wersalskiego, na którym opierało się istnienie niepodległej Polski. Piłsudski uważał, że sojusz z Francją jest niewiele wart i zaczął zbliżać się do Niemiec jak twierdził przeciwko Rosji. Orientacja na Niemcy i dążenie do poprawy stosunków z tym krajem zaowocowało w 1934 roku podpisaniem paktu o nieagresji. Był on korzystny tylko dla Niemiec, bowiem w 1932 r. Niemcy uzyskały od aliantów zgodę na budowę armii. Rządzący w 1934 r. Niemcami Hitler dzięki paktowi z Piłsudskim zyskiwał spokój na wschodzie i mógł spokojnie budować armię. Polska zaś związana paktem nie mogła prowadzić podobnych działań. Zresztą armia i tak była już wtedy w niemal zupełnej rozsypce. W 1932 r. podpisaliśmy podobny pakt o nieagresji z ZSRR. Była to jak określił JP „polityka dwóch stołków”. Z któregoś musieliśmy najpierw spaść i to wiedział też Piłsudski. Polecił założyć specjalną jednostkę w wojsku, zwaną Laboratorium, mającą ustalić kto nas pierwszy zaatakuje. Wojskowi po analizie słusznie uznali, że będą to Niemcy. Piłsudski jednak nie potrafił przezwyciężyć swych osobistych uprzedzeń do Rosji. Zignorował te analizy i autorytatywnie uznał, że Rosja nas pierwsza zaatakuje. Zupełnie nie dostrzegał zagrożenia ze strony Niemiec. Niektórzy twierdzą, że planował wojnę prewencyjną przeciw Niemcom proponując ją Francji. Nie ma to jednak żadnego potwierdzenia w źródłach historycznych. Była to raczej wyłącznie akcja propagandowa na użytek narodu, który obawiał się Niemiec. Zresztą wojna prewencyjna w 1934 r. była wykluczona z prozaicznego powodu – armia po „reformach” JP była bardzo słaba i taka wojna byłaby dla nas samobójcza. Zresztą JP uważał dojście do władzy Hitlera za korzystne dla Polski i naszych stosunków z Niemcami. Nie dopuszczał myśli że Niemcy i ZSRR mogą się porozumieć przeciw nam, co jak wiemy kilka lat później nastąpiło. Po śmierci nie zostawił żadnego testamentu i w obozie piłsudczyków w 1935 r. rozgorzała walka frakcyjna o władzę, co jeszcze pogorszyło sytuację naszego kraju. Gdy już walki o władzę się zakończyły dalej realizowana była samobójcza polityka zagraniczna, choć przynajmniej podjęto działania w kierunku naprawy i wzmocnienia armii, ale było już za późno. Polityka Józefa Becka doprowadziła do konfliktu z jednym z ważnych filarów systemu wersalskiego Czechosłowacją. Nie udzielił on wsparcia Czechosłowacji w 1938 r. i ta nie mając innego wyjścia skapitulowała wobec żądań Hitlera oddając mu Sudety, gdzie był skoncentrowany cały duży przemysł wojenny Czechosłowacji, który teraz dostał się w ręce III Rzeszy i zaczął pracować dla niej. Gdyby Beck poparł Czechosłowację Hitler musiałby się długo zastanawiać nad atakiem na oba nasze kraje. Czechosłowacja miała dość dobre fortyfikacje antyniemieckie i sporo wojska zmechanizowanego, ale mało żołnierzy. Sama nie miała szans w starciu z Hitlerem. Wraz z nami szanse na wspólną obronę byłyby sporo większe, choć i to nie dawało rzecz jasna pewności. System wersalski bowiem już mocno się wtedy chwiał. W marcu 1939 r. Hitler zagarnął resztę Czechosłowacji, a Polska się do tego rozbioru przyłączyła wcześniej zabierając w 1938 r. Zaolzie i Bukowiec. Tym samym system wersalski przestał istnieć i stało się jasne, że II wojna światowa jest kwestią krótkiego czasu – już nie lat, ale miesięcy. Jej przebieg i tragiczne dla nas skutki znamy. Doprowadził do nich Józef Piłsudski ze swoją absurdalną polityką sprzeczną z polską racją stanu. To, że potem przez kolejne 45 lat po wojnie była „przyjaźń polsko-radziecka” to także jego „zasługa” i to z dwóch powodów: 1) pomoc bolszewikom w pokonaniu białych i 2) polityka która spowodowała rozpad systemu wersalskiego. Zatem gdy rok temu Putin zarzucał nam, że wywołaliśmy II wojnę światową nie minął się aż tak bardzo z prawdą.
