Zapis Zarazy 2. To tylko eksperyment

Właśnie skończyłem czytać drugą część książki „Zapis Zarazy” autorstwa dziennikarza śledczego Wojciecha Sumlińskiego i byłego majora ABW Tomasza Budzyńskiego. Autorów już wcześniej przedstawiałem. Książka liczy 304 strony i ma format nieco mniejszy niż A5. Przy pisaniu książki obaj autorzy współpracowali także z dziennikarką Ewą Kolasińską Bazan – współautorką głośnego filmu „Spowiedź ratownika” który do momentu ocenzurowania na You Tube obejrzało ok. 3 miliony widzów, a w którym była mowa o manipulowaniu wynikami testów.

Reportaż, literatura faktu - Zapis zarazy 2. To tylko eksperyment

Pierwszy rozdział to rozmowa Tomasza Budzyńskiego z emerytowanym wysokim oficerem brytyjskiego MI6 Johnem Kerrym (zbieżność imion i nazwisk z amerykańskim politykiem przypadkowa) w Cafe Mozart w Wiedniu. Pomijając szczegóły opisu samej kawiarni i jej historii sięgającej 1794 r. oraz różnych dygresji w której Budzyński wraca do czasów poprzedniej pandemii sprzed 12 lat – rozmowa dotyczyła początków obecnej tzw. pandemii, czyli jak to się naprawdę zaczęło. Tego Budzyński chciał dojść. Z tego co jest napisane w tym rozdziale wynika, że za pandemią na pewno nie stoją Chiny. Jest to nielogiczne, bo nie zrobiłyby jej na swoim terytorium. Według Kerrego to raczej USA i Izrael za tym stoją. Oficer MI6 sądzi że wirus został wypuszczony celowo z laboratorium w Wuhan.
Według Kerrego wirusa ktoś najprawdopodobniej celowo wyniósł z laboratorium w Wuhan, które ma najwyższy 4 stopień zabezpieczeń. Jest to jak sam mówi najbardziej zabezpieczone laboratorium na świecie zbudowane przez Francuzów i oddane do użytku w 2017 r. Takie laboratoria służą do badania i tworzenia najbardziej agresywnych patogenów które w razie zakażenia są śmiertelne i nie ma jak zapobiec ich rozprzestrzenianiu się po ich wydostaniu. Produkuje się tam więc mówiąc wprost broń biologiczną. Jak wiemy rzekomy wirus Sars-Cov-2 ma bardzo niską śmiertelność na poziomie grypy. Skoro tak to na logikę nie mogli badać takiego wirusa w tak strzeżonym laboratorium, bo byłoby to bez sensu. Kolejna sprawa – rzekomego wirusa Sars-Cov-2 w ogóle do dzisiaj nie wyizolowano, a pseudotesty RT-PCR robi się porównując materiał genetyczny z wymazu z fragmentami genetycznymi wirusa grypy, które mogą występować u innych wirusów oraz w naszym organizmie. Żadne laboratorium wykonujące testy RT-PCR nigdy nie miało do dyspozycji do porównania pełnego genomu wirusa Sars-Cov-2. Przed namnożeniem metodą PCR materiału genetycznego nie dokonuje się izolacji RNA ludzkiego. Test ten jest zupełnie niewiarygodny i nie nadaje się do identyfikacji wirusów i rozpoznawania infekcji co przyznał sam jego twórca, noblista Karry Mullis na kilka miesięcy przed wybuchem tzw. pandemii. Co ciekawe niedługo potem zmarł. Przypadek? Nie sądzę.
Według mnie ów oficer MI6 albo sam niewiele wie i został zmanipulowany albo kręci i nie chce ujawnić prawdy. Dla mnie wersja z celowym wyniesieniem wirusa z laboratorium BSR-4 w Wuhan nie trzyma się kupy. Jeśli tak jest to dlaczego tego wirusa nie wyizolowano do dziś co przyznała wysoka urzędniczka z Kanady podczas procesu sądowego (patrz sprawa Petera Kinga – oddzielny wpis)?

Drugi rozdział ma tytuł „Czas Apokalipsy”. Jest to rozmowa Tomasza Budzyńskiego z księdzem. Najpierw ksiądz mówi dlaczego Kościół w Polsce bierze udział w tym plandemicznym kłamstwie. Jak mówi” „rządzący oczekiwali spokoju (zapewne w realizacji plandemii zleconej przez chazarską mafię będącą ich szefami – przyp. WS), a hierarchowie nie chcieli walczyć, bo zależało im na pieniądzach.” Kto się próbował wychylać (jak ów ksiądz rozmawiający z Budzyńskim) był uciszany – hierarchowie kazali mu milczeć. Nie chcąc się narażać i ryzykować że ich przeniosą na przysłowiowy wygwizdów albo zawieszą czy wyrzucą księża milczeli. I milczą do dziś. Tym samym kościół jako instytucja jest dla myślących i widzących co się dzieje zupełnie skompromitowany.
Najpierw Budzyński opowiada jednak o spotkaniu w klasztorze w Lądku Zdroju w zeszłym roku gdzie byli przedstawiciele świata medycyny, polityki, mediów, kościoła, przedstawiciele rządzącego PiS. Wszyscy bardzo ważni i z wyjątkiem kilku osób (jak Rafał Piech – prezydent Siemianowic Śląskich, Jan Pospieszalski, Paweł Basiukiewicz i Anna Maria Siarkowska) nie chcieli ujawnić swojej tożsamości. Mowa jest tu np. o tym jak dziennikarzom wyprano mózgi tak, że powtarzali bezrefleksyjnie wszystko co im kazano na temat plandemii bez żadnej weryfikacji i wiele innych rzeczy. Potem Budzyński mówi o swoim wystąpieniu i tym co mówił co wie na temat plandemii i że za tym jak wszystko na to wskazuje stoi Bill Gates. Mowa tu jest o jego szaleńczych wizjach odnośnie pandemii i przyspieszenia badań szczepionek i tego, że dzięki szczepionkom można jak się wyraził kilka lat temu Gates „zredukować populację o 10% może 15%”.
Jeśli chodzi o szaleństwo szczepionkowe to z ustaleń Budzyńskiego wynika, że najszybciej zrobioną szczepionką była ta na Ebolę. Jej zrobienie zajęło 2 lata (bez badań). Moderna swoją na COVIDa zrobiła w zaledwie 42 dni! Tyle czasu rzekomo zajęło zsekwencjonowanie genomu wirusa (bajki bo skoro go nie wyizolowano to nie ma jego genomu). Badania kowidowych eliksirów (bo tak je nazywam) mocno skrócono. Dwie fazy badań na ludziach trwające normalnie co najmniej 4 lata zrobiono na małej populacji w kilka miesięcy, a 3 faza która normalnie obejmuje 10000 ludzi i trwa 4 lata (jeśli wszystko przebiega dobrze) jest robiona teraz na miliardach ludzi i zakończy się zależnie od producenta od grudnia 2022 do marca 2024. Takie przyspieszenie badań jest zupełnie nienaukowe i szaleńcze. Pierwsze dwa etapy robi się po 2 lata, aby wyłapać skutki negatywne jakie w tym okresie wystąpią i ich częstotliwość. Trzeci etap obejmuje skutki długoterminowe. Nie da się tego przyspieszyć wbrew temu co obecnie twierdzą tzw. eksperci i media głównego ścieku. Jak sądzę nie trzeba tłumaczyć dlaczego. Wcześniej robi się badania na zwierzętach, które teraz albo pominięto albo zrobiono bardzo pobieżnie oraz badania przedkliniczne na ludzkich tkankach – tego też nie zrobiono w ogóle.
Komisja Europejska dopuściła te eliksiry do stosowania warunkowo pomijając w ogóle ocenę ryzyka dla zdrowia i płodności ludzi! Powiedzieć że to szaleństwo to jak nic nie powiedzieć.
Według mnie to nie Gates za tym stoi, a przynajmniej nie on jest tu główną figurą. To byłoby zbyt proste. Gates daje jedynie twarz do tego co się dzieje, aby złość ludzkości skupiała się na nim. Prawdziwi kreatorzy plandemii i władcy rządowych marionetek pozostają w cieniu. Obstawiam że są to rodziny Rothschildów i Rockefellerów.
Dalej Budzyński mówił o geopolityce i podobieństwie do tego co było przed II wojną światową i o tym jak UE i Niemcy nas atakują i jak Łukaszenka atakuje nasze granice tzw. uchodźcami. Cóż Pan Budzyński jest chyba naiwny. Wierzy w bajki jak to nas rzekomo atakują? Przecież to jest teatr dla zbaraniałych gojów. Dwie frakcje chazarskiej mafii (niemiecka-PO i izraelska-PiS) urządzają teatr dla mas. W Polsce nie rządzą Polacy! Najlepszym dowodem na to jest fakt, że premier Morawiecki w izraelskiej gazecie mówił o swoich żydowskich korzeniach i to, że swoje dzieci posyłał do żydowskiej szkoły. Który Polak tak robi? Czy gdyby Niemcy chcieli to nie mogliby obalić tak słabego i bojaźliwego rządu jaki jest teraz w Polsce? Na pewno mogliby, ale po co skoro PiS najpierw niby się stawia, a potem i tak na wszystko się zgadza? Wystarczyłoby zrobić tak jak kiedyś z Berlusconim we Włoszech. Zrobić propoagandę o rzekomym braku praworządności, potem agencje ratingowe znacznie obniżają rating gospodarki w wyniku czego koszty spłaty długu znacznie rosną. Rząd musi znacznie podnieść podatki co wywołuje rozruchy społeczne i następuje upadek rządu. Gdyby globaliści tego chcieli dawno tak zrobiliby. Podobnie szopka z uchodźcami jest wyreżyserowana, aby nas straszyć. Widocznie zarządcy światowi uznali, że PiS będzie na czas plandemii lepszy niż PO bo lepiej będzie usypiał czujność narodu polskiego patriotyczną retoryką. PO działając jawnie zdradziecko i rządząc zamordystycznie w czasie plandemii wywołałoby zapewne bardzo silny opór narodu, który mógłby się po takim bardzo mocnym zgnojeniu bardzo szybko obudzić (gdyby np. zrobili to co w Australii). A tego na pewno światowi bandyci nie chcą i inaczej niż ich sługusy w III RP na pewno znają dobrze naturę Słowian. Przed wojną również nie rządzili w Polsce Polacy. W 1926 r. zamach majowy Piłsudski zrobił na zamówienie Wielkiej Brytanii i za ich pieniądze. Są na to dowody – patrz książka T. Ciołkowskiego o J. Piłsudskim pt. „Józef Piłsudski bez retuszu”. Potem Piłsudski działał w interesie Wielkiej Brytanii i USA i ich gospodarek, a nie Polski i miał układy z masonerią. Wielu ówczesnych rolników przeklinało II RP i mówiło że za czasów zaborów takiej nędzy nie było. Większość premierów w okresie 1926-1939 r. było masonami. Dużoby można pisać. W każdym razie to polityka Piłsudskiego i spółki rozwaliła polską armię i w znacznym stopniu przyczyniła się do rozpadnięcia się porządku ustanowionego traktatem wersalskim. Zrywając de facto sojusz z Francją (choć formalnie niby nie) i stawiając na Niemcy koncepcja wersalska padła. Polegała ona bowiem na powstrzymywaniu Niemiec ze wschodu i zachodu przez Polskę i Francję i ich silne armie. W 1927 r. zaś sanacja oddała NBP Rothschildom robiąc w ustawie zapis, że rząd traci prawo do emisji pieniądza. Od tego momentu aż do dziś Polską nie rządzi Naród Polski. To tyle jeśli chodzi o prawdziwą historię.
Jak ktoś myśli, że to moje idee fixe to niech sobie przeczyta książki ks. Trzeciaka wydane przed II wojną światową pt. „Program światowej polityki żydowskiej” oraz „Talmud o gojach, a kwestia żydowska w Polsce”. Panom Budzyńskiemu i Sumlińskiemu również polecam te lektury. Dzięki nim bardzo wiele można zrozumieć z tego co się obecnie dzieje. Pierwszą z tych książek streściłem wcześniej na blogu. Dalej mamy rozmowę Tomasza Budzyńskiego z księdzem. Jest mowa o liście do 355 biskupów i kardynałów w Polsce w sprawie plandemii jaki wysłał ksiądz. Odpisał tylko kard. Nycz, ale działań nie podjął.
Dalej mamy biblijne rozważania o antychryście, papieżu Franciszku i jego działaniach itd, o konflikcie między papieżem Franciszkiem i ekspapieżem Benedyktem XVI i o tym, że Franciszek spotyka się z Rothschildami i Rockefellerami. Ja religijny nie jestem i nigdy nie byłem, więc to nie robi na mnie wrażenia, a o tym że Watykan to siedlisko zła wiem od dawna.
Z tytułu rozdziału i jego treści czytelnik ma zapewne wywnioskować, że dzieją się na naszych oczach wydarzenia apokaliptyczne. Owszem dzieją się. Jednak inaczej niż ksiądz i autorzy książki uważam, że obecny świat się kończy, ale to nie znaczy, że musi nastąpić jakaś straszna katastrofa. To co jest napisane w biblijnej księdze Apokalipsy to nic innego jak plan. Wszystko co się dzieje jest wytworem umysłu, a to co się dzieje w skali globalnej jest wytworem globalnego umysłu ludzkości. Tak mówi prawo mentalizmu będące jedną z zasad praw rządzących światem i Wszechświatem. Zatem od nas ludzi zależy czy wielki reset i światowy cyfrowy gułag nastanie czy też nie. Ja uważam, że nie. Ostatnie doniesienia z RPA o łagodności infekcji Omicrona i wycofaniu się RPA z restrykcji kowidowych oraz o tym, że Japonia rezygnuje z przymuszania do szczepień i że będzie ostrzegać chętnych do szczepień przed wysokim ryzykiem zawału serca wskazują na to, że chazarska globalistyczna mafia przegrywa. Możemy tę ich przegraną znacznie przyspieszyć i wywalić im cały ich system w kosmos gdy będzie nas dużo, ale o tym na koniec.

Trzeci rozdział „To tylko nota” dotyczy noty Watykanu o tym, że zezwala na wykorzystanie eliksirów na COVID produkowanych z komórek abortowanych dzieci jeśli nie ma innych szczepionek. To według Watykanu w tej sytuacji moralnie dopuszczalne. Gdy ktoś wie czym jest prawo naturalne to wie, że to jest absolutnie niemoralne i niedopuszczalne, zwłaszcza że nawet jeśli wirus istnieje, a ludzie chorują (czego zanegować się nie da) to są leki takie jak amandatydna, iwermektyna czy hydroksychlorochina.
Dalej mamy o RPA, które stało się w zeszłym roku najwyraźniej poligonem doświadczalnym. Wprowadzono tam zamordyzm trudny do pojęcia. Zakazano używać i sprowadzać do kraju leków takich jak iwermektyna, a za złamanie zakazu groziło więzienie. Podobnie było z łamaniem restrykcji kowidowych i podważaniem oficjalnych narracji rządowych i tzw. ekspertów, co też było przestępstwem. Za np. nienoszenie szmaty na twarzy można było trafić do więzienia. Mimo takiego zamordyzmu ludzie nie stawiali oporu. Może dlatego, że w telewizji zrobiono im taką psychozę strachu, że ogłoszono że w okolicach Johannesburga spodziewają się 1,5 miliona zgonów i pokazano jak koparki kopią masowe groby dla przewidywanych zmarłych na COVIDa. Ludzie zupełnie stracili rozum i poddali się restrykcjom. Ja na ich miejscu bym taką propagandę skwitował krótko: jak zobaczę te stosy trupów na ulicach to wtedy będę się bał. A póki tych stosów trupów nie ma to bym zapytał na jakiej podstawie tzw. eksperci twierdzą, że będzie taki armagedon? Tak więc siewcom strachu udało się wyłączyć ludziom rozumy w RPA. Jednak jak się okazało nie do końca, bo mimo bardzo nachalnej propagandy w mediach głównego ścieku na przyjmowanie „cudownych eliksirów” (skąd my to znamy?) i rożnych zachęt przyjęło je tylko ok. 20% mieszkańców RPA, którzy są w większości słabo albo bardzo słabo wykształceni. Może wynika to z tego, że po tzw. szczepieniach wielu ludzi zmarło i oficjalna propaganda o bezpiecznych eliksirach zbyt rozjeżdżała się z rzeczywistością. Tymczasem „światli Europejczycy”, zwłaszcza z zachodu Europy poddali się eliksiryzacji w 80% i więcej. W RPA był taki szczepionkowy bandytyzm, że w szkołach szprycowano dzieci bez wiedzy i zgody rodziców! U nas teraz też szprycują dzieci, ale przynajmniej tylko te których rodzice się zgodzą, co też jest delikatnie mówiąc bulwersujące, że ludzie w Polsce trują swoje dzieci jakimiś parszywymi, diabelskimi eliksirami.
Jedną z restrykcji w RPA było rok temu też tak jak u nas zamykanie lasów i parków, co wskazuje że to nie był zwykły idiotyzm czy panika rządu jak się to interpretuje w Polsce. To był jak widać odgórny rozkaz z chazarskiej centrali. Z komentarzy znalezionych przeze mnie jakiś czas temu w internecie wynika, że w wielu miejscach w Polsce w lasach w tym czasie gdy były zamknięte postawiono maszty 5G. Nie miałem okazji tego sprawdzić, ale jeśli tak jest, to i w innych krajach (w tym w RPA) zapewne było podobnie. To by tłumaczyło po co było zamknięcie lasów. W większych parkach może też poinstalowano wtedy te maszty. W czasie lockdownu (w RPA oczywiście też był a jakże) też wiele osób w Polsce zauważyło że pojawiły się maszty 5G w miastach. Lockdown i zamknięcie ludzi w domach uniemożliwiły protesty i opór. W innych krajach zapewne było podobnie.

Czwarty rozdział ma tytuł „Dopełnienie”. Jest to rozmowa Tomasza Budzyńskiego z dr nauk biologicznych i młodym (35 lat) naukowcem, pracującym w rządowej Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji Piotrem Witczakiem. Jest on zdziwiony tym, że rząd nie zwrócił się do agencji, aby skonsultować pandemiczne restrykcje i szczepionki. Jak mówi z tego jasny wniosek, że dostali wytyczne co mają robić z zagranicy i dlatego minister chorób i śmierci (zwany dla zmyłki ministrem zdrowia) nie zwrócił się o konsultację. Potem Witczak mówi sporo o eliksirach i o dużym ryzyku dla zdrowia jakie one ze sobą niosą i o tym, że przebycie infekcji daje lepszą i dłuższą odporność niż eliksir. Do tego mówi, że wbrew propagandzie tzw. ekspertów ciągły bardzo wysoki poziom przeciwciał (podaje wartość 7000) wcale nie oznacza, że mamy wysoką odporność. Oznacza to tyle, że nasz organizm wtedy jest jakby w ciągłej gotowości bojowej, a to jest wyczerpujące i groźne dla zdrowia, a nawet życia. Po przebytej infekcji poziom przeciwciał spada, ale nie do zera. Osiąga pewną wartość minimalną, ale pamięć o patogenie zostaje jakby zapisana w komórkach układu odpornościowego. Gdy ów patogen znów się w organizmie pojawi wtedy limfocyty T dają sygnał i komórki układu odpornościowego znowu produkują przeciwciała, aby zneutralizować intruza. Tak działa nasz system odpornościowy w naturalny sposób. Tzw. eksperci mówią że trzeba mieć wysoki poziom przeciwciał, bo z czasem liczba przeciwciał spada i chodzi o to, aby napędzić maluczkich do przyjmowania kolejnych dawek eliksiru. Czy chodzi o depopulację czy o pieniądze dla koncernów czy o jedno i drugie? To już zostawiam każdemu do przemyślenia.
Ryzyko śmierci osób w jego wieku na COVIDa wynosi 0,0008% więc szczepienie ludzi młodych i w średnim wieku jeśli są zdrowi jest zupełnie bez sensu, bo ryzyko powikłań jest znacznie większe niż ryzyko śmierci czy nawet hospitalizacji. Witczak podaje też dane z rządowej agencji w Wielkiej Brytanii z których wynika, że wśród chorych i zmarłych na COVID 89% to ludzie w wieku 40-80 lat i tyle samo mniej więcej z nich w tej grupie wiekowej przyjęło dwie dawki eliksiru. Z tego wynika, że skuteczność eliksirów jest znikoma. Do tego ci co przyjęli eliksir są bardziej podatni na zachorowanie niż nieszprycowani. Ta większa podatność u zaszprycowanych pojawia się po kilku miesiącach. Obecne dane co do liczby zakażeń to potwierdzają – u nas przy poziomie eliksiryzacji ok. 50% mamy ok. 20000 zakażeń, a w UK ponad 100000. Nawet uwzględniając różnicę liczby ludności wychodzi, że u nas jest 3-4 razy mniej.
Jak mówi Witczak ci co przeszli COVIDa bezobjawowo lub łagodnie (jak ja) mają niski poziom przeciwciał, ale ich odporność jest silna. Badania z Kataru tego dowodzą. Spośród ponad 350000 nieszprycowanych, którzy przechorowali COVID w ciągu kolejnych 14 miesięcy zachorowały tylko 1304 osoby, a z nich tylko 4 trafiły do szpitala. Nikt nie umarł. Badanie robiono od lutego 2020 do kwietnia 2021 r.
Mamy też szokujące dane o dużym wzroście liczby samobójstw wśród nastolatków i dzieci w czasie plandemii, a także rozmowę Budzyńskiego z Katarzyną Ratkowską, która walczyła o powstrzymanie eksperymentu medycznego na polskich dzieciach jaki przeprowadza po cichu w Polsce Pfizer. Tym jego parszywym eliksirem szprycowane są nawet niemowlęta! Lekarka niczego niestety nie uzyskała. W sumie od kilku miesięcy trutych jest ok. 1000 dzieci. Nie wiadomo gdzie ani skąd wzięto te dzieci do eksperymentów ala dr Mengele. Podejrzewa się że z domów dziecka. Wszystko jest utajnione. W mediach głównego ścieku jest cisza. Gdyby nie to, że Grzegorz Braun zrobił trochę zamieszania swoją interwencją poselską w Urzędzie Rejestracji Produktów Leczniczych i Preparatów Biobójczych (nazwa chyba jest trochę inna, ale strasznie długa i nie pamiętam) i zażądał dokumentów w sprawie tego eksperymentu i kto wydał na niego zgodę to pewnie do dzisiaj nic byśmy o tym nie wiedzieli. A tak okazało się że prezes tego urzędu niejaki Grzegorz Cesak (salwował się ucieczką po przyjściu Brauna do urzędu!) wydał Pfizerowi zgodę na te eksperymenty bez żadnego uzasadnienia! Szczegółów eksperymentu Grzegorzowi Braunowi nie udało się uzyskać wobec tego, że wszystko jest tajne. Taką to mamy (tfu) demokrację w III RP. Trują polskie dzieci i jest to TAJNE! Nawet poseł nie może się prawie niczego dowiedzieć. Chyba lepszego dowodu, że Polską nie rządzą Polacy nie ma.

Rozdział piąty ma tytuł „Doktor B”. Chodzi o dr. Włodzimierza Bodnara słynnego za sprawą amantadyny, którą od 50 lat stosowano w leczeniu grypy. Jak się okazuje to bogaty człowiek, milioner. Posiada prywatną przychodnię Optima w Przemyślu zatrudniającą 25 lekarzy (w sumie 50 osób) i 18 nieruchomości. Gdy zaczęła się tzw. pandemia i zamknięto przychodnie lekarskie dr Bodnar nie zamknął przychodni, ale wręcz przeciwnie – jego przychodnia działała całą dobę. Chorzy przyjeżdżali z całej Polski w tym członkowie rządu jak Marcin Warchoł. Dr Bodnar leczył ich amantadyną. Jak mówi początkowo stosował dawki jak przy grypie, ale widząc, że są zbyt małe zwiększył je. I dzięki temu gdy szybko się podawało lek w ciągu 3 dni infekcja wyhamowywała i zagrożenie mijało. Wyleczył dzięki temu kilka tysięcy osób. W związku z tym zrobiono na niego straszną nagonkę, a teraz ma sprawę w sądzie, którą wytoczył mu z tego co wiem tzw. Rzecznik Praw Pacjenta. Grozi mu 5 milionów złotych grzywny, a nawet odsiadka. Badania kliniczne amantadyny zablokowano. Do dziś nie zatwierdzono ośrodków badawczych (stan na 15.11.2021 – data wydania książki). Po prostu krew się w człowieku gotuje gdy się widzi i słyszy to wszystko.

Rozdział VI ma tytuł „Spowiedź ratownika”. Jest to streszczenie rozmowy nagranej z ratownikiem medycznym z filmu opublikowanego na You Tube na kanale Wojciecha Sumlińskiego. Do czasu ocenzurowania obejrzało go ok. 3 miliony widzów. Ratownik zgodził się na nagranie ale pod warunkiem anonimowości i zmiany jego głosu. Nagranie robiono od tyłu, aby nikt go nie rozpoznał. Powiedział on, że testy firmy Abott jakie używali do wykrywania COVIDa u chorych do których jeździli były manipulowane. Na pakiet 25 testów była mała buteleczka buforu, która nie wystarczała. Do pozostałych testów z pakietu kazano im używać soli fizjologicznej. Jak sprawdził ów ratownik robiąc próby na samym patyczku bez wymazu i teście z solą fizjologiczną 8 razy z rzędu wyszedł pozytywny wynik! Tym samym wielu pacjentów było wożonych do szpitala niepotrzebnie i tam mogli się nabawić prawdziwego zakażenia. W taki sposób sztucznie zawyżano liczbę chorych i zakażonych i nakręcano plandemię strachu, a (nie)rząd miał pretekst do wprowadzania obostrzeń. Do tego ratownik mówił, że im i lekarzom znacznie podniesiono pensje, ale mieli siedzieć cicho i robić co im każą. On w pewnym momencie nie wytrzymał i postanowił ujawnić prawdę. Gdy film stał się głośny to został usunięty i zrobiono na Sumlińskiego nagonkę, że to „fake news” i że rzekomo nie ma żadnego ratownika. Ratownik do dziś się nie ujawnił, ale z tego co jest napisane w książce zastanawia się nad ujawnieniem. Zanim film został umieszczony w sieci Sumliński i Budzyński sprawdzili informacje od ratownika i je potwierdzili, więc to na pewno nie jest żaden „fake news”. Łżą jak zwykle media głównego ścieku.

Rozdział VII ma tytuł „Światowy rząd w Jerozolimie”. Jest to zapis rozmowy z doktorem Włodzimierzem Golonką – filozofem, wykładowcą i prorektorem Instytutu Uniwersyteckiego św. Piusa X w Paryżu i prezesa krakowskiej filii Katolickiego Uniwersytetu Apologetycznego. Najpierw mamy długi fragment dotyczący życiorysu Billa Gatesa i tego że gdy odszedł z Microsoftu zaczął udawać filantropa i na tej swojej „filantropi” zarabiał grube pieniądze. Wszystko pod pretekstem ratowania świata i ludzkości. Rzekomo walczył z globalnym ociepleniem jednocześnie inwestując w koncerny paliwowe i kopalnie. Walczył rzekomo o zdrowie ludzi jednocześnie zarabiając na akcjach Coca Coli. Kupił też akcje koncernów medycznych takich jak Pfizer i Johnson&Johnson, które dzisiaj masowo produkują eliksiry kowidowe i zarabiają na tym miliardy dolarów. Jest mowa o jego licznych finansowanych za pośrednictwem jego fundacji programach szczepień w różnych biednych krajach Afryki czy Azji. Przy tym wychodziły różne afery. Jedna z nich miała miejsce w Kenii gdzie w 2014 r. szczepiono kobiety na tężec. Po zbadaniu wyniesionych po cichu fiolek ze szczepionkami okazało się, że w co najmniej jednej trzeciej z nich był hormon ciążowy. Zatem kobiety szczepiono nie tylko przeciwko tężcowi ale i przeciwko ciąży. Około miliona kobiet miało poważne problemy z zajściem w ciążę lub stało się bezpłodnych. Sprawę dokładniej opisywałem przy okazji streszczania książki „Zapis Zarazy”. Gates na dekadzie szczepień 2010-2020 zarobił ponad 50 miliardów dolarów! A w samym 2020 r. ok. 20 mld $! Taki z niego „filantrop”.
Dalej jest mowa o wystąpieniach Gatesa na różnych forach i konferencjach międzynarodowych gdzie kilka lat temu ostrzegał przed pandemią, mówił że trzeba sprawić, aby dużo szybciej uzyskiwać nowe szczepionki i że dzięki nim można zredukować populację o 10-15%. Wtedy wydawało się, że gość po prostu sfiksował i tyle. Dzisiaj widać, że nie była to tylko chora wizja, ale że to jest dzisiaj realizowane. Mamy też mowę o ćwiczeniach „Zdarzenie 201” gdzie w październiku 2019 r. ćwiczono scenariusz postępowania na wypadek pandemii. Trzy miesiące później pandemia się zaczęła i to co tam ćwiczono było wprowadzane w życie – m.in. lockdowny, maski, dystans, cenzura Facebooka, You Tube z „fake newsów” na temat plandemii itp.
Potem jest mowa o tym, że Brazylia ujawniła umowę zawartą z Pfizerem na produkcję i dostawę eliksirów kowidowych. Miała ona zostać tajna, ale rząd Brazylii ją ujawnił. Jak przed komisją senacką w Brazylii zeznawał szef Pfizera na Amerykę Płd. Carlos Murillo analogicznej treści umowy Pfizer zawarł na całym świecie w tym z UE. W wielkim skrócie – Pfizer dostarcza produkt co do którego nie wie jaka jest skuteczność, ani czy jest on bezpieczny, zwłaszcza długoterminowo, bo badania trwają. Pfizer nie ponosi żadnej odpowiedzialności za swój produkt – tę odpowiedzialność w całości ponosi rząd Brazylii. Do tego Brazylia zgadza się na zajęcie majątku państwowego w razie konieczności wypłaty odszkodowań. Do tego jeśli po badaniach produkt nie zostanie dopuszczony w normalnym trybie rząd nie może zrezygnować z zakupu tych eliksirów. Zatem rząd wydaje pieniądze podatników na jakiś eliksir o którym prawie nic nie wiadomo, nie może zrezygnować i bierze na siebie całą odpowiedzialność, a Pfizer tylko dostarcza i zgarnia kasę. Super umowa. Dla koncernu oczywiście. Inne firmy zapewne zawarły takie same umowy. Umowę można podobno znaleźć na stronie ministerstwa (zdrowia? – nie podano nazwy) Brazylii i ją zobaczyć – baza SEI, dokument nr 0019624455. Są tam też podpisy elektroniczne i kody dostępu do internetowego rejestru dokumentów ministerstwa co dowodzi autentyczności dokumentu.
Dalej jest mowa o paszportach kowidowych i o tym, że Niedzielski przed Wielkanocą 2021 zapowiedział że urzędy sanitarne na całym świecie będą miały większe uprawnienia, że to będzie priorytet, kluczowe siły porządkowe. Chodzi jak nietrudno się domyśleć o kontrolę populacji. Dążą do systemu chińskiego gdzie rząd przyznaje punkty społeczne. Kto jest „niegrzeczny” i nie robi tego co rząd każe (np. nie chce przyjąć „cudownego eliksiru” albo nosić szmaty na twarzy?) to pewnego dnia może się okazać, że nie kupi biletu kolejowego czy na samolot, bo system komputerowy go odrzuci jako że nie ma dość „punktów społecznych”. Do niedawna wydawało się to tylko teorią spiskową, ale widząc co się dzieje na zachodzie Europy gdzie bez pokazania kwitu że przyjęło się eliksir nie wejdzie się do kina czy restauracji okazuje się, że wygląda to całkiem realnie. Do tego cały czas knują, aby wyeliminować gotówkę. Wtedy będą mogli zablokować konto każdemu kto jest krnąbrny i nie kupi nawet jedzenia. Wtedy będziemy mieli cyfrowy gułag. Od nowego roku limit transakcji w gotówce między przedsiębiorcami ograniczono w Polsce do 8 tyś zł, a między przedsiębiorcą a osobą fizyczną do 20 tysięcy zł. W tym drugim przypadku wcześniej limitów nie było, a w pierwszym wynosił on 15 tysięcy zł. Zatem gdy chcemy kupić np. w komisie auto za 25 tysięcy zł to już tylko przelewem można płacić. Wydaje się to mało dotkliwe, bo auto i tak się rejestruje więc jego zakupu się nie ukryje. Od tego się zaczyna, aby ludzi oswoić i przyzwyczaić. Za kilka lat limit zmniejszą a potem wprowadzą przepis, że każda transakcja powyżej 200 zł ma być bezgotówkowa. Za 10-15 lat jak ludzie się przyzwyczają to skasują w ogóle transakcje gotówkowe. I wtedy dopiero się śpiące masy obudzą i zdziwią co się może stać. Np. gdy ktoś będzie kupować zioła albo witaminę C czy inne „szarlatańskie” rzeczy lub cokolwiek innego co propaganda wyśmiewa i atakuje może nagle mieć zacząć blokowane konto albo mieć inne problemy. Nierząd będzie bowiem wiedział wtedy nawet jakie majtki w którym sklepie kto kupił.
Dalej jest mowa o audycie jaki WHO zrobiła aby określić skutki pandemii. W raporcie z audytu napisano, że należy powołać specjalną radę złożoną z 18 osób, oczywiście powiązanych z koncernami, która będzie decydować za wszystkie kraje o sprawach sanitarnych. Ma być w każdym kraju specjalne biuro WHO, w którym będzie urzędował „Oberepidemiolog”, który będzie miał rangę ministra i rząd danego kraju będzie musiał wykonywać to co on zarządzi. Jeśli nie to na kraj będą nakładane dotkliwe sankcje, szczególnie finansowe.
Mamy też na koniec rozdziału o tym, że w 2008 roku francuski Żyd sefardyjski Jaques Attali ubolewał że w czasie poprzedniej pandemii nie wprowadzono rządu światowego z siedzibą w Jerozolimie. Powyższy raport WHO idzie w kierunku realizacji jego wizji. Dla Tomasza Budzyńskiego i Wojciecha Sumlińskiego to co mówił im dr Włodzimierz Golonka jest szokiem. Dla mnie nie jest, bo wiem, że żydostwo dąży do uzyskania światowego rządu z siedzibą w Jerozolimie od około 2 lat tj. od czasu przeczytania książki ks. Trzeciaka „Program światowej polityki żydowskiej. Konspiracja i dekonspiracja”. Kto ją przeczyta zrozumie dlaczego. Otóż żydzi jako naród są zakonspirowani i ukrywają swoje działania, a kierują się ideą mesjanistyczną. Czekali 18 wieków na mesjasza, ale nie przyszedł. W związku z tym pod koniec XIX wieku powstał syjonizm jako idea mesjanistyczna. Polega ona na tym, że według syjonistów żydowski mesjasz przyjdzie na Ziemię wtedy, gdy ustanie wszelkie panowanie nad Izraelem tj. ich narodem. A według syjonistów to wszelkie panowanie nad ich narodem ustanie wtedy gdy nastanie ich rząd światowy z siedzibą w Jerozolimie. Wszystko to jest szczegółowo wyjaśnione w tej książce.
Na końcu rozdziału jest mowa o biblijnej księdze Apokalipsy, gdzie jest mowa o tym, że rząd światowy powstanie i nastanie czas antychrysta, a każdy kto nie będzie miał znamienia bestii (pewnie chodzi o mikrochip wszczepiany pod skórę) nie będzie mógł niczego kupić ani niczego sprzedać. Ta wizja przeraża autorów i dra Golonkę.
Moja odpowiedź na to jest taka – po to taka wizja powstała, aby właśnie wywoływać strach i aby ludzie sami wykreowali zbiorowym umysłem te wydarzenia. Jak już pisałem wyżej zasada mentalizmu – wszystko co się dzieje i tworzy jest wytworem umysłu, a to co jest globalnie jest wytworem globalnego umysłu ludzkości. Okultyści i masoni o tym wiedzą. Wiedzieli też ci co pisali kiedyś Biblię (bo przecież sama się nie napisała). Occult oznacza ukryty, czyli okultyzm to wiedza ukryta – o funkcjonowaniu świata i Wszechświata. Gdy się boimy i w zbiorowym umyśle tworzymy obrazy cyfrowego gułagu to ta wizja może się ziścić, ale nie musi. Jak wiadomo ciemność zawsze jest rozjaśniana przez światło. Jeśli odpowiednia masa krytyczna świadomych istot wizualizujących i działających (kluczowe słowo wynikające z reguły generatywnej – podstawą kreacji jest działanie, a nie tylko myślenie i wizualizacja jak twierdzi New Age) w kierunku nowego świata opartego na szacunku, miłości, przyjaźni i współpracy zostanie osiągnięta wówczas plany ciemnych sił się nie powiodą i nie będzie żadnego światowego rządu ani cyfrowego gułagu. Od nas jako ludzkości i tylko od nas i naszej globalnej świadomości to zależy! Są już tacy co twierdzą, że ta masa krytyczna została osiągnięta. Nie wiem czy tak jest, ale ja nie będę zasilać swoimi myślami cyfrowego gułagu. I robię, m. in. przez tego bloga, co mogę, aby wizję nowego wspaniałego świata (ale nie tego z powieści Huxleya) urzeczywistnić. I Wam wszystkim szanowni czytelnicy i czytelniczki radzę to samo. Nie zasilajmy strachem i złymi myślami cyfrowego gułagu, a go nie będzie. I róbmy co się da aby mówiąc nie i żądając normalności obalić plandemię.

Na koniec mamy krótki epilog i fragment umowy między Pfizerem i rządem Brazylii.