Rozdział czwarty ma tytuł „Strażnicy z Ministerstwa Prawdy”. Brzmi to trochę jak u Orwella, ale tak było. JP i piłsudczycy bali się prawdy jak ognia. Gdyby naród polski poznał prawdę o JP to rządy jego i jego zwolenników szybko w oczach narodu straciłyby legitymację i albo by tę władzę stracili albo też musieliby iść na wojnę z całym narodem polskim, aby jej nie stracić. Żeby więc się u władzy utrzymać i ją bez większych przeszkód móc sprawować musieli zmienić historię tak, aby zrobić z Piłsudskiego wielkiego bohatera, który niemalże w pojedynkę wywalczył niepodległość dla Polski i jedynie on i jego ludzie mogą Polską rządzić. JP i piłsudczycy robili więc wszystko, aby zmienić historię. Zaczęli od niszczenia niewygodnych dokumentów jeszcze w 1923 r. m. in. dotyczących współpracy JP z austriackim wywiadem H.K. Stelle. Były tam m.in. kwity potwierdzające że JP brał pieniądze od austriackiego wywiadu. Po dojściu JP do pełni władzy w 1926 r. oprócz niszczenia dokumentów władza nałożyła też embargo na prawdziwe informacje o JP. Np. gdy sanacyjny historyk Władysław Pobóg Malinowski napisał biografię JP, w której ujawnił, że JP w 1899 r. dokonał konwersji z katolicyzmu na protestantyzm sanacja ocenzurowała książkę nakazując usunąć z niej niewygodny fakt. JP miał być w odbiorze społeczeństwa czysty jak łza i idealny niczym Bóg. Podobnie zatajano romans JP z Aleksandrą Szczerbińską i jeszcze dwiema innymi kochankami w czasie gdy Aleksandra była już drugą żoną JP. Naród także nic nie wiedział o chorobie psychicznej JP objawiającej się okresowymi napadami agresji i wypowiadania potoku obelżywych słów, strzelaniem do wyimaginowanych zjaw czy wygrażaniem przez JP wyimaginowanym wrogom gdy był sam w pokoju jak wynika z relacji jego adiutanta. Wszelkie krytyczne uwagi wobec JP w prasie bezwzględnie tępiono. Doszło do tego, że jeden z dziennikarzy „Dziennika Wileńskiego” za nazwanie JP kabotynem (już po śmierci JP) został pobity i stanął przed sądem i trafił do więzienia za obrazę czci JP. Po tym wydarzeniu reżim sanacji 15.03.1938 r. wprowadził do sejmu projekt ustawy o obronie czci marszałka JP. Ustawa weszła w życie 13.04.1938 r. Od tej chwili wolno było o JP mówić tylko tak jak nakazywała sanacyjna propaganda, czyli wychwalać JP albo milczeć. Wszelka krytyka traktowana była jak obraza czci JP i groziło za nią aż 5 lat więzienia! Ta ustawa była wówczas ewenementem na świecie. JP był jedyną postacią historyczną w Polsce której nie wolno było legalnie krytykować. Był też instytut historyczny, który tak pisał ówczesną historię najnowszą Polski, aby JP był zbawcą narodu. I taką kłamliwą historię „sprzedawano” społeczeństwu. Do dziś większość ludzi w Polsce w te kłamstwa wierzy. O tym szerzej autor pisze jednak w następnym rozdziale.
Rozdział piąty dotyczy tego jak sfałszowano biografię JP. Piłsudczycy i sam JP wykorzystali w tym celu dwie instytucje: Instytut Badania Najnowszej Historii Polski (po śmierci JP dodano do nazwy człon im. Józefa Piłsudskiego) oraz Wojskowe Biuro Historyczne. Obie te instytucje współpracowały ze sobą. Instytut już w 1923 r. tworzyli ludzie w znacznej większości wywodzący się z Legionów Polskich i Pierwszej Brygady dowodzonej przez JP. I już w 1923 r. zaczęli „poprawiać” biografię JP, aby w oczach narodu był bohaterem. Skoncentrowali się na kulcie JP jako osoby bez której Polska nie odzyskałaby rzekomo niepodległości oraz kulcie JP jako pierwszej osoby w państwie. Początkowo szło niezbyt dobrze, bowiem pierwszy szef Instytutu Leon Wasilewski chciał prawdziwych badań historii, a nie propagandy. Po zamachu majowym w 1926 r. Instytut został połączony z Wojskowym Biurem Historycznym i problem zniknął. Nowy szef Instytutu gen. Julian Stachiewicz był w pełni dyspozycyjny wobec sanacyjnego reżimu. Później tę samą linię kontynuowali kolejni szefowie Instytutu, zaufani ludzie JP i zarazem masoni Walery Sławek i od kwietnia 1939 r. Aleksander Prystor. We władzach Instytutu oprócz samego szefa także byli ludzie JP, elita Pierwszej Brygady dobrana przez samego JP. Do ważniejszych osób w Instytucie należeli ludzie z przeszłością socjalistyczną, legionową lub POW – z bardziej znanych m. in. Jędrzej Moraczewski, Kazimierz Świtalski czy Janusz Jędrzejewicz. Do tego należy doliczyć dwóch czołowych polskich masonów: Henryka Kołodziejskiego i Andrzeja Struga (Tadeusza Gałeckiego). Do 1926 r. Instytut miał problemy lokalowe i wiele nie zdziałał. Od jesieni 1926 r. po połączeniu z Wojskowym Biurem Historycznym Instytut zyskał lokale i pomoc w uporządkowaniu archiwaliów i ich przechowywaniu (dotąd archiwa przechowywane były w mieszkaniach piłsudczyków). Instytut działał od tej chwili za wyraźną sugestią JP i na jego zlecenie. Instytut propagował kult JP i jego sfałszowaną biografię, w której przypisano JP zasługi innych osób (m.in. gen. Rozwadowskiego z Bitwy Warszawskiej, którą to wg sanacyjnej wersji historii dowodził JP) oraz znacznie wyolbrzymiono rolę JP w odzyskaniu niepodległości przemilczając zarazem różne niewygodne fakty (jak agenturalna przeszłość JP czy to, że z Magdeburga 10.11.1918 r. przyjechał specjalnym pociągiem i że został wybrany na Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza przez kontrolowaną przez Niemców Radę Regencyjną czy o tym, że zamach majowy z 1926 r. sfinansowali i zorganizowali Brytyjczycy i Żydzi).
Propaganda nie szła zbyt dobrze. Instytut w 1930 r. zaangażował się w działalność wydawniczą, ale jego pozycje słabo się sprzedawały bowiem rządzący reżim sanacji cieszył się niską popularnością w społeczeństwie. Wydająca książki i broszury Instytutu związane z działalnością JP Spółka Wydawnicza „Polska Zjednoczona” upadła w 1933 r. Z rozdziału dowiadujemy się też, że nie tylko osoby zatrudnione w Instytucie i Wojskowym Biurze Historycznym zajmowały się fałszowaniem historii. Robił to też sam JP, który napisał książkę pt. „Rok 1920” wydanej przez wydawnictwo Bellona w 1924 r. JP w tej książce osobiście przywłaszczył sobie zasługi m.in. gen. Rozwadowskiego, który dowodził w Bitwie Warszawskiej i opracował jej plan a także innych biorących udział w tej bitwie generałów. Zasługi w zwycięskiej z bolszewikami bitwie JP przypisał niemal wyłącznie sobie. Oburzyło to gen. Sikorskiego do tego stopnia, że odpowiedział on swoją książką wydaną pod pseudonimem Karol Pomorski. Książka miała tytuł „Józef Piłsudski jako wódz i dziejopis” – wydana w 1926 r. w Warszawie. Sikorski oskarżył w niej JP, że ten wszystkie zasługi przypisuje sobie, a błotem, obelgami i pogardą obrzuca wszystko i wszystkich i chce uchodzić wobec narodu za półboga oraz po prostu fałszuje wyraźnie na swoją korzyść historię.
Jak pisze na zakończenie rozdziału autor w latach 1915-1939 ukazało się aż 647 publikacji na temat JP. Zdecydowana większość z nich była zafałszowana lub wyraźnie sfałszowana i nie miała wiele wspólnego z prawdą. Były to publikacje gloryfikujące wbrew faktom JP. W czasach II RP ukazały się także nieliczne publikacje krytyczne wobec JP zawierające fakty m. in. książka Ireny Pannenkowej „Legenda Piłsudskiego”, wydana pod pseudonimem Jan Lipecki. Było ich bardzo mało, bo za rządów sanacji za „obrazę czci” JP potencjalni autorzy takich krytycznych publikacji mogli zostać mocno pobici przez tzw. nieznanych sprawców co mogli przypłacić nawet życiem. Od kwietnia 1938 r. zaś za pisanie czy mówienie niewygodnej prawdy o JP można było iść na 5 lat do więzienia. To były wystarczająco dobre argumenty, aby uciszyć tych co chcieli głosić prawdę.
Sanacyjna propaganda gloryfikująca JP została doprowadzona do takiego absurdu, że przyznawali to nawet sami piłsudczycy tacy jak sanacyjny historyk Wacław Lipiński. Stwierdził on z żalem, że od śmierci JP wzrosła znacznie liczba jego biografii, ale nic albo nic nie wnoszą one do wiedzy o życiu Marszałka.
Na podstawie sfałszowanej biografii stworzono wizerunek propagandowy JP i taki prezentowano narodowi polskiemu.
Rozdział szósty pokazuje wielki kontrast między wizerunkiem propagandowym JP stworzonym przez sanację i jego samego, a faktami historycznymi. W dużym skrócie poniżej to przedstawiam.
Twórca Legionów – JP wg sanacji był twórcą Legionów bez których nie byłoby niepodległej Polski. Fakty są zaś takie, że Legiony powstały z inicjatywy gen. Władysława Sikorskiego oraz konserwatystów krakowskich z Juliuszem Leo na czele, który negocjował z Austriakami w Wiedniu uzyskując u nich zgodę na stworzenie Legionów. JP dowodził tylko jedną z trzech brygad. Poza tym oddział Legionów dowodzony przez JP wkraczając z zaboru austriackiego na teren ziem zaboru rosyjskiego próbował wywołać antyrosyjskie powstanie. Ludność była temu przeciwna. Próbując złamać opór żandarmeria legionowa na Kielecczyźnie dokonywała egzekucji ludności cywilnej. Dowodził tą zbrodnią szef legionowej żandarmerii Wacław Kostek Biernacki. Legioniści byli więc wrogo przyjmowani przez polską ludność zaboru rosyjskiego.
Męczennik z Magdeburga – wg sanacyjnej wersji JP został uwięziony przez Niemców i siedział w ciężkich warunkach w magdeburskiej twierdzy, po czym w końcu Niemcy go wypuścili. Faktycznie zaś JP został aresztowany ale niemalże na własną prośbę. Jak podaje autor sam JP pisał, że prosił aby Niemcy internowali też jego, bo chce dołączyć do swoich żołnierzy z Legionów, których Niemcy uwięzili. Wtedy został internowany i jak sam przyznał w Magdeburgu wypoczywał. Gdy Niemcy uznali, że już wystarczy tej „martyrologii” niemiecki wywiad wojskowy przetransportował JP specjalnym pociągiem do Polski 10.11.1918 r. Następnego dnia JP ogłoszony został przez kontrolowaną przez Niemców Radę Regencyjną Naczelnikiem Państwa i Naczelnym Wodzem, a ambasadorem Niemiec w Polsce został „Czerwony Hrabia” Kessler – ten który zorganizował transport JP z Magdeburga do Polski 10.11.1918 r.
Twórca niepodległej Polski – wg sanacyjnej wersji bez JP nie byłoby niepodległej Polski.
Twórcą PPS i jej programu nie był jak się powszechnie uważa JP, ale Stanisław Mendelson. JP stworzył PPS Frakcję rewolucyjną, gdy nastąpił podział w PPS. Nie jest prawdą także, że JP był jedynym który podjął ideę zbrojnej walki o niepodległość. Myśl tę rzucili narodowi demokraci. W wywyższeniu JP na stanowiska Naczelnego Wodza i Naczelnika Państwa miał wydatny udział niemiecki wywiad wojskowy.
JP faktycznie walczył o niepodległość Polski, ale jego koncepcje były błędne. Chciał on uzyskać niepodległość Polski w oparciu o państwa centralne (Niemcy i Austro-Węgry), co było absurdem, bowiem bismarckowska polityka Mitteleuropy nie przewidywała niepodległej Polski. Niepodległość Polska odzyskała nie dzięki JP, ale dlatego, że jego koncepcje poniosły klęskę.