Na sam koniec o tym jak możemy przyspieszyć upadek matriksa, w którym żyjemy. Otóż III RP to firma (korporacja) „Poland Republic Of” zarejestrowana w Nowym Jorku. https://sec.report/CIK/0000079312
Wszystkie urzędy (urzędy miast, gmin, sanepid, policja, sądy, ministerstwa, kancelarie sejmu, senatu, prezydenta, premiera itp.) w naszym niby kraju są firmami. Łatwo to można sprawdzić na stronie https://www.dnb.com/de-de/upik/. Tu można sprawdzić nawet jakie przychody generuje np. tzw. ministerstwo zdrowia (ok. 33 mln $) https://www.dnb.com/business-directory/company-profiles.ministerstwo_zdrowia.a4cb3b769dc93279c0fee8d61f0fda40.html
Inne kraje też są firmami. Zrobiono ogromny przekręt zamieniając kraje w geszefty. Tym samym my jesteśmy jakby pracownikami (czytaj niewolnikami) korporacji. Nasz dowód osobisty gdzie imię i nazwisko jest pisane wielkimi literami jest jakby maską jaką zakładamy na twarz i gramy rolę martwego tworu i tym jesteśmy dla władz. Słowo osoba jakie się używa w ustawach określając kogo one dotyczą oznacza maskę nakładaną na twarz przez aktora w teatrze starożytnym. Takie jest pierwotne znaczenie tego słowa. Jest to zrobione, aby ominąć prawo naturalne dane nam przez Stwórcę: 1. Nie krzywdź (tj. m. in. szanuje wolną wolę innych), 2. Nie pozwalaj krzywdzić innych i siebie. Tylko takie prawo obowiązuje wolne istoty ludzkie. Będąc osobą, a nie żywym człowiekiem podlega się pod prawo korporacyjne (morskie) stanowione przez (nie)rząd. Gdy ma się status wolnego człowieka takie prawo nas nie dotyczy. Możemy robić wszystko o ile nie wyrządzamy nikomu szkody ani krzywdy. Uczestniczymy w teatrze grając role jakie nam przydzielono będąc tego nieświadomym. Wychodząc z tego teatru iluzji uwalniamy się. Są już w Polsce ludzie (co najmniej z tysiąc) którzy się uwolnili i wyszli z tego teatru. Jeśli będą nas dziesiątki, a potem setki tysięcy i miliony to matriks padnie. To jest to światełko, a nawet światło w tunelu którego autorzy wypatrują i nie widzą.

Czarny Bez – właściwości i na co jest dobry

Poniższe informacje pochodzą z książki autorstwa prof. Jan Muszyńskiego, pt. „Ziołowa Apteczka Domowa”, Wydawnictwo Prawnicze i Naukowe Marian Ginter, Warszawa 1951 r.

Czarny bez w ciąży na przeziębienie i infekcje. Jak zrobić sok z czarnego  bzu? - Mjakmama.pl


Na str. 73 jest o właściwościach Czarnego Bzu. Jest napisane cytuję „Bez należy do tzw. środków na przemianę materii („czyszczących krew”). Posiada on działania moczopędne, napotne i regulujące przepuszczalność naczyń krwionośnych. W lecznictwie stosuje się różne części tej rośliny: korę – Cortex Sambuci, która posiada najsilniejsze działanie moczopędne, a w większych ilościach (2-3 łyżki na szklankę odwaru) nawet wymiotne; liście – Folium Sambuci, o łagodniejszym działaniu niż kora; kwiaty – Flos Sambuci,najczęściej używany surowiec bzowy o łagodnym działaniu napotnym i moczopędnym, zawierający również roślinne hormony płciowe; owoce bzu – Fructus Sambuci, surowiec bogaty w antocyjany i witaminy. Lud przyrządza ze świeżych jagód bzowych powidełka, stosowane przy biegunkach i chorobach gorączkowych. Powidełka bzowe posiadają również działanie łagodnie przeczyszczające. W aptekach pod nazwą bzu otrzymuje się zawsze kwiaty, a chcąc otrzymać korę lub liście trzeba to wyraźnie zaznaczyć”.

Wcześniej jest opis jak wygląda bez, że kwitnie w czerwcu, lipcu a owoce dojrzewają we wrześniu.
Są też 3 mieszanki ziołowe podane z czarnym bzem:
1) – kory bzu czarnego 2 części;
– kwiatów bławatka 1 część;
– korzenia paprotki – 1 część.
Łagodne ziółka moczopędne przy zapaleniu miedniczek nerkowych.
2) – kwiatów bzu 1 część;
– rumianku 2 części;
– ruty 1 część.
Zioła przy bolesnym miesiączkowaniu.
3) – kwiatów bzu 1 łyżkę;
– bratków 1 łyżkę;
– kwiatu lipowego 1 łyżkę.
Zalać 2 szklankami wrzątku, gotować 15 minut, osłodzić sokiem malinowym, pić po 1/2 szklanki co 2 godziny przy grypie i chorobach gorączkowych.

Książka liczy 156 stron. Pierwsza część (prawie 70 stron) to opis stosowanych metod leczniczych, znaczenia różnych witamin i minerałów dla zdrowia i także o tzw. lekach syntetycznych i ich fatalnych skutkach ubocznych. Np. stosowany wtedy (od 1920 r.) Atofan bardzo źle działa na wątrobę i nerki. I wiele innych przykładów. Kopalnia informacji o ziołach i witaminach.

Pandemia kłamstw

Dziś przedstawię książkę „Pandemia kłamstw”, której autorami są Judy Mikovits i Kent Heckenlively. Książka w oryginalnej wersji angielskiej została napisana jeszcze przed tzw. pandemią COVID-19, więc tych zagadnień nie opisuje. Na polski przetłumaczyła ją Emilia Skowrońska. Książkę w 2020 r. wydało w Białymstoku Wydawnictwo Kobiece. Książka ma format mniej więcej A5 i liczy 349 stron.



Najpierw kilka słów o autorach. Dr Judy Mikovits zrobiła w USA doktorat z biochemii. Brała udział w wielu medycznych projektach badawczych. Pracowała dla amerykańskiej agencji rządowej NCI (National Cancer Institute – Narodowy Instytut Nowotworów) oraz prywatnych firm. Była i wciąż jest uczciwą osobą, która dobro innych i prawdę stawia wyżej niż pieniądze. Ponieważ jej badania doprowadziły do niewygodnych dla koncernów i rządu USA odkryć (głównie mających związek ze szczepionkami) a nie zgodziła się na ich zatajenie lub sfałszowanie wyników badań jej kariera naukowa została zniszczona, a ona sama miała duże problemy ze znalezieniem pracy. Próba dochodzenia sprawiedliwości przed sądami w USA na nic się zdała. Mafia okazała się silniejsza.

Kent Heckenlively jest ojcem autystycznego dziecka, które doznało autyzmu po szczepieniu. W związku z tym Kent głosi niewygodną prawdę o szczepieniach i uświadamia ludzi. Za sprawą szczepień poznał się z główną autorką książki Judy Mikovits.

Na początku mamy słowo wstępne od Roberta F. Kennedy’ego Jr. Przedstawia on w skrócie dorobek zawodowy Judy Mikovits i opisuje jak ją oczerniono i zniszczono jej karierę, a wytaczając procesy o rzekome oszustwa w badaniach doprowadzono ją do bankructwa. Podaje też informacje, że nie jest to odosobniony przypadek. Kennedy podaje tu np. przypadek Ignaza Semmelweisa, węgierskiego lekarza z XIX wieku, który w 1847 roku w szpitalu w Wiedniu zarządził obowiązek mycia rąk przed odbieraniem porodów. Odsetek występowania gorączki połogowej u kobiet zmalał wtedy z 10% do 1%. Społeczność medyczna zamiast być mu wdzięczna zabroniła mu wykonywać zawód lekarza, a w 1865 roku trafił do zakładu psychiatrycznego, gdzie 2 tygodnie później w tajemniczy sposób zmarł. Teorie Semmelweisa odnośnie zarazków 10 lat później potwierdzili Louis Pasteur i Joseph Lister.
Drugim przykładem linczu środowiska medycznego analogicznego do Judy Mikovits był przypadek brytyjskiej lekarki i epidemiolożki Alice Stewart.W 1956 roku Stewart napisała artykuł, opublikowany w „The Lancet” gdzie stwierdziła, że powszechna praktyka wykonywania zdjęć rentgenowskich kobietom w ciąży była przyczyną raka, który pojawiał się później u ich dzieci. W tamtych czasach technologia rentgenowska traktowana była entuzjastycznie. Rządowe organy regulacyjne, przemysł jądrowy i nuklearny brutalnie zaatakowały Stewart, która już nigdy nie dostała żadnego dużego grantu badawczego w Anglii. Zmarła w 2002 roku w wieku 95 lat. W 1981 roku establishment medyczny w końcu przyznał jej rację.
Mamy też kolejne przykłady naukowców których zdyskredytowano i zniszczono lub sami zrezygnowali z kariery nie chcąc brać udziału w oszustwach i niszczeniu zdrowia ludzi: dr Bernice Eddy (w 1961 r. odkryła, że wywołujący raka małpi wirus SV40 zanieczyścił 98 milionów szczepionek Salka na polio, które podano dzieciom; w lipcu 1961 Merck i Parke-Davies wycofali te szczepionki z produkcji, ale NIH nie wycofał posiadanych zapasów i w latach 1961-63 miliony Amerykanów zainfekowanych zostało szczepionkowym wirusem mogącym wywołać u nich raka), dr John Anthony Morris (odkrył w wyniku badań, że nie ma dowodów naukowych na skuteczność szczepionki przeciwko grypie i uznał, że program masowych szczepień przeciwko świńskiej grypie w latach 70-ych XX w. nie ma sensu i że szczepionki są niebezpieczne), Garry Goldman (w swojej analizie komputerowej w 1995 r. wykazał, że szczepionki przeciwko ospie wietrznej, podane ok. 300000 mieszkańców Kalifornii, działały słabo u dorosłych, a dzieci szczepione 3 razy częściej chorowały na półpasiec niż dzieci nieszczepione). Mamy też wspomniane inne przypadki z ostatnich lat niszczenia lekarzy ujawniających niewygodne informacje o szczepionkach: dr Andrew Wakefield, David i Mark Geier (ojciec i syn), włoska biochemiczka Antonietta Gatti oraz duński epidemiolog Peter Gotzsche. Już sam wstęp daje obraz tego jak rockefellerowska medycyna, zwana też konwencjonalną medycyną, niszczy tych którzy ujawniają lub próbują ujawnić fakty naukowe zagrażające wielkim zyskom Big Pharmy.

Następnie mamy liczący około 20 stron wstęp dr Mikovits. Na początku pisze ona, że nigdy nie sądziła, że stanie się jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci w nauce XXI wieku. Zawsze chodziło jej bowiem tylko o śledzenie danych naukowych, słuchanie pacjentów, dochodzenie do prawdy i realne leczenie chorób. Dzięki jej odkryciom AIDS z choroby śmiertelnej stało się chorobą przewlekłą, z którą można żyć wiele lat.
Mimo to, że chciała po prostu uczciwie wykonywać swoją pracę, a może należałoby raczej napisać że właśnie dlatego, została w 2011 roku aresztowana i siedziała w areszcie przez 5 dni. Dalej autorka pisze dlaczego jej zdaniem tak ją potraktowano.
Sprawa ma związek z chorobą zwaną CFS (syndrom przewlekłego zmęczenia) i jej początek sięga aż 1934 roku i pojawienia się tej choroby wraz z epidemią polio. Na CFS zachorowali tylko lekarze, pielęgniarki i inny personel szpitala w Los Angeles – w sumie 198 osób. Żaden z pacjentów nie zachorował. Nie wchodząc zbytnio w szczegóły (autorka opisuje sprawę dokładnie) dr Mikovits zainteresowała się sprawą CFS w 2006 roku i jej zdaniem ta choroba jest wywoływana przez wirusy i również ma związek z niedoborem odporności tak jak AIDS. Z analizy Kenta Heckenlivelego wyszło, że personel szpitala w Los Angeles otrzymał szczepionkę przeciw polio gdzie wirus był namnażany na tkance mózgowej myszy. Tam zaś najprawdopodobniej były mysie wirusy, retrowirusy, które dla myszy były niegroźne, a dla ludzi były inwazyjne. Mentor naukowy dr Mikovits, dr Frank Ruscetti odkrył takiego wywołującego chorobę ludzkiego retrowirusa odzwierzęcego HTLV-1.
W 2009 r. F. Ruscetti i J. Mikovits opublikowali w „Science” artykuł prezentując wyniki badań, gdzie opisali pierwsze w historii wyizolowanie retrowirusa XMRV i jego związek z CFS. Autorzy artykułu mieli dowody, że wirus ten występował u 67% osób z CFS i tylko u niecałych 4% osób zdrowych. W styczniu 2011 r. B. Berkout i inni w czasopiśmie „Frontiers in Microbiology” donieśli, że mysie tkanki były stosowane w produkcji szczepionek i że wirus XMRV najprawdopodobniej trafił do szczepionek podczas namnażania wirusa szczepionkowego na tkankach mysich. To wywołało burzę i dr Mikovits i dr Ruscetti zostali zaatakowani. Zagrozili bowiem Big Pharmie. Jeśli hipoteza z artykułu z 2011 r. zostałaby potwierdzona Big Pharma poniosłaby ogromne straty musząc zmieniać technologię produkcji szczepionek i prawdopodobnie musiałaby wypłacić odszkodowania milionom osób, które zachorowały na CFS po przyjęciu ich szczepionek. Potem autorka opisuje jak sprawę zamiatano pod dywan i że nauka obecnie jest strasznie zakłamana i przynajmniej w medycynie panuje w niej pandemia kłamstw – kłamstw i fałszerstw dokonywanych w interesie koncernów, a przeciwko zdrowiu ludzi.

Pierwszy rozdział jest zatytułowany „Naukowiec na morzu”. Jest on opisem jakby to ująć zmagań autorki z mrocznymi siłami tego świata, których jak sama przyznaje nie doceniła.
Rozdział ten czyta się niemalże jak dobry kryminał tyle, że jest to kryminał oparty na faktach. Na samym początku autorka opisuje jak w X 2011 r. jechała rowerem przez mniej uczęszczane obszary Parku Narodowego McGrath i za nią jechał postawny i wysoki mężczyzna w terenowym samochodzie. Co chwila stawał i dawał się jej wyprzedzić, a potem ruszał wyprzedzał autorkę, mocno zwalniał i stawał i tak przez dłuższy czas. Wyraźnie śledził dr Mikovits.
Potem mamy opis tego jak powinna wyglądać idealna nauka, a jak wygląda ta faktyczna w prawdziwym świecie zdominowanym przez korporacje – farmaceutyczne, rolnicze, naftowe czy chemiczne dla których zysk jest najważniejszy. Przeciwko tej wielkiej i niszczycielskiej sile stoi naiwny i dociekliwy naukowiec, który na studiach tak naprawdę nie wiedział na jakim świecie żyje. Jak pisze dr Mikovits naukowców nie nauczono tego jak to wygląda w rzeczywistości ani zadziorności i walki z mafiami. Nauka jest skorumpowana przez wpływ korporacyjnych pieniędzy. Prowadzi to bezpośrednio do epidemii otyłości, chorób neurologicznych, (m.in. autyzm, choroba Parkinsona, SM, nowotwory czy problemy psychiczne młodzieży).
Dalej mamy opis tego jak autorkę aresztowano 9.11.2011 r. oraz zmagania jej i jej adwokata Mike Hugo z tzw. wymiarem sprawiedliwości. Wszystko to miało związek z wyżej opisaną sprawą retrowirusów, szczepionek i CFS.
Dalej mamy przedstawione w jaki sposób autorkę fałszywie oskarżono o oszustwo. Odkrytego wirusa XMRV nie wyizolowano i dr Robert Silverman opublikował artykuł o agresywnym retrowirusie wywołującym raka prostaty. Wirus ten jednak nie został przez niego wyizolowany, ale stworzony w laboratorium przez pobranie z biopsji 3 pacjentów fragmentów wirusa liczących po kilkaset par zasad azotowych, który nigdy nie istniał w rzeczywistości i autorka określiła go mianem frankensteina. Nazwano go VP62. Dr Silverman przyznał się do tego dopiero po kilku latach, gdy już dr Mikovits uznana została za oszustkę. Chodziło o to, że opracowany test do wykrywania retrowirusa nie wykrywał ich w tkankach mysich stosowanych do produkcji szczepionek. Było tak dlatego, że test był zrobiony pod sztucznego wirusa o znacznie krótszym genomie niż rzeczywisty wirus.
Po aresztowaniu dr Mikovits jej pracodawcy, wpływowa rodzina Whittemore’ów, która jak się okazało stała za aresztowaniem, zabrała zeszyty laboratoryjne z laboratorium i podrzuciła je do domu dr Mikovits po czym oskarżyła ją o wyniesienie dokumentacji z laboratorium. Konieczność obrony w sądzie sprawiła że dr Mikovits wydała mnóstwo pieniędzy na prawników. Próby wnoszenia spraw o naruszanie praw obywatelskich, o fałszywe oskarżenia nie dały efektu. Sądy są skorumpowane, a media, politycy naukowcy i lekarze są przekupywani lub zastraszani. Przez to naukowiec z uczciwego człowieka może się zmienić w człowieka wyjętego spod prawa. Mafijny system zapewnia bowiem takim „naukowcom” bezkarność, a obywatele tracą zdrowie i pieniądze na pseudoleczenie, które nigdy się nie kończy.

Drugi rozdział ma tytuł „Buntowniczka od samego początku” i przedstawia to jak autorka już na początku swojej pracy zawodowej buntowała się nie chcąc robić tego co jej każą, czyli ukrywać niewygodnych wyników badań lub ich fałszować. Były to lata 80-te XX w.
Autorka opisuje m.in. jak z pracy w NIH przeniosła się za sprawą znajomego do firmy Upjohn. Firma ta produkowała bydlęcy hormon wzrostu, który był podawany krowom w celu zwiększenia przez nie wytwarzania mleka. Oprócz Upjohn taki hormon produkowały też inne firmy. Dr Mikovits miała przeprowadzić badania, które wykażą, że mleko od krów, którym podawano ten hormonu nie wpływa negatywnie na zdrowie konsumentów mleka. Niestety dla firmy badania wykazały, że mleko od takich krów raczej ma negatywny wpływ na zdrowie (np. zmieniał się wygląd ludzkich komórek tłuszczowych, wytwarzały one też inne hormony niż zdrowe komórki). Do tego, aby mieć pewność trzeba było przeprowadzić dokładniejsze i dłużej trwające badania. Gdy po zakończeniu wstępnych badań poszła do szefa i mu powiedziała o wynikach ten delikatnie mówiąc nie był zadowolony. Doszło do kłótni i szef zażądał, aby mu przekazała notatnik z wynikami badań, a wtedy dr Mikovits rzuciła nim w niego. Oczywiście po czymś takim jej kariera w tej firmie się szybko skończyła.
Po zakończeniu pracy w Upjohn autorka podjęła studia doktoranckie na Uniwersytecie Jerzego Waszyngtona.

Trzeci rozdział omawia sprawę martwych lekarzy, którzy stracili życie przez to, że odkryli rzeczy niewygodne dla Big Pharmy. Rozdział ten też czyta się jak dobry kryminał tyle, że ten przedstawia prawdziwe wydarzenia. Jednym z opisywanych przypadków był lekarz Jeff Bradstreet, który był jednym z najlepszych lekarzy w USA leczących choroby powstałe w wyniku szczepień. Podzielał on pogląd dr Mikovits, że autyzm jest spowodowany zakażeniem retrowirusem, co powoduje nabyty niedobór odporności. Wraz z dwoma innymi lekarzami Ruggiero i Cheneyem pracowali nad terapią GcMAF – białkiem produkowanym przez białko wiążące witaminę D, które aktywuje makrofagi do walki z infekcją. Retrowirusy dezorientują układ odpornościowy i ten reaguje na nie nieprawidłowo. Dzięki terapii ta reakcja powinna zostać przywrócona do normy i makrofagi powinny zaatakować wirusy i je zniszczyć. W taki mechanizm obronny wyposażyła nas natura. Dr Bardstreet był dociekliwy w sprawie związku szczepień z autyzmem. Chodziło zwłaszcza o szczepionkę MMR. Sam miał chore na autyzm dziecko. 17.06.2015 r. agenci federalni z FDA i DEA dokonali najścia na biuro dra Bradstreeta i byli tam kilka godzin. 2 dni później ciało dra Bradstreeta znalazł w strumieniu rybak. Denat zginął od jednego strzału w klatkę piersiową. Rzekomo popełnił samobójstwo, ale to bzdura bo kto popełnia samobójstwo strzelając sobie w klatkę piersiową i to pod jak ustalono niemożliwym w praktyce kątem? Dwa lata wcześniej autorka ostrzeżona zrezygnowała z wyjazdu na konferencję w sprawie autyzmu do Dubaju. Gdyby pojechała mogła już nie wrócić.
Kolejna dziwna śmierć to przypadek dra Teh-Jeanga, który w 2010 r. opublikował kilka artykułów negatywnie oceniających artykuły dotyczące badań nad ludzkim retworirusem XMRV prowadzonymi przez dra Mikovits i dra Ruscettiego, z których wynikało że wirus XMRV jest przyczyną choroby CFS. Rok później podczas spotkania naukowego w Belgii Teh-Yeang podczas wygłaszania przemówienia przez dra Ruscettiego krzyczał „przestańcie to badać!”, „nie marnujcie pieniędzy”. 2 lata później dr Kuan Teh-Yeung zmarł, rzekomo na atak serca w swoim biurze w niedzielę w nocy. Inna wersja była taka że się zastrzelił, a jeszcze inna wyskoczył przez okno z 4 pietra. Jak zginął i kto go najprawdopodobniej zabił nie wiadomo. Autorka przedstawia swoją hipotezę dlaczego Teh-Yeang zginął. Mniejsza o szczegóły, ale prawdopodobnie miał z tym związek Anthony Fauci (fanatyk lockdownów w czasie obecnej plandemii COVID-19), który był przełożonym Teh-Yeanga.
Dalej mamy dociekania autorki na temat tego od jak dawna dzieją się takie dziwne zgony w nauce. Dowiedziała się m.in. o japońskim habilitancie, któremu kazano sfałszować dane z badań. Nie chciał tego zrobić i zmarł po wypiciu azydku sodu, który powoduje że człowiek się dusi. Miał on żonę i dwoje dzieci i nic nie wskazywało na to, że popełni samobójstwo. Było to w latach 80-ych XX w.
Jeszcze jedną dziwną śmiercią dość szczegółowo opisaną przez autorkę jest lekarz pracujący w CDC Timothy Cunningham. W styczniu 2018 r. podał on pisarzowi Buxterowi Dmitriemu informację, że niektórzy pacjenci o tym jak podał im szczepionkę przeciwko grypie zmarli i że go to przeraża oraz że ludzie w całych USA zaczęli umierać na grypę i wszyscy zmarli dostali szczepionkę. 12.02. 2018 r. dr Cunningham zaginął. 3.04.2018 r. rybacy znaleźli jego ciało na rzece Chattahoochee zaplątane w śmieci. Narracja w mediach była taka, że popełnił samobójstwo ze względów osobistych. Autorka w swoich rozważaniach odrzuca tę hipotezę podając fakty, z których wynika, że młody (35 lat) lekarz nie miał problemów osobistych i że jedynie mógł zabić się z powodu tego że nie dostał awansu, co wydaje się absurdalne. Zapewne zginął w związku z tym co odkrył jeśli chodzi o zgony po szczepieniach na grypę.
Na koniec rozdziału autorka pisze o tym jak FBI dręczyło psychicznie Martina Lutera Kinga chcąc skłonić go do samobójstwa w związku z jego, według autorki, rzekomymi spotkaniami seksualnymi z kobietami. Postępowanie FBI na pewno należy ocenić nagannie, ale to, że King brał udział w orgiach seksualnych z tego co wiem dzisiaj jest już potwierdzone, więc wybranie jego osoby jako przykładu dla niszczenia niewygodnych ludzi przez rząd USA nie jest zbyt fortunne.

Rozdział czwarty dotyczy tego jak prawnik broniący dr Mikovits Mike Hugo został pozbawiony prawa wykonywania zawodu. Zajmował się wieloma sprawami odszkodowań za powikłania poszczepienne i większość z tych spraw wygrywał. Zajmował się jednak też innymi sprawami i dzięki nim poznał siłę oddziaływania korporacji. Chodziło między innymi o leki na cukrzycę powodujące niewydolność nerek i wątroby. Zalazł za skórę niejednej korporacji. Jedną z przyczyn dla której najprawdopodobniej go jest „unieszkodliwiono” jest sprawa trujących chemikaliów składowanych i próbowanych na terenie wokół Fortu Detrick. Tam między innymi testowano defoliant Agent Orange użyty w Wietnamie. Wiele osób mieszkających w pobliżu zmarło na nowotwory. Częstotliwość ich występowania była tam dużo wyższa niż w całych USA. Niejednokrotnie na raka umierały po 2 osoby z jednej rodziny, a zdarzały się przypadki że i cała rodzina. Próba dowiedzenia w sądach, że te przypadki nowotworów były spowodowane testami Agent Orange przez wojsko na zlecenie rządu nie powiodły się.
Także pomoc dr Mikovits przyczyniła się na pewno do zakończenia prawniczej kariery Mike’a Hugo. Jego zdaniem dr Mikovits zniszczono karierę i zniesławiono, gdyż odkryła, że wykorzystanie tkanek zwierzęcych do hodowli wirusów do produkcji szczepionek powodowało, że wstrzykiwany preparat oprócz wyhodowanych wirusów przenosił też do organizmu szczepionej osoby zwierzęce wirusy z tkanek na których namnażano wirusy szczepionkowe. Te zwierzęce wirusy zaś powodowały cały wachlarz chorób m.in. autyzm, CFS, nowotwory czy chorobę Alzheimera. Gdyby to wyszło na jaw korporacje szczepionkowe poniosłyby ogromne straty. Dlatego dr Mikovits i Mike Hugo musieli zostać „unieszkodliwieni”. Mike Hugo został pozbawiony prawa wykonywania zawodu za to, że pożyczył ojcu sporą sumę pieniędzy i nie spisał z nim umowy pożyczki. W innych podobnych sprawach były kary nagany czy grzywny. Gdy jednak ktoś walczy w sądach przeciwko korporacjom czy rządowi to każdy pretekst jest dobry aby go wyłączyć z gry.

Piąty rozdział jest odpowiedzią na postawione przez autorkę w tytule rozdziału pytanie: czy rząd jest przyjacielem czy wrogiem. Dla mnie odpowiedź jest jasna – rząd jest wrogiem. I autorka opisując skandal z tym jak zakażono ludzi w USA wirusem HIV np. podczas transfuzji krwi, a potem jak ją potraktowano dochodzi do podobnych wniosków, choć nie pisze tego wprost. Gdyby wydało się, że wirusy z tkanek zwierzęcych, na których namnaża się szczepionkowe wirusy przenikają wraz z podawaną szczepionką do organizmu szczepionych osób przez co mogą wywołać nowotwór, CFS, autyzm czy inne choroby związane z osłabieniem układu odpornościowego to rząd miałby ogromne problemy. Podobnie jak korporacje produkujące szczepionki.

Szósty rozdział dotyczy firmy Cerus i ich technologii INTERCEPT służącej do odkażania krwi przeznaczonej do zabiegów medycznych z wirusów w tym retrowirusów składających się z RNA (jak obecnie modny koronawirus). Autorka współpracując z firmą udowodniła, że ich technologia działa. Mamy tu też sprawę tuszowania zanieczyszczenia zapasów krwi wirusami przez rządowe agencje ds. zdrowia w USA obawiające się wzburzenia zwykłych ludzi. Mamy też opisaną sprawę wymuszania przez szefową Narodowego Instytutu Serca, Płuc i Krwi Simone Glynn zmiany treści artykułu naukowego przygotowanego do publikacji, którego współautroką była dr Judy Mikovits. Początkowe naciski nie poskutkowały, więc zaszantażowała dwóch starszych naukowców, że odebrane im zostaną emerytury i że ma w tej sprawie poparcie! Artykuł został opublikowany pod nieprawidłowym tytułem i ze złą interpretacją danych. Oto jak wygląda nauka w medycynie!
W 2011 r. w związku ze sprawą wspominanego już wirusa XMRV autorka trafiła do aresztu, a zawartość szaf z dwóch biur, dane jej zespołów badawczych i wyniki z kilkudziesięciu lat pracy zostały przed nią zamknięte, żeby więcej ich już nie zobaczyła. I to wszystko mimo tego że nie udowodniono autorce żadnego oszustwa. Po prostu niewygodnych ludzi i niewygodne sprawy dla koncernów i rządu się wycisza, a ludzkie zdrowie i życie ich nie obchodzi.
Wracając do firmy Cerus obłowiła się, bowiem technologia INTERCEPT okazała się rewolucyjna. Polega ona w skrócie na tym, że próbki krwi umieszcza się w urządzeniu, które naświetla je promieniowaniem ultarfioletowym UVA. To sprawia, że obecne we krwi patogeny są niszczone. W 2009 firma Cerus zanotowała sprzedaż w wysokości 16,8 miliona dolarów, a w 2018 r. było to już 58 milionów dolarów czystego zysku.
Na koniec autorka pisze o tym jak kłamie rząd USA. Oficjalnie twierdzi on, że krew do transfuzji jest bezpieczna, ale oczyszcza ją „na wszelkie wypadek” stosując technologię firmy Cerus dzięki temu ta zarabia grube pieniądze. Firma Cerus nie reaguje w związku z tym na rządowe kłamstwo, a media o tym nie mówią. I tak oto się robi duży biznes. Z uczciwością i etyką ma on jak widać niewiele wspólnego. Ujawnienie prawdy, że krew nie jest bezpieczna i może zawierać różne groźne i inwazyjne wirusy spowodowałoby na pewno duże problemy co mogłoby się choćby wiązać z pozwami od osób które zachorowały po transfuzji krwi.

Kolejny, siódmy rozdział dotyczy wirusa VP62. Jest to już wspomniany wcześniej klon ludzkiego wirusa pochodzącego od myszy odkrytego przez dr Mikovits, nazwanego XMRV, który jest tylko namiastką prawdziwego wirusa, bowiem ma znacznie krótszy genom. Taki wirus jak VP62 jest całkowicie sztucznym tworem, który nigdy nie występował w organizmie żadnego człowieka. Rzeczywiste retrowirusy mają 8-10 tysięcy par zasad, a klon VP62 zaledwie niecały 1000. Ten klon wywołał mnóstwo problemów. Okazało się, że oba wirusy XMRV i VP62 mogą się przenosić drogą powietrzną. Ponieważ VP62 jest dużo krótszy namnaża się ok. 15-20 razy szybciej niż XMRV. O tym wcześniej badacze w tym Judy Mikovits nie wiedzieli. Okazało się, że autorka została w laboratorium zarażona wirusem XMRV choć wyszło to dopiero po latach.
Przez to że VP62 jest dużo krótszy i szybciej się namnaża i nie wiedziano że przenosi się w powietrzu to zanieczyszczono preparaty z wirusem XMRV sztucznym klonem, który szybko zdominował i wyparł z preparatu rzeczywistego wirusa XMRV.
Według autorki jeżeli do opracowania produktu biologicznego (np. szczepionki) wykorzystano jakiekolwiek produkty myszy (np. komórki na których wirusy ze szczepionki namnażano) to istniało 26% szans, że taki produkt biologiczny został skażony wirusem mysiej białaczki – retrowirusem. Takie wirusy (w tym ten wywołujący COVID-19) wytwarzają enzym odwrotną transkryptazę dzięki czemu przetwarzają swoje RNA na DNA, które potem może zostać włączone do genomu organizmu człowieka. To powinno wywołać alarm, bo te mysie wirusy mogą wywoływać u ludzi białaczkę. Jednak panuje na ten temat cisza a dr Mikovits została uciszona i skompromitowana. Ten klon VP 62 spowodował koniec kariery naukowej dr Mikovits. Opracowany test w celu wykrycia wirusa XMRV nie wykrywał wirusów XMRV w tkankach myszy. Dlatego dr Mikovits uznano za oszustkę siejącą niepotrzebny zamęt. A test nie wykrywał wirusów XMRV, bo opracowano go pod wirusa VP62, który miał inny dużo krótszy genom. A o tym, że jest to sztuczny twór, a nie wyizolowany wirus XMRV wtedy nie wiedziano, gdyż jego twórca ujawnił ten fakt dopiero kilka lat później.

Ósmy rozdział dotyczy szczepień. Najpierw autorka pisze, że była nieświadomą zwolenniczką rządowej i naukowej propagandy dotyczącej szczepionek. Później jednak gdy przekonała się jaka jest prawda stała się jednym z tzw. antyszczepionkowców. Dr Mikovits bowiem jak pisze jest wielką fanką danych i dowodów, czyli podobnie jak ja. A te dowody świadczą przeciwko szczepieniom. Sam fakt, że obecnie w USA firmy nie ponoszą odpowiedzialności za szczepionki i że odszkodowania za powikłania można dochodzić tylko w specjalnym sądzie, gdzie adwokaci poszkodowanych spotykają się z adwokatami Departamentu Sprawiedliwości już daje dużo do myślenia. Gdyby szczepionki były takie wspaniałe jak nam usiłuje wmówić rządowa propaganda poprzez ich tzw. ekspertów to producenci szczepionek nie mieliby parasola ochronnego państwa i nie mieliby problemów z odpowiedzialnością. Przecież jeśli mój produkt jest dobry to czego mam się bać? U nas w Polsce nie ma nawet sądu szczepionkowego ani nawet funduszu odszkodowawczego za powikłania poszczepienne, a rodzice dzieci które po szczepieniach ciężko zachorowały zostają zostawieni sami sobie. Odpowiedzialności bowiem nie ponosi nikt.
Jak pisze dr Mikovits wraz z Kentem Heckenlivelym przyjrzeli się sprawie szczepionek i okazało się, że są bardzo niebezpieczne. Do tego stopnia że na początku lat 80-ych XX w. doszło do dużej liczby powikłań po szczepionce, że w sądach miała miejsce lawina pozwów przeciwko producentom szczepionek. Jak podawał prezes firmy Lederle w 1984 r. wartość pozwów w sprawie szczepionki DTP przeciwko Lederle była 200 razy większa niż łączna wartość jej sprzedaży w 1983 r. Podobnie było z innymi firmami. Dlatego producenci dogadali się z rządem i w 1986 r. wprowadzono ustawę zgodnie z którą to państwo przejęło odpowiedzialność za powikłania poszczepienne i ustanowiono coś w rodzaju sądu szczepionkowego. Od tego czasu sąd szczepionkowy w USA wypłacił ponad 4 mld $ odszkodowań rodzicom dzieci, które doznały uszczerbku na zdrowiu na skutek szczepionek. A to tylko w sprawach, w których rodzicom udało się udowodnić, że to skutek szczepionki. W wielu sprawach bowiem tego udowodnić się nie daje, a adwokaci rządu robią wszystko aby dowieść, że choroba dziecka nie jest skutkiem szczepionki.
Autorka pisze też o konferencji w Simpsonwood w 2000 r. Omówiono tam wyniki badania dotyczące związków rtęci i aluminium w szczepionkach z programu szczepień i problem polegający na tym, że im więcej szczepionek podano dziecku tym większe było prawdopodobieństwo, że będzie ono miało problemy neurologiczne. Z dyskusji nad wynikami badań wyszło, że tiomersal jest prawdopodobnie przyczyną problemów neurologicznych i że nie da się tego wyeliminować. Można bowiem zmieniać skład szczepionki, ale to może sprawić że inna substancja wywoła inne złe skutki. Według dr Johna Clementsa o wysokiej pozycji w WHO nie należało przeprowadzać badania związków rtęci i aluminium w szczepionkach, bo można było przewidzieć, że wyniki wyjdą negatywne i teraz nie wiadomo jak sobie poradzić z tymi danymi. Innymi słowy ekspert WHO ma gdzieś zdrowie dzieci, a problemem jest dla niego to jak teraz jeśli to wyjdzie na jaw zbałamucić ludzi, żeby dalej szczepili dzieci. Szlag człowieka może trafić jak się dowiaduje o takich „ekspertach”.
Dalej jest mowa o tym, że w 2015 r. dr Mikovits i dr Ruscetti założyli firmę konsultingową i występowali w charakterze biegłych w sądzie szczepionkowym. To jak ich traktowano (zwłaszcza dr Mikovits, której mimo posiadania doktoratu za wydawane opinie w różnych sprawach wypłacano sporo niższe wynagrodzenie niż przysługuje normalnie osobie z takim doświadczeniem i kwalifikacjami) jest skandalem. Zaś to co autorka opisuje jak przebiegały sprawy w tym niby sądzie i jak „sąd” i rządowi adwokaci robili wszystko niemal stając na głowie, aby odrzucić jak najwięcej spraw to po prostu nóż się w kieszeni otwiera. Podam tu tylko jeden fakt – rządowy biegły (lekarz – dr Zimmerman) raz przedstawił sądowi szczepionkowemu opinię, że „owszem w pewnych okolicznościach szczepionki mogą spowodować autyzm„. Opinii tej prawnicy rządu sądowi nie przedstawili, a dr Zimmerman został szybko zwolniony z posady biegłego sądowego, a jego tezę utrzymano w tajemnicy przed rodzicami i resztą opinii publicznej.
W 2018 r. dr Mikovits i dr Ruscetti wyrazili takie samo stanowisko co dr Zimmerman, ale mieli na poparcie swojej teorii 11 lat badań naukowych!
Na koniec rozdziału autorka podaje, że obecnie w USA według szacunków na autyzm cierpi 1,8 miliona dzieci.