Twórca Polskiej Armii – wg sanacji JP stworzył polską armię. Faktycznie zaś JP nie miał żadnego wykształcenia wojskowego, był samoukiem i miał jedynie stopień brygadiera armii austriackiej. Duża i potężnie uzbrojona Błękitna Armia gen. Hallera jak i Armia Wielkopolska gen. Dowbora Muśnickiego, a wcześniej korpus gen. Dowbor Muśnickiego powstały bez udziału JP, a JP robił co mógł aby rozbić armię Hallera.
Zwycięski wódz Bitwy Warszawskiej – jak już było wcześniej wspomniane JP nie brał w ogóle udziału w Bitwie Warszawskiej, bo 12.08.1920 r. złożył dymisję ze stanowisk Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza, gdy bolszewicy dochodzili już pod Warszawę. Opuścił też wtedy zupełnie front udając się do swojej ówczesnej konkubiny Aleksandry Szczerbińskiej, co wiadomo z jej pamiętników które ujrzały światło dzienne w 1960 r. JP wrócił na front dopiero 16.08, gdy już wojska bolszewików zostały pokonane i się wycofywały. Opracowanie planu bitwy (rozkaz nr 10000 podpisany przez JP) jak i dowodzenie samą bitwą to zasługa gen. Tadeusza Rozwadowskiego.
Budowniczy Polski mocarstwowej – sanacyjna propaganda ogłupiała społeczeństwo wmawiając mu, że dzięki JP i jego rządom Polska jest potęgą gospodarczą. Fałszowano w tym celu dane gospodarcze. Chodziło o to, że hasło mocarstwowości choć groteskowe w zestawieniu z realiami politycznymi i gospodarczymi rzucone do społeczeństwa o wielkich tradycjach i z wielkimi kompleksami oddziaływało społecznie i zwiększało fałszywą wielkość JP.
Wielki wychowawca narodu – JP był przedstawiany jako wzór osobowy, niemalże chodzący ideał, półbóg, wzór do naśladowania dla narodu. Faktycznie zaś miał od samego początku powstania II RP, a nawet i wcześniej zapędy dyktatorskie. W 1899 r. dokonał konwersji z katolicyzmu na protestantyzm, aby poślubić pierwszą żonę Marię. Później za życia pierwszej żony miał kochankę Aleksandrę Szczerbińską, a gdy pierwsza żona zmarła to 2 miesiące po jej śmierci JP ożenił się z Aleksandrą. Potem będąc mężem Aleksandry i mając z nią dwie córki miał jeszcze dwie kochanki. Z powodu zapalenia mózgu cierpiał na koprolalię przez co często używał wulgaryzmów wobec współpracowników, posłów, a jego wypowiedzi z okresu dyktatury urągają wszelkiej przyzwoitości. Poza tym uprawiał praktyki okultystyczne i brał udział w seansach spirytystycznych o czym była mowa w pierwszej części. JP był zatem antywzorem dla narodu i nie jego wychowawcą, ale demoralizatorem.
Ojciec narodu i symbol Polski – JP jest do dziś przedstawiany jako ten, który dzięki zamachowi majowemu w 1926 r. zaprowadził porządek w kraju niszczonym przez sejmokrację i spory polityczne. Ustrój parlamentarny się rzekomo w II RP nie sprawdził. Fakty są takie, że sejm był rozdrobniony na wiele partii, gdyż to JP narzucił ordynację proporcjonalną. Mimo to nie było wcale tak źle i wygrywające wybory w 1919 r. i 1922 r. partie narodowe wraz z PSLem miały stabilną większość i mogły normalnie rządzić. JP i piłsudczycy robili wszystko, aby wywoływać zamieszanie, spory, waśnie aby móc przekonywać, że ustrój parlamentarny się nie sprawdza i JP powinien objąć dyktatorskie rządy. W okresie jego dyktatury rządy JP i potem sanacji były jedną wielką katastrofą i bandytyzmem o czym była już mowa w poprzednich rozdziałach.
Testament ideowy JP – JP nie zostawił nie tylko ideowego, ale w ogóle żadnego testamentu. Nie wyznaczył swojego następcy, co spowodowało po jego śmierci walki frakcyjne wśród piłsudczyków co jeszcze pogarszało i tak złą sytuację państwa polskiego. JP w całokształcie swoich działań politycznych zapisał się w historii Polski skrajnie negatywnie.
Rozdział siódmy dotyczy kultu JP i tego jak powstał. Pojęcie kultu JP pojawiło się już w 1917 r. Oddawanie czci JP zainicjował obóz jego zwolenników złożony głównie z członków I Brygady i POW. W II RP do czasu zamachu majowego w 1926 r. propagowanie kultu JP było często krytykowane. Po zamachu majowym kult przybrał na sile, a krytyków siłą uciszano poprzez ciężkie pobicia (np. Tadeusz Dołęga Mostowicz), morderstwa a od kwietnia 1938 r. zakazano w ogóle krytyki JP gdy weszła w życie ustawa zgodnie z którą za krytykę JP i jego polityki groziło nawet 5 lat więzienia. W 1932 r. weszła w życie reforma ówczesny minister szkolnictwa Janusz Jędrzejewicza. W szkołach uczono dzieci i młodzież sanacyjnej, załganej biografii JP i fałszywej wersji historii wg której JP był wielkim bohaterem narodu polskiego. Nowy program edukacyjny został społeczeństwu narzucony. W programie tym oprócz kultu JP był także kult państwa. Zgodnie z tym nauczaniem państwo było najważniejsze i stało ponad narodem i jego interesami. Średnio się to sanacji udawało, bowiem większość narodu znała prawdę. Autor przytacza przypadek, opisany przez Juliusza Zdanowskiego. Nauczycielka wiejska głosi chwałę JP, a uczeń mówi o tym ojcu. Ten mówi, że nauczycielka musi tak mówić, bo jej za to płacą, a JP to buntownik, który prezydenta wypędził, ludzi mordował na ulicach i do wojska strzelał.