W dziewiątym rozdziale dr Mikovits przedstawia co sądzi o HIV i eboli. Na wstępie rozdziału autorka pisze, że po przeczytaniu tego rozdziału prawdopodobnie czytelnik straci całkowicie wiarę w szczepionki jak i w znaczną część służby zdrowia i że po przeczytaniu tego rozdziału najprawdopodobniej nigdy już nie spojrzy czytelnik na szczepionki tak jak wcześniej. W moim przypadku przeczytanie tego rozdziału niewiele zmieniło, gdyż moja wiedza na temat szczepionek jaką przez ostatnich kilka lat zgłębiłem (m.in. za sprawą dr med. Jerzego Jaśkowskiego, dra Huberta Czerniaka czy Jerzego Zięby oraz neurobiolog Marii Doroty Majewskiej) sprawiła, że wiem, że szczepionka to mówiąc w uproszczeniu toksyczny koktajl, który nie poprawia ale pogarsza odporność organizmu. Doświadczyłem tego sam gdy 5 lat temu po zaszczepieniu się na grypę ciężko zachorowałem, dochodziłem do siebie przez ok. 3 tygodnie, a potem jeszcze przez ok. 3 miesiące miałem podwyższoną temperaturę ciała (37,2-37,4 st. C) i lekarze nic nie potrafili zrobić. Dopiero sam zacząłem się zastanawiać i stwierdziłem, że może to od szczepionki. I okazało się, że są w niej takie toksyny jak rakotwórczy formaldehyd! A ja szczepiłem się na grypę od dawna, bo moja ciotka jest lekarzem i uważa, że szczepienia to wielkie dobrodziejstwo. A ja w to bezmyślnie wierzyłem niestety, choć wcześniej też po szczepieniu chorowałem, ale dużo lżej. Gdy przestałem się szczepić i zacząłem suplementować witaminę D3 (a dwa lata później także witaminy C i K2-MK7) przestałem chorować na grypę. Kuracja czystkiem, z którego herbatkę piłem przez blisko 3 miesiące 3 razy dziennie sprawiła, że w końcu organizm wrócił do równowagi, pozbył się toksyn ze szczepionki i temperatura wróciła mi do normy. Od tamtej pory się nie szczepię, a tzw. służby zdrowia także unikam jak tylko się da, bo uśmiercili mojego ojca a rok wcześniej jego brata, a mojego stryjka. Ojciec miał 64 a stryjek 60 lat. To już jednak temat na oddzielny wpis, bo to skomplikowana sprawa.
Wracając do tematu – autorka opisuje sprawy dość szczegółowo i z podaniem różnych terminologii naukowych (jak zoonoza). Dr mikovits powołując się na CDC podaje, że naukowcy szacują, że 6 na 10 przypadków znanych chorób pochodzi od zwierząt, a 3 z 4 nowych chorób zakaźnych pochodzi od zwierząt. Taką chorobą odzwierzęcą jest HIV-AIDS. Prekursorem HIV był małpi wirus SIV, prawdopodobnie szympansi. Autorka przychyla się do hipotezy Edwarda Hoopera z jego książki „A Journey to the Source of HIV and AIDS”. Według niej wirus SIV przeszedł z małp na ludzi w wyniku próbnych szczepionek na polio w Kongu Belgijskim w latach 1957-1960. Zabito wtedy ponad 500 szympansów i bonobo (szympansów karłowatych) i wykorzystano ich komórki nerek i surowicę do produkcji doustnych szczepionek. Te zaś podano w tym czasie ponad milionowi Afrykańczyków. SIV prawdopodobnie uległ w organizmie ludzkim rekombinacji z jakimiś innymi wirusami i stał się bardzo inwazyjny dla ludzi. Wirus SIV nie jest groźny dla szympanów i bonobo i nie wywołuje u nich choroby podobnej do AIDS. Nauka twierdzi, że przeniesienie wirusa z małp na ludzi nastąpiło na skutek nieprawidłowej obróbki mięsa szympansów. Jednak to słaba teoria, bo w procesie gotowania (nawet nieprawidłowego) i trawienia większość patogenów ulega rozkładowi (kwas solny w żołądku jest mocnym kwasem, a pH soku żołądkowego wynosi ok. 1-2, czyli jest bardzo silnie kwaśne – skala pH 0-14, gdzie 0 to najsilniejszy kwas, 14- najsilniejsza zasada, a 7 to odczyn obojętny). Poza tym w Afryce mięso szympansów jedzone jest od wielu stuleci, więc gdyby to była przyczyna to HIV pojawiłby się u ludzi co najmniej kilkaset lat wcześniej.
Następnie autorka pisze o wirusie ebola, którego badała w laboratorium. Jak podaje CDC prawdopodobnie jego pochodzenie podobnie jak HIV jest odzwierzęce, ale podaje że nastąpiło to najprawdopodobniej przez złą obróbkę mięsa zwierząt jak przy HIV co jak wyżej wspomniałem jest nielogiczne, bo mieszkańcy Afryki polowali na zwierzęta od setek albo i tysięcy lat i nie chorowali wtedy na gorączkę krwotoczną jaką wywołuje ebola. Autorka analizuje dokładnie przypadki pojawienia się wirusa ebola w Afryce i w laboratoriach w różnych krajach, w których trzymano małpy. I znowu prawdopodobną przyczyną są szczepionki. W Gwinei w marcu 1995 roku ogniska eboli pojawiły się w kilku miejscach jednocześnie. W każdym z tych miejsc przeprowadzano wcześniej akcję szczepień doustnych przeciwko cholerze w ramach programu WHO. Tego jednak nie ma jak udowodnić. Przyczyna może być inna zwłaszcza, że ebola pojawiła się po raz pierwszy w Afryce w 1976 roku. Jednak niemal na pewno ma to związek ze zwierzętami i przeniesieniem wirusa z nich na ludzi. I zdaniem autorki najprawdopodobniej przyczyną pojawienia się eboli były eksperymenty w laboratoriach na małpach i innych zwierzętach.

Rozdział dziesiąty znowu dotyczy szczepień. Jest w nim poruszona kwestia współautora książki Kenta Heckenlivelego, który ma ciężko autystyczną córkę, co jest skutkiem szczepienia. W związku z tym Kent mimo, że media na niego mocno szczekają uświadamia ludzi o niebezpieczeństwie wiążącym się ze szczepieniami. Mimo, że ma ciężko chorą córkę zachowuje pogodę ducha. Autorka w tym rozdziale opowiada o tym jak Kenta nie wpuszczono do Australii, gdzie planował prelekcję na temat zagrożeń związanych ze szczepieniami w tym odkryciami dr Wakefielda.
Dr Andrew Wakefield w 1998 roku opisał w artykule, opublikowanym w „The Lancet” wyniki badań klinicznych przeprowadzonych u 12 dzieci ze spektrum autyzmu, występującym w połączeniu z łagodnym do umiarkowanego zapaleniem węzłów chłonnych w jelicie cienkim (guzkowaty przerost limfoidalny), głównie w końcowej części jelita cienkiego. Równocześnie rodzice 9 dzieci kojarzyli, że objawy wystąpiły po szczepieniu przeciwko odrze, śwince i różyczce (MMR). Z artykułu wynikało, że szczepionka MMR może wywoływać autyzm, ale nie że wywołuje, bowiem zbyt mało było na ten temat danych. Chodziło o to, że z badań wynikało, że szczepionka MMR wpływa negatywnie na działanie jelita, a to zaś wpływało negatywnie na mózg. Jednak były to wnioski na bardzo małej grupie badawczej i w związku z tym nie można było wyciągać na tej podstawie ogólnych wniosków. Mimo to dr Wakefield został oczerniony przez media, a w 2010 roku Generalna Rada Lekarska Wielkiej Brytanii odebrała mu prawo wykonywania zawodu. Powodem było rzekome nieetyczne zachowanie dr Wakefielda podczas badań dzieci, które odczuwały cierpienie i ból. Dzieci których przypadki opisane zostały w ww. artykule poddano typowym badaniom układu pokarmowego jak kolonoskopia, punkcja lędźwiowa czy RTG z kontrastem w postaci papki barytowej oraz badanie moczu. Są to standardowe badania w przypadku problemów żołądkowo-jelitowych, a takie te badane dzieci miały. Owszem nie są to badania zbyt przyjemne, ale póki co innych nie ma. Zarzut jest więc absurdalny. Chodziło o pozbycie się niewygodnej osoby i ukręcenie łba sprawie. Biznes szczepionkowy mógłby stracić miliardy gdyby się okazało w wyniku dalszych badań, że wstępne wnioski z artykułu są prawidłowe. Sprawiłoby to też, że społeczeństwo zmieniłoby nastawienie do szczepień i duża liczba osób nie chciałaby szczepić dzieci. Dlatego dra Wakefielda trzeba było „unieszkodliwić”.
Kent Heckenlively napisał książkę „Inoculated: How Science Los Its Soul in Autism” („Zaszczepieni: Jak nauka zatraciła swoją duszę w autyzmie”) gdzie cała sprawa związana z wywoływaniem autyzmu przez szczepionkę MMR została dokładnie opisana – m.in. to jak CDC wiedziało już w 2004 r. na pewno, że szczepionka MMR wywołuje autyzm, ale wyniki ich badań ukrywano, co przyznał jeden z ich pracowników dr Thompson w 2014 r. Dr Mikovits poleca przeczytać tę książkę i jej zdaniem jest ona bardziej przerażająca niż powieści Stephana Kinga. I co gorsza to nie jest fikcja literacka jak w przypadku Kinga, ale rzeczywistość.
W tej sytuacji nie dziwi, że władze Australii odmówiły prawa wjazdu Kentowi do ich kraju. Co ciekawe najpierw takie prawo mu wydali, a po ok. 2 tygodniach cofnęli.

W rozdziale jedenastym autorka przedstawia to jak jej zdaniem należy pójść naprzód. Podaje wiele rozwiązań jak realnie leczyć choroby, bo takie metody są, ale panuje na ich temat cisza. Metody te są bowiem niewygodne dla koncernów i odebrałyby im ogromne zyski, a depopulacja rdzennej białej ludności w zachodnim świecie by znacznie spowolniła. Zatem pierwszym co trzeba zrobić to znacznie ograniczyć wpływ koncernów i rządów na medycynę i badania naukowe w tej dziedzinie. Obecny system grantów bowiem zachęca do manipulacji i nagradza nikczemne cechy w nauce.
Teraz trochę o metodach leczenia różnych chorób, o których pisze dr Mikovits.
W przypadku osób z dysfunkcjami układu odpornościowego spowodowanymi przez retrowirusy można zastosować wodę o zmniejszonej zawartości deuteru. Woda taka jak wynika z badań opóźnia rozwój guza nowotworowego u myszy, psów, kotów i ludzi. Ma to związek z mitochondrium komórki i dowodzi, że dieta niskotłuszczowa jest niedobra dla organizmu, bo zdrowe tłuszcze zawierają właśnie wodę o zmniejszonej zawartości deuteru. Szczegóły na str. 314-316.
Na str. 317-318 autorka wspomina o odkryciu, że funkcjonowanie genów może ulegać zmianie pod wpływem środowiska. Badaniem tych kwestii zajmuje się epigenetyka. Zanieczyszczone środowisko w jakim żyjemy i ciągły stres wpływa na włączanie i wyłączanie się różnych genów. To może przyczyniać się do chorób. Takie zmiany aktywności genów może wywołać także żywność modyfikowana genetycznie (GMO), więc najlepiej jej unikać.
Na str. 323 autorka pisze, że w 2015 r. odkryto, że nasz mózg jest bezpośrednio połączony z układem odpornościowym przez naczynia, o których istnieniu dotąd nie wiedziano. Opublikowano to na stronach „Neuroscience News” 1.06.2015 r. To tłumaczy dlaczego zaburzenia układu odpornościowego wpływają negatywnie na pracę mózgu, co często ma miejsce w przypadku szczepień.
Na str. 327 autorka pisze, że lek o nazwie suramina znacznie łagodzi podstawowe objawy autyzmu u dzieci. Tak wynika z przeprowadzonych w 2015 r. badań jednak tylko na bardzo małej grupie dzieci (5 osób). Lek ten jest stosowany w leczeniu śpiączki afrykańskiej i nie ma negatywnych skutków ubocznych o ile się go nie przedawkuje. Lek ten nie jest chroniony patentem i pewnie dlatego rządy nie robią nic, aby przeprowadzić badania na dużej grupie dzieci i dopuścić suraminę do stosowania w leczeniu autyzmu jeśli potwierdzą się wyniki z 2015 r.
Na str. 333-335 dr Mikovits pisze, że przeszczepienie bakterii z kału zdrowego człowieka do jelita osób z autyzmem, po uprzednim wybiciu ich jelitowego mikrobiomu antybiotykiem poprawia istotnie stan zdrowia wielu takich osób. W styczniu 2017 r. opublikowano na ten temat artykuł, w piśmie „Smithsonian”, z wynikami małego badania klinicznego. Brało w nim udział 18 dzieci w wieku od 7 do 18 lat z rozpoznanym spektrum autyzmu i problemami żołądkowo-jelitowymi. U 16 dzieci stwierdzono co najmniej 70% poprawę stanu układu pokarmowego i co ważniejsze znaczną poprawę w zakresie objawów autystycznych. Dwa lata po leczeniu nasilenie objawów zmalało o 47%, a u 44% poprawa była tak duża, że przestali być kwalifikowani jako osoby ze spektrum autyzmu! Artykuł zrobił na Pentagonie tak duże wrażenie, że Departament Obrony USA zgodził się sfinansować duże badanie na ten temat u dorosłych. Nabór pacjentów rozpoczęto na początku 2018 roku. Swoją drogą ciekawostka – zawsze myślałem, że Departament Obrony i Pentagon są od spraw wojskowych, a nie od leczenia chorych na autyzm?! I to samo zastanawia też autorkę. Może chodzić o to, że rodziny wojskowych muszą poddać się szczepieniom i liczba dzieci z autyzmem jest tam większa niż średnia w USA. Jeśli dzieci wojskowych uda się wyleczyć to wojskowi będą mogli bardziej poświęcić się wojnom i nie będą toczyć codziennej batalii w domach z ciężko chorymi dziećmi. Tak sądzi autorka i sądzę, że ma rację.
Na koniec rozdziału dr Mikovits pisze, że niedawno rząd federalny w USA przyznał się Robertowi Kennedy’emu Jr., że mimo wymogów ustawy z 1986 r. o rekompensatach dla dzieci poszkodowanych wskutek szczepionek nigdy do Kongresu nie został dostarczony raport potwierdzający bezpieczeństwo szczepień. Nigdy bowiem nie przeprowadzono takich badań! Nie potwierdzono bezpieczeństwa żadnej szczepionki z tych ze schematu szczepień ochronnych dla dzieci! W związku z powyższym wiedząc o tym jak nazwać tych polityków i tzw. ekspertów, którzy zmuszają rodziców do szczepień dzieci? W najlepszym wypadku kryminalistami, a w najgorszym zbrodniarzami na miarę dr Mengele.

Ostatni, dwunasty rozdział jest jakby zakończeniem i podsumowaniem obecnej sytuacji w medycynie. Autorka stawia diagnozę, że pandemia kłamstw i korupcji jest ogromna i obejmuje wiele obszarów wiedzy naukowej, medycznej i politycznej egzystencji. Firmya Farmaceutyczne zmieniły pod siebie prawo dotyczące szczepień, a skorumpowane media zatruły umysł społeczeństwa. Dr Mikovits doświadczyła tego na własnej skórze gdy opublikowała wraz z dr Frankiem Ruscettim artykuł w którym napisała, że nowa rodzina retrowirusów jest śmiertelnie groźna dla ludzkości. Zniszczono jej karierę choć artykuł był recenzowany a redaktorzy przed jego publikacją zlecili weryfikację danych. Wycięto też znaczną część pracy (ok. 2/3) gdzie opisano sposób hodowli komórek z inhibitorem metylacji DNA. Próby zastraszenia się nie udały, więc dr Mikovits zwolniono z pracy 29.09.2011 r. a potem próbowano wymusić wycofanie artykułu. W końcu dr Mikovits została aresztowana, a dane z badań w których brała udział ukryte. Dr Ruscetti musiał przejść na emeryturę w 2013 r. Tak wygląda nauka gdy odkrywa się coś niewygodnego.
Jednak nie wszystko stracone. Gdy Frank Ruscetti odchodził na emeryturę i zabierał rzeczy. Wbrew poleceniu zabrał w sprytny sposób dane dotyczące badań nad wirusem XMRV oraz próbki biologiczne z tych badań. Wrzucił wszystko do pojemnika na surowce wtórne, aby myślano że to odpady. Wysłał to wszystko szybko do magazynu biologicznego na Środkowym Zachodzie USA. Od tego czasu dr Ruscetti i dr Mikovits płacą 500 $ miesięcznie za przechowywanie próbek. Dr Ruscetti udostępnił dane z ich wspólnych badań dr Mikovits, a ta je skopiowała na dyski twarde i jedną z kopii przekazała FBI. Na pewno nadejdzie w końcu dzień gdy FBI zrobi z nich użytek i nastanie sprawiedliwość. Jak i kiedy to się stanie zależy od nas – głównie od mieszkańców USA, bo ich sprawa dotyczy, ale także i całej ludzkości. Im szybciej pojmiemy jak wygląda obecny system, zwany przez wielu matriksem tym szybciej on upadnie.

Podsumowując książka bardzo cenna, zawierająca wiele faktów naukowych, które nie są powszechnienie znane. Dla kogoś kto nie interesował się dotąd medycyną i badaniami naukowymi książka może wywołać szok, gdy dowie się jak wszystko jest skorumpowane i zakłamane i jak niszczy się tych naukowców, którzy starają się być uczciwi i robić to na czym polega prawdziwa nauka, czyli dochodzenie do prawdy. Na pewno także sprawi że jeśli ktoś był zwolennikiem szczepień, to po tej lekturze zmieni zdanie chyba, że jest impregnowany na fakty.
Pewną wadą książki jest według mnie duża ilość terminologii naukowej. Cóż autorka jako mająca doktorat z biochemii prawdopodobnie uważa pewne rzeczy za oczywiste. Niektóre terminy tłumaczy, ale inne (jak np. neuryt) nie. Dla mnie akurat to nie stanowiło dużego problemu, bo miałem na studiach trochę biologii i biochemii oraz sporo chemii. Jednak dla przeciętnego Kowalskiego który takiej wiedzy nie ma zrozumienie wielu przedstawionych w książce rzeczy może być trudne.
Mimo tego książka jest bardzo wartościowa i polecam jej lekturę. W razie potrzeby można zawsze się posiłkować internetową encyklopedią lub jakąś książką z biologii choćby nawet z liceum.

Fałszywa pandemia część 2

Dziś będzie mowa o drugiej części książki „Fałszywa pandemia. Krytyka naukowców i lekarzy” wydanej także przez Fundację Osuchowa. Rozmiary tej książki są takie jak pierwszej części, czyli mniej więcej format A5, ale liczy ona tym razem 365 stron.


Całość wywiadów opracował i tłumaczył jak poprzednio fizyk dr Mariusz Błochowiak. Na początku mamy jego wstęp liczący 10 stron. Jest w nim mowa o niewiarygodności testów PCR i że w książce będzie sporo na ten temat. Jest też odniesienie do pierwszej części jeśli chodzi o liczbę zgonów w miesiącach I-IV w latach 2018, 2019 i 2020 gdzie z porównania wynika mniejsza liczba zgonów w 2020 r. niż w dwóch poprzednich latach mimo rzekomej pandemii. Na koniec wstępu mamy informację, że w przygotowaniu jest trzecia część książki, której głównym tematem będą maski.

Następnie mamy jak w poprzedniej części przedstawienie autorów, czyli lekarzy i naukowców których wypowiedzi w książce zamieszczono. Są to:
Dr med. Dan William Erickson – lekarz specjalizujący się w medycynie ratunkowej, współwłaściciel siedmiu szpitali w USA.
Prof. med. Johan Giesecke – krajowy epidemiolog Szwecji w latach 1995-2005, lekarz i emerytowany profesor w Instytucie Karolinska w Sztokholmie, główny naukowiec w Europejskim Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom w latach 2005-2014. Autor pracy „Modern Infectious Disease Epidemiology”.
Prof. dr Stefan Hockertz – naukowiec, immunolog i toksykolog, były dyrektor i profesor Instytutu Eksperymentalnej i Klinicznej Toksykologii na Uniwersytecie Medycznym w Hamburg-Eppendorf. Obecnie jest dyrektorem generalnym Tpi consult GmbH, jednej z przodujących w Europie firm zajmujących się doradztwem w dziedzinie toksykologii i techniki farmaceutycznej.
Prof. Ulrike Kammerer – immunolog, wirusolog, specjalistka z zakresu biologii człowieka i komórki oraz biologii reprodukcyjnej i nowotworów. Pracuje w klinice uniwersyteckiej w Wurzburgu w Niemczech.
Dr med. Artin Massihi – lekarz, specjalista z medycyny ratunkowej, współwłaściciel siedmiu szpitali w USA.
Prof. Kornelia Polok i prof. zw. dr hab. Roman Zieliński – genetycy i biolodzy ewolucyjni, którzy od kilkudziesięciu lat zajmują się zastosowaniem metod molekularnych w analizie i ewolucji genomów różnych organizmów, także metod opartych o reakcję PCR w diagnostyce medycznej. Mają bogate doświadczenie w identyfikowaniu materiałów za pomocą reakcji PCR na potrzeby policji, hodowli roślin, parków narodowych oraz szpitali. Oboje są wysokiej klasy specjalistami w zakresie reakcji i procedur związanych ze stosowaniem metody PCR, którą obecnie wykrywa się zakażenia koronawirusem. Ich naukowe życiorysy są opisane bardzo szczegółowo. W sumie opis ten zajmuje ok. 7 stron.
Dr med. Heiko Schoning – lekarz, współzałożyciel fundacji Arzte fur Aufklarung pomagającej ludziom cierpiącym z powodu obostrzeń związanych z tzw. epidemią koronawirusa oraz stara się wyjaśnić wszystkie związane z nią okoliczności. Współzałożyciel Pozaparlamentarnej Komisji Śledczej ds. Koronawirusa w Niemczech.
Dr med. Wolfgang Wodarg – internista i pulmonolog, specjalista w zakresie higieny i medycyny środowiskowej, a także zdrowia publicznego i medycyny społecznej. Był już przedstawiany w pierwszej części książki.
Członkowie niemieckiej komisji ds. koronawirusa:
Viviane Fischer -prawniczka, ekonomistka polityczna, aktywna na polu ochrony konstytucyjnych wolności i praw człowieka.
Dr Reiner Fullmich – prawnik, zajmuje się ochroną praw konsumenta, zwłaszcza w odniesieniu do banków; specjalizuje się w prawie bankowym, giełdowym oraz międzynarodowym prawie prywatnym i medycznym.
Dr Justus P. Hoffman – prawnik, specjalizuje się w prawie medycznym, ochronie praw konsumenta oraz prawie odpowiedzialności odszkodowawczej władzy publicznej za szkody wyrządzone obywatelom przez urzędników.

Trzeci rozdział to rozmowa z prof. Stefanem Hockertzem z dnia 26.03.2020 r. której głównym przesłaniem jest to, że ludzie umierają nie z powodu koronawirusa, ale z koronawirusem. Według opinii prof. Hockertza koronawirus jest mniej więcej tak samo niebezpieczny jak grypa, a śmiertelność wynosi 0,3-0,7%. Dziś wiemy, że ta śmiertelność jest jeszcze niższa i wynosi ok. 0,14% co przyznało nawet WHO choć przypadkiem. (źródło: https://off-guardian.org/2020/10/08/who-accidentally-confirms-covid-is-no-more-dangerous-than-flu/; polskie tłumaczenie: https://wiernipolsce1.wordpress.com/2020/11/01/koniec-pandemii-czas-zastopowac-syjonistyczne-szalenstwo/)
Zapytany o dane odnośnie śmiertelności seniorów (20-25%) prof. Hockertz mówi, że są to prawdziwe dane, ale podobnie jest w przypadku grypy, odry i innych infekcji, a odra jest dużo bardziej niebezpieczna niż grypa i koronawirus.
Prof. Hockertz kwestionuje to iż obecny koronawirus jest nowy. Jego zdaniem gdyby tak było, to nasz układ odpornościowy nie znałby tego wirusa. Tak nie jest, bo jest duża liczba osób wyleczonych bez terapii (podaje dane z Chin ok. 80.000 osób). Padło znowu pytanie o sytuację we Włoszech i prof. Hockertz odpowiedział, że tam faktycznie było dużo zgonów, ale że stan ich służby zdrowia jest bardzo zły i jest tam też dużo zakażeń szpitalnych, co przyczynia się do dużej liczby zgonów.
Prof. Hockertz uważa wprowadzone obostrzenia za nieuzasadnione i że to spowoduje straszne następstwa na które politycy nie zwracają uwagi. Jego zdaniem po prostu powinniśmy dbać o higienę i zwracać uwagę na ludzi zagrożonych oraz ograniczyć kontakty społeczne. Kwarantanna 90% ludzi jest zupełnie nieuzasadniona.
Jest też mowa o lekarzach i naukowcach, że niewielu z nich wyraża podobne opinie co prof. Hockertz. Dowiadujemy się, że młodzi naukowcy nie komentują sytuacji, bo zagraża to ich karierze. Taki jest system naukowy w tym w medycynie, bardzo zhierarchizowany i trzeba bardzo uważać wyrażając odmienne zdanie. Wielu naukowców obawia się o fundusze na badania jeśli nie będą „śpiewać” tego co wszyscy na świecie. Tak wygląda dzisiejsza nauka. Z prawdziwą nauką ma to jak widać niewiele wspólnego.

Czwarty rozdział to rozmowa z dr med. Heiko Schoningiem z dnia 19.03.2020 r. Jest tu mowa o kryminalnych zależnościach i o tym, że już pod koniec marca 2020 r. było udowodnione, że panika jaką wywołały rządy i media na świecie była zupełnie nieuzasadniona, a to co zrobiono w większości krajów świata przypomina stan wojenny.
Na początku jest mowa o tym jak się chronić przed zachorowaniem. Dr Schoning podaje, że należy postępować tak samo jak przy grypie. Bardzo ważne jest aby się dobrze odżywiać i dostarczać organizmowi wystarczającej ilości minerałów i witamin. Wszystko co kolorowe powinno być w garnku. Dr poleca zwłaszcza zupę jarzynową. Dziś z tymi kolorami trochę ciężko, bo mamy koniec jesieni, kalendarzowo za chwilę będzie zima. Potrzebujemy też wystarczającej ilości snu i równowagi między napięciem i odprężeniem. Jak podaje dr Schoning udowodniono naukowo, że lęk powoduje obniżenie odporności i wzrost podatności na choroby.
Dr Schoning mówi, że dane z Włoch wskazują, że osoby starsze i mające różne ciężkie choroby i niską odporność, które zaraziły się koronawirusem i zmarły, umarłyby tak samo gdyby zaraziły się grypą. Według włoskich danych 10% zmarłych miało ponad 90 lat, a 90% ponad 70 lat. Także z włoskich danych wynika, że tylko 1% zdrowych 80-latków zmarło z powodu zakażenia koronawirusem.
Dalej jest mowa o straszeniu ludzi przez media i tzw. ekspertów i że zdaniem dr Schoninga chodzi o doprowadzenie do kontrolowanego upadku systemu finansowego i dokonanie reformy walutowej, czy jak się niekiedy mówi resetu systemu finansowego. Podaż pieniądza bowiem w ostatnich kilkudziesięciu latach znacznie wzrosła, a nie wzrosła proporcjonalnie do tego liczba wytworzonych dóbr, które można za nie kupić. Mamy więc w systemie mnóstwo pustych pieniędzy bez pokrycia.
Dr Schoning podaje analogię do tego co się dzieje teraz przypominając poprzednią pseudopandemię świńskiej grypy z 2009 r. Rekomenduje obejrzeć reportaż zatytułowany „Profituere der Angst” („Beneficjenci strachu”) właśnie na temat świńskiej grypy i kto i jak skorzystał na wywoływanej wówczas panice. Film ten ciężko znaleźć, ale na You Tube jeszcze w marcu według informacji dr Schoninga był. Sprawdziłem. Film rzeczywiście jest, ale tylko po niemiecku. Jak ktoś zna niemiecki to niech sobie obejrzy: https://www.youtube.com/watch?v=QDP6pzdPM2M
Jest też mowa o zmianie definicji pandemii przez WHO o czym już pisałem przy pierwszej części książki.
Mamy następnie poruszony temat szczepionek na świńską grypę i ich składu. Dr Schoning mówi o adiuwantach i że przy świńskiej grypie członkowie niemieckiego rządu i organów nadzoru zaszczepili się inną szczepionką niż zwykli ludzie. Szczepionka ta nie zawierała toksycznych adiuwantów takich jak związki aluminium czy rtęci, które są neurotoksyczne. Jak mówi dr Schoning glin (aluminium) jest w szczepionce w wysokiej dawce jeśli spojrzeć na dzienny poziom tego co jest w stanie przerobić nasz organizm. Jako adiuwant bywa dodawany do szczepionek nawet arszenik! Dalej mamy rozważania czy można ufać rządowi, który wstrzykuje nam glin samemu go nie przyjmując. Moim zdaniem nie ma tu czego rozważać. Odpowiedź jest dla mnie jasna NIE! Widzimy to zwłaszcza teraz po tym co się dzieje obecnie ze szczepionkami na koronawirusa, gdzie firmy produkujące szczepionki zostały zwolnione z odpowiedzialności za powikłania po szczepieniach, w ulotce Pfizera piszą wprost, że nie wiadomo czy szczepionka wpływa na płodność czy jak jest z interakcjami z przyjmowanymi stale lekami, bo tego nie zbadano! Do tego prezes Pfizera nie chce się szczepić szczepionką jego firmy, podobnie jak 90% lekarzy w Polsce. Jeśli teraz ci wszyscy politykierzy będą się szczepić to tak jak wtedy czymś innym niż nam stręczą, może po prostu solą fizjologiczną albo jakimś placebo. Rządowi nie można ufać za nic.
Dalej jest mowa o niezwykle ciekawych rzeczach. Pojawia się nazwisko Richard Tubb, który był osobistym lekarzem George W. Busha, gdy ten był prezydentem. Podał on 11.09.2001 r. wszystkim pasażerom Air Force One antidotum na wąglika. O ataku na niektórych polityków z użyciem listów zawierających wąglika świat oficjalnie dowiedział się dopiero 4.10.2001 r. Jak stwierdzono wąglik ten pochodził z amerykańskiej armii, a nie jak usiłowano wmówić opinii publicznej z Iraku. To wskazuje, że cała operacja określana jako zamach na wieże WTC był wewnętrzną operacją USA. Jej celem było wywołanie tzw. wojny z terroryzmem, zaatakowanie Afganistanu i Iraku, a w USA wprowadzenie prawa znacznie ograniczającego wolności obywatelskie i nasilającego inwigilację. Oba te cele zostały zrealizowane (w USA wprowadzono tzw. Patriot Act).
To nie wszystko. Ustawa Patriot Act w sekcji 603 zawiera też przepis dotyczący szczepień. Jest tam gumowy paragraf, gdzie gubernator może gdy uzna, że jest sytuacja zagrożenia dla zdrowia ludzi zamknąć kogoś kto odmawia zaszczepienia się. Może nawet skonfiskować jego w zasadzie każdą własność na zasadzie tego, że jest ona skażona. Jest tam też możliwość np. rekwirowania autobusów rzekomo potrzebnych do innych celów, aby utrudnić ludziom dojazd na demonstracje. Wszystko to przyjęto w USA w 2001 r. pod osłoną „zamachu” na WTC i wąglika. Wygląda to więc jakby już wtedy planowano to co się dzieje dziś.
Zdaniem dr Schoninga cała ta obecna inscenizacja „pandemii” służy do tego, aby gdy system finansowy padnie politycy mieli wymówkę, że oni nie są winni, że to przez pandemię koronawirusa na którą nie mieli wpływu. Jego zdaniem zbliża się coś podobnego jak w Niemczech w 1948 roku, gdy 100 reichsmarek wymieniono na 6,5 DM, a wielu ludzi straciło oszczędności zgromadzone w bankach oraz w przysłowiowej skarpecie. W tym ostatnim przypadku po wymianie waluty ludzi totalnie ograbiono – nie dostali nic, a banknoty które mieli w domach stały się po prostu makulaturą. Wyraźny wzrost ceny złota w ciągu ostatniego 1-1,5 roku wskazuje, że dr Schoning może mieć rację. W czasie kryzysu jedynie złoto jest realnym pieniądzem. „Złoto to pieniądz. Wszystko inne to kredyt” – J.P. Morgan.
Dalej jest mowa o kryminalnych machinacjach WHO, której nie można ufać. Mamy omówiony przypadek kampanii szczepień WHO kobiet w Kenii przeciwko tężcowi. Szczepiono tylko kobiety w wieku rozrodczym. Okazało się, że szczepionka zawierała także hormon ciążowy beta-hCG, co oznacza że oprócz tężca szczepiono też „przeciwko” ciąży. Ponad milion zaszczepionych wtedy kobiet w Kenii najprawdopodobniej stało się bezpłodne. Jak mówi dr Schoning na stronie Konferencji Episkopatu Kenii http://www.kccb.or.ke wpisując słowo tężec można się zapoznać z komunikatem prasowym, że udowodniono, że szczepionki zawierały hormon ciążowy. Jest tam też artykuł naukowy (Oller et al.) z 2017 r. gdzie to wszystko jest szczegółowo opisane. Potwierdzam jest to tam. Komunikat prasowy (po angielsku): http://www.kccb.or.ke/home/wp-content/uploads/2015/02/STATEMENT-BY-CHCK-AFTER-FINAL-REPORT-ON-TETANUS-VACCINE.pdf Jest także i wspomniany artykuł naukowy. Abstrakt artykułu jest dostępny tu: https://www.researchgate.net/publication/320641479_HCG_Found_in_WHO_Tetanus_Vaccine_in_Kenya_Raises_Concern_in_the_Developing_World – można tu ściągnąć całość artykułu jak ktoś chce przeczytać (32 strony po angielsku).
Zatem WHO to przestępcza organizacja i dowody na to są niepodważalne i znajdują się powyżej. Nie można jej więc ufać np. co do składu obecnych szczepionek na koronawirusa. Jest też mowa o tym że Bill Gates powiedział, że szczepionki pozwolą na redukcję populacji ludzi i że to nagranie z wypowiedzą Gatesa dr Schoning znalazł na You Tube.

Piąty rozdział to rozmowa z prof. Johanem Giesecke z 17.04.2020 r. Najpierw profesor mówi o tym czym się zawodowo zajmował i że jest już na emeryturze. Doradza Szwedzkiej Akademii Zdrowia Publicznego. W rozmowie jest poruszone to jaką strategię działania wobec tzw. pandemii przyjęła Szwecja. Nie było lockdownu, ludzie nie byli zmuszani do siedzenia w domach. Było tylko przestrzeganie dystansu społecznego ale nie było to rygorystycznie wymuszane. Można było nawet organizować imprezy do 50 osób. Początkowo taką samą strategię przyjęła Wielka Brytania, ale ją zmieniła pod wpływem raportu Imperial College, który przewidywał ponad 500.000 zmarłych jeśli nie zostaną zastosowane restrykcje. Prof. Giesecke podważa ten raport. Uważa, że założenia na jakich oparto model były błędne. Nie podaje jednak szczegółów bo byłoby to zbyt skomplikowane i wyjaśnienie wszystkiego zajęłoby wiele godzin.
Zdaniem profesora różnica w liczbie zgonów między Norwegią, Danią, Finlandią i Szwecją dziś może i jest, ale po roku będzie bardzo niewielka. I to chyba prawda. Danych z tych 4 krajów na dziś nie znam, ale wiem, że np. w Szwecji w ostatnim czasie było dużo mniej zgonów niż w Polsce mimo iż u nas cały czas są ostre restrykcje, a w Szwecji nie.
Prof. Giesecke mówi, że COVID-19 to łagodna choroba i większość osób przechodzi ją bezobjawowo lub z niewielkimi objawami i że rzeczywisty wskaźnik umieralności jest znacznie niższy niż oficjalny – prawdopodobnie ok. 0,1%. Przytoczna wyżej informacja z WHO to potwierdza. Prof. Giesecke jest kolejnym naukowcem, który podważa sens lockdownu. Mówi w zasadzie to samo co inni.

Szósty rozdział to zapis briefingu z udziałem dr. Dana Ericksona i dr. Artina Massihiego z USA (hrabstwo Kern Country) z 24.04.2020 r. Mówią oni obaj o tym, że lekarze są zmuszani do wpisywania COVID-19 w kartach zgonów jako przyczyny zgonów i tym samym zawyżania statystyki śmiertelności na tę chorobę. Pracują oni w Accelerated Urgent Care, prywatnej placówce medycznej. Mówią, że w związku tzw. pandemią Szpitale i OIOMy stoją praktycznie puste, oddziały są pozamykane, a lekarzy wysyła się na urlopy. COVID-19 nagle stał się najważniejszy, a wszystkie inne choroby jakby zniknęły. Wielu chorych np. na raka ludzi przestało się zgłaszać do placówek medycznych ze strachu przed zarażeniem jaki wygenerowały media. W Nowym Jorku wśród przetestowanych na COVID-19 stwierdzono pozytywny wynik u 39% osób. Z ekstrapolacji danych wynika, że w całym stanie Nowy Jork styczność z wirusem miało ok. 7,5 miliona ludzi. Mamy przytoczne wiele różnych danych z USA i porównania z Niemcami, Hiszpanią odnośnie liczby osób przetestowanych, chorych i zmarłych. Dowiadujemy się, że w USA w 2018 r. z powodu grypy według danych CDC zmarło ok. 60.000 osób i że każdego roku liczba ta jest liczona w dziesiątkach tysięcy. I nikt z tego powodu nie robi co roku takiej paniki jak teraz.
Dr Erickson mówi, że kwarantanna i dystans społeczny to złe rozwiązanie, bo obniża odporność ludzi. Jeśli zaś się ma osłabiony system odpornościowy to łatwiej złapać infekcję. Normalny system odpornościowy potrzebuje interakcji a nie izolowania go od patogenów. Podaje tu przykład dziecka tuż po urodzeniu, które nie ma prawie żadnego systemu odpornościowego. Wyrabia go sobie przez dotykanie ust, oczu. Mając kontakt z wirusami i bakteriami buduje swój system odpornościowy.
Dr Erickson i dr Massihi odnoszą się też do strategii działania i opinii Antohny Fauciego, który straszy wysoką śmiertelnością na COVID-19 i uważa lockdown i restrykcje za jedyne rozwiązanie. Uważają oni, że Fauci się myli i że jest naukowcem i nie ma styczności z pacjentami od 20 lat. Oni zaś prezentują dane, które sami pozyskali i dzielą się swoją opinią jako zawodowi lekarze praktycy.
Mamy też wspomnianą sprawę maseczek. Dr Erickson i Massihi nie noszą maseczek. Dlaczego? To wynika z ich znajomości mikrobiologii i immunologii. Nie chcą się chować w domu, aby sobie zniszczyć system odporności, a potem wyjść na zewnątrz i się rozchorować. Maseczka noszona całe dnie, którą się dotyka i która utrudnia oddychanie. To nie ma sensu.
W wielu szpitalach lekarze są zmuszani, aby wypełniając protokół zgonu wpisywać jako przyczynę śmierci COVID-19, choć nie ma to nic wspólnego z rzeczywistą przyczyną zgonu. Takie informacje dr Erickson ma od lekarzy z Wisconsin, Nowego Jorku i wielu innych miejsc.
Dr Massihi kwestionuje sens kwarantanny dla osób zdrowych. Zawsze powinna ona dotyczyć tylko osób chorych. Dr Massihi robi tu odniesienie do trądu, gdzie izolowano tylko chorych, a nie także zdrowych.
Mamy też dużo na temat testowania, liczby pozytywnych i negatywnych wyników, tego że powinno się otwierać gospodarkę, dać ludziom żyć normalnie itp. itd. Nic odkrywczego. Podając dane ze Szwecji i Norwegii, które przyjęły odmienne strategie dr Erickson dowodzi, że zamknięcie kraju lub pozostawienie go otwartym nie prowadzi do istotnych różnic w liczbie zgonów.
Według dr Ericksona te wszystkie obostrzenia nie mają merytorycznego uzasadnienia i jest to testowanie nas przez rządy pod pretekstem bezpieczeństwa, aby sprawdzić ile wolności mogą nam odebrać. Pora powiedzieć temu dość. Dr Erickson wskazuje, że frustracja ludzi w USA narasta i że w większości sklepów z broną nie mają już amunicji, bo została wykupiona.

Siódmy rozdział to rozmowa z dr. med. Wolfgangiem Wodargiem. Mówi on, że z jego ustaleń mamy do czynienia z nowym wariantem koronawirusa, ale w świetle niemieckich danych o umieralności i zachorowalności nie różni się to znacząco od grypy.
Następnie dr Wodarg mówi o testach PCR na Sars-Cov-2. Mówi, że jest on niespecyficzny, medycznie bezużyteczny i wywołujący strach. Gdyby nie ten pseudotest nie zauważylibyśmy w ogóle żadnej „pandemii” ani „epidemii”. Szczegółowo sprawa testu PCR jest wyjaśniana przez prof. Romana Zielińskiego i prof. Kornelię Polok w ostatnim rozdziale.
Dr Wodarg mówi, że epidemia ogłoszona przez WHO może być oszustwem. Tak było w przypadku gryp ptasiej i świńskiej czego był świadkiem. Badał on korupcje i inne pozbawione skrupułów działania przemysłu farmaceutycznego i szczepionkowego. W mediach wmawiano ludziom obawy o zdrowie, aby przekierować miliardy ze sprzedaży niebezpiecznych produktów z funduszy publicznych do prywatnych kieszeni. Jego zdaniem teraz może być podobnie i firmy produkujące szczepionki zarobią krocie.
Dalej mamy istotne, ale głównie dla osób czarnoskórych i mieszkańców południa Europy informacje o leczeniu COVID-19 hydroksychlorochiną (HCQ). W Szwecji, USA i niektórych innych krajach zaobserwowano nieproporcjonalnie dużą liczbę zgonów wśród czarnoskórych osób. Jak mówi dr Wodarg leczono ich hydroksychlorochiną. U 20-30% populacji Afryki występuje mutacja jednego z genów, powodująca niedobór enzymu – dehydrogenazy glukozo-6-fosforanowej (G6PD). Może to prowadzić do hemolizy (rozpuszczania) krwinek czerwonych i występuje głównie u mężczyzn. Podawanie tym osobom gdy były chore na COVID-19 hydroksychlorochiny spowodowało właśnie hemolizę krwinek czerwonych co przyczyniło się do ich zgonu. W takich przypadkach umierają nawet młode osoby. Dla nas Polaków nie jest to jednak zbyt istotne, bo mutację tego genu mają osoby które mieszkają w rejonach świata gdzie występuje malaria lub gdy ich przodkowie pochodzili z rejonów występowania malarii. U nas więc ta mutacja raczej nie występuje. Sprawę wyciszono, a zgony posłużyły do nakręcania strachu z powodu COVIDa. To jak leczono tych ludzi było skandalicznym błędem w sztuce lekarskiej. Nie sprawdzono występowania lub braku mutacji genu związanego z G6PD.

Ósmy rozdział to rozmowa członków niemieckiej pozaparlamentarnej komisji śledczej z prof. Ulrike Kammerer. Zadającymi pytania byli Viviane Fischer, dr Reiner Fullmich, dr Justus P. Hoffman oraz dr Wolfgang Wodarg, który także wchodził w dyskusję z prof. Kammerer. Posiedzenie komisji z udziałem prof. Kammerer miało miejsce 24 lipca 2020 r.
Pierwszą sprawą poruszaną przez komisję była sprawa braku wiarygodności testów PCR jeśli chodzi o diagnostykę zakażenia koronawirusem. Kwestia ta jest szczegółowo omawiana w następnym rozdziale. Ogólnie prof. Kammerer, podając wiele szczegółów odnośnie przeprowadzania tych testów, potwierdziła, że metoda PCR w sposób jaki jest stosowana nie nadaje się do diagnostyki koronawirusa, gdyż jest niespecyficzna i może wykrywać materiał genetyczny np. od innych wirusów, a nawet jeśli wykryje koronawirusa to nie można na jego podstawie stwierdzić czy wirus jest aktywny i wniknął do komórek czy też są to tylko cząstki „martwego” wirusa (wirusy nie są organizmami żywymi, bo do rozmnażania, zwanego namnażaniem potrzebują obcych komórek, więc nie można też mówić o tym, że są martwe).
Prof. Kammerer mówi, że wirus istnieje i Chińczycy go po kilku miesiącach od wybuchu tzw. pandemii wyizolowali o czym świadczą publikacje. Dokonano też zsekwencjonowania genomu wirusa. Jednak zrobiono to na hodowli komórkowej, a nie pozyskano aktywnych wirusów od chorych osób, bo do tego nie wystarczy dodatni wynik testu. Trzebaby tu osoby która ma na tyle duży poziom wirusów, że przechodzi aktywną fazę choroby i to dość ciężko.
Mamy tu też poruszoną kwestię testów na przeciwciała. Zdaniem prof. Kammerer testy te są bardziej wiarygodne, ale to też jest wątpliwe. Z miesiąc temu hitem internetu był filmik, na którym ratownik medyczny robi test na przeciwciała dla napoju Tymbark. Zrobił dwie próby na tym samym napoju. W pierwszym przypadku wynik wyszedł ujemny, a w drugim dodatni. Komentarz chyba zbyteczny.
Dalej rozmowa dotyczy spraw związanych z odpornością organizmu. Dr Kammerer mówi, że to czy wirus wywoła u kogoś chorobę czy nie jest niezależne od wieku, ale od odporności organizmu i tego czy wirusy zdołają wniknąć do komórek i się namnożyć czy też nie.
Jest też rozważana kwestia tzw. drugiej fali epidemii przewidywanej jesienią. Dr Wodarg mówi tak: kiedy w przeszłości coś takiego miało miejsce? Skąd wiecie, że będzie druga fala? Jakie dane wskazują na to, że w ogóle mogą zaistnieć dwie fale? Gdzie jest literatura podejmująca ten temat? Czy można ją znaleźć? Nie! Nigdzie! Dr Wodarg mówi, że co roku jest fala, w której częściej występują koronawirusy. Wskazują na to obserwacje, dowody jakimi lekarze dysponują. Jeżeli miałaby nadejść druga fala to nie będzie to fala, która sama nadchodzi, ale taka, którą ktoś wywołuje, co nie jest łatwe ale jest możliwe.
Również prof. Kammerer uważa, że to co nastąpi jesienią, czyli wzrost zachorowań nie jest drugą falą epidemii tylko po prostu tym co mamy co roku.
Po zakończeniu rozmowy z prof. Kammerer mamy podsumowanie dokonane przez dr Wodarga. Jest tu mowa o sytuacji prawnej i nieuzasadnionemu odbieraniu praw obywatelskich tłumacząc to wirusem, który jest znacznie mniej groźny niż nam się usiłuje wmówić.
Członkowie komisji potem jeszcze dyskutują między sobą o wiarygodności testów PCR, o tym że pozytywny wynik testu nie oznacza że ma się koronawirusa, a nawet jak się go ma to wcale jeszcze nie oznacza że można zarażać innych. Reiner Fullmich mówi o tym, że prezydent Tanzanii, chemik z doktoratem, zlecił wykonanie testów PCR dla papai i kilku innych przedmiotów. Okazało się że koronawirusa znaleziono według tego testu wszędzie nawet w oleju silnikowym! Test ten bowiem wykrywa tylko obecność pewnej cząsteczki wirusa, a ta może się znajdować w wielu miejscach. Np. gdy ktoś chory kaszlnie na domofon to ten domofon też będzie „zakażony”.
Dr Wodarg mówi ważną rzecz odnośnie szczepień na grypę – udowodniono, że szczepienie na grypę powoduje zwiększenie prawdopodobieństwa zachorowania spowodowanego przez innego wirusa. Takie badanie przeprowadzono w Pentagonie. Odnotowano w nim dużo więcej zakażeń koronawirusami u osób zaszczepionych na grypę niż u tych, które się na grypę nie zaszczepiły. Tym samym szczepienia na grypę nie mają sensu.
Dr Wodarg mówi, że testy PCR są przy koronawirusie bezwartościowe, nie informują o zagrożeniu dla zdrowia, ale straszy się nam za ich pomocą i że tu chodzi o światowy interes. Podobnie było z ptasią grypą gdzie WHO straszyła że umrze 30 milionów ludzi, a nie było nawet 1000 przypadków ptasiej grypy na świecie. Analogicznie było ze świńską grypą. I teraz też WHO mówi: pandemia! I nikt nie pyta o definicję pandemii, choć tę zmieniono ponad 10 lat temu.
Na koniec posiedzenia i rozdziału mamy dywagacje na temat dlaczego nikt z dziennikarzy mainstreamowych mediów nie zadaje pytań o wiarygodność testów PCR, o definicję pandemii, o sens obostrzeń, lockdownów itp. Dr Wodarg mówi że jest tym bardzo zdziwiony jak i tym, że prawnicy także są mało aktywni. Cóż wytłumaczenie wydaje się dość proste – jest to światowa zmowa, a to co się dzieje teraz było już dawno zaplanowane. Ci co chcieliby ujawnić to oszustwo są albo przekupywani albo zastraszani np. zwolnieniem z pracy. To tylko dowodzi że mediom tzw. głównego ścieku nie wolno ufać.

Ostatni, dziewiąty rozdział to wywiad udzielony przez prof. Kornelię Polok i prof. Romana Zielińskiego internetowej telewizji ALTER SHOT TV. Wywiad ten przeprowadzili Paweł Nogal oraz Dariusz Galczak (sprawy techniczne) w dniu 18 sierpnia 2020 r. Dotyczy on metody PCR, jej modyfikacji zwanej RT-qPCR jaką stosuje się do wykrywania zakażenia koronawirusem i tego że jest to niewiarygodne, gdyż badane próbki wymazów z nosogardzieli nie są dokładnie oczyszczane i znajduje się w nich materiał genetyczny innych wirusów, bakterii a także nasz własny. Test byłby wiarygodny tylko wtedy gdyby pozbyto się materiału ludzkiego DNA i innego obcego DNA. Tego zaś się nie robi. Wyjaśnianie dlaczego tak jest wymagałoby bardzo szczegółowego opisu tych wszystkich procedur wykonywanych przy reakcji PCR i przygotowaniu próbek, więc zamiast tego podaję linka do wywiadu gdzie można obejrzeć ten wywiad i się tego wszystkiego dowiedzieć jak ktoś jest zainteresowany. https://youtu.be/MJPFuWZJmjs – czas wywiadu ok. 52 minuty.
Dalsza część rozdziału jest rozszerzeniem ww. wywiadu i odpowiedzią na krytykę jaka się po nim pojawiła ze strony niektórych środowisk (jak wywiad zamieszczony na stronie KONKRET24, TVN24 oraz portalu POD MIKROSKOPEM). Nie będę szczegółowo tego wszystkiego opisywał. Przedstawię tylko dwie odpowiedzi. Jedna prof. Kornelii Polock na zarzut TVNowskiej ekspertki, że nie ma potrzeby, aby badany materiał genetyczny był czysty, gdyż startery reakcji PCR odpowiednie dla identyfikowanego patogenu rozwiązują ten problem.
„Dla mnie takie wypowiedzi są przerażająco niekompetentne. Podważają bowiem wieloletnie praktyki obowiązujące w biologii molekularnej, zaprzeczają informacjom zawartym w podręcznikach laboratoryjnych (np. Sambrook et. al., 2012), a także w większości zestawów diagnostycznych. Nie wiem czy są one wynikiem niewiedzy czy też specjalistycznego kształcenia, które uczy procedur zamiast zrozumienia mechanizmów. Ślepa wiara, że specyficzny starter załatwi wszystko, nie uwzględnia wiedzy o ewolucji genomów oraz chemizmu reakcji PCR”.
Druga: prof. Zieliński zarzuca autorowi kanału POD MIKROSKOPEM manipulację jeśli chodzi o panel CDC (2019-nCoV) dotyczący walidacji testów PCR na koronawirusa (czym jest walidacja wyjaśniałem przy okazji opisu pierwszej części książki) i cytuje informacje ze str. 2 i 37 tego dokumentu, gdzie jest mowa o tym, że wyniki pozytywne nie wykluczają infekcji bakteryjnej lub infekcji innymi wirusami, a wyniki negatywne nie wykluczają infekcji nowym koronawirusem, o czym autor kanału pod mikroskopem nie powiedział. W dalszych rozważaniach na ten temat prof. Zieliński wskazuje na tabelę na str. 44 panelu CDC z której wynika, że tylko ok. 1/3 (35%) wyników pozytywnych faktycznie oznaczało obecność lub zakażenie koronawirusem, a ok. 2/3 (65%) to wyniki fałszywie pozytywne. To oznacza, że test diagnostyczny RT-qPCR w przypadku koronawirusa nie jest wiarygodny.
Mamy też pytania od dr. Mariusza Błochowiaka dotyczące różnych spraw m.in. optymalizacji reakcji PCR tak, aby test był wiarygodny, odwrotnej transkrypcji (koronawirus to wirus RNA, a reakcja PCR służy do namnażania DNA, więc trzeba najpierw przetransformować RNA na DNA poprzez odwrotną transkrypcję) i innych kwestii związanych z testem RT-qPCR. W odpowiedzi ze strony prof. Zielińskiego i prof. Polok mamy wiele szczegółów technicznych oraz wyjaśnienie chemizmu reakcji. Ktoś kto nie ma wiedzy z biologii może mieć problem ze zrozumiem przynajmniej części z tych szczegółów.
Na koniec mamy moim zdaniem bardzo szczegółowe rozważania odnośnie tego, że startery reakcji PCR mogą namnażać homologi genetyczne koronawirusa z naszego genomu i dawać fałszywe wyniki. Prof. Kornelia Polock przedstawia swoją analizę i dowodzi że jest to możliwe i podaje których homologów to dotyczy. Mamy tu zamieszczoną tabelę (str. 344) a także tabelę charakteryzującą szczegółowo różne startery do namnażania różnych sekwencji nukleotydów (str. 354-355). Mamy tu znowu mnóstwo szczegółów technicznych odnośnie tego jakie muszą być spełnione warunki, aby reakcja ze starterami zaszła prawidłowo.
Książka kończy się jeszcze krótkim rozważaniem na temat sekwencjonowania, że jest bardziej złożone niż test PCR i w diagnostyce się go nie stosuje bo byłoby to zbyt czasochłonne i kosztochłonne.
Na str. 361-365 mamy wykaz literatury na których prof. Kornelia Polock i prof. Roman Zieliński opierali się udzielając wywiadu i dokonując jego rozszerzenia odpowiadając na krytykę wywiadu i pytania dr. Mariusza Błochowiaka.

Podsumowując, książka niewątpliwie posiada dużą wartość merytoryczną i warto ją przeczytać. Ilość szczegółów technicznych i naukowych jeśli chodzi o sprawę procedury PCR moim zdaniem jest jednak za duża i dla wielu osób nie mających pojęcia o biologii i chemii to o czym mówią prof. Kornelia Polock i prof. Roman Zieliński może być trudne do zrozumienia.

Fałszywa pandemia

Dziś będzie o książce pt. „Fałszywa pandemia. Krytyka naukowców i lekarzy”, wydanej przez Fundację Osuchowa. Jest to mała, poręczna książka, formatu mniej więcej A5 (minimalnie nawet mniejsza) i liczy w sumie 259 stron. Jest to pierwsza część. Ukazała się już druga, która dotyczy m.in. testów PCR. Niedawno ją kupiłem i również ją opiszę za jakiś czas jak ją przeczytam.

Książka jest zbiorem wywiadów ze światowej klasy specjalistami z medycyny m.in. z Niemiec i USA oraz z polskim specjalistą od statystyki medycznej, który napisał ostatni rozdział. Opracowanie całości i korektę tłumaczeń przeprowadził polski fizyk Mariusz Błochowiak.

Na początku mamy dość długi, bo liczący około 30 stron wstęp Mariusza Błochowiaka. Już na samym jego początku autor pisze, że nie ma żadnej epidemii ani pandemii koronawirusa w Polsce ani na świecie. Następnie przedstawia wiele argumentów dlaczego tak jest. Najpierw jest mowa o fałszywej epidemii świńskiej grypy i o tym jak to wtedy w 2009 r. WHO zmieniła po cichu definicję pandemii. Dotąd pod tym pojęciem rozumiano wystąpienie choroby zakaźnej na wielu kontynentach, powodującej dużą liczbę zgonów. Według tej definicji pandemią była grypa hiszpanka z 1919 r. W 2009 r. definicję zmieniono tak, że jest to wystąpienie choroby zakaźnej na wielu kontynentach bez względu na liczbę zgonów. W ten sposób pandemię mamy co roku, bowiem na grypę co roku chorują mieszkańcy wielu kontynentów.
Następnie mamy nieco danych statystycznych, z których wynika, że śmiertelność na koronawirusa jest na poziomie grypy, jest mowa o rządowych obostrzeniach, które zdaniem prof. Suharita Bhakdiego skutkowały zgonami oraz dramatami egzystencjalnymi wielu osób i tak z pewnością było w Polsce, Niemczech i innych krajach. Jest też mowa o tym, że nie robi się sekcji zwłok osób zmarłych na COVID-19 oraz zwłoki tych osób się pali. Tak jest procedura postępowania. Tymczasem prof. Klaus Puschel z Niemiec dokonał ponad 100 autopsji osób zmarłych rzekomo z powodu koronawirusa i nie znalazł żadnego(!) przypadku osoby, która nie miałaby chorób współistniejących. W ostatnich dniach w mediach głównego nurtu (lub jak kto woli głównego ścieku) podają dane, że np. 80 osób zmarło danego dnia na COVID-19 bez chorób współistniejących. A ja się pytam: na jakiej podstawie to stwierdzono? Czy wykonano sekcje zwłok tych osób? Czy zaliczono te osoby do zdrowych przed zachorowaniem, bo nie były na nic leczone i nie skarżyły się na nic? Miażdżyca czy nowotwór potrafią latami nie dawać poważniejszych objawów, ale to wcale nie oznacza, że ktoś taki jest zdrowy. W pewnym momencie np. dostaje zawału i jest zdziwienie, że jak to możliwe?! Mój stryjek dowiedział się, że ma raka płuc dopiero jak zatruł się salmonellą i wylądował w szpitalu. Tam zrobiono mu RTG płuc i okazało się, że miał guza w płucach, którego mu potem usunięto, bo był jeszcze mały. Wujek nie miał żadnych objawów, a przed zatruciem nie leczył się na nic i nie brał żadnych leków. Gdyby nie ta salmonella guz rósłby dalej i gdy pojawiłyby się objawy byłoby już pozamiatane (jeśli chodzi o medycynę konwencjonalną rzecz jasna, bo nowotwór można wyleczyć czego dowodzi np. niemiecki biochemik Walter Last w książce „Jak wyleczyć się z raka”.)
Potem jest mowa o badaniach naukowych ignorowanych przez rząd i rządowych „ekspertów”, których to polskojęzyczny rząd przez wiele miesięcy nie raczył nawet przedstawić. Mamy też poruszoną kwestię zasady proporcjonalności, czyli że działania mające na celu ratowanie niektórych przed śmiercią przez koronawirusa, a doprowadzające do śmierci większej liczby innych osób są niemoralne. Tak niestety się dzieje, gdzie w październiku zmarło wg oficjalnych danych ok. 13000 osób więcej niż rok temu, z czego ok. 10000 osób z tej nadwyżki nie było związane z koronawirusem, ale z paraliżem służby zdrowia (np. odwołaniem planowanych operacji). Jest też krótko o niewiarygodności stosowanych testów do wykrywania wirusa Sars-Cov-2 (dużo więcej na ten temat jest w drugiej części książki), o manipulowaniu klasyfikacją zgonów na COVID-19, o politycznej mistyfikacji i o tym, aby myśleć statystycznie. Chodzi o to, aby nie ulegać medialnej propagandzie odnośnie zgonów czy liczby osób rzekomo zakażonych. Np. gdy media podają, że ktoś młody zmarł na koronawirusa, to na grypę młodzi ludzie też umierają. O tym już w mediach jednak nie usłyszymy. Gdy media mówią o wysokiej śmiertelności na jakimś obszarze to należy sobie zadać pytanie w porównaniu do czego i w jakim okresie? I wtedy może się okazać, że wcale nie jest to śmiertelność wyższa niż normalnie.
Na koniec wstępu dr Błochowiak pisze jak jego zdaniem bronić się przed oszukiwaniem i rujnowaniem nas przez rządzących. W Niemczech powołano, pod egidą prof. Sucharita Bhakdiego, specjalisty od chorób zakaźnych i epidemiologii, Stowarzyszenie Lekarzy i Naukowców na rzecz Zdrowia, Wolności i Demokracji, które sprzeciwia się obostrzeniom związanym z fałszywą pandemią. Stowarzyszenie przedstawia swoje analizy na bazie nauki i dowodów, informuje społeczeństwo niezależnie od mediów i działa w kierunku tworzenia sieci osób podobnie myślących. Z tego co wiem to dzięki działaniom tego Stowarzyszenia wniesiony został do sądu pozew przeciwko niemieckiemu rządowi w związku z obostrzeniami, które doprowadziły np. do bankructwa czy strat finansowych wielu firm. Dr Błochowiak uważa, że u nas też powinno się powołać podobne stowarzyszenie i jest gotów, aby podjąć działania w tym celu. Zachęca naukowców i lekarzy do kontaktu mailowego: kontaktkoronawirus@gmail.com. Na rząd nie ma co liczyć, bo oni tylko wykonują rozkazy światowej mafii syjonistycznej.

Po wstępie mamy ok. 3,5 stronicową charakterystykę autorów, tj. naukowców i lekarzy z którymi przeprowadzono wywiady. Są to:
Prof. dr med. Sucharit Bhakdi – naukowiec i lekarz, specjalista z mikrobiologii i epidemiologii chorób zakaźnych, autor kilkuset publikacji naukowych. Kierował przez 22 lata Instytutem Mikrobiologii Medycznej i Higieny na Uniwersytecie w Moguncji w Niemczech.
Prof. dr med. John Ioannidis – epidemiolog i statystyk, profesor medycyny i biostatystyki. Pracuje na Uniwersytecie Stanforda w USA. Należy on do najczęściej cytowanych naukowców świata. Napisał pracę „Dlaczego większość opublikowanych wyników badań naukowych jest nieprawdziwa. Renomowane czasopismo „British Medical Journal określiło go mianem „bicza na niechlujną naukę”.
Paweł Klimaczewski – polski specjalista z zakresu statystyki, analizy danych demograficznych, badania rynku mediów. W swojej pracy łączy wiedzę z wielu dziedzin: socjologii, cybernetyki, statystyki, matematyki, fizyki i informatyki. Jest autorem ostatniego rozdziału książki, w którym analizuje dane statystyczne odnośnie zgonów na COVID-19 i dowodzi, że nie ma żadnych odchyleń od normy np. z kilku ostatnich lat (analiza dotyczy okresu wiosennego, więc jest już nieaktualna – obecnie mamy już wyraźny wzrost liczby zgonów, ale w znacznym stopniu z powodu paraliżu służby zdrowia a nie śmierci z powodu koronawirusa – dane odnośnie liczby zgonów za październik 2020 r.)
Prof. dr med. Klaus Puschel – ekspert z medycyny sądowej, dyrektor Instytut Medycyny Sądowej klinki uniwersyteckiej w Hamburgu w Niemczech.
Dr med. Mathias Thons (Niemcy) – specjalista z anestezjologii i medycyny paliatywnej.
Prof. dr Knut Wittkowski (Niemcy) – specjalista z informatyki, biometrii i epidemiologii.
Dr med. Wolfgang Wodarg (Niemcy) – internista i pulmonolog, specjalista w zakresie higieny i medycyny środowiskowej. W 2009 r. zainicjował komisję śledczą, która odkryła cichą zmianę definicji pandemii przez WHO.

Trzeci rozdział to wywiad z dr med. Wolfgangiem Wodargiem. Jego główne przesłanie jest takie, że rozwiązaniem problemu koronawirusa jest odizolowanie panikarzy. Jest tu mowa o sztucznym nakręcaniu spirali strachu i paniki przez media i tzw. ekspertów będących na usługach (nie)rządów, a właściwie koncernów Big Pharmy i światowej mafii będącej władcą rządowych marionetek. Mamy tu najpierw wstęp do wywiadu dr. Błochowiaka gdzie mamy odniesienie do wcześniejszych epidemii czy pandemii i tego jak wtedy straszno ludzi, a jaka była prawda. Wywiad miał miejsce 13.03.2020 r. Dr Wodarg mówi np., że umieralność w zimie 2019/2020 nie była wyższa niż zwykle, a nawet niższa. Statystyki można zawsze sprawdzić – tzw. EuroMOMO. https://www.euromomo.eu/
Dr Wodarg mów też o Włoszech, o tym że mają oni bardzo starą populację, zapaść w służbie zdrowia i o tym, że podczas badania gdzie przyjrzano się 104 zgonom na COVID-19 to osoby te były chore na co najmniej 2 inne ciężkie choroby i często były w podeszłym wieku. Dr Wodarg mówi też, że szpitale są bardzo niebezpieczne dla starszych osób we Włoszech, bo jest tam dużo zakażeń szpitalnych co może być dla tych osób zabójcze. W niemieckich szpitalach umiera co roku co najmniej 15000 starszych pacjentów na infekcje, których nie mieli gdy trafili do szpitala. Jest to więcej niż liczba ofiar wypadków samochodowych w Niemczech. Szpitale zdaniem dr Wodarga są najniebezpieczniejszymi miejscami dla osób starszych, które powinny ich unikać jak tylko się da.
Zdaniem dr Wodarga ograniczenia gospodarcze, zamykanie szkół, targów, teatrów itp. oraz praw obywatelskich jest nieuzasadnione i zachęca poszkodowanych restrykcjami do walki o odszkodowania. Jest też mowa o cenzurze w mediach i wyciszaniu głosów innych niż propanikarskie. U nas jest to samo. Jest też mowa o teście PCR w wersji Chiristana Drostena i o tym, że nie został zwalidowany i nie jest wiarygodny jeśli chodzi o wykrywanie koronawirusa.
Druga część rozdziału to swobodna wypowiedź dr. Wodarga. Mówi on o obserwacji w Glasgow z lat 2005-2013 gdzie obserwowano zarazki występujące przy ostrych schorzeniach dróg oddechowych. Procentowy udział koronawirusów wynosił ok. 7-15% z niewielkim wahaniem każdego roku, co nie odbiega istotnie od tego co jest dzisiaj. Potem dr Wodarg opisuje jak Christian Drosten opracował szybko test do wykrywania nowego koronawirusa i przekazał do WHO, a ta zatwierdziła go i dopuściła do stosowania bez wykonania walidacji jaką się w tej sytuacji normalnie robi. Chodzi o to, że opracowując nową metodę badania czy nowy test musi zostać wykazane, że jest to wiarygodne, tj. że mierzy to co ma mierzyć i z właściwą dokładnością. Wie to zapewne każdy kto pracuje lub pracował w jakimkolwiek akredytowanym laboratorium badawczym, także niezwiązanym z medycyną (o konieczności przeprowadzania i udokumentowania walidacji metod badawczych mówi norma ISO/IEC 17025 określająca ogólnie wymagania dla wszystkich laboratoriów badawczych i wzorcujących sprzęt pomiarowy, które chcą uzyskać akredytację). Zatem test RT-PCR P. Drostena zatwierdzony przez WHO zostałby zdyskredytowany przez każdego audytora robiącego kontrolę laboratorium, które to nie uzyskałoby na 100% akredytacji na taką metodę badawczą ze względu na brak walidacji właśnie. I na takim zupełnie bezwartościowym teście diagnostycznym opiera się cała pandemiczna psychoza nakręcana przez rządy, media, WHO i tzw. ekspertów.

Rozdział czwarty to rozmowa z prof. dr med. Sucharitem Bhakdim. Profesor mówi o tym z czego wynikała duża liczba zgonów we Włoszech (Lombardia) i w Wuhan w Chinach. W obu tych miejscach jest wysokie zanieczyszczenie powietrza co sprawia że ludzie mają tam dużo większe obciążenie płuc niż tam gdzie powietrze jest czyste i przez to dużo częściej chorują. Prof. Bhakdi mocno kwestionuje obostrzenia wprowadzone przez rząd niemiecki wiosną 2020 r. uważając je za bezzasadne, gdyż chorują na COVID-19 w zdecydowanej większości osoby w podeszłym wieku i mające choroby przewlekłe. Młodzi nie chorują i nie umierają z wyjątkiem tych co mają jakąś ciężką chorobę (jak cukrzyca czy nowotwór). To co zrobiono wtedy (i w niewiele zmienionej formie jest dziś i w Niemczech i u nas) gdzie np. nie przeprowadza się planowych operacji, zatrzymuje się prawie całą gospodarkę i niszczy ludziom życie prof. Bhakdi określa jako zbiorowe samobójstwo (ja bym to raczej określił jako planowane ludobójstwo, ale profesor wprost prawdy nie chciał powiedzieć, być może bojąc się że coś złego go spotka np. że „poślizgnie się na mydle” i dozna wstrząśnienia mózgu). Dalej profesor Bhakdi porównuje stan niemieckiej służby zdrowia i mówi że nie ma obaw o załamanie systemu oraz włoską służbę zdrowia, której stan jest bardzo zły. I z tego powodu w znacznym stopniu doszło we Włoszech do dużej liczby zgonów wiosną.
Następnie jest przedstawiony list otwarty jaki prof. Bhakdi napisał do kanclerz Angeli Merkel zadając w nim wiele niewygodnych pytań i kwestionując rządową strategię walki z tzw. pandemią poprzez zamykanie gospodarki i paraliżowanie życia w kraju.
Następnie jest rozmowa z prof. Bhakdim, w której podważa on sens szczepienia na COVID-19 i uważa, że opracowywanie szczepionki jest absurdalne. Jest tak dlatego, że wirusy cały czas się zmieniają, mutują i szczepionka na wirusa występującego w tym roku nie będzie już działać na tego który będzie w przyszłym roku i kolejnych latach. Poza tym profesor jako Tajlandczyk jest rozczarowany tym, że niemiecki naród tak łatwo sam rezygnuje z wolności, której w Tajlandii nigdy ludzie nie mieli. Cóż odpowiedź jest według mnie smutna ale i prosta – ludzie po prostu uwierzyli w kłamstwa o tej pandemii i dlatego dobrowolnie się zgodzili na dyktaturę.
Prof. Bhakdi mówi też wyraźnie, że transmisja wirusa odbywa się głównie przez kaszel i kichanie. Jeśli więc ktoś nie kaszle i nie kicha to nie ma sensu zachowywać dystansu społecznego o którym trąbią co chwilę w mediach. Nie ma tu jeszcze mowy o maseczkach, gdyż wiosną (rozmowa była 13.03) WHO twierdziło, że maseczki nic nie dają i nie ma sensu ich nosić. Profesor mówi też dziennikarzowi: mógłby Pan mieć koronawirusa albo nie, ale jeśli nie kaszle Pan i nie kicha to Pan nie zaraża. Zatem z tego płynie prosty wniosek: osoby nie mające żadnych objawów powinny funkcjonować normalnie i nie muszą zachowywać ani dystansu ani nosić masek czy innych zakryć ust i nosa, gdyż nie ma to żadnego sensu. Zatem nakazy w kwestii zakrywania ust i nosa oraz zachowywania dystansu społecznego wprowadzone przez nasz i inne rządy są bez sensu. Profesor mówi, że według istniejących szacunków od 60% do nawet 90% osób mających styczność z wirusem Sars-Cov-2 przechodzi to bezobjawowo i nawet tego nie zauważy.
Profesor mówi też kolejną ważną rzecz: gdy ktoś przeszedł już infekcję albo nie wystąpiły u niego objawy mimo iż wykryto u niego nowego wirusa lub też ma wirusa i o tym nie wie, bo nie robił testu to taka osoba nie zaraża innych. Jest tak dlatego iż organizm tej osoby wytworzył przeciwciała, co sprawia że wirus jeśli nawet jeszcze w organizmie jest to nie jest w stanie się namnażać.
Z tego wynika kolejny jasny wniosek: należało wszystkim zdrowym osobom pozwolić funkcjonować normalnie i dać się zarazić, aby wytworzyły przeciwciała i uodporniły się, a odizolować tylko osoby z grup ryzyka (osoby starsze czy osoby z ciężkimi chorobami jak nowotwory czy osoby z obniżoną odpornością np. z powodu przeszczepu). Wtedy nie byłoby gospodarczej katastrofy ani masowych zgonów. I w dalszej części wywiadu profesor Bhakdi to potwierdza mówiąc: „Tak w ciągu dwóch do czterech tygodni byłoby po wszystkim. To byłoby dobre zarządzanie kryzysem„.
Prof. Bhakdi żali się też, że podejście ministerstwa zdrowia (chorób) w Niemczech nie jest naukowe i że tych którzy wyrażają inne opinie niż ministerstwo się wyklucza z dyskusji, a odbieranie ludziom praw obywatelskich jest robione bez merytorycznego uzasadnienia.
Kolejna ważna rzecz o której mówi profesor Bhakdi to wiek i długość życia. Zacytuję to w całości: „Jestem w tym wieku (starszym) i jestem zagrożony (zgonem) czyż nie? Nie! To bardzo ważne, aby ludzie w tym kraju (Niemczech) wiedzieli, że każdy człowiek, który umiera w wieku 80 lat umiera zbyt wcześnie. Powinni też wiedzieć, że wykorzystują jedynie 70% genomu. Mogliby dożyć 100-105 lat, gdyby nasze Ministerstwo Zdrowia było tylko trochę lepsze i uświadomiło im że niepotrzebnie umierają. Choroby wieńcowe stanowią 50%, a co druga osoba na ulicy umrze na nie. Nie musi tak być.” Dalej jest mowa o tym, że większość ludzi je za dużo i źle oraz pali co skraca im życie. Od siebie dodam, że dr med. Mathias Rath w swojej książce i w swoich badaniach udowodnił, że miażdżyca jest uleczalna i można jej też prosto zapobiegać dzięki odpowiednim dawkom witamin (zwłaszcza witaminy C). Książka ma tytuł „Dlaczego zwierzęta nie dostają zawałów serca… tylko my ludzie” i również ją streściłem na blogu. Zachęcam do lektury tego streszczenia jak i całej książki. Ministerstwo chorób (bo ze zdrowiem nie ma wiele wspólnego jeśli cokolwiek) działa tak jak działa, bo inaczej koncerny by nie zarobiły na tzw. lekach, a gdyby ludzie żyli powszechnie po 100 do nawet 110 lat to system emerytalny by się dawno już zawalił. Choć może i nie, bo ktoś kto jest zdrowy to i w wieku 80-90 lat może pracować jak ma siłę i chęć i takich osób na pewno byłoby sporo.
Dalej jest mowa o manipulacjach zgonami na COVID-19 dokonywanych przez Instytut Roberta Kocha, który zalicza wszystkich u których wykryto wirusa Sars-Cov-2 i zmarli do tych co zmarli na koronawirusa. To sztucznie zawyża liczbę zgonów i nakręca „pandemię”. Nie jest to nic nowego. U nas było to samo. Teraz niby odróżnia się tych co zmarli z powodu koronawirusa i z koronawirusem, ale nie robi się sekcji zwłok więc nie jest to zbyt wiarygodne.
Mamy jeszcze odniesienie do szczepień. Chodzi o poprzednią epidemię świńskiej grypy. Rząd niemiecki zakupił wtedy wiele milionów dawek szczepionek i nie zostały one w zdecydowane większości wykorzystane. Ich utylizacja kosztowała 250 mln euro. Najpierw wydano ogromną sumę na zakup szczepionek a potem na ich zniszczenie. Nikt za to nie odpowiedział.
Prof. Bhakdi mówi że w momencie wprowadzenia obostrzeń i kar za np. nieprzestrzeganie odległości 1,5 m demokracja się skończyła. Wielu ludzi mających dobrze prosperujące firmy zbankrutowało, wiele osób zmarło bo nie dostali pomocy gdy mieli zawał czy udar bo jest „pandemia”. U nas jest to samo.
Wywiad z prof. Bhakdim kończy się cytatem z Benjamina Franklina: „Kto rezygnuje z wolności na rzecz bezpieczeństwa, ten straci jedno i drugie„.

Piąty rozdział przedstawia odkrycia prof. Klausa Puschela odnośnie zmarłych na COVID-19. Dokonał on wbrew procedurom i zaleceniom Instytutu Roberta Kocha ponad 100 autopsji niemieckich pacjentów zmarłych, u których wykryto wirusa. Okazało się, że wszyscy mieli choroby wspołistniejące. Profesor mówi też, że infekcja wywoływana przez koronawirusa jest w większości przypadków niegroźna, a tylko na zasadzie wyjątku może być śmiertelna.