Kult JP przybierał często absurdalne formy np. dzień imienin JP był dla wojska po 1926 r. dniem uroczystości ku czci JP. Tego absurdu nie zniesiono nawet po śmierci JP i wtedy także dzień imienin JP 19 III był w wojsku celebrowany, a uroczystości zaczynały się od wysłuchania przemówienia radiowego prezydenta Mościckiego późnym popołudniem 18 III. Nie tylko wojsko celebrowało imieniny JP. W marcu 1926 r. uczczono imieniny JP marszem Belweder – Sulejówek a marsze te były kontynuowane w kolejnych latach.
Kult JP budowano wykorzystując prasę, ale także przez poezję, sztukę i literaturę. Wszędzie tam JP był przedstawiany jak męczennik, wielki bohater, twórca niepodległości i zbawca narodu.
Sanacja zawłaszczyła też 11.11.1918 r. ustanawiając go dniem odzyskania niepodległości przez Polskę. Uznano JP za wskrzesiciela niepodległości, rugując z pamięci zbiorowej inne bardzo zasłużone postacie, w szczególności Romana Dmowskiego. 11.11.1918 r. JP został Naczelnikiem Państwa i Naczelnym Wodzem z nadania Rady Regencyjnej, która była wtedy pod niemiecką kontrolą.
Uroczystości pogrzebowe JP w maju 1935 r. również wykorzystano do kultu JP. Sanacyjna propaganda mówiła o wielkiej stracie dla narodu, narzucała wielką żałobę narodową po stracie wielkiego bohatera narodowego. Żałoba początkowo miała trwać aż 6 tygodni! W kościołach odprawiano w dniu śmierci JP uroczyste msze święte w intencji zmarłego (mimo iż JP wyrzekł się katolicyzmu w 1899 r.) Pogrzeb JP odbył się z wielką pompą. Średnio się to wszystko sanacji udało, Jak podaje Stanisław Mikołajczyk, polityk PSL wiele osób wyrażało publiczną radość ze śmierci JP i było z tego powodu wiele aresztowań. Widać jak naród „kochał” JP.
Kult JP przetrwał i był i jest dalej propagowany w Polsce przez różne siły mające w tym swój interes. Jakie to siły i jaki mają interes autor pisze w kolejnym rozdziale.
W rozdziale ósmym autor przedstawia siły stojące za trwającym do dziś fałszywym kultem JP. Wymienia je on i opisuje. Poniżej w dużym skrócie to przedstawiam.
Piłsudczycy – po II wojnie światowej już nie rządzili w Polsce więc do tego celu w jakim go wykorzystywali przed II wojną światową już im nie służył. Dziś są to już tylko spadkobiercy dawnych piłsudczyków którzy znają prawdę, ale nie chcą jej ujawnienia oraz zwykli ludzie, których możnaby określić jako (nie)pożytecznych idiotów. Ci drudzy to wszyscy Ci, którzy wynieśli z domu czy ze szkoły zakłamaną wersję historii i biografii JP i dzisiaj głoszą jego kult będąc przekonanym, że to prawda. Nie są to tylko zwykli obywatele, ale co ze smutkiem stwierdzam, także patriotyczni dziennikarze zamilczanego przez głównościekowe media tygodnika „Warszawska Gazeta” tacy jak Andrzej Leja. Sam pisał nieraz na łamach „WG”, że on czci JP, bo to wyniósł z rodzinnego domu, a ci co „oczerniają” marszałka to czerwone komuchy. Ciężko z takimi ludźmi rozmawiać, bo są tak zindoktrynowani, że wszelką krytykę JP uważają za jego obrazę, a niekiedy mogą i wyzwać krytykanta od czerwonych pająków, zdrajców i antypolonitów.
Niemcy – w dwudziestoleciu międzywojennym obsadzili JP na stanowisku najważniejszej osoby w państwie i wydatnie skorzystali na polityce JP, która była jak już wcześniej wspomniałem proniemiecka i zarazem probrytyjska, a sprzeczna z polskim interesem narodowym. Choćby koncepcja federacyjna forsowana przez JP była zgodna z planami Niemiec, a dla nas niedobra, bowiem gdyby powstały niepodległe państwa Ukraina czy Litwa miałyby one sprzeczne interesy z naszymi i byłyby wrogie wobec nas a współpracowałyby z Niemcami. Dowody mamy w czasach II wojny światowej – w postaci np. ludobójstwa wołyńskiego czy mordu Polaków dokonanego przez Litwinów w Ponarach czy Glinciszkach. Dziś Niemcy wciąż są zainteresowani utrzymywaniem mitu JP jako wielkiego polskiego bohatera bowiem JP jest z ich perspektywy świetnym przykładem poddania się Polaków polityce niemieckiej. Kto wierzy w JP ten jest już w połowie zdobyty dla polityki niemieckiej i jej celów.
Żydzi – JP prowadził politykę prożydowską, a zarazem dyskryminującą naród polski. Z tego powodu Żydzi zawsze wyrażali się dobrze o JP i kultywują pamięć o nim. Żydzi także współfinansowali zamach majowy w 1926 r. Po zamachu gdy JP już rządził jako dyktator Żydzi uzyskali szereg przywilejów gospodarczych kosztem Polaków zwłaszcza w sektorze handlu i usług. Zlikwidowana została także na uczelniach wyższych zasada numerus clausus zgodnie z którą Żydzi mogli zajmować na uczelniach liczbę miejsc proporcjonalną do ich liczebności jako mniejszości narodowej w Polsce tj. ok. 10%. Teraz mogli studiować bez żadnych ograniczeń. JP tuż po odzyskaniu przez Polskę niepodległości czynnie zaangażował się w stworzenie żydowskiego okręgu autonomicznego na Wileńszczyźnie, która nie miała wchodzić w skład państwa polskiego. Tylko dzięki ostrym protestom i silnemu oporowi nie doszło do tego i wbrew JP Wileńszczyzna weszła w skład II RP, a zalążek Judeopolonii nie powstał. Żydzi także jako ludzie o innej kulturze, religii i moralności stanowili w polskich organizmie społecznym ciało obce i rozsadzali II RP od środka na co zwracał uwagę Roman Dmowski i dlatego m. in. był i jest wyzywany od antysemitów. W związku z powyższym promowanie kultu JP w środowiskach żydowskich nie powinno dziwić.