Szósty rozdział to rozmowa z prof. dr med. Johnem Ioannidisem, która miała miejsce 17.04.2020. Profesor wykonał badanie w regionie Santa Clara w USA co do liczby osób zainfekowanych wirusem. Okazało się, że takich osób było od 50 do 85 razy więcej niż liczba oficjalnie udokumentowanych przypadków. Oznacza to, że śmiertelność spowodowana przez wirusa Sars-Cov-2 jest na poziomie grypy. W związku z tym jak mówi profesor nie ma powodów do tego, aby się bać i niepokoi się bardzo skutkami zamknięcia gospodarki w wielu krajach, zaprzestania leczenia innych chorób, co będzie miało dramatyczne skutki na pewno dużo gorsze niż te wywołane przez nowego wirusa. Następnie jest mowa o tym, że znaczna liczba zakażeń COVID-19 ma miejsce w szpitalach jak to się działo wiosną we Włoszech czy USA. Wiele osób mając objawy nowej choroby zgłaszało się do szpitali choć nie było to potrzebne i byli przyjmowani. W ten sposób choroba się roznosiła i zarażali się chorzy na inne choroby, a to powodowało często znaczny wzrost liczby zgonów. Według profesora należy unikać szpitali dopóki stan chorego na COVID-19 nie jest poważny.
Prof. Ioannidis z zespołem przeprowadził też badanie w 8 krajach Europy i w USA w którym porównywano ryzyko śmierci na COVID-19 osób powyżej 65 roku życia i tych zdrowych poniżej 65 lat. Badanie wykazało dla Europy 70-krotnie mniejsze ryzyko zgonu dla osób zdrowych lub mających jakieś choroby przewlekłe w wieku do 65 lat niż tych powyżej 65 lat. W tym pierwszym przypadku ryzyko było porównywalne ze śmiercią w wypadku podczas codziennej jazdy autem do pracy i z powrotem. W USA różnica ryzyka śmierci w obu grupach była mniejsza, ale też duża – ok. 15-krotna, gdyż w USA jest większa procentowo populacja młodych osób niż w Europie. Ryzyko wśród osób poniżej 65 lat bez chorób współistniejących jest minimalne, ale i takich osób jest bardzo mało ok. 1%. Takie osoby jeśli umrą na COVID-19 stanowią w Europie 0,5% wszystkich zgonów, czyli średnio 1 osoba na 200 zmarłych na COVID. Jeśli odnieść to do liczby osób zakażonych będzie to liczba jeszcze znacznie mniejsza. Dane dotyczą wiosny – analizę zrobiono 4.04. 2020. We Włoszech gdzie były rzetelne dane prawie 99% ludzi zmarłych na COVID-19 miało jakąś chorobę towarzyszącą lub nawet dwie przez co nie jest uzasadnione aby kwalifikować takie osoby jako zmarłe z powodu koronawirusa, zwłaszcza jeśli były w podeszłym wieku i w niedługim czasie i tak z dużym prawdopodobieństwem mogłyby umrzeć.
Profesor mówi też o teście PCR i teście na przeciwciała i że mogą być dobre pod warunkiem, że dokona się ich walidacji (była już o tym mowa wcześniej). Tego dotąd nie zrobiono. Test na przeciwciała dał wynik pozytywny w przypadku soku Tymbark – na dwie próby raz wyszedł wynik negatywny a raz pozytywny dla tego samego soku. Filmik na którym ratownik medyczny to prezentował był jakiś czas temu na You Tube. Może jeszcze gdzieś jest, ale możliwe że cenzura już go usunęła.
Jest też pytanie o szczepionkę i profesor mówi że choć jest wielkim zwolennikiem szczepionek, to akurat w przypadku wcześniejszych koronawirusów nie wykazywaly one skuteczności i nie ma wcale pewności czy będą one skuteczne teraz. Prof. Ioannidis podkreśla wyraźnie, że przede wszystkim szczepionka musi być dokładnie sprawdzona i przetestowana. Inaczej może wyrządzić więcej szkód niż pożytku. Jak dziś wiemy szczepionka już jest gotowa po zaledwie kilku miesiącach. W tak krótkim czasie nie ma szans, aby przeprowadzono dokładne testy. Dlatego moim zdaniem tylko ktoś szalony będzie się chciał zaszczepić.
Zapytany o Szwecję prof. Ioannidis stwierdził, że nie ma dowodów na to, aby Szwecja zrobiła coś źle. Mieli sporo zgonów, ale liczba utraconych lat życia przez zmarłe osoby była niewielka, bo prawie wszystkie z nich były bardzo słabe, chore i znajdowały się już u schyłku życia.
Jeśli chodzi o tzw. wypłaszczanie krzywej co było uzasadnieniem dla lockdownu w wielu krajach prodf. Ionnidis nie daje jednoznacznej odpowiedzi. Mówi, że to zależy od systemu opieki zdrowotnej w kraju a ściślej mówiąc jego stanu. Jeśli jest zły t duża liczba chorych w krótkim czasie może doprowadzić do jego załamania i wtedy taki lockdown ma sens. Gdy stan służby zdrowia jest dobry można tak drastycznych środków nie wprowadzać jak np. to zrobiła Szwecja.
Na koniec padło pytanie o rozgrywki partyjne w wielu krajach jeśli chodzi o sposób postępowania w sprawie epidemii i kłótnie w tej sprawie jak w USA Republikanów i Demokratów. Prof. Ioannidis odcina się od polityki i mówi, że powinniśmy być zjednoczeni w tej sprawie bez względu na to jaką partię popieramy czy reprezentujemy, a robienie z epidemii rozgrywki politycznej uważa za kompromitację.

Kolejny, siódmy rozdział to streszczenie rozmowy jaka miała miejsce w niemieckim radio z dr med. Matthiasem Thonsem 11.04.2020. Najważniejszą informacją z tej rozmowy jest to, że pacjenci z COVID-19 są posyłani do szpitali na pewną, anonimową i samotną śmierć i że pandemiczna polityka jest katastrofą etyczną. Dr Thons kwestionuje podłączanie starszych chorych do respiratorów, gdyż znaczna liczna z tych co przeżyją będą potem upośledzeni, a tego większość starszych ludzi nie akceptuje. W przeprowadzonym kiedyś w Aahen badaniu 91% chorych na choroby układu oddechowego odrzuciło sztuczne oddychanie jeśli miałoby potem z dużym prawdopodobieństwem być upośledzonych. Woleli umrzeć i tak w większości przypadków się stało. W przypadku chorych starszych osób na COVID-19 z niewydolnością oddechową rzadko kiedy pytano o wolę pacjenta, podłączając go do respiratora. Według dra Thonsa chodzi tu zapewne o pieniądze i podaje on, że dzień leczenia niewydolności oddechowej (24 h) kosztuje około 20000 euro.
Według dra Thonsa pacjentom z niewydolnością oddechową należy mówić prawdę i wyjaśnić, że intensywna terapia daje jedynie minimalne szanse na ratunek a powoduje duże cierpienie. Nie tylko chodzi o podłączenie do maszyny, konieczność umieszczenia rury z tworzywa sztucznego w gardle, ale także a może przede wszystkim odizolowanie od rodziny. Przy takiej perspektywie zdaniem dra Thonsa większość pacjentów zrezygnuje z uporczywej terapii i będzie wolało umrzeć bez męczarni i mając kontakt z bliskimi. To byłoby także odciążeniem dla służby zdrowia, bo takie osoby rezygnujące z intensywnej terapii po prostu nie byłyby przywożone do szpitala.
Dr Thons kwestionuje politykę zdrowotną koncentrującą się na respiratorach, gdyż pacjenci po takiej terapii mają najczęściej ciężkie uszkodzenia płuc, co oznacza bardzo niską jakość ich dalszego życia. Często ci ludzie będą wymagali intensywnej opieki.
Dr Thons mówi, że nie spotkał jeszcze żadnego bardzo starego pacjenta, który przeżyłby sztuczną wentylację przy niedostatecznej obronie ze strony układu odpornościowego. To oznacza, że pacjenci z COVID-19 są posyłani na pewną, anonimową i bez towarzyszenia bliskich śmierć. To jest etyczna katastrofa!

Ósmy rozdział to rozmowa z 24.04.2020 r. z prof. Knutem Wittkowskim, który nie wie gdzie rząd znajduje tych tak zwanych ekspertów. Ze względu na krytykę poczynań rządu jeśli chodzi o tzw. walkę z pandemią profesor był atakowany przez łże media. Jak podaje prof. Wittkowski wczoraj (tj. 23.04.2020 r.) jak doniósł „New York Times” co najmniej 21% społeczeństwa (Nowego Jorku) jest już odporne a próba była wypaczona aby zaniżyć liczbę osób odpornych, więc faktycznie wartość 21% jest zaniżona. Wyniki są sprzed kilku dni przed publikacją tej informacji w NYT. Prof. Wittkowski podaje w rozmowie różne dane wskazujące na spadek przypadków zachorowań w różnych krajach i kwestionuje zasadność zamykania gospodarki i wprowadzania restrykcji. Na chwilę obecną są to dane nieaktualne, bowiem dotyczą one wiosny 2020 r.
Profesor w wywiadzie mówi, że szpitale w Nowym Jorku nie były wcale przepełnione wbrew temu co mówiły media. Potwierdzeniem jego słów były dwa filmiki jakie znalazłem na You Tube wiosną. Było na nich widać szpital w Manchesterze rzekomo według mediów przepełniony, a faktycznie prawie pusty (Polak tam mieszkający nagrał to) oraz szpital w USA (miejscowości nie pamiętam, możliwe że Nowy Jork), gdzie też rzekomo było oblężenie pacjentami kowidowymi, a faktycznie nagranie zrobione przez zwykłego Amerykanina pokazywało co innego. Koło tego szpitala były także namioty rzekomo według mediów pełne pacjentów. Faktycznie zaś, co było widać na filmie, namioty te były puste. Nie było w nich nawet łóżek tylko krzesła. Oba filmy cenzura oczywiście już usunęła z You Tuba. Ja jednak je ściągnąłem i mam je.
Wittkowski mówi, że dystansowanie społeczne niewiele zmienia jeśli chodzi o rozprzestrzenianie się wirusa. Może je trochę zmniejszyć, ale nie w jakiś znaczny sposób. Na pewno nie będzie to zmiana o jeden czy dwa rzędy wielkości. Żeby tak się stało każdą osobę trzebaby odizolować w pomieszczeniu z podciśnieniem.
Jest też mowa o lockdownie i krytyka tych działań przez prof. Wittkowskiego. Nie ma tu nic nowego czego wcześniej nie powiedzieli poprzedni rozmówcy.
Kolejna rzecz na którą zwrócił uwagę prof. Wittkowski jest bardzo ważna: każdy wirus powodujący chorobę układu oddechowego rozprzestrzenia się, ludzie się nim zarażają bądź są narażeni na zarażenie, co w większości przypadków przebiega bezobjawowo. Następnie zarażeni stają się odporni. W końcu jest więcej odpornych niż podatnych na zarażenie. W tym momencie epidemia wygasa i kończy się po kilku tygodniach. W ten sposób rodzaj ludzki przetrwał ostatnie sto tysięcy lat. I to bez szczepionek!
Dlatego prof. Wittkowski podziela zdanie, że należy izolować jedynie grupy ryzyka (jak np. domy starców czy osoby z obniżoną odpornością), a inne osoby powinny funkcjonować normalnie, podobnie jak gospodarka.
Prof. Witkowski ironizuje i mówi, że nigdy nie słyszał o Billu Gatesie jako o epidemiologu i nie czytał jego publikacji w tym zakresie, ale być może coś przeoczył. Nie wie dlaczego rządy i WHO go słuchają. Nie wie, albo może raczej nie chce powiedzieć.
Po prof. Ioannidisie prof. Wittkowski choć także nie jest przeciwnikiem szczepień nie widzi sensu szczepienia się przeciwko koronawirusowi. Uważa on że nie jest nam ona potrzebna, aby wrócić do normalnego życia.
Prof. Knut Wittkowski mówi, że popiera strategię rządu Szwecji oraz opinie prof. Sucharita Bhakdiego czy prof. Ioannidisa i nie wie gdzie rząd znajduje tzw. ekspertów. Cóż jak się odpowiednio zapłaci to „eksperci” zawsze się znajdą i mogą nawet powiedzieć, że białe jest czarne. W końcu Pecunia non olet.
Interesującą rzecz mówi profesor odnośnie infekcji wirusowych: ból gardła, kaszel czy inne objawy infekcji nie są wywoływane bezpośrednio przez wirusy. To nasz układ odpornościowy wytwarza przeciwciała, które niszczą komórki zainfekowane przez wirusa, w których się on namnaża. Jest to tzw. burza cytokin.
Na stwierdzenie Antoniego Fauciego, że już nigdy nie będziemy sobie podawać ręki prof. Wittkowski odpowiada stanowczo i niedyplomatycznie: gówno prawda.
Na zakończenie wywiadu prof. Wittkowski mówi, że nie ma żadnych naukowych dowodów potwierdzających skuteczność dystansowania społecznego czy noszenia masek. Jego zdaniem gdyby ludzie byli bardziej aktywni i brali udział w decyzjach politycznych oraz byliby bardziej świadomi i walczyli o swoje demokratyczne prawa, to nigdy by się nie wydarzyło co to nastąpiło z absurdalnymi obostrzeniami. To jest porażka ludzi kontrolowanych przez rząd, którzy pozwolili na to, by on ich kontrolował.

Dziewiąty i ostatni rozdział jest autorstwa wspomnianego wcześniej Pawła Klimczewskiego. Przedstawia on dane statystyczne (stan na 7.06.2020 r.), z których wynika, że epidemia w Polsce jest statystycznie niewidoczna.
W tym rozdziale mamy najpierw opis tego na czym polega modelowanie matematyczne rozprzestrzeniania się epidemii w skali kraju m.in. o tzw. modelu SEIR. Jest też mowa o tym, że Polska jest krajem z demograficzną blizną wynikającą z tego, że w czasie I i II wojny światowej zginęło w wojnach wiele młodych osób. Ma
my tabelaryczne dane oraz wykresy to ilustrujące. To spowodowało, że normalna struktur wiekowa populacji uległa istotnemu zaburzeniu. Po wielu latach jakie upłynęły od obu wojen (zwłaszcza od II wojny światowej) spowodowało to, że mamy dziś w Polsce mniej osób w podeszłym i bardzo podeszłym wieku co wpływa na dużo mniejszą liczbę zgonów niż np. we Włoszech, gdzie nie ma takiej populacyjnej anomalii i jest tam dużo osób starych.
Następnie mamy dane statystyczne i wykres wskazujące, że w czasie niby epidemii koronawirusa umiera mniej ludzi niż w ostatnich dwóch latach. Dalej mamy też ciekawe rzeczy np. że wielka rzekomo epidemia (medialna) w szczycie wiosennym zbierała żniwo w postaci 30 zgonów dziennie. Dziś jest ich dużo więcej ale nie tyle z powodu COVIDa co zamknięcia służby zdrowia, przez co w październiku zmarło co najmniej 10000 osób więcej niż w X 2019 r. po odliczeniu zgonów zakwalifikowanych jako spowodowanych przez COVID-19 (tych było ok. 3000).
Mamy też opis wiosennej sytuacji w szpitalach gdzie było 65% wolnych miejsc oraz o średnim wieku osób zmarłych z COVID-19. Dane te obejmują okres od 12.03 do 17.05 br. Dla kobiet był to wiek nieco ponad 78 lat, a dla mężczyzn niecałe 73. Dla porównania średnia długość życia w Polsce dla obu płci wynosi odpowiednio: 82,3 i 74,5 roku. Jak więc widać średni wiek zmarłych z COVID-19 nie odbiega istotnie od średniej długości życia w Polsce (dla kobiet różnica jest większa i wynosi ok. 4 lat, a dla mężczyzn niecałe 2 lata). Dalej mamy szczegółową tabelę z podziałem zgonów na grupy wiekowe i porównanie liczby zgonów w tych grupach w roku 2019 i wiosną 2020 r. (te same okresy). Nie ma dużych różnic. W niektórych grupach nawet więcej zgonów było rok temu niż teraz.
Jak na zakończenie rozdziału stwierdza Paweł Klimczewski z przeprowadzonej przez niego analizy danych statystycznych wynika, że wiosenna liczba koronawirusowych zgonów nie odbiega od normy i jest na poziomie szumu statystycznego. W roku 2018 było więcej zgonów niż w 2019 r. i 2020 r. i to nawet 3-4 krotnie (okres marzec-kwiecień).

W książce jest dużo ważnych informacji stanowiących odtrutkę na propagandowe bzdury mediów i polityków. W większości (poza ostatnim rozdziałem) są to zapisy lub streszczenia wywiadów z wysokiej klasy specjalistami w swojej dziedzinie – medycynie. Dla kogoś kto nie wierzy w tzw. teorie spiskowe, a wierzy autorytetom ta książka jest bardzo dobra. Wypowiadają się bowiem tu prawdziwe autorytety medyczne w tym epidemiologiczne. Polecam czytelnikom, aby nie tylko sami ją przeczytali, ale także żeby zrobili prezent gwiazdowy swoim bliskim, przyjaciołom, krewnym czy znajomym aby ci ją przeczytali i poznali prawdę o tzw. pandemii. Druga część jaka się niedawno ukazała na pewno zawierać będzie bardziej aktualne informacje.

Zapis Zarazy

Dziś będzie o książce autorstwa Wojciecha Sumlińskiego i Tomasza Budzyńskiego pt. „Zapis zarazy”. Mówi ona o trwającej obecnie tzw. pandemii (niektórzy mówią plandemii) COVID-19.


Autorów już przedstawiałem przy okazji recenzji wcześniejszych ich wspólnych książek (m.in. o Andrzeju Lepperze) więc tym razem bardzo krótko o nich.
Wojciech Sumliński – dziennikarz śledczy, najbardziej inwigilowany w Polsce co się okazało w 2016 r.
Tomasz Budzyński – emerytowany major Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i były szef delegatury ABW w Lublinie.

We wstępie mjr Budzyński opisuje jak w tym roku gdy już trwała tzw. pandemia leciał gdzieś samolotem i stewardesa kazała mu wypełnić kartę, na której było wskazanie miejsca zajmowanego w samolocie oraz to z jakimi osobami się kontaktował w ostatnim czasie. Major Budzyński nie chciał się zgodzić, ale stewardesa powiedziała, że w razie odmowy czekają go poważne konsekwencje z wyprowadzeniem na przymusową kwarantannę włącznie i że kwarantannie wtedy zostaną też prawdopodobnie poddani wszyscy pasażerowie samolotu. Pozostali pasażerowie kartę wypełnili bez „fochów” i tylko mjr Budzyński się opierał. Wstęp kończy się tak, że w zasadzie nie wiadomo czy w końcu mjr Budzyński tę kartę ostatecznie wypełnił czy też nie, ale należy domniemywać, że jednak tak.

Rozdział I ma tytuł „To tylko przekręt”. Jest dość długi (ok. 100 stron) i dotyczy tego co podnosiła totalna opozycja, gdy ministrem zdrowia był Łukasz Szumowski i gdy kupiono respiratory od mafiozów handlujących bronią. Zarzuty jak ustalili autorzy są słuszne, ale owi mafiozi są powiązani z ludźmi z komunistycznych służb specjalnych, którzy to z kolei powiązani są z PO. Zatem wyjaśnienie całej sprawy nie tylko skompromitowałoby PiS, ale również i mocno uderzyło w PO pewnie już ostatecznie ich dobijając.
W bardzo dużym skrócie: Mafiozi handlujący nielegalnie w momencie nastania tzw. demokracji i III RP z państwami afrykańskimi i powiązani z WSI oraz służbami cywilnymi założyli spółkę E&K. Spółka ta zawarła kontrakt z ministerstwem, podpisany przez wiceministra Janusza Cieszyńskiego, na zakup przez ministerstwo ponad 1200 respiratorów w ratach (kwiecień, maj, czerwiec, lipiec). Kontrakt był tak skonstruowany że oferent mógł zrobić wszystko co chciał. Kontrakt opiewał na ok. 160 mln zł i przewidywał wypłatę wynagrodzenia z góry! Do tego jak ustalono, kapitał spółki E&K wynosił tylko 1,6 mln zł. Zatem blisko 158,4 mln zł ministerstwo wypłaciło oferentowi od tak po prostu na wiarę. Tak się w III RP traktuje pieniądze podatników. Mjr Budzyński dzięki kontaktom z kolegami pracującymi obecnie w ABW widział fakturę wystawioną przez firmę E&K. Była oczywistym dowodem oszustwa. Cena za każdy z respiratorów była zawyżona o ok. 100 tyś zł. Przy 1200 sztuk jak łatwo policzyć daje to 120 mln zł. Suma astronomiczna, zwłaszcza jak dla zwykłych śmiertelników. I od razu wiadomo skąd się biorą u beneficjentów układu okrągłostołowego wille, luksusowe samochody i inne luksusy. Tego czy i ile z tych 120 mln zł „przytulili” były minister Szumowski i jego zastępca Cieszyński autorzy nie piszą, ale znając życie nie były to sumy na waciki. Drugi możliwy wariant jest taki, że byli totalnymi idiotami. Jest to na 99,9% wykluczone, więc zostaje opcja pierwsza, że brali w tym udział.
Wracając jednak do sprawy – to jeszcze nie koniec! Otóż mafiozi ze spółki E&K byli na tyle bezczelni, że nadal było im mało i znacznej części respiratorów w ogóle nie dostarczyli, a z pozostałej części zamiast koreańskich firmy MEKICS dostarczył niemieckie firmy Drager. Żeby było jeszcze ciekawiej były to respiratory używane z Pakistanu i mające angielskie wtyczki, które bez odpowiedniej przejściówki były w Polsce bezużyteczne.
Nikt oczywiście za tę aferę nie odpowiedział i nie ma co liczyć, że odpowie. Szumowski i Cieszyński podali się do dymisji i usunęli w cień, aby uciec od medialnego ostrzału, zaś mafiozi handlujący od lat bezkarnie bronią mając ochronę służb dalej pozostaną pod ich osłoną. Oczywiście z pewnością ludzie z dawnych WSI zapewne brali za to swoją dolę i tym razem również wzięli. I tak to biznes się kręci, a ty szary człowieku tyraj całe życie na kredyt na klitkę w bloku.
Mamy tu jeszcze jedną ważną rzecz w tej sprawie o której piszą autorzy. Kontrakty na tak wysokie sumy zawsze są sprawdzane przez CBA. I ten także musiał być sprawdzony. Gdy sprawa się toczyła w lutym 2020 r. p.o. szefa CBA był Andrzej Stróżny, wcześniej szef delegatury ABW w Katowicach – człowiek Zbigniewa Ziobry i Bogdana Święczkowskiego (prokuratora krajowego). Szumowski zaś był w owym czasie (I kwartał 2020 r.) ministrem któremu społeczeństwo najbardziej ufało. Ziobro chcąc uderzyć w Morawieckiego (którego osobiście nie znosi) i go osłabić prawdopodobnie posłużył się Stróżnym aby wsadzić Szumowskiego na minę. Szumowski kontraktu nie podpisywał, więc być może został wrobiony, ale Cieszyński podpisując kontrakt musiał go jak sądzę przeczytać, bo jak można podpisywać coś bez czytania? Tylko ktoś zupełnie bezmyślny tak robi, a takie osoby nie zostają wiceministrami. Podczas czytania treść kontraktu musiała wzbudzić u Cieszyńskiego co najmniej podejrzenia. Przynajmniej u mnie wzbudziłaby na pewno gdybym miał zatwierdzić kontrakt w którym ministerstwo miało wypłacić z góry 160 mln zł za całość bez żadnej gwarancji dostarczenia towaru ani jego jakości. Na pewno ja takiego kontraktu bym nie podpisał. Trudno więc przyjąć inną wersję niż taką, że Cieszyński był w zmowie z mafiozami z E&K.

Rozdział drugi ma tytuł „Z pamiętnika starego łapsa” i dotyczy już spraw związanych z samą „pandemią” i psychozą z nią związaną. Początkowo mjr Budzyński opisuje jak wyglądała poprzednia tzw. pandemia świńskiej grypy A/H1N1, której scenariusz był podobny. Też straszono, że to bardzo groźna choroba, że umrą dziesiątki milionów ludzi na świecie. I nic takiego się nie stało. W końcu przyparta do muru WHO podała, że zmarło na świecie według ich szacunków (bo danych dokładnych nie zbierali) od 150 tysięcy do 600 tysięcy ludzi. I wtedy także zmieniono po cichu, bez żadnego rozgłosu, definicję pandemii. Do 2009 r. pandemią określano chorobę występującą na wielu kontynentach i powodującą dużą, masową liczbę zgonów. Według tej definicji pandemią była grypa hiszpanka (z Hiszpanią niemająca nic wspólnego, ale to już inna kwestia) w 1919 r. Zmarło w owym czasie ok. 50 mln ludzi przy populacji znacznie niższej liczebnie niż obecnie (około 1 mld ludzi). To tak jakby dzisiaj na COVID-19 zmarło na świecie jakieś 390 mln ludzi, czyli obrazowo rzecz ujmując mniej więcej tak jakby wymarli wszyscy mieszkańcy USA i Kanady oraz ok. 1/4 mieszkańców Meksyku.
Według zmienionej definicji pandemią jest każda choroba występująca na wielu kontynentach bez względu na liczbę zgonów. Przy takiej definicji pandemię mamy na świecie co roku. Grypa bowiem występuje co roku na wielu kontynentach i zbiera co roku żniwo w postaci 2-3 mln zgonów. A na COVID-19 mimo i tak mocno naciąganych szacunków zmarło dotąd przez ponad 10 miesięcy „tylko” jakieś 1,2 miliona osób. Dla przypomnienia: 11 lat temu nie nakazywano noszenia maseczek, nie zamykano gospodarki i nie trąbiono co chwila w mediach o zachowaniu dystansu społecznego.

Dalej jest mowa o testach służących do wykrywania zakażeń wirusem zwanym Sars-Cov-2, czyli testem PCR. Test taki rekomendowała WHO. Jest to zupełnie kuriozalne, bowiem PCR to metoda namnażania DNA/RNA, a jej twórca Kerry Mullis sam mówił, że nie nadaje się ona do diagnostyki zakażeń. Żeby było jeszcze ciekawiej to wirusa Sars-Cov-2 nie wyizolowano (tj. nie oczyszczono żadnej próbki tak, aby oddzielić zupełnie genom wirusa od innego materiału genetycznego w próbce). Nie ma więc wzorca DNA ,a w tym wypadku raczej RNA wirusa Sars-Cov-2. Badanie wygląda więc tak, że pobrany z nosa czy gardła wymaz, jedynie wstępnie oczyszczony poddawany jest namnażaniu (jak to się fachowo nazywa amplifikacji) w odpowiednim urządzeniu, zapewniającym m.in wysoką temperaturę, przez wiele cykli. Uzyskuje się w wyniku tego pewną sekwencję RNA. Normalnie należałoby ją porównać z wzorcową sekwencją RNA wirusa którego szukamy i sprawdzić czy jest identyczna czy też nie. Takiej wzorcowej sekwencji jednak nie ma, więc test wykrywa jedynie to, że mamy w sobie jakiegoś wirusa. Metoda ta nie została zatwierdzona przez instytucje odpowiedzialne za walidację, czyli za to, aby dana metoda badawcza wykazywała to co powinna i z należytą dokładnością. Oznacza to, że nie ma ona żadnej wiarygodności. Każdy kto pracował w jakimś akredytowanym przez PCA laboratorium badawczym (nieważne czy związanym z medycyną czy też nie), wie że audytor w czasie audytu laboratorium natychmiast zakwestionuje metodę badawczą i wszystkie wyniki badań jeżeli laboratorium nie wykaże w wiarygodny sposób, że stosowana metoda badawcza jest zwalidowana (np. przez zgodność z normą ISO lub w inny sposób). Ja akurat pracowałem w takim laboratorium przez ponad 5 lat (laboratorium zajmujące się głównie powłokami lakiernicznymi i ich badaniami korozyjnymi i mechanicznymi), więc dla mnie sprawa jest oczywista. Test PCR jest w przypadku wykrywania wirusa Sars-Cov-2 funta kłaków niewart.

Następnie mjr Budzyński opisuje swoją rozmowę z lekarką Anną Martynowską, w jej mieszkaniu w Lądku Zdroju. Ci co się interesują faktami i szukają prawdy i nie bazują w sprawach medycznych na tym co mówią tzw. eksperci z TV czy innych mediów głównego ścieku z pewnością o niej słyszeli. Sąd Dyscyplinarny zawiesił jej prawo wykonywania zawodu za kwestionowanie dogmatów pandemicznych. Autor pisze, że mimo tego lekarka, kierująca przychodnią, choć po pięćdziesiątce miała mnóstwo energii i była pogodnie usposobiona i poczucie humoru. W jej sytuacji raczej trudno byłoby się tego spodziewać. Najpierw była mowa o rozprawie i o zmienaniu wersji o maseczkach o 180 stopni przez ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, po czym pani doktor przedstawiła mjr. Budzyńskiemu swój dziennik dokumentujący wydarzenia związane z tzw. pandemią COVID-19. Obejmuje on okres od 14.03.2020 do 16.04.2020 r. Jest bardzo interesujący i obnaża cały absurd związany z tzw. pandemią. Nie będę tu go streszczał, żeby nie pisać tasiemca. Zachęcam do lektury.

Następnie mjr Budzyński opisuje spotkanie z pielęgniarką Barbarą Gleis. Dr Martynowska poleciła mu się z nią spotkać w sprawie manipulacji zgonami na COVID-19. Mąż pani Barbary od lat był ciężko chory i od lat chorował często na zapalenie płuc. Od 4 lat nie wstawał z łóżka. Było to w Niemczech 4 czerwca 2020 r. Mąż Pani Barbary dostał silnych duszności i wezwała ona pogotowie. Zabrali go do szpitala w Rosenheim, gdzie p. Barbara przez 20 lat pracowała jako pielęgniarka. Nie pozwolili Pani Barbarze zobaczyć się z mężem, a jego stan szybko się pogarszał. Trzeciego dnia w końcu pozwolili jej wejść do męża, który był już w stanie agonalnym. Następnego dnia Pani Barbara dostała wypis ze szpitala gdzie było napisane, że jej mąż zmarł z powodu wirusa Sars-Cov-2. Było to oszustwo, bowiem mężczyzna z nikim oprócz żony od dawna się nie kontaktował, a żona była objęta obowiązkiem systematycznych badań kontrolnych pod kątem koronawirusa i badanie zawsze dawało wynik negatywny. Nie mogła więc zarazić męża koronawirusem, a inne możliwości zakażenia były wykluczone. Pani Barbara zrobiła karczemną awanturę, zagroziła że pójdzie do mediów i ujawni oszustwo szpitala i wtedy nagle zmienili zadanie. Przeprosili za „pomyłkę” i wpisali w papierach, że zmarł na zapalenie płuc (dziewiąte już w tym roku) i sepsę i że wirusa Sars-Cov-2 nie wykryto. Jednak ciała męża już Pani Barbara nie dostała, bowiem poszło do kremacji. Taka bowiem jest procedura przy zmarłych mających koronawirusa, a za takiego został uznany zmarły. Nie dało się już tego powstrzymać. Nikomu z decydentów na tym nie zależało. Tak oto wygląda nabijanie liczby zgonów spowodowanych koronawirusem Sars-Cov-2.

Potem mjr Budzyński przedstawia swój „pandemiczny” dziennik obejmujący okres od 21.01.2020 do 14.10.2020. Również jest on bardzo interesujący. Obejmuje nie tylko sprawy związane z medycyną, ale i z zamykaniem gospodarki i kościołów czy z tym, że np. abp Gądecki w okresie Wielkanocy zachęcał do oglądania Mszy Św. w TV i że to wystarczy czy absurdalne restrykcje (tzw. obostrzenia), że np. mąż z żoną spacerując po ulicy muszą zachowywać 2 m dystansu społecznego (31.03.2020). Dalej jest jeszcze „lepiej”. 4.04.2020 abp Gądecki zwalnia wiernych ze spowiedzi i mówi, że lepiej zostali w domach i że wystarczy wzbudzić w sobie „żal doskonały” za grzechy?! Pod datą 5.04.2020 mamy informację, że abp Polak oznajmił, że uczestnictwo we Mszy Świętej w kościele może być tożsame z grzechem! A przecież trzecie przykazanie dekalogu nakazuje tego dnia uczestnictwo osobiste we Mszy Świętej. Prymas Polski zaprzecza dekalogowi. Matriks totalny! Pod datą 14.10 mamy informację, że Łukasz Szumowski miał rzekomo wykrytego koronawirusa, ale jednak go nie miał bo miał wynik fałszywie dodatni, a niedługo później trafił do szpitala z powodu koronawirusa. Zatem sam były minister dowiódł że testy na koronawirusa to loteria czy mówiąc wprost lipa.

Potem mamy jeszcze rozmowy mjr Budzyńskiego z dwoma księżmi. Krótko mówiąc wiedzą oni, że ta cała pandemia to mistyfikacja i że to jest wszystko mocno przesadzone, ale oficjalnie tego żaden ksiądz nie powie. Hierarchowie zaś są w jakimś amoku i zachowują się nie jak pasterze Kościoła, ale niemalże jak urzędnicy sanepidu. Wszelkie idiotyzmy wymyślone przez rząd wdrażają bez słowa sprzeciwu i egzekwują ich wykonywanie.

Na koniec rozdziału mamy jeszcze krótkie rozważania na temat specustawy „covidowej” przyjętej w marcu 2020 r. gdzie są zapisy pozbawiające nas zupełnie prywatności pod pretekstem zwalczania wirusa. Na żądanie władz operatorzy telefonów komórkowych muszą przekazać bowiem rządowi (ministrowi ds. cyfryzacji) dane lokalizacyjne osób chorych i odbywających kwarantannę z ostatnich 14 dni. Dane te teoretycznie mają później zostać zniszczone. W praktyce takiej gwarancji nie ma i władza może i je zniszczy, ale służby sobie wcześniej zrobią kopie i umieszczą je w swoich bazach danych. Taka jest bowiem powszechna praktyka służb i kto jak kto ale mjr Budzyński pracując wiele lat w ABW dobrze o tym wie.

Rozdział III ma tytuł „Jeśli będzie jutro”. Jest to zapis rozmowy mjra Budzyńskiego z Jackiem Bartosiakiem, który zawodowo zajmował się strategią i analizą. Jest on prawnikiem i cenionym analitykiem. Jadąc samochodem z Lublina do Warszawy na spotkanie z Jackiem Bartosiakiem mjr Budzyński odsłuchał po drodze nagranie wcześniej przeprowadzonej rozmowy z Pawłem Klimczewskim – specjalistą z matematyki i informatyki mającym też dużą wiedzę z socjologii i statystyki. Jest on autorem ostatniego rozdziału pierwszej części książki pt. „Fałszywa pandemia” gdzie posługując się danymi statystycznymi z wiosny 2020 r. odnośnie zachorowań i zgonów na COVID-19 wykazuje, że nie ma żadnej epidemii, a liczba zgonów nie odbiega od normy z poprzednich lat, a nawet jest niższa. W rozmowie z mjr. Budzyńskim Klimczewski również podaje wiele danych w tym statystycznych i wykazuje mistyfikację tzw. pandemii.
Rozmowa z Jackiem Bartosiakiem miała inny charakter. Były tu poruszane zagadnienia geopolityczne i ekonomiczne. Mjr Budzyński pyta Jacka Bartosiaka czy jego zdaniem grupy wpływów dysponujące ogromnymi funduszami celowo wywołały zbiorową histerię i traumę, aby przeprowadzić radykalną inżynierię społeczno-ekonomiczną. Podaje dane ekonomiczne, z których wynika że wszystkie rozwinięte gospodarki świata w II kwartale 2020 r. wyraźnie straciły w porównaniu z I kwartałem 2020 r. na „pandemii” (spadek PKB np. w UK o ponad 20% czy w Japonii o prawie 30%), a Chińczycy jako jedyni zyskali. Też mieli lockdown na początku roku, ale tylko w jednej prowincji i w II kwartale PKB im wzrosło o 11,5%. Zdaniem Bartosiaka po tzw. pandemii wyłoni się Nowy Świat. Jest ona bowiem katalizatorem przyspieszającym deglobalizację. Chiny rosną w siłę podczas gdy Zachód słabnie. Niedługo Chiny wyprzedzą USA i staną się najsilniejszą gospodarką świata o ile rzecz jasna nic się nie zmieni. I na dowód, że to wkrótce nastąpi mamy informację, że w ankiecie przeprowadzonej wśród młodzieży większość nie wykazała zainteresowania naukami ścisłymi i technicznymi/inżynieryjnymi. Chcieliby być blogerami, youtuberami czy aktorami w Hollywood. Chińczycy zaś w dużej liczbie kształcą się na wielu zagranicznych uczelniach w tym w USA i często właśnie w naukach ścisłych i inżynieryjno-technicznych. Zdaniem Bartosiaka jedyną szansą utrzymania światowej hegemonii przez USA jest zburzenie globalizacji. I to robił prezydent Trump. Bartosiak przewiduje wojnę między Chinami i USA. Ja się z nim nie zgadzam. Wojna konwencjonalna oznaczałaby prędzej czy później wojnę nuklearną, co miałoby katastrofalne skutki dla świata. Dlatego wojna ta będzie odbywać się na płaszczyźnie ekonomicznej. Nie sądzę, aby USA utrzymało światową hegemonię. USA od dawna są państwem upadłym, bowiem od dawna nie były w stanie realnie regulować swoich zobowiązań finansowych głównie wobec Chin. USA „płaciły” Chinom za towary kredytem (dopisywaniem długu). Tylko dzięki temu były w stanie w ostatnich latach jeszcze funkcjonować. Jak podaje w jednym ze swoich raportów Benjamin Fulford to się skończyło w połowie lutego tego roku. Chińczycy zażądali za przekazanie swoich kolejnych towarów realnej zapłaty – w złocie lub innych towarach. USA nie były w stanie im tego dać i po prostu zbankrutowały, choć oficjalnie tego nie ogłoszono. Do tego mamy chaos po ostatnich wyborach prezydenckich, gdzie 11 dni po wyborach nadal nie wiemy kto jest prezydentem, bowiem oficjalnych wyników nie ogłoszono. Ktokolwiek zostanie prezydentem (Trump czy Biden) będzie miał wielki chaos wewnętrzny u siebie z którym będzie musiał się zmierzyć, a Chiny takich problemów nie mają. Kluczem do zatrzymania hegemonii Chin może być Rosja. I z nią USA musi się dogadać jeśli chce utrzymać równowagę sił. USA są bankrutem, Rosja ekonomicznie też jest słaba, ale oba kraje mają bardzo silne armie (Rosja ma wiele rodzajów broni, o których mało kto wie np. broń wyłączającą elektronikę – zademonstrowaną podczas wojny w Syrii i na Morzu Czarnym koło Krymu za prezydentury Obamy) czy rakiety hipersoniczne. Oba kraje mają więc potencjał, aby w razie konfrontacji powstrzymać Chiny uderzając na nie z różnych stron.

Ostatni, czwarty rozdział ma tytuł „Niebezpieczne wizje Billa Gatesa”. Kim jest Gates i jaką ma obsesję na punkcie szczepionek każdy kto się trochę jego działalnością interesuje na pewno wie. Sam powiedział kiedyś wprost, że dzięki szczepionkom można będzie zredukować populację ludzi na świecie o 10-15%. W Afryce już to w pewnym stopniu osiągnął, bowiem np. w Kenii parę mln kobiet po przyjęciu jednej ze szczepionek (chyba przeciwko rakowi szyjki macicy) stało się bezpłodne, a Afryka to kontynent na którym rodzi się bardzo dużo dzieci i najszybciej jej populacja przyrasta.
Budzyński i Sumliński dotarli do dokumentu z 2010 r. sporządzony przez jedną z fundacji związanych z Billem Gatesem na zlecenie Fundacji Rockefellera. Dokument ma tytuł „Scenarios for the Future of Technology and international Development”, czyli „Scenariusz technologii przyszłości i międzynarodowego rozwoju”. Przewidywano w nim wybuch globalnej pandemii w 2012 roku. Autorzy opracowania błędnie przewidzieli datę (pomylili się o 8 lat – coś im najwyraźniej pokrzyżowało plany), ale za to przewidywania potwierdziły się niemal w 100%. Zupełnie jakby ktoś miał dar jasnowidzenia. Przewidywano w tym scenariuszu: restrykcyjne zasady i ograniczenia, zamknięcie gospodarek, obowiązek noszenia maseczek, kontrolę temperatury przy wejściach do pomieszczeń ogólnodostępnych takich jak dworce i supermarkety. Przewidywano, że ta autorytarna forma kontroli po zakończeniu pandemii zostanie utrzymana (czy to się sprawdzi na razie nie wiemy, gdyż „pandemia” cały czas trwa, a wzburzenie społeczne i opór choć nie lawinowo to jednak rośnie, co najlepiej widać na przykładzie ruchu Querdencken w Niemczech czego się planiści zapewne 10 lat temu nie spodziewali, bo nie wiedzieli w jakim stopniu nastąpi przebudzenie świadomości ludzi na świecie, zakładali pewnie że nieznacznie) oraz wprowadzenie stanu wyjątkowego czy wręcz wojennego. To ostatnie miało miejsce w niektórych krajach, ale w wielu wciąż nie (choć w Polsce de facto stan wyjątkowy w zasadzie mamy od wielu miesięcy wprowadzany na raty). Mjr Budzyński skontaktował się z Fundacją Rockefellera, a jej przedstawicielka potwierdziła, że dokument jest autentyczny. Później mamy kilkustronicową biografię Gatesa. Niczego odkrywczego tam nie ma. Mamy też informacje, że np. w 2017 roku Gates na Konferencji bezpieczeństwa w Monachium lobbował za przyznaniem większych środków na swoje fundusze szczepionkowe i ostrzegał przed superwirusem. Jak wtedy zaznaczył „przygotowania do globalnej pandemii są tak samo ważne jak odstraszanie jądrowe i zapobieganie katastrofie klimatycznej”. Wizje tego psychola obejmują dalej wprowadzenie cyfrowych certyfikatów, które będą pokazywać kto był chory, kto wyzdrowiał, kto był testowany a kto nie. Bez takiego certyfikatu nie będzie można opuścić kraju. A potem w niedługim czasie pewnie wszyscy będą musieli mieć wszczepione pod skórę chipy, żeby móc normalnie funkcjonować!?
Z tego co autorzy ustalili i opisali w tym rozdziale dla mnie jest jasne, że ta tzw. pandemia nie była przypadkiem ale została celowo zaplanowana. Chodzi z jednej strony o zniszczenie światowej gospodarki i globalny reset finansowy, który pozbawi nas własności prywatnej (majątek państw i osobisty ma zostać przekazany w zamian za długi MFW i/lub państwu, długi mają zostać wyzerowane, a w zamian każdy ma dostać jakiś tam pozwalający na przeżycie dochód podstawowy i wszystko co dotąd ma od tej chwili nie będzie już jego, ale będzie jedynie użytkownikiem tego – domu, samochodu itd.) Gospodarka po „pandemii” będzie zruinowana i będziemy pracować za przysłowiową miskę ryżu jak mówił swego czasu na taśmach z „Sowy i Przyjaciół” obecny premier Morawiecki. A po wprowadzeniu takiego systemu nawet bez chipów pod skórą kontrola nad nami będzie pełna. Gdy bowiem ktoś będzie niewygodny dla rządzącego reżimu i będzie „podskakiwał” to po prostu nie dostanie dochodu podstawowego i/lub zabiorą mu użytkowane rzeczy czy nieruchomości (bo przecież najemca może zawsze wyrzucić wynajmującego, a de facto tak będzie wyglądał w tym systemie nasz status – my będziemy najemcami, a państwo wynajmującym).
Tak wyglądają plany kabalistycznej światowej mafii chazarsko-syjonistycznej, która chce całkowicie zniewolić świat. Walka sił światła z tą mafią trwa i wygląda na to, że wygrywamy (patrz choćby raporty Benjamina Fulforda). Jednak pewności wygranej wciąż mieć nie możemy. To od nas zwykłych ludzi zależy czy zdołamy się obudzić w dostatecznej liczbie, zjednoczyć, stawić silny i zorganizowany opór a tym samym zniweczyć ich plany czy też dalej będziemy jako ludzkość spać, wierzyć w kłamstwa i propagandę mediów głównego ścieku, tzw. ekspertów (którzy plotą to za co im płacą) czy różnych łże autorytetow i łże c(w)elebrytów (choć są wśród nich nieliczne wyjątki jak Edyta Górniak czy Wiola Kołakowska) i trafimy do więzienia bez krat.

Podsumowując książka bardzo interesująca, dobrze się ją czyta, trochę jak powieść kryminalną, choć to nie powieść a rzeczywistość. Nie ma w niej naukowych informacji czy wypowiedzi światowej klasy specjalistów z medycyny demaskujących tzw. pandemię. Jednak jak sądzę nie to było jej celem. Chodziło o wstrząśnięcie czytelnikami i ukazaniu planów kabalistycznej mafii. Przedstawione w książce fakty sprawiają, że to co do niedawna większość ludzi uważało za teorię spiskową stało się prawdą. To od nas zależy jaki będzie dalszy los naszego narodu i kraju, a w skali globalnej od świadomości całej populacji ludzkiej zależy to w jakim świecie przyjdzie nam żyć po zakończeniu „pandemii”. Popularyzujmy tę książkę wśród rodziny, przyjaciół czy znajomych aby jak najwięcej z nich zaczęło myśleć i wyrwało się z matriksa i dołączyło do ruchu oporu przeciwko plandemii i szykowanemu totalitaryzmowi. Bez tego plany światowych bandytów sterujących marionetkowymi rządami mogą się powieść i za kilka lat znajdziemy się w świecie Orwella z „Roku 1984” czy w „Nowym Wspaniałym Świecie” Huxleya.




Zakazana historia ludzkości

Dziś będzie o książce autorstwa J. Douglasa Kenyona pt. „Zakazana historia ludzkości”. Książka ta przedstawia to jak oficjalna, matriksowa nauka fałszuje prawdziwe początki cywilizacji.

Zakazana historia ludzkości wyd.5 J. Douglas Kenyon

Najpierw kilka słów o autorze. J. Douglas Kenyon ostatnie kilkadziesiąt lat poświęcił obalaniu barier na drodze do nauk niestandardowych. W latach 60-ych XX w. prowadził radiowe programy. W latach 90-ych XX w. uczestniczył jako komentator w dokumentalnych produkcjach wideo. Zawsze popierał on koncepcje ignorowane przeważnie przez prasę głównego nurtu. W 1994 roku założył pismo „Atlantis Rising” (Atlantyda Powstaje), które stało się kroniką starożytnych tajemnic, nauki alternatywnej niewyjaśnionych anomalii.

Książka ma format nieco większy niż A5 i liczy 375 stron. Jest ona zbiorem krótkich (do 10 stron) artykułów różnych alternatywnych naukowców, które ukazały się w różnych latach na łamach pisma „Altantis Rising”. Niektóre artykuły napisał także sam autor książki. Wszyscy autorzy artykułów na końcu książki zostali krótko zaprezentowani.

Artykuły dotyczą ogólnie historii ludzkiej cywilizacji i prezentują koncepcje oraz odkrycia zamilczane lub zwalczane przez oficjalną naukę. Niektóre z tych hipotez są niepewne i być może mało prawdopodobne. Inne zaś są bardzo prawdopodobne czy niemal pewne i znajdują mocne poparcie w dowodach. Tematyka jest różna – od teorii Darwina, przez starożytny Egipt, cywilizację Majów, Azteków  i tajemniczych Olmeków w Ameryce Płd, po Atlantydę, Lemurię czy teorie katastroficzne według których biblijny potop, który zniszczył kilkanaście tysięcy lat temu cały świat nie jest mitem, ale faktem. Poniżej w dużym skrócie przedstawiam o czym są artykuły zawarte w książce. Jest ich
w sumie 42.

Artykuł 1 ma tytuł „Upadek Darwina” i dotyczy jak się można domyśleć tego, że teoria ewolucji w wersji postulowanej przez Darwina faktycznie upadła tylko matriksowa nauka nie chce tego przyznać.  Teoria ta jest jak sądzę dobrze znana każdemu ze szkoły, więc nie będę jej opisywał. Jak podaje autor artykułu, Will Hart, teoria ta w praktyce została obalona. Mimo bowiem usilnych poszukiwań naukowców nie udało się znaleźć kopalnych form przejściowych organizmów. Najlepszym tego przykładem jest Homo sapiens. Rzekomo znaleziona forma przejściowa Homo erectus to oszustwo. Odkrywca tego szkieletu przyznał się, że część kości leżała kilkanaście metrów dalej niż reszta i były to kości małpie, a nie ludzkie. Innym przykładem obalającym teorię Darwina są rośliny kwiatowe. Nigdy nie znaleziono form pośrednich między roślinami bezkwiatowymi, a kwiatowymi, czyli jakichś roślin np. z częściowo wykształconymi kwiatami. Poza tym część teorii Darwina według której o przetrwaniu decyduje walka często nie ma potwierdzenia. Jest wiele organizmów żyjących w symbiozie np. grzyby z drzewami czy mchy z porostami. A i nasz organizm także – są w nim miliardy bakterii bez których nie bylibyśmy w stanie funkcjonować.

Artykuł 2 dotyczy sporu ewolucjonizmu (w wersji darwinowskiej) z kreacjonizmem. Autor artykułu, David Lewis twierdzi, że jest to fałszywy spór i obie koncepcje są błędne. Co do pierwszej już wiemy dlaczego z poprzedniego artykułu. Jeśli zaś chodzi o kreacjonizm według którego człowieka stworzył Bóg ok. 6000 lat temu autor także kwestionuje tę koncepcję. Podaje tu program telewizji NBC z1996 r. w którym eksperci przedstawili argumenty obalające tę teorię. Przedstawili dowody ignorowane przez naukowców. Eksperci ci mówili, że obok śladów dinozaurów odkryto ślady ludzkich stóp,
że znaleziono narzędzia kamienne sprzed 55 mln lat, o odkryciu bardzo starych map i o świadectwach na temat zaawansowanych cywilizacji technicznych z czasów prehistorycznych.

Artykuł 3 dotyczy tuszowania faktów naukowych za pomocą filtrów wiedzy i innych metod i napisał go sam autor książki. Opisuje m.in. on przypadek z 1966 r. amerykańskiej archeolog Virginii Steen-McIntyre i jej zespołu. Przeprowadzili oni powszechnie uznawanymi przez naukę metodami datowanie odkrytych w Hueyatlaco w Meksyku wymyślnych narzędzi kamiennych. Przypuszczano, że mają ok. 20 000 lat. Jednakże badaczka wraz z zespołem, stosując 4 różne metody datowania uzyskała wynik 250 000 lat! Po ogłoszeniu wyników nastąpił wrzask że to „herezja”, kpino z badaczki i jej pracy. Stała się persona non grata w archeologii nie mogąc nigdzie znaleźć pracy w swojej dziedzinie. Inny przykład – ponad wiek wcześniej po odkryciu złota w Table Mountain w Kalifornii kopano głębokie szyby, z których górnicy wydobywali setki artefaktów i ludzkich skamieniałości. Znajdowano je w warstwach geologicznych sprzed 9-55 mln lat. Autor podaje też trochę informacji o ukrywanych odkryciach, niewygodnych dla oficjalnej nauki, opisanych przez Richarda Thompsona
i Michaela Cremo w książce pt. „Zakazana archeologia”.

Artykuł 4 dotyczy dawnych katastrof. Geolog Robert Schoch podważa konwencjonalne poglądy na historię naturalną. W 1993 r. przedstawił on wyniki swoich badań Sfinksa. Badania te wykazały, że ślady erozji Sfinksa nie są efektem działania piasku ale spływającej wody. Oznacza to, że najstarsze fragmenty posągu mają co najmniej 2500 lat więcej niż twierdzi oficjalna nauka. Oznacza to, że w Egipcie jakieś 7000 lat temu klimat musiał być zupełnie inny niż dziś. Jako wyjaśnienie dlaczego budowniczowie Sfinksa zniknęli Schoch proponuje dużą naturalną katastrofę jako wyjaśnienie. Mamy tu różne rozważania na temat uderzenia planetoidy, wielkich pożarach, potopie. Jest to interesujące, ale nie ma póki co na to niepodważalnych dowodów.

Artykuł 5 dotyczy kataklizmu z roku 9500 p.n.e. Autor artykuły David Lewis twierdzi, że nowe badania podważają ortodoksyjne teorie na temat zlodowaceń i równocześnie potwierdzają wiadomości z dzieł Platona i wielu innych źródeł starożytnych. Autor powołuje się na niezależnych badaczy wg których około 9500 roku p.n.e. nasza planeta przeżyła katastrofalne zjawisko. Wydarzenia te były wynikiem odległej eksplozji kosmicznej i wywołały na Ziemi gwałtowne wybuchy wulkanów, silne i rozległe trzęsienia ziemi, ogromne powodzie i ruchy górotwórcze. Tę datę Platon uznał za czas zatonięcia Atlantydy. Niezależni badacze twierdzą, że zebrali niepodważalne dowody na temat prehistorii, które sprawiły, że tradycyjne spojrzenie na te czasy stało się jedynie domysłem. Dowody te opisali w dwóch książkach: „Cataclysm! Compelling Evidence of Cosmic Catastrophe In 9500 BC” (Kataklizm! Przekonujące dowody kosmicznej katastrofy w roku 9500 p.n.e.) autorstwa D.S. Allana i J.B. Delaira oraz „Earth Under Fire: Humanity’s Survival of the Apocalypse” (Ziemia w ogniu: jak ludzkość przeżyła apokalipsę) doktora Paula La Violette’a. W artykule autor przedstawia i omawia niektóre z tych dowodów. Brzmi to istotnie przekonująco.

Artykuł 6 pt. :Argumenty za potopem”, autorstwa Petera Brosa dowodzi, że epoka lodowa to mit naukowy wymyślony w XIX w. po to, aby nie przyznawać, że opisany w Biblii potop mógł być prawdą. Teoria epoki lodowej nie wyjaśnia dlaczego np. wyżłobienia zwane rynnami lodowcowymi występują tylko po jednej stronie gór czy też dlaczego głazy narzutowe znajdowano na pustyni, dokąd żaden lodowiec raczej nie mógł dotrzeć. Jak podaje autor dokonano zaś odkryć potwierdzających potop i odzwierciedlających setki nowo poznanych mitów i tradycji różnych ludów, w których wszędzie była mowa właśnie o potopie. Np. w osadach zawierających kości mamuta znaleziono też szczątki zwierząt egzotycznych, owadów i ptaków, które nie żyły na tym samym terytorium jak i roślin które nigdy nie występowały na obszarze, na którym znaleziono osady. Tej mieszaniny form żyjących nie mógł spowodować ruch lodowca. Dalej autor podaje inne równie interesujące przykłady.

Artykuł 7 porusza sprawę „męczeństwa” Emmanuela Velikowskiego. Autor John Kettler pisze, że idee katastrofistów zdobywają popularność, a ich bohaterski prekursor zyskuje dawno należne mu uznanie. Emmanuel Velikowski to ur. W 1895 r. rosyjski Żyd, z zawodu lekarz, który podróżował po Europie i Palestynie. Znał kilka języków. Był psychoanalitykiem. Pod wpływem dzieł Freuda Velikowski, znający dobrze historię starożytną zaczął zgłębiać zagadnienie czy w egipskich zapisach istnieją jakiekolwiek dowody wielkich katastrof, które wg Biblii poprzedzały wydarzenia z Księgi Wyjścia. Znalazł takie potwierdzenie w postaci Papirusu Ipuwera, gdzie Ipuwer lamentował z powodu ciągu katastrof jakie spadły na jego kraj. Zgadzało się to z przekazem Księgi Wyjścia. Velikowski zaczął szukać wyjaśnienia dla tych wszystkich katastrof. I znalazł takie. Opisał swoją koncepcję w książce Zderzenie światów w 1950 roku, a w 1955 roku w książce „Earth In Upheaval” przedstawił geologiczne i paleontologiczne dowody swoich wcześniejszych tez. Według Velikowskiego przyczyną biblijnych katastrof była Wenus. Według Velikowskiego Wenus była wcześniej kometą wyrzuconą z masy Jowisza, która miała bardzo ekscentryczny tor co doprowadziło do zderzenia z Ziemią lub sprowadziło Wenus na tyle blisko Ziemi, że spowodowało kataklizmy zanim Wenus „ustatkowała” się i trafiła tam gdzie jest obecnie. Według Velikowskiego to wszystko miało miejsce kilka tysięcy lat temu. Taka rewolucyjna koncepcja rzecz jasna była nie do przyjęcia dla astronomów według których kosmos był uporządkowany. Książki Velikowskiego były bestsellerami, ale sam Velikowski był strasznie jakbyśmy dziś powiedzieli hejtowany przez naukowców za „herezje”. Jak się okazuje późniejsze badania potwierdziły wiele tez Velikowskiego np. o gorącej Wenus czy to że ogony niektórych komet zawierają węglowodory. Wyniki badań sąd planetarnych po 1979 r. (wtedy zmarł Velikowski) potwierdziły wiele tez Velikowskiego i sprawiły, że „zmartwychwstał”.

Artykuł 8 jest jakby kontynuacją poprzedniego. Steve Parsons pisze, że znaleziono świadectwa prawdawnego kataklizmu, a Velikowski był geniuszem. W artykule autor opisuje te odkrycia i pisze, że wygląda na to, że kataklizmy jakie dotknęły Ziemię spowodowały dzisiaj globalną amnezję przez co nie znamy prawdziwej historii naszej cywilizacji, a oficjalna nauka robi co może, aby w tej amnezji ludzkość dalej utrzymywać. Fizyk Wallace Thornhill twierdzi, że ślady dawnych katastrof wskazują na to, że były one wynikiem wyładowań elektrycznych w kosmosie. Odkryto tzw. Prądy Birkelanda w Układzie Słonecznym co dowodzi, że w plazmie go wypełniającej jest przepływ prądu elektrycznego. David Talbott zaś analizował mity różnych kultur i wszystkie one są ze sobą zbieżne i opisują te same katastrofy w tym samym czasie.

Artykuł 9 pt. „Boże gromy”, autorstwa Mel i Amy Achesonów podaje, że są liczne świadectwa, że Wszechświat jest elektryczny i rozważa czy te świadectwa ujawniają prawdę o antycznych mitologiach. Autorzy przedstawiają dowody wyładowań elektrycznych we Wszechświecie i Układzie Słonecznym. Jako przykład podają Hygiuss Rille na Księżycu – kanały których nie wytworzyła ani woda ani lawa, ale wg fizyka W. Thornhilla ich cechy wskazują na powstanie w wyniku wyładowań elektrycznych. Autorzy opisują też Valles Marineris na Marsie. Jest to ogromna dolina, w której zmieściłoby się 1000 Wielkich Kanionów Kolorado. Według wspomnianego już fizyka powstała ona w wyniku działania na powierzchnię Marsa wielkiego łuku elektrycznego przez kilka minut. Przypomina ona bardzo ranę odniesioną przez mitycznego boga wojownika Marsa.

Artykuł 10 przedstawia zagadkę prehistorii Indii. David Lewis pisze, że datowanie odkryć dokonanych w Zatoce Kambajskiej psuje ortodoksyjną wizję zarania cywilizacji. U zachodnich wybrzeży Kuby znaleziono potężne bloki kamienne na głębokości 7000 m, ułożone w formy pionowe i koliste. Niektóre z nich przypominają piramidy. Oprócz tego ok. 40 km od wybrzeży stanu Gudżarat w Indiach odkryto wyraźne konstrukcje, wykonane przez człowieka ciągnące się na 8-kilometrowym pasie dna morskiego. Jest to duże i skomplikowane stanowisko. Znaleziono tam wyroby garncarskie, biżuterię, rzeźby, ludzkie kości i próbki pisma. Datowanie radiowęglowe wykazało w 2002 r.,
że jeden z okazów ma 8500-9500 lat, co wskazuje, że ludzka cywilizacja jest sporo starsza niż twierdzi oficjalna nauka.

Artykuł 11, autorstwa samego autora książki dotyczy cofania wrót cywilizacji. Według autora poszukiwanie śladów istnienia zaawansowanej cywilizacji prehistorycznej przynosi obecnie nowe owoce. Autor opisuje dziedzictwo R.A. Schwallera de Lubicza, który dogłębnie badał Świątynię w Luksorze w latach 1937-1952 i dokonał przełomowych odkryć, które są przemilczane. Dowiódł on, że twórcy tej Świątyni posiadali zaawansowaną znajomość matematyki i że już w 3000 roku p.n.e.
w Egipcie rozumiano harmonię i proporcję i że znali np. złoty podział. Wskazuje to, że egipska cywilizacja jest dużo starsza niż twierdzi nauka. Jednym z dowodów na to jest Róg grobowca Chentkaus, gdzie pod murarką z okresu Starego Państwa odsłania się znacznie starsza zwietrzała murarka mająca te same cechy erozji wodnej co Sfinks.

Artykuł 12, autorstwa geologa Roberta Schocha, przedstawia informacje o nowych badaniach potwierdzających że Sfinks jest dużo starszy niż twierdzi nauka. Schoch podaje tu tytuły kilku książek innych badaczy, którzy potwierdzają spostrzeżenia Schocha odnośnie tego, że ślady erozji na Sfinksie spowodowała spływająca po nim woda, a nie piasek. Nie ze wszystkim się z Schochem zgadzają, ale co do najważniejszego są z nim zgodni. Autor przedstawia w artykule polemikę z tamtymi badaczami.

Artykuł 13 jest poświęcony R.A. Schwallerowi de Lubiczowi i ma tytuł „Opus Magnum R.A. Schwallera de Lubicza”. Autor, dr Joseph Ray, przedstawia tu krótki opis tego co znajduje się w największym opublikowanym  w 1998 r. dziele Lubicza, które jest zupełnie nieznane – The Temple of Man (Świątynia człowieka). Jak twierdzi autor żadna napisana w ostatnich 200 latach książka, poza jedną nie zbliża się nawet do tego dzieła jeśli chodzi o cel, zakres, materię tematu, majestat i głębię. Dzieło dotyczy badań de Lubicza nad Świątynią w Luksorze. Dzieło podzielone jest na 6 części i 44 rozdziały w dwóch wielkich tomach. Od rozdziału 27 książka jest poświęcona szczegółom architektury w Luksorze. Jest tam 101 ilustracji i ok. 1/3 z 300 rysunków w całym dziele. Książka ta nie jest łatwa w czytaniu. Autor dzieła bowiem zgłębiając tajemnice starożytnych zauważył, że byli oni ludźmi zupełnie inaczej myślącymi niż my. Przyswojenie sobie tylko niewielkiej części myśli faraońskiej starożytnych jest samo w sobie cierpieniem, gdyż nowoczesna mechanistyczna mentalność tworzy potężną barierę. Innymi słowy starożytni Egipcjanie nie byli materialistami jak my i stąd duże różnice w mentalności. Schwaller de Lubicz badając luksorską świątynię zgłębił tę mentalność i książkę napisał jakby trochę językiem starożytnym. Stąd jak pisze
do zrozumienia wymagany jest wysiłek, który jest konieczny do poszerzenia świadomości, a dopiero wtedy można zrozumieć starożytnych, ich dzieła i wiedzę jaką posiadali.

Artykuł 14 dotyczy Grahama Hanckocka, autora bestsellerów skutecznie przekonujących o istnieniu wielkiej, lecz oficjalnie zapomnianej cywilizacji. Argumenty Hanckocka choć wydają się niewiarygodne nie jest łatwo odrzucić. Napisał on m.in. Znak i pieczęć, Ślady palców bogów. Był w Meksyku, Peru i Egipcie. Stwierdził np., że starożytni mieli obszerną wiedzę dotyczącą precesji punktów równonocy, technika jaką stosowali do wznoszenia kamiennych budowli przekracza naszą zdolność do odtworzenia ich dzisiaj, znaleziono starożytne mapy wskazujące na dokładną znajomość linii brzegowej Antarktyki czy świadectwa, że monumenty na płaskowyżu Giza zostały zbudowane
w jednej linii z pasem Oriona mniej więcej 10500 lat p.n.e. W swoich książkach Hanckock stara się wyjaśnić te odkrycia.

Artykuł 15, Willa Harta, opisuje tajemnice Ameryki Środkowej. Oficjalna nauka nie zdołała do dziś wyjaśnić pochodzenia zaawansowanej kultury w Mezoameryce. Chodzi o cywilizację Olmeków, którzy pojawili się na długo przed Aztekami i Cortezem i nagle i z niewiadomych przyczyn zniknęli. Pozostawili po sobie wielkie kamienne ludzkie negroidalne głowy. Jest tu też mowa o cywilizacji Majów, która także była bardzo zaawansowana. Archeolog amator, a inżynier budownictwa z zawodu James O’Kon badając pewien szczególny kopiec kamieni stwierdził, że ów kopiec jest fragmentem mostu. Dokładniej badając to miejsce i znajdując inne kopce stwierdził, że Majowie zbudowali most o długości 200 m, wiszący na linach konopnych, z 2 przyczółkami i 3 przęsłami. Jest tu też mowa o dużej wiedzy astronomicznej Majów i ich kalendarzu kończącym się na 2012 roku.

Artykuł 16 – autor Moira Timms twierdzi w nim, że dzisiejszy świat może się wiele nauczyć od starożytnych Majów. Mamy tu dokładniejszy opis znajomości astronomii przez Majów, o galaktycznej zbieżności i o tym że zgodnie z kalendarzem Majów 21.12.2012 roku kończy się jedna era i zaczyna kolejna, nazywana Erą Wodnika. Majowie niewątpliwie byli starożytnym ludem bardzo rozwiniętym nie tylko umysłowo ale i duchowo.

Artykuł 17 to rozmowa z Johnem Michellem o megalitycznej Anglii. Michell jest autorem ponad 20 prac na temat antycznych tajemnic, świętej geometrii, UFO, niewyjaśnionych zjawisk itp. Także i Michell uważa, że  prehistoryczne budowle, pisma i różne artefakty znalezione w różnych miejscach świata wskazują na to, że starożytni mieli dużą wiedzę i byli wysoko rozwinięci duchowo.

Artykuł 18 ma tytuł „Platon i Prawda” i jego autor, Frank Joseph, rozważa czy najsłynniejszy kronikarz Atlantydy pozostaje wiarygodny. Jest to jedyny ocalałby starożytny tekst dotyczący Atlantydy. Po rozważaniach autor stwierdza, że relacja ta jest raczej prawdziwa, choćby z powodu jej prostego stylu bez upiększeń. Póki co jednak prawdziwości jej potwierdzić nie można bowiem Atlantydy nie odnaleziono. Nie ma nawet zgody co do tego gdzie może się znajdować.

Artykuł 19, także autorstwa Franka Josepha ma tytuł „Fałszywa egejska Atlantyda”. Przedstawiona jest tu, jak ich określa autor, wersja skrajnych teoretyków według której Atlantyda znajdowała się na małej greckiej wysepce, obecnie zwanej Thira, na której dziś kwitnie turystyka. Teoria ta jednak nie znajduje potwierdzenia w faktach i nie zgadza się z opisem Platona.

Artykuł 20, Franka Josepha, przedstawia to kto szuka wiedzy o zapomnianej cywilizacji Atlantydy. Mimo iż oficjalna nauka określa ludzi wierzących w istnienie Atlantydy maniakami, głupkami czy szarlatanami wiele osób także z zachodniego świata naukowego sądzi, że Atlantyda istniała. Jednym z nich był Rudolf Steiner, autor wydanej w 1904 roku książki „Kronika Akasza”.Innym był Lewis Spence, Olof Rudbeck czy jezuita Athanasius Kircher. Większość z nich żyło jednak w XIX wieku lub wcześniej.

Artykuł 21 stanowi kontynuację tematyki Atlantydy. Autor J. Douglas Kenyon przedstawia rozmowę z  Randem Flem-Athem, który wraz z żoną twierdzi, że Atlantyda znajduje się na Antarktydzie. Napisali książkę na ten temat pt. „When the Sky Fell: In Search of Atlantis”gdzie omówili teorię Hapgooda o przemieszczeniu skorupy ziemskiej,w wyniku czego Antarktyda kiedyś znajdowała się dużo bardziej na północ niż dziś oraz opisali swoje odkrycia. W rozmowie jeden z autorów przedstawia trochę z tego co odkryli.

Artykuł 22 dotyczy dalej Atlantydy. Autor Rand Flem Ath przedstawia w nim informacje na temat ustawienia starożytnych monumentów i sądzi, że mogą one nam coś powiedzieć o historii przesuwające j się skorupy ziemskiej co potwierdzałoby hipotezę o istnieniu Atlantydy na Antarktydzie.

Artykuł 23, Franka Josepha, dotyczy podwodnych ruin znalezionych u wybrzeży Japonii w marcu 1995 roku niedaleko Okinawy. Około 12 metrów pod powierzchnią wód Pacyfiku nurek znalazł coś co wyglądało jak wielki kamienny budynek porośnięty gęsto koralowcami. Archeolodzy nurkowali tam później i znaleźli m.in. masywny łuk wyglądający na bramę zbudowaną z olbrzymich bloków kamiennych, doskonale do siebie dopasowanych. To na pewno nie mogło powstać naturalnie. Niedługo znaleziono w okolicy 5 innych podwodnych podobnych obiektów. Według autora jest to najprawdopodobniej Lemuria.

Artykuł 24 krótko przedstawia to jak Anthony West, Robert Schoch i Graham Hancock nurkowali u wybrzeży Okinawy i oglądali podwodne ruiny przedstawione w poprzednim artykule. West i Schoch po zbadaniu stanowiska uważają, że jest ono pochodzenia naturalnego. Mnie to jednak nie przekonuje, bo przecież łuk wyglądający na bramę zrobiony z doskonale dopasowanych kamieni nie mógł powstać w sposób naturalny.

Artykuł 25 dotyczy Indii roku 30000 p.n.e. Autor David Levis pyta czy korzenie kultury indyjskiej leżą na dnie oceanu indyjskiego. Jest tu mowa o Lemurii. Według starożytnych poematów indyjskich (Mahabharata Silappadhikaran, Ramayana) dawne Indie stanowiły kiedyś część Kumari Kandam – wielkiego południowego kontynentu, który miał się rozciągać od obecnego Madagaskaru do Australii, a było to 30000 lat p.n.e. Według indyjskiej tradycji królestwo Pandya istniało od 30000 p.n.e.
do 16500 lat p.n.e. Według mitów w tamtych czasach spacerowali po Ziemi risi – ludzie o wielkiej mądrości i fenomenalnych osiągnięciach duchowych (Sławianie?!). Autor pisze tu o koncepcji zachodniej nauki o inwazji Arian na Indie ok. 2000 lat p.n.e. Twierdzi, że została ona obalona, bo znalezione szkielety potencjalnych najeźdźców i rdzennych mieszkańców nie różnią się od siebie. Jednak mnie to średnio przekonuje, bo to nie jest ścisły i jednoznaczny dowód. Nie ma tu ani słowa o badaniach DNA,  a te przeprowadzono i okazało się, że Ariowie mieli tę samą haplogrupę R1A1 co Słowianie w Europie. Poza tym odkryto podhaplogrupę R1A1Y-DNA, która jest charakterystyczna tylko dla Polaków. Wygląda więc na to, że to z Polski nastapiła migracja na wschód do Indii, a nie odwrotnie. Gdyby tak bowiem było podhaplogrupę R1A1yDNA znalezionoby u Ariów w Indiach, a nie w Polsce. Poza tym język polski i języki słowiańskie są bardzo podobne do indyjskiego sanskrytu o czym autor też nie wspomina. To na pewno nie jest przypadek.

Artykuł 26 to rozmowa autora książki z Peterem Tompkinsem. Napisał on kilka książek w których rzucił wyzywanie naukowcom i został przez nich wyklęty. Napisał m.in. Tajemnice meksykańskich piramid, Sekrety gleby, Sekretne życie roślin, Tajemnice Wielkiej Piramidy. Ostatnie dwie z nich mają dodruki. Tompkins uważa, że starożytna architektura obfituje w świadectwa astronomicznej wiedzy oraz  dużą wiedzę w dziedzinie budownictwa i że starożytni posiadali zaawansowane technologie nam dziś nieznane. Takie „herezje” powodują, że dla nauki jest on nie do przyjęcia.

Artykuł 27, Willa Harta, dotyczy rolnictwa starożytnego Egiptu. Autor pisze, że z tym co dziś wiadomo, że ludzie prowadzili tryb życia zbieracko-łowiecki po czym nastąpiła zmiana na tryb osiadły z uprawą roli. I tu mamy poważną niezgodność z teorią ewolucji. Przodkowie rolników z epoki kamiennej nie znali zupełnie traw, nie jeśli ich ziaren. A potem nagle w bardzo krótkim czasie ludzie znali już różne zboża, potrafili je uprawiać i krzyżować, a także mielić i robić z nich różne produkty jak chleb i piwo już ok. 5000 lat temu. Nie mogli zatem tej wiedzy nabyć od swoich przodków. Musiał im ktoś tę wiedzę przekazać, bowiem brak jest pośrednich faz rozwojowych. Możliwym wyjaśnieniem tej zagadki jest uzyskanie tej wiedzy od obcych przybyłych wtedy na Ziemię. Tej „herezji” jednak nauka nie chce przyjąć do wiadomości.

Artykuł 28, Franka Josepha dotyczy zaawansowanej techniki Atlantydy. Mamy tu przedstawione to co stwierdził w I połowie XX w. Edgar Cayce, gdy zgłębiał to zagadnienie. Według niego Atlantydzi mieli pojazdy powietrzne, łodzie podwodne oraz technikę bardziej rozwiniętą niż nasza w XX w. Mieli wg niego nóż elektryczny do cięcia metali, laser. Podstawą ich starożytnej techniki było poznanie i zastosowanie mocy kryształów. Dzięki nim kierowali w jakiś sposób siły napędowe przyrody do swoich potrzeb. Możliwy stał się transport morski, powietrzny i podmorski. W pewnym momencie obrócili promienie swoich kryształów mocy w kierunku planety i kopali wydobywając coraz więcej bogactw mineralnych. Mieli kolosalne ilości miedzi i złota. Najprawdopodobniej zachłanność na bogactwa doprowadziła do tego że zaczęli kopać zbyt głęboko, ich operacje górnicze zdestabilizowały Grzbiet Sródatlantycki, na którym leżała ich stolica. Pławili się bez umiaru w materializmie, czyli podobnie jak my dzisiaj. Wtedy Ziemia srodze ich za swoje krzywdy ukarała i zmiotła ich cywilizację zatapiając ją. Jeśli Cayce ma rację niech to będzie przestrogą dla nas.

Artykuł 29 dotyczy budowniczych egipskich piramid. Will Hart przedstawia tu fakty obalające oficjalną wersję powstania piramid za pomocą prymitywnych miedzianych narzędzi, okrągłych kamieni oraz budowy piramid przy wykorzystaniu siły fizycznej tysięcy robotników, którzy transportowali wielkie kamienne bloki na saniach. Np. bloki skalne użyte do budowy piramidy Chefrena ważą po 60 ton. Ich transport saniami jest niemożliwy, gdyż przy takiej masie sanie z takim blokiem po prostu zapadną się w grunt pod ciężarem bloku. Poza tym bloki podnoszono na wysokość kilkudziesięciu metrów i precyzyjnie dopasowywano tak, że nie da się między nie zmieścić nawet żyletki. Takie podnoszenie i precyzja nie są możliwe bez maszyn. Najlepszym dowodem na fiasko oficjalnej wersji nauki jest próba zbudowania repliki Wielkiej Piramidy o wysokości 20 m przez Japończyków finansowanych przez Nissana. Mimo, że japońska piramida miała być ponad 7 razy niższa niż oryginał próba budowy jej „naukowymi” metodami i narzędziami zakończyła się klęską. Mimo użycia nowoczesnych maszyn efekt był taki, że 4 ściany piramidy nie spotkały się w jednym punkcie.

Artykuł 30 pt. „Inżynier w Egipcie” autorstwa inżyniera Christophera Dunna dotyczy wytwarzania i wykorzystywania przez starożytnych Egipcjan wysoce specjalistycznych narzędzi porównywalnych z tymi z epoki kosmicznej. W artykule autor przedstawia dowody na poparcie swojej tezy. Był on w Egipcie i badał precyzję budowy piramid. Np. stwierdził że na kamieniu z Gizy krzywizna ścian wskazuje na obróbkę maszynową. Mamy też zdjęcie (str. 262) pokazujące wywierconą dużą cylindryczną dziurę w skale obok niedokończonego obelisku w Asuanie. Także musiała zostać wywiercona z użyciem zaawansowanych technik maszynowego wiercenia. Mamy tu sporo inżynierskich rozważań na temat metod wiercenia. Czy autor ma rację co do tego nie wiem, bo nie jestem specjalistą w tej dziedzinie. Jego hipoteza jednak ma z pewnością sens.

W artykule 31 C. Dunn przedstawia swoją hipotezę, że Wielka Piramida w Gizie nie była, jak twierdzi oficjalna nauka, grobowcem Faraona ale elektrownią. Znów mamy tu sporo matematycznych i inżynierskich rozważań. Np. z rozmiarów piramidy wynika, że jej budowniczowie znali rozmiary planety i oparli na niej swój system miar, zaś w jej kształt jest wbudowana liczba pi. Autor analizuje osobliwe cechy Komory Królowej oraz pozostałe resztki substancji chemicznych (sole na ścianach komory). Był to wg autora wynik reakcji chemicznej za pomocą której inicjowano wytwarzanie energii. Powstawał wodór wypełniający wewnętrzne tunele i komory piramidy. Drgania piramidy zainicjowane początkowymi impulsami wibracji zestrojone z częstotliwością rezonansową całej konstrukcji stopniowo zwiększały amplitudę i oscylowały harmonicznie z wibracjami Ziemi. Sprzężona harmonicznie z Ziemią energia oscylacyjna płynęła potem obficie przez piramidę.
W Komorze Króla energia akustyczna była zamieniana na elektromagnetyczną. Nie wiadomo jednak jak energia ta była odbierana i potem transportowana. My to robimy za pomocą linii wysokiego napięcia. W Egipcie nigdzie niczego podobnego nie znaleziono. Możliwe, że przesył odbywał się bezprzewodowo tak jak to zrobił Nicola Tesla. Tego jednak nie wiemy, a to tylko moja hipoteza. Tak czy owak twierdzenia autora wydają się bardzo prawdopodobne.