Masoneria – masoni poparli i wsparli zamach majowy, a po nim wielu masonów było członkami rządów sanacyjnych. Dla zobrazowania wpływów masonerii na JP i piłsudczyków można podać, że tylko 2 premierów z lat 1926-1939 nie było masonami (sam JP i Sławoj Składkowski). Masoni dzięki dużym wpływom na rządy sanacji realizowali wiele swoich celów, choć wszystkich nie zrealizowali. Ich działalność zaznacza się np. w zmianie godła II RP w 1927 r. gdzie koronę orła zmieniono z zamkniętej na otwartą i usunięto z niej krzyż a na korpusie orła dodano masońskie gwiazdki. JP tak jak i masoni walczył też z kościołem katolickim. Za rządów JP masoneria przeżywała rozkwit choć w pewnym momencie się zbytnio rozpanoszyła i nawet dla piłsudczyków było to za wiele. W pewnym momencie masoni chcieli dokonać wewnętrznego przewrotu w kluczowych urzędach wsadzając tam swoich ludzi i sprowadzając JP w zasadzie do roli marionetki. Sanacja się zorientowała co się dzieje i nastąpiły dwa zamachy na życie premiera i masona Kazimierza Bartla po których wycofał się on z polityki oraz zabójstwo szefa jego gabinetu jednego z czołowych młodych polskich masonów Stanisława Zaćwilichowskiego (upozorowane na wypadek samochodowy). Po tych ciosach masoni odpuścili i nie przejęli pełni władzy w Polsce.
Obecnie związki z masonerią (podobnie jak sanacja) ma rządząca w Polsce neosanacja czyli PiS. Widać to choćby po reaktywacji przez Lecha Kaczyńskiego gdy był prezydentem (2007 r.) żydomasońskiej loży B’nai Brith zdelegalizowanej dekretem prezydenta Mościckiego tuż przed II wojną światową.
Anglia – dążyła ona do rewizji systemu wersalskiego uważając, że Niemcy zostały zbyt ostro potraktowane i że Francja może w sojuszu z Polską urosnąć znacznie w siłę i zagrozić mocarstwowej pozycji Anglii. Dla osiągnięcia swoich celów Brytyjczycy zorganizowali i współfinansowali zamach majowy JP w 1926 r. Od tej chwili polska polityka, dzięki dyktatorskim rządom JP i sanacji, była zgodna z interesami i planami Anglii, a sprzeczna z polską racją stanu. Krótko po zamachu majowym londyński The Times napisał, że za przewrotem JP stał rząd brytyjski i że finansował JP za pośrednictwem swojego posła w Warszawie i że JP jest nadal na żołdzie brytyjskim”. Oznaczało to, że JP dalej działa na polecenie Brytyjczyków. Boleśnie przekonaliśmy się o tym w 1939 r. gdy system wersalski się całkowicie rozsypał, wybuchła II wojna światowa a Polska została doszczętnie zniszczona, a naród polski stracił większość inteligencji i elit wymordowanych przez Niemców i sowietów. Dziś Anglia już nie jest mocarstwem i bardzo osłabła, więc promowanie przez nią kultu JP straciło na znaczeniu. Dziś miejsce Anglii zajęły Stany Zjednoczone. I dla ich interesów promowanie fałszywego kultu JP jest dobre. JP bowiem posłusznie robił co chcieli Anglicy. Dzisiaj jak to określa G. Braun rządzący PiS jest grupą rekonstrukcji historycznej sanacji. Tak jak sanacja wychwalała JP i wykonywała posłusznie rozkazy Anglii tak pisowska neosanacja wychwala JP i posłusznie wykonuje wszelkie rozkazy USA (z Żydami w pakiecie) sprzeczne z polską racją stanu czyli dokładnie tak jak to robił JP i sanacja. Podobieństwo jest uderzające. Miejmy nadzieję, że koniec będzie tym razem inny.
Dalsze promowanie przez ww. siły kultu JP w polskiej polityce za pomocą mediów oraz głównych partii politycznych (PiS, PO, PSL, SLD) ma na celu niedopuszczenie do odrodzenia się myśli narodowej i powstanie partii narodowej i silnego ruchu społecznego który będzie dążył do realizacji spuścizny Romana Dmowskiego dostosowanej do nowoczesnych realiów. Wtedy bowiem ww. siły osłabną a Polska urośnie w siłę i stanie się znaczącym krajem w Europie. Dziś zalążkiem takiej partii narodowej jest Konfederacja. Od nas zależy czy damy się dalej wodzić za nos socjalistycznej neosanacji PiS czy też przejrzymy na oczy i powołamy do życia partię/ruch który będzie wreszcie działał w interesie naszym, a nie obcych.
Rozdział dziewiąty dotyczy działalności politycznej JP i porównaniu jej ze wzorcem cywilizacji łacińskiej, do której zalicza się Polska. Najpierw mamy mały wykład na temat cywilizacji zaczerpnięty z prac Feliksa Konecznego gdzie dowiadujemy się czym jest cywilizacja i jakie są cywilizacje i na czym się opierają. Nie wchodząc w szczegóły cywilizacja łacińska opiera się na przede wszystkim na rządach prawa, wolności jednostki i poszanowaniu jej praw jednostki, rozgraniczeniu własności na państwową i prywatną, moralności i wierze chrześcijańskiej, dążeniu do dobrobytu oraz co bardzo ważne opiera się na prawdzie i dążeniu do jej poznania. Cechą tej cywilizacji jest też to, że rządzący wyznają te same wartości i działają zgodnie z ww. zasadami i dla dobra społeczeństwa.