Artykuł 32, autorstwa C. Dunna to dalsze rozważania na temat piramidy w Gizie, prawdopodobnej starożytnej elektrowni. Autor pisze, że jego książka „Elektrownia w Gizie: technologie starożytnego Egiptu” wydana w 1998 r. wzbudziła duże zainteresowanie i że wiele osób poparło jego hipotezę. Następnie autor przedstawia kolejne dowody na to, że starożytni Egipcjanie posiadali zaawansowaną technologię obróbki kamienia. Autor opisuje kamienny, granitowy Sakrofag z Serapeum. Jest też jego zdjęcie. Dunn był w Egipcie w 1995 r. i dokonał za pomocą współczesnych przyrządów pomiarów precyzji. Stwierdził, że krawędzie górne sarkofagu są praktycznie idealnie gładkie, a trzy kąty między ścianami i podstawą dolną są idealnie proste, a jeden minimalnie odchylony od kąta prostego. Precyzja niesamowita, byłoby trudno uzyskać taką nawet dziś. Z pewnością nie jest możliwe wykonanie takiego czegoś prymitywnymi miedzianymi narzędziami i okrągłymi kamieniami jak twierdzą egiptolodzy.

Artykuł 33, również autorstwa C. Dunna dotyczy hipotezy XIX wiecznego egiptologa Wiliama Lindersa Petriego, który twierdził, że starożytni Egipcjanie rozwinęli metody obróbki maszynowej. Sceptycy odrzucają jego twierdzenia. Autor jednak dokonuje analizy wierceń w skałach. Początkowo wierzył pismom Petriego. Jednak badając osobiście jeden z rdzeni skalnych pozostałych po wierceniu (określony jako rdzeń nr 7) stwierdził, że Petri się pomylił. Mamy tu trochę inżynierskich rozważań odnośnie rowków w rdzeniu. Wierząc w to co napisał Petri autor wcześniej uważał, że Egipcjanie stosowali do wiercenia technikę ultradźwiękową. Po analizie rdzenia stwierdził jednak, że tak nie było. Jednak musiała tam być zastosowana jakaś technika z wiertłem mechanicznym.

Artykuł 34, także C. Dunna rozważa tzw. Komory odciążające znajdujące się nad Komorą Króla w Wielkiej Piramidzie w Gizie. Jest to 5 komór odkrytych nad Komorą Króla w 1936 r. Oficjalna teoria co do roli tych komór jest taka, że pełnią one rolę odciążającą płaski strop Komory Króla od ciężaru tysięcy ton wznoszących się nad nią kamiennych konstrukcji. Autor kwestionuje tę teorię, gdyż według jego wiedzy inżynierskiej istnieją prostsze sposoby na odciążenie płaskiego dachu w tym przypadku. Poza tym nad Komorą Królowej nie występują podobne komory, a znajduje się ona niżej niż Komora Króla i musi wytrzymać większy ciężar.  Mamy tu znowu trochę technicznych rozważań. W każdym razie dalej autor twierdzi, że sensownym wyjaśnieniem dla dodatkowych komór nad Komorą Króla jest to, że stanowiły one element niezbędny, aby piramida-elektrownia działała.

Artykuł 35, również C. Dunna, dotyczy precyzji. Najpierw autor przedstawia znaczenie precyzji we współczesnych czasach. Przykładowo samochód osobowy jedzie dlatego, że części z których się składa są wykonane precyzyjnie, czyli z dużą dokładnością i tak samo dopasowane. Gdyby były między nimi duże luzy lub słabo pasowałyby do siebie samochód nie mógłby jeździć. Dalej autor rozważa to czy starożytni Egipcjanie byli precyzyjni. Jak już wiemy na przykładzie sarkofagu z Serapeum tak i to bardzo. W 2001 r. autor dokonał jeszcze kolejnych pomiarów precyzji wykonania sarkofagu. Używając specjalistycznego sprzętu (węgielnica wykalibrowana na 0,0012 mm) autor zbadał spód wieka sarkofagu i wewnętrzne ścianki sarkofagu i stwierdził, że tworzą prawie kąt prosty. Zatem nie tylko kąty przy dolnej podstawie sarkofagu są proste, ale podobnie jest przy górnej części sarkofagu, a tym uzyskanie tego jest o wiele trudniejsze. Autor ma 40 lat doświadczenia w wytwarzaniu precyzyjnych przyrządów, więc raczej można mu wierzyć. Ściany sarkofagu są idealnie prostopadłe co zdumiało bardzo autora. Inne artefakty badane w Egipcie przez autora również wykazują dużą precyzję wykonania niemożliwą do uzyskania bez użycia maszyn. Jak wiadomo tych nigdy nie znaleziono. Jednak dowody ich użycia do obróbki kamienia są raczej trudne do podważenia. Zapewne maszyny nie przetrwały po prostu do naszych czasów.

Artykuł 36, także C. Dunna dotyczy obelisku w Karnaku, z czasów starożytnego Egiptu, ważącego ponad 400 ton. Obelisk na pewno wycięto z kamienia w kamieniołomie. Według naukowców aby to zrobić wystarczyły prymitywne narzędzia jak kamienne młoty i dłuta spadowe, miedziane dłuta oraz materiały ścierne np. piasek. Argumentowano, że wystarczy odpowiednio duża i sprawna grupa robotników oraz dużo czasu. Ten ostatni według egiptologów jest tu najważniejszy. Dysponując wiedzą inżynierską autor określił, że przy wycinaniu obelisku nie można było zbytnio zwiększać liczby robotników, bowiem musieli oni wycinać kamień (granit) podzieleni na strefy 60 x 75 cm. Tylko w takich strefach mieli dostęp do wycinania. W takiej strefie mogła zmieścić się tylko jedna osoba. Na podstawie tych danych oraz wielkości obelisku i przyjmując szybkość pracy podawaną przez egiptologów autor dokonał obliczeń i wyszło mu, że samo wycięcie obelisku zajęłoby aż 50 lat. Tymczasem napisy hieroglificzne wskazują, że wykonano wszystko w ciągu tylko 7 miesięcy. Przyjmując, że jest to prawda (a nie ma powodu, aby Egipcjanie to sobie wymyślili) praca musiała być wykonywana znacznie szybciej, a skoro tak to nie mogły być do tego celu wykorzystywane prymitywne narzędzia o jakich mówią egiptolodzy.

Artykuł 37, także C. Dunna dotyczy tego co odkryto za tzw. drzwiami Gantenbrinka w piramidzie w Gizie. W 1993 r. niemiecki inżynier robotyki Rudolph Gantenbrink dokonał badania szybu o przekroju 20 cm i długości 66 m za pomocą skonstruowanego przez siebie robota z kamerą i na końcu szybu robot dotarł do czegoś co wyglądało jak drzwi. W 2002 r. skonturowano innego robota, który przewiercił się przez te drzwi. Było tam inne pomieszczenie z drzwiami.  Według autora to co odkryto wspiera jego hipotezę o tym, że piramida w Gizie była elektrownią, np. zgodnie z przewidywaniami autora drzwi przez które przewiercił się robot miały 7,6 cm grubości jak wykazał ultrasonograficzny miernik grubości umieszczony na robocie.

Artykuł 38, autorstwa Marshalla Payna jest kontynuacją rozważań na temat wysoko zaawansowanej techniki jaką musieli znać budowniczowie Wielkiej Piramidy w Gizie. Piramida Cheopsa wykonana została z ponad 2 mln bloków wapiennych i ma wysokość 40 piętrowego budynku. Płaszczyzna jej podstawy zajmuje obszar 5,26 ha i wykuto ją z dokładnością do kilku cm. Długość każdej z jej krawędzi podstawy jest większa niż 2,5 długości boiska piłkarskiego. I to wszystko rzekomo stworzyło rolnicze społeczeństwo 4500 lat temu?! Piramida Chufu zaś jest typowym przykładem wielkiej sprawności technicznej starożytnych. Wielu uczonych spoza egiptologii uważa, że jej wymiary odzwierciedlają wymiary Ziemi. Obwód podstawy stanowi wtedy 0,5 minuty długości równikowej. Przy takim założeniu uzyskujemy obwód Ziemi wynoszący 39806 km. Pomiary satelitarne wykazują zaś 39999,74 km co daje różnicę 193 km. Daje to nam dokładność 99,52%! Wysokość piramidy to 146 m. Przyjmując te same założenia co poprzednio uzyskamy promień Ziemi wynoszący 6329,66 km. Pomiary satelitarne dały wynik 6356,75 m, co daje 27 m różnicy i dokładność 99,57%. Zatem wymiary piramidy odzwierciedlają wymiary Ziemi jako kuli z dokładnością ponad 99,5%! Przypadek? Wg egiptologów tak, a według mnie na 99,5% nie.

Artykuł 39, J. Douglasa Kenyona dotyczy gości z innego świata. Zecharia Sitchin, znawca starożytnej lingwistyki potrafiący czytać sumeryjskie pismo klinowe ale również egipskie hieroglify i język staro hebrajski inaczej niż inni uczeni odczytuje treść z hieroglifów w sposób dosłowny tak jakby to był zapis faktycznych wydarzeń, a nie mitów. Wtedy uzyskujemy zupełnie inną historię ludzkości – ludzi na których duży wpływ wywarli kosmici. Jak mówi Sitchin „Jeśli ktoś mówi, że w Zatoce Perskiej wylądowała grupa 50 osób pod dowództwem Enki, zeszła na ląd i założyła kolonię, to dlaczego mam twierdzić, że to się nie wydarzyło, że opis jest tylko metaforą, mitem, wytworem wyobraźni, że to czyjś wymysł, a nie relacja z wydarzeń”. Według Sitchina wszelkie biblijne, sumeryjskie i egipskie opowieści i odniesienia do Boga lub bóstw wskazują na przybyszów z kosmosu – Annunakich. Z tych opisów wynika, że Annunaki brali sobie za żony córki ludzkie i mieli z nimi dzieci. Zwano ich półbogami, a były to hybrydy. Później te hybrydy dalej krzyżowały się z ludźmi i powstawały kolejne wersje hybryd z genami ludzkimi i Annunaki. Jako, że według internetowych tzw. teorii spiskowych Annunaki to złe istoty gadzie tłumaczy to trudne do pojęcia mylenie i zachowanie wielu osób dawniej i dziś oraz brak współczucia czy wrażliwości na krzywdy innych. Po prostu nie są to ludzie, ale takie właśnie hybrydy wyglądające tylko jak ludzie.

Artykuł 40, również samego autora książki dotyczy artefaktów znalezionych w kosmosie. Na Marsie w rejonie Cydonii zarejestrowano obiekty, które wyglądają jak pozostałości starożytnej cywilizacji i to takiej, która dysponowała wiedzą i techniką znacznie bardziej zaawansowaną od ziemskiej. W 1993 r. NASA straciła kontakt z wysłaną na Marsa sondą, gdy ta zaczynała szczegółowe badania fotograficzne mające rozwiązać zagadkę. Do dziś tego nie wyjaśniono. Jednak nie tylko na Marsie takie coś znaleziono, ale również na Księżycu. W tym drugim przypadku jest dużo więcej dowodów niż tylko kilka zdjęć. Na zdjęciach NASA widać, że na Księżycu są gigantyczne obiekty, których natury nie daje się wyjaśnić żadną teorią geologiczną. Architekci rozpoznali tam szczegóły konstrukcji charakterystyczne dla obiektów budowlanych jak kratownica Fullera. Budowla wygląda na bardzo starą. Bardzo interesującym obiektem jest także wieża „jak ze szklanego kryształu, zachowana częściowo struktura, rodzaj olbrzymiego sześcianu na pozostałościach podpierających konstrukcji. Znajduje się ona ponad 11 km za płd-zach. rogiem centralnej części Księżyca, morzem zwanym Sinus Medii”. NASA jednak tego „nie zauważa”. Dlaczego? Według autora woli utrzymywać ludzkość w nieświadomości, aby nie rozleciał się system oparty na religii, w które wierzy większość Ziemian, a według których jesteśmy sami w kosmosie. Sądzę, że ma rację.

Artykuł 41, Lena Kastena dotyczy pulsarów. Jest tu rzecz bardzo interesująca, o której nie wiedziałem. Okazuje się, że z niedawno przeprowadzonych badań wynika, że pulsary są prawdopodobnie wytworem cywilizacji pozaziemskiej. Pulsary emitują stałe regularne sygnały. Jednak odkryto, że nie jest to ten sam sygnał powtarzany w jednakowych odstępach czasu. Sygnał jest stały, gdy rozpatruje się go jako średnią z 2000 impulsów. Potem następuje jakby przełączenie na inny tryb przez pewien czas po czym jest powrót do poprzedniego stanu. Odkryto też coś co nazywa się pulsarem milisekundowym. Wysyła on 642 impulsy na sekundę. Jest też niezwykle precyzyjny, bo ma dokładność 17 cyfr znaczących – większą niż dokładność najlepszych ziemskich zegarów atomowych. Emituje on światło widzialne o dużym natężeniu. Zdaniem fizyka Paula La Violette’a to nie przypadek i jego lokalizacja wskazuje na to, że spełnia on funkcję radiolatarni przeznaczonej specjalnie dla Układu Słonecznego a istoty które go wykonały chcą nas ostrzec w porę przed zbliżającym się kosmicznym kataklizmem, abyśmy mogli w porę zareagować.

Ostatni 42 artykuł, autorstwa Davida Levisa ma tytuł „Fizyk jako mistyk”. Przedstawia on najnowsze odkrycia w fizyce, które zgadzają się z tym co np. twierdzą Indianie, że wszystko ma duszę, nawet kamień. Fizyk David Bohm, jeden z protegowanych Einsteina przeprowadził eksperymenty z plazmą (gaz złożony z elektronów i zjonizowanych atomów). Przekonał się dzięki nim, że pojedyncze elektrony zachowują się jako część powiązanej całości i pełnią rolę jakby organizmu samoregulującego się, tak jakby miały wewnętrzną inteligencję. Bohm zaskoczony stwierdził, że morze subatomowe jakie stworzył było świadome. Stwierdził w wyniku swoich badań, że kwanty subatomowe są świadome, a z tego wynika, że wszystko jest świadome, nawet obiekty nieożywione. I tu mamy zbieżność z wierzeniami Indian.

Książka niezwykle interesująca, zawierająca mnóstwo informacji o powszechnie nieznanych odkryciach i teoriach. Niektóre hipotezy są zapewne fałszywe, ale samo to że ktoś je nam przedstawia jest dobre. W końcu prawdziwa nauka polega na rozważaniu i weryfikowaniu różnych hipotez, a nie na apriorycznym odrzucaniu niektórych z nich, gdyż kiedyś ktoś sobie coś wymyślił i to jest niepodważalny dogmat, a gdy ktoś go kwestionuje to jest „heretykiem”. Pora skończyć z ciemnogrodem i naukowcami jako kapłanami religii o nazwie nauka.

 

 

 

Józef Piłsudski sfałszowana biografia

Jest to drugi tom niedoszłej pracy doktorskiej historyka Tomasza Ciołkowskiego dotyczący Józefa Piłsudskiego (JP). Pierwszą część pt. „Józef Piłsudski bez retuszu” już wcześniej streściłem.

Druga część opiera się na tej samej metodyce co pierwsza część. Również autora w pierwszej części krótko przedstawiłem, więc przejdę od razu do meritum.

Druga część powtarza najważniejsze informacje z pierwszej części (jak np. to, że JP był agentem wywiadu japońskiego, austriackiego i niemieckiego albo, że nie brał udziału w Bitwie Warszawskiej 15.08.1920 r. 3 dni wcześniej składając, na ręce premiera Witosa dymisję ze stanowisk Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza, choroba psychiczna Piłsudskiego co najmniej od 1928 r. związana z niezdiagnozowanym i nieleczonym zapaleniem mózgu i inne). Te kwestie autor tylko krótko sygnalizuje, gdy są one potrzebne do wprow”dzenia nowych informacji, których nie było w pierwszej części. Są to informacje albo zupełnie albo jedynie bardzo słabo znane narodowi polskiemu (w szczególności sfałszowanie biografii Piłsudskiego za rządów sanacji w latach 1926-1939 oraz bandyckie rządy sanacji po zamachu majowym) i „odbrązawiają” one marszałka.

Rozdział pierwszy dotyczy wojny polsko-bolszewickiej i ma tytuł „Mity wojny polsko-bolszewickiej”. Jak wiadomo z pierwszej części JP został ukształtowany przez środowisko rosyjskich rewolucjonistów, wmieszany przypadkowo za sprawą brata Bronisława w zamach na cara Aleksandra III trafia na 5 lat na Syberię, gdzie jeszcze bardziej przesiąka duchem rewolucyjnym. Jego doświadczenia życiowe sprawiają że czuje nienawiść do Rosji i jeśli chodzi o politykę wobec tego kraju kieruje się złymi emocjami a nie chłodną kalkulacją. Przypuszczalnie chcąc dobrze działa na szkodę interesów narodu polskiego.
W latach 1919-1920 trwała w Rosji, po rewolucji bolszewickiej w listopadzie 1917 r., wojna domowa między obozami białych (jeden z przywódców gen. Anton Denikin) i czerwonych (bolszewicy – na czele z Leninem i Trockim). Jesienią 1919 r. biali przeważali i ich wojska zbliżały się już do Moskwy. Bolszewicy byli w trudnym położeniu i mogli przegrać. W tym czasie trwały również działania wojenne na froncie polsko-rosyjskim, który dotarł do rubieży: Połock-Borysów-Bobrujsk-Zasław-Zbrucz. Nasze wojsko walczyło z armią bolszewicką. Jednak jesienią 1919 r. działania wojenne na tym froncie zostały wstrzymane, wbrew oczekiwaniom państw Ententy. Jak się po latach okazało Naczelnik Państwa JP zawarł jesienią 1919 r. tajne porozumienie z sowietami i na mocy tego porozumienia działania na froncie polsko-radzieckim zostały okresowo wstrzymane. Dzięki temu bolszewicy mogli przerzucić kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy pod Moskwę, dzięki czemu odrzuciły wojska białych aż na Krym, a później ostatecznie czerwoni pokonali białych i ich rewolucja się utrzymała. Zatem to Piłsudski uratował bolszewików i ich rewolucję od klęski. A to wszystko dlatego, że gen. Denikin i biali byli dla niego uosobieniem carskiej Rosji, której z powodów osobistych nienawidził. Kierując się osobistymi emocjami całkowicie błędnie uznał bolszewików za mniejsze zło. Nie było mu dane przekonać się o swoim wielkim błędzie bo tak tragiczne wydarzenia jak choćby tylko zbrodnia katyńska miały miejsce już po jego śmierci.
Jak pisze, moim zdaniem słusznie, autor biali byli to rosyjscy patrioci walczący o utrzymanie w Rosji cywilizacji chrześcijańskiej. Gdyby JP im pomógł i wygraliby wszystko potoczyłoby się inaczej i mogłoby w ogóle nie dojść do II wojny światowej. Rosja bowiem jako państwo chrześcijańskie (choć prawosławne) mimo wielu historycznych zgrzytów dawałaby możliwość zawarcia sojuszu przeciwko nazistowskim Niemcom. A bez spustoszenia dokonanego w Rosji przez bolszewików w latach 20-ych i 30-ych XX w. biała Rosja byłaby państwem potężnym (w 1913 r. była druga na świecie pod względem wydobycia ropy po USA) i wraz z naszą armią (na początku lat 20-ych XX w. silną – niezniszczoną jeszcze przez czystki i wprowadzenie tam niekompetentnych legionistów przez JP) oraz silną Francją graniczącą z Niemcami od zachodu stanowilibyśmy na tyle dużą siłę, że Hitler byłby w kleszczach i nie mógłby rozpętać swojej wojny.
Gdy tajne porozumienie JP z sowietami wyszło w 1937 roku na jaw stworzono narrację, obowiązującą do dziś, że JP zrobił tak, gdyż biali nie uznawali niepodległości Polski. Nie jest to prawdą. Autor cytuje słowa samego gen. Denikina (cytat z książki Jana Engelgarda pt. „Klątwa generała Denikina): „Moje uznanie niepodległości Polski było całkowitym i bezwarunkowym. (…) Uznanie przez nas Państwa Polskiego nosiło charakter nie tylko  formalny, lecz i ideowy. (…)
Zatem JP zapisał się w historii nie tylko Polski, ale i świata jako ten, który uratował bolszewicką rewolucję przed klęską i przyczynił się do utrzymania się bandyckiego reżimu w Rosji i eksportu rewolucji na inne kraje. Ten bandycki reżim potem przez prawie 50 lat po II wojnie światowej gnębił nasz naród i kraj. Chyba nie o taką sławę JP chodziło.
W rozdziale jest też mowa o absurdalnej kampanii kijowskiej, która ściągnęła na nasz kraj nawałę bolszewicką i omal nie doprowadziła do całkowitego zniszczenia kraju i jego podbicia przez bolszewię o ćwierć wieku wcześniej. Już Julian Marchlewski i inni polscy komuniści szykowali się do przejęcia w Polsce władzy. Na szczęście gen. Tadeusz Jordan Rozwadowski opracował doskonały plan walk i wcielił go w życie i dzięki temu bolszewia została pokonana. To gen. Tadeusz Rozwadowski jest prawdziwym bohaterem Bitwy Warszawskiej 1920 r., „generał wyklęty”, a nie JP, który sobie przywłaszczył jego sukces.
Kampania kijowska i idea oderwania Ukrainy od Rosji i utworzenia z niej suwerennego państwa była absurdalna i musiałaby wywołać wojnę także z białymi gdyby wygrali wojnę domową z czerwonymi. Na Ukrainie bowiem znajdowała się znaczna część przemysłu i rolnictwa Rosji (kopalnie węgla, przemysł metalurgiczny, stąd pochodziło 90% pszenicy). Ten w skali imperium mały skrawek terenu (ok. 2%) generował ponad 25% rocznego dochodu. Każdy rząd rosyjski walczyłby o ten teren ze wszystkich sił, co jest oczywiste. To trochę tak jakby nam dzisiaj np. Czesi chcieli zabrać Śląsk i utworzyć tam oddzielne państwo Silesia (proporcje terytorialne nie są tu oczywiście zachowane). 

Rozdział drugi dotyczy ciemnej strony działalności JP i sanacji tj. morderstw i innych kryminalnych czynów i obala mit tzw. sanacji moralnej za rządów JP. Jest to bardzo obszerny rozdział, bo liczy ponad 70 stron i jest najdłuższy w książce. Tak szeroki opis tych spraw jest jednak uzasadniony, bowiem ten temat się zupełnie przemilcza lub w najlepszym razie bagatelizuje. Nawet zamilczany przez media głównego ścieku tygodnik „Warszawska Gazeta” w Nr 3 (605) z 18-24.01.2019 r. w artykule pt. „Tasiemka i ministerialna kieszeń, czyli o związkach złodziejstwa i polityki” pisze sporo o złodziejskiej i innej przestępczej działalności gangu „Taty Tasiemki” (w tym o kradzieży portfela w 1935 r. przez jednego z członków gangu ówczesnemu wiceministrowi spraw wojskowych Felicjanowi-Sławoj Składkowskiemu podczas uroczystości pogrzebowych gen. Daniela Konarzewskiego 5.05.1935 r.). Jednak ani słowa nie ma tam na temat tego, że JP wykorzystywał gang „Taty Tasiemki” do mokrej roboty, tj. do mordowania i bicia swoich przeciwników politycznych czy też osób niewygodnych z innych powodów. Istnieje powiedzenie, że murzyn zrobił swoje murzyn może odejść. I tak było też i tu. W 1932 r. gdy władza JP była już mocna gangsterów posadzono na ławie oskarżonych, skazano i poszli siedzieć.
Dowiadujemy się m.in., że gen. Zagórski został zamordowany przez sanację, gdyż wiedział dobrze o agenturalnej przeszłości Piłsudskiego. Wyjście na jaw informacji, że JP współpracował z wywiadem austriackim i chciał wywołać w 1914 r. polskie powstanie w zaborze rosyjskim na zlecenie Austriaków skompromitowałoby go w oczach narodu. Dlatego aby niewygodna prawda nie wyszła na jaw gen. Zagórski został zamordowany przez sanacyjne władze. Okoliczności zbrodni wyszły na jaw w 1937 r. Ich opis ktoś w anonimowym liście przysłał byłemu już wtedy premierowi Witosowi. Wynikało z niego że gen. Zagórski został zastrzelony przez legionistów w Forcie Legionów 6.08.1927 r., a potem zmasakrowane i obciążone kamieniami zwłoki wrzucono do Wisły pod Wilanowem. Autor przytacza dokładny opis morderstwa podany przez anonimowego autora listu z pamiętników Witosa. Najpierw gen. Zagórski był bity i chciano, aby wydał kompromitujące JP dokumenty. Ten jednak odmówił i mocno się bronił, więc go ostatecznie zastrzelili. Opis jest bardzo dokładny i szczegółowy z podaniem nazwisk, więc jest wiarygodny. Inni oficerowie z armii austriackiej znający agenturalną przeszłość Piłsudskiego również zostali przez sanację zamordowani. Wyjątkiem był gen. Józef Rybak, który w 1953 r. napisał swoje pamiętniki, gdzie o tym fakcie także wspomniał. Zostały one wydane już po jego śmierci w 1954 r.
Inny przykład mordu dokonanego przez ludzi Piłsudskiego to prawdziwy bohater Bitwy Warszawskiej 1920 r., czyli gen. Rozwadowski. Został on po zamachu majowym w 1927 r. uwięziony przez sanacyjny reżim, a następnie jak wszystko na to wskazuje zarażony złośliwą odmianą końskiej włośnicy podaną w potrawie. Tak stwierdził lekarz, z którym śmierć generała konsultowała jego krewna Felicja-Brochwicz-Żeromska. Włosień rani i przecina narządy. Gen. Rozwadowski zmarł 18.10.1928 r. Sekcji zwłok nie przeprowadzono. Mimo to wojskowy lekarz płk dr Bolesław Szarecki odbył konsylium z badającymi zwłoki generała lekarzami i stwierdził, że otrucie generała Rozwadowskiego jest niemal pewne. Piłsudski tak nienawidził gen. Rozwadowskiego, że pogrzeb generała odbył się bez należnych Mu honorów wojskowych i w godzinach porannych, aby jak najmniej osób brało w nim udział. Generał Rozwadowski i jego bohaterskie czyny miały zostać z pamięci ludzkiej wymazane. I prawie się JP i sanacji udało, ale dzisiaj jednak prawda wychodzi na jaw.
Autor opisuje też trzy próby zamordowania gen. Józefa Hallera przez sanacyjne władze. Próby te na szczęście zakończyły się niepowodzeniem. Gen. Haller był dla JP niewygodny gdyż to on dowodził silną „Błękitną Armią”, sprowadzoną z Francji,która miała duży udział w odzyskaniu niepodległości przez Polskę. Miał on duże sukcesy wojskowe i cieszył się uznaniem narodu polskiego. Był więc konkurentem do sławy.
Także morderstwo prezydenta Gabriela Narutowicza należy zaliczyć na konto sanacji. Niezrównoważony psychicznie malarz Eligiusz Niewiadomski „endek” był tylko narzędziem, fanatykiem, którego sanacja podpuściła i wykorzystała do morderstwa dopiero co wybranego prezydenta. Piłsudskiemu chodziło o wywołanie rozruchów jako odwet za zamordowanie Narutowicza. Miało to wg planu JP spowodować rzeź narodowców i zdestabilizować mocno sytuację w kraju. Wtedy Piłsudski dokonałby zamachu stanu kreując się na zbawcę narodu, który przywrócił porządek. Mamy tu jako dowód wypowiedź piłsudczyka Kazimierza Stamirowskiego, adiutanta JP „Odwet nie polega tylko na zabiciu pewnej ilości przywódców endeckich, to ma być tylko początek, po którym nastąpi przechwycenie władzy„. Plan się nie powiódł dzięki ostremu sprzeciwowi szefa PPS Ignacego Daszyńskiego.
Oprócz tego było wiele innych morderstw oraz pobić osób niewygodnych. Np. słynny pisarz Tadeusz Dołęga Mostowicz został przez sanacyjnych bandytów ciężko pobity za to, że pisał bardzo krytyczne artykuły na temat rządów Piłsudskiego. Cudem uszedł z życiem. Nieprzytomnego bandyci wrzucili do glinianki w Łomiankach zapewne myśląc że już nie żyje. Dopiero następnego dnia rano odzyskał przytomność, a jego jęki zauważył chłop jadący w pobliżu furmanką. Wyciągnął go z mułu i zawiózł do szpitala. Pobicia dokonali tzw. nieznani sprawcy. Coś jak „seryjny samobójca” znany z wciąż (nie)miłościwie nam panującej III RP.
Oprócz tego sanacyjni bandyci w wojskowych mundurach dopuszczali się innych przestępstw. Jednym z nich było zdemolowanie i w zasadzie całkowite zniszczenie (wliczając w to maszyny drukarskie) redakcji opozycyjnych w stosunku do reżimu sanacji gazet takich jak „Gazeta Warszawska” czy „Dziennik Wileński”.
Poza tym były także skandale obyczajowe takie jak korzystanie przez sanacyjnych ministrów z usług prostytutek.
Autor opisuje także trzymanie więźniów politycznych (z obozu narodowego, PPS, PSL i innych partii) w obozie w Brześciu i potem w Berezie Kartuskiej gdzie ich bito i torturowano psychicznie. To było już poruszane w pierwszej części, a tutaj zostało rozszerzone. Ogólnie to co tu jest w tym rozdziale opisane jest szokujące i powszechnie nieznane. Opisałem w skrócie tylko niewielką część tego co zostało tam przedstawione.

Rozdział trzeci dotyczy polityki zagranicznej JP. Na początku autor zaznacza, że Piłsudski kierował się w polityce, zwłaszcza w stosunku do Rosji, emocjami a nie logiką i rozsądkiem. Do zamachu majowego w 1926 r. Polska była rządzona przez partie narodowe i ludowe. Działały one w interesie narodu i w polityce zagranicznej stawiały na sojusz z Francją przeciwko Niemcom. Nasza armia była uzbrajana w nowoczesny sprzęt i broń za preferencyjne kredyty jakie dawała nam Francja. Nie było to rozwiązanie idealne ale dawało nam spore bezpieczeństwo ze strony Niemiec, które będąc w kleszczach dwóch dość silnych armii niewiele mogły zdziałać. Porządek wersalski dzięki temu w miarę dobrze się trzymał. Po zamachu majowym, sfinansowanym i zorganizowanym przez Brytyjczyków i Żydów i gdy JP przejął zupełnie władzę nastąpiły duże zmiany sprzeczne z naszą racją stanu. JP oficjalnie nie zerwał sojuszu z Francją, ale działał w interesie Wielkiej Brytanii. Brytyjczycy uważali, że Francja w sojuszu z Polską przeciw Niemcom zbyt urośnie w siłę i zagrozi ich hegemonii w Europie. Dlatego zorganizowali zamach stanu w Polsce i zmienili polską politykę. JP postawił na proangielską i proniemiecką politykę de facto dążąc do obalenia w Europie porządku wersalskiego, na którym opierało się istnienie niepodległej Polski. Piłsudski uważał, że sojusz z Francją jest niewiele wart i zaczął zbliżać się do Niemiec jak twierdził przeciwko Rosji. Orientacja na Niemcy i dążenie do poprawy stosunków z tym krajem zaowocowało w 1934 roku podpisaniem paktu o nieagresji. Był on korzystny tylko dla Niemiec, bowiem w 1932 r. Niemcy uzyskały od aliantów zgodę na budowę armii. Rządzący w 1934 r. Niemcami Hitler dzięki paktowi z Piłsudskim zyskiwał spokój na wschodzie i mógł spokojnie budować armię. Polska zaś związana paktem nie mogła prowadzić podobnych działań. Zresztą armia i tak była już wtedy w niemal zupełnej rozsypce. W 1932 r. podpisaliśmy podobny pakt o nieagresji z ZSRR. Była to jak określił JP „polityka dwóch stołków”. Z któregoś musieliśmy najpierw spaść i to wiedział też Piłsudski. Polecił założyć specjalną jednostkę w wojsku, zwaną Laboratorium, mającą ustalić kto nas pierwszy zaatakuje. Wojskowi po analizie słusznie uznali, że będą to Niemcy. Piłsudski jednak nie potrafił przezwyciężyć swych osobistych uprzedzeń do Rosji. Zignorował te analizy i autorytatywnie uznał, że Rosja nas pierwsza zaatakuje. Zupełnie nie dostrzegał zagrożenia ze strony Niemiec. Niektórzy twierdzą, że planował wojnę prewencyjną przeciw Niemcom proponując ją Francji. Nie ma to jednak żadnego potwierdzenia w źródłach historycznych. Była to raczej wyłącznie akcja propagandowa na użytek narodu, który obawiał się Niemiec. Zresztą wojna prewencyjna w 1934 r. była wykluczona z prozaicznego powodu – armia po „reformach” JP była bardzo słaba i taka wojna byłaby dla nas samobójcza. Zresztą JP uważał dojście do władzy Hitlera za korzystne dla Polski i naszych stosunków z Niemcami. Nie dopuszczał myśli że Niemcy i ZSRR mogą się porozumieć przeciw nam, co jak wiemy kilka lat później nastąpiło. Po śmierci nie zostawił żadnego testamentu i w obozie piłsudczyków w 1935 r. rozgorzała walka frakcyjna o władzę, co jeszcze pogorszyło sytuację naszego kraju. Gdy już walki o władzę się zakończyły dalej realizowana była samobójcza polityka zagraniczna, choć przynajmniej podjęto działania w kierunku naprawy i wzmocnienia armii, ale było już za późno. Polityka Józefa Becka doprowadziła do konfliktu z jednym z ważnych filarów systemu wersalskiego Czechosłowacją. Nie udzielił on wsparcia Czechosłowacji w 1938 r. i ta nie mając innego wyjścia skapitulowała wobec żądań Hitlera oddając mu Sudety, gdzie był skoncentrowany cały duży przemysł wojenny Czechosłowacji, który teraz dostał się w ręce III Rzeszy i zaczął pracować dla niej. Gdyby Beck poparł Czechosłowację Hitler musiałby się długo zastanawiać nad atakiem na oba nasze kraje. Czechosłowacja miała dość dobre fortyfikacje antyniemieckie i sporo wojska zmechanizowanego, ale mało żołnierzy. Sama nie miała szans w starciu z Hitlerem. Wraz z nami szanse na wspólną obronę byłyby sporo większe, choć i to nie dawało rzecz jasna pewności. System wersalski bowiem już mocno się wtedy chwiał. W marcu 1939 r. Hitler zagarnął resztę Czechosłowacji, a Polska się do tego rozbioru przyłączyła wcześniej zabierając w 1938 r. Zaolzie i Bukowiec. Tym samym system wersalski przestał istnieć i stało się jasne, że II wojna światowa jest kwestią krótkiego czasu – już nie lat, ale miesięcy. Jej przebieg i tragiczne dla nas skutki znamy. Doprowadził do nich Józef Piłsudski ze swoją absurdalną polityką sprzeczną z polską racją stanu. To, że potem przez kolejne 45 lat po wojnie była „przyjaźń polsko-radziecka” to także jego „zasługa” i to z dwóch powodów: 1) pomoc bolszewikom w pokonaniu białych i 2) polityka która spowodowała rozpad systemu wersalskiego. Zatem gdy rok temu Putin zarzucał nam, że wywołaliśmy II wojnę światową nie minął się aż tak bardzo z prawdą.

Rozdział czwarty ma tytuł „Strażnicy z Ministerstwa Prawdy”. Brzmi to trochę jak u Orwella, ale tak było. JP i piłsudczycy bali się prawdy jak ognia. Gdyby naród polski poznał prawdę o JP to rządy jego i jego zwolenników szybko w oczach narodu straciłyby legitymację i albo by tę władzę stracili albo też musieliby iść na wojnę z całym narodem polskim, aby jej nie stracić. Żeby więc się u władzy utrzymać i ją bez większych przeszkód móc sprawować musieli zmienić historię tak, aby zrobić z Piłsudskiego wielkiego bohatera, który niemalże w pojedynkę wywalczył niepodległość dla Polski i jedynie on i jego ludzie mogą Polską rządzić. JP i piłsudczycy robili więc wszystko, aby zmienić historię. Zaczęli od niszczenia niewygodnych dokumentów jeszcze w 1923 r. m. in. dotyczących współpracy JP z austriackim wywiadem H.K. Stelle. Były tam m.in. kwity potwierdzające że JP brał pieniądze od austriackiego wywiadu. Po dojściu JP do pełni władzy w 1926 r. oprócz niszczenia dokumentów władza nałożyła też embargo na prawdziwe informacje o JP. Np. gdy sanacyjny historyk Władysław Pobóg Malinowski napisał biografię JP, w której ujawnił, że JP w 1899 r. dokonał konwersji z katolicyzmu na protestantyzm sanacja ocenzurowała książkę nakazując usunąć z niej niewygodny fakt. JP miał być w odbiorze społeczeństwa czysty jak łza i idealny niczym Bóg. Podobnie zatajano romans JP z Aleksandrą Szczerbińską i jeszcze dwiema innymi kochankami w czasie gdy Aleksandra była już drugą żoną JP. Naród także nic nie wiedział o chorobie psychicznej JP objawiającej się okresowymi napadami agresji i wypowiadania potoku obelżywych słów, strzelaniem do wyimaginowanych zjaw czy wygrażaniem przez JP wyimaginowanym wrogom gdy był sam w pokoju jak wynika z relacji jego adiutanta. Wszelkie krytyczne uwagi wobec JP w prasie bezwzględnie tępiono. Doszło do tego, że jeden z dziennikarzy „Dziennika Wileńskiego” za nazwanie JP kabotynem (już po śmierci JP) został pobity i stanął przed sądem i trafił do więzienia za obrazę czci JP. Po tym wydarzeniu reżim sanacji 15.03.1938 r. wprowadził do sejmu projekt ustawy o obronie czci marszałka JP. Ustawa weszła w życie 13.04.1938 r. Od tej chwili wolno było o JP mówić tylko tak jak nakazywała sanacyjna propaganda, czyli wychwalać JP albo milczeć. Wszelka krytyka traktowana była jak obraza czci JP i groziło za nią aż 5 lat więzienia! Ta ustawa była wówczas ewenementem na świecie. JP był jedyną postacią historyczną w Polsce której nie wolno było legalnie krytykować. Był też instytut historyczny, który tak pisał ówczesną historię najnowszą Polski, aby JP był zbawcą narodu. I taką kłamliwą historię „sprzedawano” społeczeństwu. Do dziś większość ludzi w Polsce w te kłamstwa wierzy. O tym szerzej autor pisze jednak w następnym rozdziale.