JP od młodych lat ukształtowany został przez wpływ ideologii socjalistycznej i rewolucyjnej i szybko nasiąkł tą mentalnością. Jest to mentalność obca narodowi polskiemu, a bliska cywilizacji turańskiej, gdzie dążenie do osiągnięcia celów przemocą i bez liczenia się z prawem i interesami a nawet życiem innych ludzi jest cechą charakterystyczną. Na zesłaniu na Syberii gdzie spędził 5 lat i przebywał w gronie rewolucjonistów jego nienawiść do Rosji i odejście od cywilizacji łacińskiej jeszcze się nasiliło. Na str. 241-244 autor przedstawia fakty z biografii JP, które wpłynęły na to, że jego mentalność stała się turańska co objawiało się do odzyskania przez II RP niepodległości przede wszystkim w wykorzystywaniu kłamstwa i oszustwa w dążeniu do osiągania celów, a było główną metodą działania stosowaną przez rewolucyjnych socjalistów. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości JP nie zmienił swoich zasad działania i metody rewolucyjne, oparte na kłamstwie, kamuflowaniu i ukrywaniu swoich prawdziwych działań i dążenia do osiągnięcia swoich celów za pomocą przemocy stosował dalej z katastrofalnym skutkiem dla kraju. Uwidoczniło się to w szczególności po zamachu majowym w 1926 r. gdy JP i jego ludzie przejmując pełnię władzy przestali się zupełnie liczyć z kimkolwiek. Już samo przejęcie władzy przez JP było sprzeczne z zasadami cywilizacji łacińskiej, bowiem opierało się na złamaniu konstytucji (którą JP nazywał „konstytutą”, bo uniemożliwiała mu robienie wszystkiego co chciał) i obaleniu przemocą legalnego rządu. Dalsze rządy JP i sanacji były całkowitym zaprzeczeniem zasad cywilizacji łacińskiej. Wolności i prawa obywatelskie były notorycznie łamane, legalną opozycję parlamentarną oraz dziennikarzy zastraszano, bito (np. posłów endeckich), niewygodne osoby mordowano (jak gen. Zagórski czy gen. Rozwadowski) bezprawnie zamykano i znęcano się w obozach koncentracyjnych w Brześciu i Berezie Kartuskiej nad opozycją (m. in. Wojciechem Korfantym czy Wincentym Witosem). JP nie zapewniał dobrobytu narodowi (uprawiał politykę gospodarczą korzystną dla Anglii oraz Wall Street i USA), za to jego ludzie opływali w luksusy. Co ciekawe sam JP żył skromnie i nie czuł potrzeby wystawnego życia, ale swoim ludziom tego nie odmawiał. Zwłaszcza prezydent Mościcki lubił wystawne przyjęcia i jego utrzymanie kosztowało bardzo dużo. JP także walczył z kościołem katolickim, którego z powodów osobistych nienawidził, pozorując jedynie dobre stosunki z kościołem ze względu na społeczeństwo które było w zdecydowanej większości katolickie.
JP miał ogromną awersję do parlamentu, bowiem zawsze dążył do dyktatorskich rządów, a parlament mu w tym przeszkadzał. W latach 1919-1926 JP i piłsudczycy robili więc wszystko, aby w oczach społeczeństwa zdyskredytować parlament jako siedlisko awanturników. W każdej partii miał „swoich” ludzi, którzy na jego polecenie i wg jego instrukcji wszczynali dzikie awantury i burdy wywołując kryzysy parlamentarne. Od samego początku II RP JP dążył do zamachu stanu i przejęcia przez siebie pełni władzy. Takie próby podjął w grudniu 1922 r. i w 1923 r. jednak próby rewolucyjnego przewrotu nie powiodły się, gdyż siły samych piłsudczyków były zbyt małe. Dopiero wydatna pomoc Anglii i Żydów w 1926 r. zakończyła się sukcesem. Po zamachu majowym deprecjonowanie parlamentu się nasiliło. JP wręcz nie ukrywał swojej pogardy dla parlamentu. Wybory w 1928 r. w których sanacja nie uzyskała większości miejsc w parlamencie sprawiły że JP i jego ludzie nasilili dyktaturę przez przemoc i łamanie prawa, bowiem wiedzieli, że w normalny sposób władzy nie utrzymają, gdyż większość społeczeństwa widząc, że ich rządy są sprzeczne z zasadami cywilizacji łacińskiej do jakiej należy Polska była im przeciwna. Aby utrzymać się przy władzy JP opierał się na wojsku, w które po 1926 r. dokonał czystek wyrzucając z niego przeciwnych mu oficerów czym upolitycznił wojsko i sprowadził je do roli niemalże swojej prywatnej armii mającej zapewnić mu władzę. W sprawowaniu władzy JP i sanacja oprócz przemocy posługiwali się przekupstwem, omijaniem i łamaniem prawa, terroryzowaniem opozycji czy fałszowaniem wyborów. Ich sposób sprawowania rządów był zupełnie sprzeczny z zasadami i moralnością cywilizacji łacińskiej.
Ostatni, dziesiąty rozdział jest w zasadzie rozszerzeniem tematu z rozdziału dziewiątego. Ma on tytuł „Sanacyjna dyktatura jako narzędzie niszczenia państwa polskiego opartego na cywilizacji łacińskiej”. Autor opisuje m.in. walkę JP i sanacji z Kościołem katolickim. W okresie rządów JP walka ta odbywała się za pomocą utrudnień administracyjnych, przez laicyzację szkolnictwa i wprowadzenie bardzo liberalnego prawodawstwa w kodeksie karnym (zniesiono karanie za homoseksualizm a nawet zalegalizowano prostytucję nastolatek, co było wtedy największym liberalizmem w Europie – to mniej więcej tak jakby dzisiaj w Polsce zniesiono karanie za pedofilię). Po śmierci JP niewiele się tu zmieniło. Dowodem na to, że rządy sanacji były naprawdę antychrześcijańskie jest wojna domowa w Hiszpanii. Autor przedstawia dokładnie to zagadnienie. Już po śmierci JP sanacyjny reżim oficjalnie zapewniał świat i społeczeństwo polskie że stoi po stronie gen. Franco broniącego łacińskiego porządku. Naprawdę zaś sanacja wspierała czerwonych republikanów, którzy walczyli z kościołem i nic nie robili aby powstrzymać mordy księży i palenie kościołów przez agresywnych czerwonych anarchistów. Wsparcie to nie było jedynie symboliczne, ale przejawiało się w przesyłaniu dużej, jak na polskie możliwości, ilości broni i sprzętu wojskowego które transportowano do Hiszpanii przez port w Gdańsku na fałszywych dokumentach że rzekomo ładunek ma trafić do Urugwaju. Na str. 266 autor, przedstawia zestawienie sprzętu i broni przekazanych do Hiszpanii walczącym stronom: republikanom (Polska i ZSRR) oraz gen. Franco (Włochy i Niemcy). Karabinów i karabinków ręcznych oraz karabinów maszynowych i dział Polska przekazała dużo więcej niż mające znacznie większy od nas potencjał gospodarczy Niemcy! Było to działanie w zasadzie samobójcze wobec zbliżającej się wojny i czyniło nas niemal bezbronnymi.
Następnie autor pisze o próbie zainstalowania w Polsce systemu totalitarnego na bazie ideologii nacjonalistycznej na wzór tego jak to się stało w nazistowskich Niemczech. Próbę tę podjęła sanacja już po śmierci JP, gdyż ten sprzeciwiał się obozowi koncentracyjnemu w Berezie Kartuskiej i dopiero po prowokacji z ukraińskim zamachem na ministra Pierackiego zgodził się na jego uruchomienie na rok w 1934 r. Rok później JP zmarł, a obóz działał dalej. Jest to już omówione w pierwszej części. JP był też przeciwnikiem ideologii nacjonalistycznej, a był zwolennikiem federacji narodów co było w tamtych czasach nierealną utopią, bo każdy naród dążył wtedy do posiadania własnego państwa.
Na polecenie marszałka Śmigłego, który został dyktatorem w miejsce zmarłego JP utworzono partię Obóz Zjednoczenia Narodowego, który miał przyciągnąć wyborców prawicowych i stanowił jakby podróbkę endecji. Nic z tego jednak nie wyszło, społeczeństwo nie dało się nabrać. Zamiar wprowadzenia totalitarnego nacjonalizmu upadł, gdyż koncepcja była, ale nie było jej wykonawców tak jak w Niemczech. Naród polski zawsze był przeciwny totalitaryzmom i cenił sobie jak i inni Słowianie wolność. Widać po tym, że piłsudczycy byli oderwani od społeczeństwa i zupełnie nie rozumieli ducha i mentalności polskiego narodu, którym uzurpatorsko rządzili.
Na koniec mamy jeszcze trochę o zniszczeniu bezpieczeństwa państwa polskiego. Jak ustalili historycy archiwum polskiego wywiadu wojskowego „dwójki” przed wojną nie zostało z kraju wywiezione ani zniszczone, a jedynie ukryte i to słabo tak, że dostało się w ręce NKWD i Niemiec. Był to sabotaż i zdrada na rzecz naszych wrogów Niemiec i ZSRR. Z ustaleń wynika, że zdrajcami byli Jan Żychoń (Referat „Zachód”) i Jerzy Niezbrzycki (Referat „Wschód”). Przez ich zdradę ujawnieni zostali polscy agenci w Niemczech i ZSRR co oznaczało dla nich śmierć. Tak więc wśród obozu sanacji byli zdrajcy działający na szkodę państwa polskiego nawet w czasie już toczącej się II wojny światowej.
Na zakończenie autor opisuje jeszcze przypadek prześladowania i zabójstwa przez sanacyjną władzę śląskiego działacza niepodległościowego Wojciecha Korfantego, który zmarł 17.08.1939 r. w wyniku otrucia arszenikiem. Przez ostatnie 4 miesiące życia siedział w niesławnym więzieniu mokotowskim, w którym później w czasach stalinowskich komuniści więzili i mordowali polskich patriotów. Tak więc sanacyjna władza zaczęła rządy od zamachu w 1926 r. w którym zginęło kilkaset osób i zakończyła je morderstwem wielkiego polskiego patrioty 2 tygodnie przed wybuchem II wojny światowej.
W zakończeniu autor pisze, że JP niezaprzeczalnie przyczynił się do rozpropagowania w polskim społeczeństwie idei niepodległości Polski. Wszystkie koncepcje polityczne realizowane w tym celu okazały się zupełnie błędne i poniosły fiasko i dzięki temu Polska wróciła na mapę świata. Rządy JP po maju 1926 r. były dla Polski katastrofą i zakończyły się jedną z największych klęsk w naszej burzliwej historii. Ostatnie 4 lata rządów sanacji nie miały realnie szans na zmianę sytuacji Polski, ale dalej działały wbrew naszej racji stanu np. biorąc udział w rozbiorze Czechosłowacji co przyczyniło się do rozpadu porządku wersalskiego, II wojny światowej i ogromnego zniszczenia fizycznego i materialnego kraju i narodu.
Książka, podobnie jak i poprzednia część bardzo cenna i warta przeczytania. Przedstawia nieznane i niewygodne fakty z historii II RP i życia Józefa Piłsudskiego. Przyczynia się ona do propagowania w Polsce prawdy o JP i rządach sanacji. Każdy kto chce znać prawdę powinien ją przeczytać. Książka oparta jest na źródłach historycznych i miała być w pierwotnym zamyśle rozprawą doktorską, co nadaje jej dużej wiarygodności.