Rozdział piąty dotyczy tego jak sfałszowano biografię JP. Piłsudczycy i sam JP wykorzystali w tym celu dwie instytucje: Instytut Badania Najnowszej Historii Polski (po śmierci JP dodano do nazwy człon im. Józefa Piłsudskiego) oraz Wojskowe Biuro Historyczne. Obie te instytucje współpracowały ze sobą. Instytut już w 1923 r. tworzyli ludzie w znacznej większości wywodzący się z Legionów Polskich i Pierwszej Brygady dowodzonej przez JP. I już w 1923 r. zaczęli „poprawiać” biografię JP, aby w oczach narodu był bohaterem. Skoncentrowali się na kulcie JP jako osoby bez której Polska nie odzyskałaby rzekomo niepodległości oraz kulcie JP jako pierwszej osoby w państwie. Początkowo szło niezbyt dobrze, bowiem pierwszy szef Instytutu Leon Wasilewski chciał prawdziwych badań historii, a nie propagandy. Po zamachu majowym w 1926 r. Instytut został połączony z Wojskowym Biurem Historycznym i problem zniknął. Nowy szef Instytutu gen. Julian Stachiewicz był w pełni dyspozycyjny wobec sanacyjnego reżimu. Później tę samą linię kontynuowali kolejni szefowie Instytutu, zaufani ludzie JP i zarazem masoni Walery Sławek i od kwietnia 1939 r. Aleksander Prystor. We władzach Instytutu oprócz samego szefa także byli ludzie JP, elita Pierwszej Brygady dobrana przez samego JP. Do ważniejszych osób w Instytucie należeli ludzie z przeszłością socjalistyczną, legionową lub POW – z bardziej znanych m. in. Jędrzej Moraczewski, Kazimierz Świtalski czy Janusz Jędrzejewicz. Do tego należy doliczyć dwóch czołowych polskich masonów: Henryka Kołodziejskiego i Andrzeja Struga (Tadeusza Gałeckiego). Do 1926 r. Instytut miał problemy lokalowe i wiele nie zdziałał. Od jesieni 1926 r. po połączeniu z Wojskowym Biurem Historycznym Instytut zyskał lokale i pomoc w uporządkowaniu archiwaliów i ich przechowywaniu (dotąd archiwa przechowywane były w mieszkaniach piłsudczyków). Instytut działał od tej chwili za wyraźną sugestią JP i na jego zlecenie. Instytut propagował kult JP i jego sfałszowaną biografię, w której przypisano JP zasługi innych osób (m.in. gen. Rozwadowskiego z Bitwy Warszawskiej, którą to wg sanacyjnej wersji historii dowodził JP) oraz znacznie wyolbrzymiono rolę JP w odzyskaniu niepodległości przemilczając zarazem różne niewygodne fakty (jak agenturalna przeszłość JP czy to, że z Magdeburga 10.11.1918 r. przyjechał specjalnym pociągiem i że został wybrany na Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza przez kontrolowaną przez Niemców Radę Regencyjną czy o tym, że zamach majowy z 1926 r. sfinansowali i zorganizowali Brytyjczycy i Żydzi).
Propaganda nie szła zbyt dobrze. Instytut w 1930 r. zaangażował się w działalność wydawniczą, ale jego pozycje słabo się sprzedawały bowiem rządzący reżim sanacji cieszył się niską popularnością w społeczeństwie. Wydająca książki i broszury Instytutu związane z działalnością  JP Spółka Wydawnicza „Polska Zjednoczona” upadła w 1933 r.  Z rozdziału dowiadujemy się też, że nie tylko osoby zatrudnione w Instytucie i Wojskowym Biurze Historycznym zajmowały się fałszowaniem historii. Robił to też sam JP, który napisał książkę pt. „Rok 1920” wydanej przez wydawnictwo Bellona w 1924 r. JP w tej książce osobiście przywłaszczył sobie zasługi m.in. gen. Rozwadowskiego, który dowodził w Bitwie Warszawskiej i opracował jej plan a także innych biorących udział w tej bitwie generałów. Zasługi w zwycięskiej z bolszewikami bitwie JP przypisał niemal wyłącznie sobie. Oburzyło to gen. Sikorskiego do tego stopnia, że odpowiedział on swoją książką wydaną pod pseudonimem Karol Pomorski. Książka miała tytuł „Józef Piłsudski jako wódz i dziejopis” – wydana w 1926 r. w Warszawie. Sikorski oskarżył w niej JP, że ten wszystkie zasługi przypisuje sobie, a błotem, obelgami i pogardą obrzuca wszystko i wszystkich i chce uchodzić wobec narodu za półboga oraz po prostu fałszuje wyraźnie na swoją korzyść historię.
Jak pisze na zakończenie rozdziału autor w latach 1915-1939 ukazało się aż 647 publikacji na temat JP. Zdecydowana większość z nich była zafałszowana lub wyraźnie sfałszowana i nie miała wiele wspólnego z prawdą. Były to publikacje gloryfikujące wbrew faktom JP. W czasach II RP ukazały się także nieliczne publikacje krytyczne wobec JP zawierające fakty m. in. książka Ireny Pannenkowej „Legenda Piłsudskiego”, wydana pod pseudonimem Jan Lipecki. Było ich bardzo mało, bo za rządów sanacji za „obrazę czci” JP potencjalni autorzy takich krytycznych publikacji mogli zostać mocno pobici przez tzw. nieznanych sprawców co mogli przypłacić nawet życiem. Od kwietnia 1938 r. zaś za pisanie czy mówienie niewygodnej prawdy o JP można było iść na 5 lat do więzienia. To były wystarczająco dobre argumenty, aby uciszyć tych co chcieli głosić prawdę.
Sanacyjna propaganda gloryfikująca JP została doprowadzona do takiego absurdu, że przyznawali to nawet sami piłsudczycy tacy jak sanacyjny historyk Wacław Lipiński. Stwierdził on z żalem, że od śmierci JP wzrosła znacznie liczba jego biografii, ale nic albo nic nie wnoszą one do wiedzy o życiu Marszałka.
Na podstawie sfałszowanej biografii stworzono wizerunek propagandowy JP i taki prezentowano narodowi polskiemu.

Rozdział szósty pokazuje wielki kontrast między wizerunkiem propagandowym JP stworzonym przez sanację i jego samego, a faktami historycznymi. W dużym skrócie poniżej to przedstawiam.
Twórca Legionów – JP wg sanacji był twórcą Legionów bez których nie byłoby niepodległej Polski. Fakty są zaś takie, że Legiony powstały z inicjatywy gen. Władysława Sikorskiego oraz konserwatystów krakowskich z Juliuszem Leo na czele, który negocjował z Austriakami w Wiedniu uzyskując u nich zgodę na stworzenie Legionów. JP dowodził tylko jedną z trzech brygad. Poza tym oddział Legionów dowodzony przez JP wkraczając z zaboru austriackiego na teren ziem zaboru rosyjskiego próbował wywołać antyrosyjskie powstanie. Ludność była temu przeciwna. Próbując złamać opór żandarmeria legionowa na Kielecczyźnie dokonywała egzekucji ludności cywilnej. Dowodził tą zbrodnią szef legionowej żandarmerii Wacław Kostek Biernacki. Legioniści byli więc wrogo przyjmowani przez polską ludność zaboru rosyjskiego.
Męczennik z Magdeburga – wg sanacyjnej wersji JP został uwięziony przez Niemców i siedział w ciężkich warunkach w magdeburskiej twierdzy, po czym w końcu Niemcy go wypuścili. Faktycznie zaś JP został aresztowany ale niemalże na własną prośbę. Jak podaje autor sam JP pisał, że prosił aby Niemcy internowali też jego, bo chce dołączyć do swoich żołnierzy z Legionów, których Niemcy uwięzili. Wtedy został internowany i jak sam przyznał w Magdeburgu wypoczywał. Gdy Niemcy uznali, że już wystarczy tej „martyrologii” niemiecki wywiad wojskowy przetransportował JP specjalnym pociągiem do Polski 10.11.1918 r. Następnego dnia JP ogłoszony został przez kontrolowaną przez Niemców Radę Regencyjną Naczelnikiem Państwa i Naczelnym Wodzem, a ambasadorem Niemiec w Polsce został „Czerwony Hrabia” Kessler – ten który zorganizował transport JP z Magdeburga do Polski 10.11.1918 r.
Twórca niepodległej Polski – wg sanacyjnej wersji bez JP nie byłoby niepodległej Polski.
Twórcą PPS i jej programu nie był jak się powszechnie uważa JP, ale Stanisław Mendelson. JP stworzył PPS Frakcję rewolucyjną, gdy nastąpił podział w PPS. Nie jest prawdą także, że JP był jedynym który podjął ideę zbrojnej walki o niepodległość. Myśl tę rzucili narodowi demokraci. W wywyższeniu JP na stanowiska Naczelnego Wodza i Naczelnika Państwa miał wydatny udział niemiecki wywiad wojskowy.
JP faktycznie walczył o niepodległość Polski, ale jego koncepcje były błędne. Chciał on uzyskać niepodległość Polski w oparciu o państwa centralne (Niemcy i Austro-Węgry), co było absurdem, bowiem bismarckowska polityka Mitteleuropy nie przewidywała niepodległej Polski. Niepodległość Polska odzyskała nie dzięki JP, ale dlatego, że jego koncepcje poniosły klęskę.
Twórca Polskiej Armii – wg sanacji JP stworzył polską armię. Faktycznie zaś JP nie miał żadnego wykształcenia wojskowego, był samoukiem i miał jedynie stopień brygadiera armii austriackiej. Duża i potężnie uzbrojona Błękitna Armia gen. Hallera jak i Armia Wielkopolska gen. Dowbora Muśnickiego, a wcześniej korpus gen. Dowbor Muśnickiego powstały bez udziału JP, a JP robił co mógł aby rozbić armię Hallera.
Zwycięski wódz Bitwy Warszawskiej – jak już było wcześniej wspomniane JP nie brał w ogóle udziału w Bitwie Warszawskiej, bo 12.08.1920 r. złożył dymisję ze stanowisk Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza, gdy bolszewicy dochodzili już pod Warszawę. Opuścił też wtedy zupełnie front udając się do swojej ówczesnej konkubiny Aleksandry Szczerbińskiej, co wiadomo z jej pamiętników które ujrzały światło dzienne w 1960 r. JP wrócił na front dopiero 16.08, gdy już wojska bolszewików zostały pokonane i się wycofywały. Opracowanie planu bitwy (rozkaz nr 10000 podpisany przez JP) jak i dowodzenie samą bitwą to zasługa gen. Tadeusza Rozwadowskiego.
Budowniczy Polski mocarstwowej – sanacyjna propaganda ogłupiała społeczeństwo wmawiając mu, że dzięki JP i jego rządom Polska jest potęgą gospodarczą. Fałszowano w tym celu dane gospodarcze. Chodziło o to, że hasło mocarstwowości choć groteskowe w zestawieniu z realiami politycznymi i gospodarczymi rzucone do społeczeństwa o wielkich tradycjach i z wielkimi kompleksami oddziaływało społecznie i zwiększało fałszywą wielkość JP.
Wielki wychowawca narodu – JP był przedstawiany jako wzór osobowy, niemalże chodzący ideał, półbóg, wzór do naśladowania dla narodu. Faktycznie zaś miał od samego początku powstania II RP, a nawet i wcześniej zapędy dyktatorskie. W 1899 r. dokonał konwersji z katolicyzmu na protestantyzm, aby poślubić pierwszą żonę Marię. Później za życia pierwszej żony miał kochankę Aleksandrę Szczerbińską, a gdy pierwsza żona zmarła to 2 miesiące po jej śmierci JP ożenił się z Aleksandrą. Potem będąc mężem Aleksandry i mając z nią dwie córki miał jeszcze dwie kochanki. Z powodu zapalenia mózgu cierpiał na koprolalię przez co często używał wulgaryzmów wobec współpracowników, posłów, a jego wypowiedzi z okresu dyktatury urągają wszelkiej przyzwoitości. Poza tym uprawiał praktyki okultystyczne i brał udział w seansach spirytystycznych o czym była mowa w pierwszej części. JP był zatem antywzorem dla narodu i nie jego wychowawcą, ale demoralizatorem.
Ojciec narodu i symbol Polski – JP jest do dziś przedstawiany jako ten, który dzięki zamachowi majowemu w 1926 r. zaprowadził porządek w kraju niszczonym przez sejmokrację i spory polityczne. Ustrój parlamentarny się rzekomo w II RP nie sprawdził. Fakty są takie, że sejm był rozdrobniony na wiele partii, gdyż to JP narzucił ordynację proporcjonalną. Mimo to nie było wcale tak źle i wygrywające wybory w 1919 r. i 1922 r. partie narodowe wraz z PSLem miały stabilną większość i mogły normalnie rządzić. JP i piłsudczycy robili wszystko, aby wywoływać zamieszanie, spory, waśnie aby móc przekonywać, że ustrój parlamentarny się nie sprawdza i JP powinien objąć dyktatorskie rządy. W okresie jego dyktatury rządy JP i potem sanacji były jedną wielką katastrofą i bandytyzmem o czym była już mowa w poprzednich rozdziałach.
Testament ideowy JP – JP nie zostawił nie tylko ideowego, ale w ogóle żadnego testamentu. Nie wyznaczył swojego następcy, co spowodowało po jego śmierci walki frakcyjne wśród piłsudczyków co jeszcze pogarszało i tak złą sytuację państwa polskiego. JP w całokształcie swoich działań politycznych zapisał się w historii Polski skrajnie negatywnie.

Rozdział siódmy dotyczy kultu JP i tego jak powstał. Pojęcie kultu JP pojawiło się już w 1917 r. Oddawanie czci JP zainicjował obóz jego zwolenników złożony głównie z członków I Brygady i POW. W II RP do czasu zamachu majowego w 1926 r. propagowanie kultu JP było często krytykowane. Po zamachu majowym kult przybrał na sile, a krytyków siłą uciszano poprzez ciężkie pobicia (np. Tadeusz Dołęga Mostowicz), morderstwa a od kwietnia 1938 r. zakazano w ogóle krytyki JP gdy weszła w życie ustawa zgodnie z którą za krytykę JP i jego polityki groziło nawet 5 lat więzienia. W 1932 r. weszła w życie reforma ówczesny minister szkolnictwa Janusz Jędrzejewicza. W szkołach uczono dzieci i młodzież sanacyjnej, załganej biografii JP i fałszywej wersji historii wg której JP był wielkim bohaterem narodu polskiego. Nowy program edukacyjny został społeczeństwu narzucony. W programie tym oprócz kultu JP był także kult państwa. Zgodnie z tym nauczaniem państwo było najważniejsze i stało ponad narodem i jego interesami. Średnio się to sanacji udawało, bowiem większość narodu znała prawdę. Autor przytacza przypadek, opisany przez Juliusza Zdanowskiego. Nauczycielka wiejska głosi chwałę JP, a uczeń mówi o tym ojcu. Ten mówi, że nauczycielka musi tak mówić, bo jej za to płacą, a JP to buntownik, który prezydenta wypędził, ludzi mordował na ulicach i do wojska strzelał.
Kult JP przybierał często absurdalne formy np. dzień imienin JP był dla wojska po 1926 r. dniem uroczystości ku czci JP. Tego absurdu nie zniesiono nawet po śmierci JP i wtedy także dzień imienin JP 19 III był w wojsku celebrowany, a uroczystości zaczynały się od wysłuchania przemówienia radiowego prezydenta Mościckiego późnym popołudniem 18 III. Nie tylko wojsko celebrowało imieniny JP. W marcu 1926 r. uczczono imieniny JP marszem Belweder – Sulejówek a marsze te były kontynuowane w kolejnych latach.
Kult JP budowano wykorzystując prasę, ale także przez poezję, sztukę i literaturę. Wszędzie tam JP był przedstawiany jak męczennik, wielki bohater, twórca niepodległości i zbawca narodu.
Sanacja zawłaszczyła też 11.11.1918 r. ustanawiając go dniem odzyskania niepodległości przez Polskę. Uznano JP za wskrzesiciela niepodległości, rugując z pamięci zbiorowej inne bardzo zasłużone postacie, w szczególności Romana Dmowskiego. 11.11.1918 r. JP został Naczelnikiem Państwa i Naczelnym Wodzem z nadania Rady Regencyjnej, która była wtedy pod niemiecką kontrolą.
Uroczystości pogrzebowe JP w maju 1935 r. również wykorzystano do kultu JP. Sanacyjna propaganda mówiła o wielkiej stracie dla narodu, narzucała wielką żałobę narodową po stracie wielkiego bohatera narodowego. Żałoba początkowo miała trwać aż 6 tygodni! W kościołach odprawiano w dniu śmierci JP uroczyste msze święte w intencji zmarłego (mimo iż JP wyrzekł się katolicyzmu w 1899 r.) Pogrzeb JP odbył się z wielką pompą. Średnio się to wszystko sanacji udało, Jak podaje Stanisław Mikołajczyk, polityk PSL wiele osób wyrażało publiczną radość ze śmierci JP i było z tego powodu wiele aresztowań. Widać jak naród „kochał” JP.
Kult JP przetrwał i był i jest dalej propagowany w Polsce przez różne siły mające w tym swój interes. Jakie to siły i jaki mają interes autor pisze w kolejnym rozdziale.

W rozdziale ósmym autor przedstawia siły stojące za trwającym do dziś fałszywym kultem JP. Wymienia je on i opisuje. Poniżej w dużym skrócie to przedstawiam.
Piłsudczycy – po II wojnie światowej już nie rządzili w Polsce więc do tego celu w jakim go wykorzystywali przed II wojną światową już im nie służył. Dziś są to już tylko spadkobiercy dawnych piłsudczyków którzy znają prawdę, ale nie chcą jej ujawnienia oraz zwykli ludzie, których możnaby określić jako (nie)pożytecznych idiotów. Ci drudzy to wszyscy Ci, którzy wynieśli z domu czy ze szkoły zakłamaną wersję historii i biografii JP i dzisiaj głoszą jego kult będąc przekonanym, że to prawda. Nie są to tylko zwykli obywatele, ale co ze smutkiem stwierdzam, także patriotyczni dziennikarze zamilczanego przez głównościekowe media tygodnika „Warszawska Gazeta” tacy jak Andrzej Leja. Sam pisał nieraz na łamach „WG”, że on czci JP, bo to wyniósł z rodzinnego domu, a ci co „oczerniają” marszałka to czerwone komuchy. Ciężko z takimi ludźmi rozmawiać, bo są tak zindoktrynowani, że wszelką krytykę JP uważają za jego obrazę, a niekiedy mogą i wyzwać krytykanta od czerwonych pająków, zdrajców i antypolonitów.
Niemcy – w dwudziestoleciu międzywojennym obsadzili JP na stanowisku najważniejszej osoby w państwie i wydatnie skorzystali na polityce JP, która była jak już wcześniej wspomniałem proniemiecka i zarazem probrytyjska, a sprzeczna z polskim interesem narodowym. Choćby koncepcja federacyjna forsowana przez JP była zgodna z planami Niemiec, a dla nas niedobra, bowiem gdyby powstały niepodległe państwa Ukraina czy Litwa miałyby one sprzeczne interesy z naszymi i byłyby wrogie wobec nas a współpracowałyby z Niemcami. Dowody mamy w czasach II wojny światowej – w postaci np. ludobójstwa wołyńskiego czy mordu Polaków dokonanego przez Litwinów w Ponarach czy Glinciszkach. Dziś Niemcy wciąż są zainteresowani utrzymywaniem mitu JP jako wielkiego polskiego bohatera bowiem JP jest z ich perspektywy świetnym przykładem poddania się Polaków polityce niemieckiej. Kto wierzy w JP ten jest już w połowie zdobyty dla polityki niemieckiej i jej celów.
Żydzi – JP prowadził politykę prożydowską, a zarazem dyskryminującą naród polski. Z tego powodu Żydzi zawsze wyrażali się dobrze o JP i kultywują pamięć o nim. Żydzi także współfinansowali zamach majowy w 1926 r. Po zamachu gdy JP już rządził jako dyktator Żydzi uzyskali szereg przywilejów gospodarczych kosztem Polaków zwłaszcza w sektorze handlu i usług. Zlikwidowana została także na uczelniach wyższych zasada numerus clausus zgodnie z którą Żydzi mogli zajmować na uczelniach liczbę miejsc proporcjonalną do ich liczebności jako mniejszości narodowej w Polsce tj. ok. 10%. Teraz mogli studiować bez żadnych ograniczeń. JP tuż po odzyskaniu przez Polskę niepodległości czynnie zaangażował się w stworzenie żydowskiego okręgu autonomicznego na Wileńszczyźnie, która nie miała wchodzić w skład państwa polskiego. Tylko dzięki ostrym protestom i silnemu oporowi nie doszło do tego i wbrew JP Wileńszczyzna weszła w skład II RP, a zalążek Judeopolonii nie powstał. Żydzi także jako ludzie o innej kulturze, religii i moralności stanowili w polskich organizmie społecznym ciało obce i rozsadzali II RP od środka na co zwracał uwagę Roman Dmowski i dlatego m. in. był i jest wyzywany od antysemitów. W związku z powyższym promowanie kultu JP w środowiskach żydowskich nie powinno dziwić.
Masoneria – masoni poparli i wsparli zamach majowy, a po nim wielu masonów było członkami rządów sanacyjnych. Dla zobrazowania wpływów masonerii na JP i piłsudczyków można podać, że tylko 2 premierów z lat 1926-1939 nie było masonami (sam JP i Sławoj Składkowski). Masoni dzięki dużym wpływom na rządy sanacji realizowali wiele swoich celów, choć wszystkich nie zrealizowali. Ich działalność zaznacza się np. w zmianie godła II RP w 1927 r. gdzie koronę orła zmieniono z zamkniętej na otwartą i usunięto z niej krzyż a na korpusie orła dodano masońskie gwiazdki. JP tak jak i masoni walczył też z kościołem katolickim. Za rządów JP masoneria przeżywała rozkwit choć w pewnym momencie się zbytnio rozpanoszyła i nawet dla piłsudczyków było to za wiele. W pewnym momencie masoni chcieli dokonać wewnętrznego przewrotu w kluczowych urzędach wsadzając tam swoich ludzi i sprowadzając JP w zasadzie do roli marionetki. Sanacja się zorientowała co się dzieje i nastąpiły dwa zamachy na życie premiera i masona Kazimierza Bartla po których wycofał się on z polityki oraz zabójstwo szefa jego gabinetu jednego z czołowych młodych polskich masonów Stanisława Zaćwilichowskiego (upozorowane na wypadek samochodowy). Po tych ciosach masoni odpuścili i nie przejęli pełni władzy w Polsce.
Obecnie związki z masonerią (podobnie jak sanacja) ma rządząca w Polsce neosanacja czyli PiS. Widać to choćby po reaktywacji przez Lecha Kaczyńskiego gdy był prezydentem (2007 r.) żydomasońskiej loży B’nai Brith zdelegalizowanej dekretem prezydenta Mościckiego tuż przed II wojną światową.
Anglia – dążyła ona do rewizji systemu wersalskiego uważając, że Niemcy zostały zbyt ostro potraktowane i że Francja może w sojuszu z Polską urosnąć znacznie w siłę i zagrozić mocarstwowej pozycji Anglii. Dla osiągnięcia swoich celów Brytyjczycy zorganizowali i współfinansowali zamach majowy JP w 1926 r. Od tej chwili polska polityka, dzięki dyktatorskim rządom JP i sanacji, była zgodna z interesami i planami Anglii, a sprzeczna z polską racją stanu. Krótko po zamachu majowym londyński The Times napisał, że za przewrotem JP stał rząd brytyjski i że finansował JP za pośrednictwem swojego posła w Warszawie i że JP jest nadal na żołdzie brytyjskim”. Oznaczało to, że JP dalej działa na polecenie Brytyjczyków. Boleśnie przekonaliśmy się o tym w 1939 r. gdy system wersalski się całkowicie rozsypał, wybuchła II wojna światowa a Polska została doszczętnie zniszczona, a naród polski stracił większość inteligencji i elit wymordowanych przez Niemców i sowietów. Dziś Anglia już nie jest mocarstwem i bardzo osłabła, więc promowanie przez nią kultu JP straciło na znaczeniu. Dziś miejsce Anglii zajęły Stany Zjednoczone. I dla ich interesów promowanie fałszywego kultu JP jest dobre. JP bowiem posłusznie robił co chcieli Anglicy. Dzisiaj jak to określa G. Braun rządzący PiS jest grupą rekonstrukcji historycznej sanacji. Tak jak sanacja wychwalała JP i wykonywała posłusznie rozkazy Anglii tak pisowska neosanacja wychwala JP i posłusznie wykonuje wszelkie rozkazy USA (z Żydami w pakiecie) sprzeczne z polską racją stanu czyli dokładnie tak jak to robił JP i sanacja. Podobieństwo jest uderzające. Miejmy nadzieję, że koniec będzie tym razem inny.
Dalsze promowanie przez ww. siły kultu JP w polskiej polityce za pomocą mediów oraz głównych partii politycznych (PiS, PO, PSL, SLD) ma na celu niedopuszczenie do odrodzenia się myśli narodowej i powstanie partii narodowej i silnego ruchu społecznego który będzie dążył do realizacji spuścizny Romana Dmowskiego dostosowanej do nowoczesnych realiów. Wtedy bowiem ww. siły osłabną a Polska urośnie w siłę i stanie się znaczącym krajem w Europie. Dziś zalążkiem takiej partii narodowej jest Konfederacja. Od nas zależy czy damy się dalej wodzić za nos socjalistycznej neosanacji PiS czy też przejrzymy na oczy i powołamy do życia partię/ruch który będzie wreszcie działał w interesie naszym, a nie obcych.

Rozdział dziewiąty dotyczy działalności politycznej JP i porównaniu jej ze wzorcem cywilizacji łacińskiej, do której zalicza się Polska. Najpierw mamy mały wykład na temat cywilizacji zaczerpnięty z prac Feliksa Konecznego gdzie dowiadujemy się czym jest cywilizacja i jakie są cywilizacje i na czym się opierają. Nie wchodząc w szczegóły cywilizacja łacińska opiera się na przede wszystkim na rządach prawa, wolności jednostki i poszanowaniu jej praw jednostki, rozgraniczeniu własności na państwową i prywatną, moralności i wierze chrześcijańskiej, dążeniu do dobrobytu oraz co bardzo ważne opiera się na prawdzie i dążeniu do jej poznania. Cechą tej cywilizacji jest też to, że rządzący wyznają te same wartości i działają zgodnie z ww. zasadami i dla dobra społeczeństwa.
JP od młodych lat ukształtowany został przez wpływ ideologii socjalistycznej i rewolucyjnej i szybko nasiąkł tą mentalnością. Jest to mentalność obca narodowi polskiemu, a bliska cywilizacji turańskiej, gdzie dążenie do osiągnięcia celów przemocą i bez liczenia się z prawem i interesami a nawet życiem innych ludzi jest cechą charakterystyczną. Na zesłaniu na Syberii gdzie spędził 5 lat i przebywał w gronie rewolucjonistów jego nienawiść do Rosji i odejście od cywilizacji łacińskiej jeszcze się nasiliło. Na str. 241-244 autor przedstawia fakty z biografii JP, które wpłynęły na to, że jego mentalność stała się turańska co objawiało się do odzyskania przez II RP niepodległości przede wszystkim w wykorzystywaniu kłamstwa i oszustwa w dążeniu do osiągania celów, a było główną metodą działania stosowaną przez rewolucyjnych socjalistów. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości JP nie zmienił swoich zasad działania i metody rewolucyjne, oparte na kłamstwie, kamuflowaniu i ukrywaniu swoich prawdziwych działań i dążenia do osiągnięcia swoich celów za pomocą przemocy stosował dalej z katastrofalnym skutkiem dla kraju. Uwidoczniło się to w szczególności po zamachu majowym w 1926 r. gdy JP i jego ludzie przejmując pełnię władzy przestali się zupełnie liczyć z kimkolwiek. Już samo przejęcie władzy przez JP było sprzeczne z zasadami cywilizacji łacińskiej, bowiem opierało się na złamaniu konstytucji (którą JP nazywał „konstytutą”, bo uniemożliwiała mu robienie wszystkiego co chciał) i obaleniu przemocą legalnego rządu. Dalsze rządy JP i sanacji były całkowitym zaprzeczeniem zasad cywilizacji łacińskiej. Wolności i prawa obywatelskie były notorycznie łamane, legalną opozycję parlamentarną oraz dziennikarzy zastraszano, bito (np. posłów endeckich), niewygodne osoby mordowano (jak gen. Zagórski czy gen. Rozwadowski) bezprawnie zamykano i znęcano się w obozach koncentracyjnych w Brześciu i Berezie Kartuskiej nad opozycją (m. in. Wojciechem Korfantym czy Wincentym Witosem). JP nie zapewniał dobrobytu narodowi (uprawiał politykę gospodarczą korzystną dla Anglii oraz Wall Street i USA), za to jego ludzie opływali w luksusy. Co ciekawe sam JP żył skromnie i nie czuł potrzeby wystawnego życia, ale swoim ludziom tego nie odmawiał. Zwłaszcza prezydent Mościcki lubił wystawne przyjęcia i jego utrzymanie kosztowało bardzo dużo. JP także walczył z kościołem katolickim, którego z powodów osobistych nienawidził, pozorując jedynie dobre stosunki z kościołem ze względu na społeczeństwo które było w zdecydowanej większości katolickie.
JP miał ogromną awersję do parlamentu, bowiem zawsze dążył do dyktatorskich rządów, a parlament mu w tym przeszkadzał. W latach 1919-1926 JP i piłsudczycy robili więc wszystko, aby w oczach społeczeństwa zdyskredytować parlament jako siedlisko awanturników. W każdej partii miał „swoich” ludzi, którzy na jego polecenie i wg jego instrukcji wszczynali dzikie awantury i burdy wywołując kryzysy parlamentarne. Od samego początku II RP JP dążył do zamachu stanu i przejęcia przez siebie pełni władzy. Takie próby podjął w grudniu 1922 r. i w 1923 r. jednak próby rewolucyjnego przewrotu nie powiodły się, gdyż siły samych piłsudczyków były zbyt małe. Dopiero wydatna pomoc Anglii i Żydów w 1926 r. zakończyła się sukcesem. Po zamachu majowym deprecjonowanie parlamentu się nasiliło. JP wręcz nie ukrywał swojej pogardy dla parlamentu. Wybory w 1928 r. w których sanacja nie uzyskała większości miejsc w parlamencie sprawiły że JP i jego ludzie nasilili dyktaturę przez przemoc i łamanie prawa, bowiem wiedzieli, że w normalny sposób władzy nie utrzymają, gdyż większość społeczeństwa widząc, że ich rządy są sprzeczne z zasadami cywilizacji łacińskiej do jakiej należy Polska była im przeciwna. Aby utrzymać się przy władzy JP opierał się na wojsku, w które po 1926 r. dokonał czystek wyrzucając z niego przeciwnych mu oficerów czym upolitycznił wojsko i sprowadził je do roli niemalże swojej prywatnej armii mającej zapewnić mu władzę. W sprawowaniu władzy JP i sanacja oprócz przemocy posługiwali się przekupstwem, omijaniem i łamaniem prawa, terroryzowaniem opozycji czy fałszowaniem wyborów. Ich sposób sprawowania rządów był zupełnie sprzeczny z zasadami i moralnością cywilizacji łacińskiej.

Ostatni, dziesiąty rozdział jest w zasadzie rozszerzeniem tematu z rozdziału dziewiątego. Ma on tytuł „Sanacyjna dyktatura jako narzędzie niszczenia państwa polskiego opartego na cywilizacji łacińskiej”. Autor opisuje m.in. walkę JP i sanacji z Kościołem katolickim. W okresie rządów JP walka ta odbywała się za pomocą utrudnień administracyjnych, przez laicyzację szkolnictwa i wprowadzenie bardzo liberalnego prawodawstwa w kodeksie karnym (zniesiono karanie za homoseksualizm a nawet zalegalizowano prostytucję nastolatek, co było wtedy największym liberalizmem w Europie – to mniej więcej tak jakby dzisiaj w Polsce zniesiono karanie za pedofilię). Po śmierci JP niewiele się tu zmieniło. Dowodem na to, że rządy sanacji były naprawdę antychrześcijańskie jest wojna domowa w Hiszpanii. Autor przedstawia dokładnie to zagadnienie. Już po śmierci JP sanacyjny reżim oficjalnie zapewniał świat i społeczeństwo polskie że stoi po stronie gen. Franco broniącego łacińskiego porządku. Naprawdę zaś sanacja wspierała czerwonych republikanów, którzy walczyli z kościołem i nic nie robili aby powstrzymać mordy księży i palenie kościołów przez agresywnych czerwonych anarchistów. Wsparcie to nie było jedynie symboliczne, ale przejawiało się w przesyłaniu dużej, jak na polskie możliwości, ilości broni i sprzętu wojskowego które transportowano do Hiszpanii przez port w Gdańsku na fałszywych dokumentach że rzekomo ładunek ma trafić do Urugwaju. Na str. 266 autor, przedstawia zestawienie sprzętu i broni przekazanych do Hiszpanii walczącym stronom: republikanom (Polska i ZSRR) oraz gen. Franco (Włochy i Niemcy). Karabinów i karabinków ręcznych oraz karabinów maszynowych i dział Polska przekazała dużo więcej niż mające znacznie większy od nas potencjał gospodarczy Niemcy! Było to działanie w zasadzie samobójcze wobec zbliżającej się wojny i czyniło nas niemal bezbronnymi.
Następnie autor pisze o próbie zainstalowania w Polsce systemu totalitarnego na bazie ideologii nacjonalistycznej na wzór tego jak to się stało w nazistowskich Niemczech. Próbę tę podjęła sanacja już po śmierci JP, gdyż ten sprzeciwiał się obozowi koncentracyjnemu w Berezie Kartuskiej i dopiero po prowokacji z ukraińskim zamachem na ministra Pierackiego zgodził się na jego uruchomienie na rok w 1934 r. Rok później JP zmarł, a obóz działał dalej. Jest to już omówione w pierwszej części. JP był też przeciwnikiem ideologii nacjonalistycznej, a był zwolennikiem federacji narodów co było w tamtych czasach nierealną utopią, bo każdy naród dążył wtedy do posiadania własnego państwa.
Na polecenie marszałka Śmigłego, który został dyktatorem w miejsce zmarłego JP utworzono partię Obóz Zjednoczenia Narodowego, który miał przyciągnąć wyborców prawicowych i stanowił jakby podróbkę endecji. Nic z tego jednak nie wyszło, społeczeństwo nie dało się nabrać. Zamiar wprowadzenia totalitarnego nacjonalizmu upadł, gdyż koncepcja była, ale nie było jej wykonawców tak jak w Niemczech. Naród polski zawsze był przeciwny totalitaryzmom i cenił sobie jak i inni Słowianie wolność. Widać po tym, że piłsudczycy byli oderwani od społeczeństwa i zupełnie nie rozumieli ducha i mentalności polskiego narodu, którym uzurpatorsko rządzili.
Na koniec mamy jeszcze trochę o zniszczeniu bezpieczeństwa państwa polskiego. Jak ustalili historycy archiwum polskiego wywiadu wojskowego „dwójki” przed wojną nie zostało z kraju wywiezione ani zniszczone, a jedynie ukryte i to słabo tak, że dostało się w ręce NKWD i Niemiec. Był to sabotaż i zdrada na rzecz naszych wrogów Niemiec i ZSRR. Z ustaleń wynika, że zdrajcami byli Jan Żychoń (Referat „Zachód”) i Jerzy Niezbrzycki (Referat „Wschód”). Przez ich zdradę ujawnieni zostali polscy agenci w Niemczech i ZSRR co oznaczało dla nich śmierć. Tak więc wśród obozu sanacji byli zdrajcy działający na szkodę państwa polskiego nawet w czasie już toczącej się II wojny światowej.
Na zakończenie autor opisuje jeszcze przypadek prześladowania i zabójstwa przez sanacyjną władzę śląskiego działacza niepodległościowego Wojciecha Korfantego, który zmarł 17.08.1939 r. w wyniku otrucia arszenikiem. Przez ostatnie 4 miesiące życia siedział w niesławnym więzieniu mokotowskim, w którym później w czasach stalinowskich komuniści więzili i mordowali polskich patriotów.  Tak więc sanacyjna władza zaczęła rządy od zamachu w 1926 r. w którym zginęło kilkaset osób i zakończyła je morderstwem wielkiego polskiego patrioty 2 tygodnie przed wybuchem II wojny światowej.

W zakończeniu autor pisze, że JP niezaprzeczalnie przyczynił się do rozpropagowania w polskim społeczeństwie idei niepodległości Polski. Wszystkie koncepcje polityczne realizowane w tym celu okazały się zupełnie błędne i poniosły fiasko i dzięki temu Polska wróciła na mapę świata. Rządy JP po maju 1926 r. były dla Polski katastrofą i zakończyły się jedną z największych klęsk w naszej burzliwej historii. Ostatnie 4 lata rządów sanacji nie miały realnie szans na zmianę sytuacji Polski, ale dalej działały wbrew naszej racji stanu np. biorąc udział w rozbiorze Czechosłowacji co przyczyniło się do rozpadu porządku wersalskiego, II wojny światowej i ogromnego zniszczenia fizycznego i materialnego kraju i narodu.

Książka, podobnie jak i poprzednia część bardzo cenna i warta przeczytania. Przedstawia nieznane i niewygodne fakty z historii II RP i życia Józefa Piłsudskiego. Przyczynia się ona do propagowania w Polsce prawdy o JP i rządach sanacji. Każdy kto chce znać prawdę powinien ją przeczytać. Książka oparta jest na źródłach historycznych i miała być w pierwotnym zamyśle rozprawą doktorską, co nadaje jej dużej wiarygodności.