Dziś będzie o niedawno przeczytanej przeze mnie książce Michela Desmarqueta pt. „Misja”. Jest to książka niezwykła i faktycznie za taką można ją uważać jak twierdzi jej tłumacz na język polski dr Tomasz Chałko. Jest to można powiedzieć sprawozdanie z podróży międzygwiezdnej i odwiedzin odległej planety w naszej galaktyce. Michel napisał ją jak twierdzi we wstępie na polecenie swoich nowych przyjaciół z innej planety. Twierdzi, że to nie jest fikcja i że taka podróż i pobyt na innej planecie miały miejsce naprawdę. Po lekturze tej książki uważam, że mówi prawdę. Ilość szczegółów jakie podaje i różnych informacji na to wskazuje. Jak sam mówi jest prostym człowiekiem a nie naukowcem więc wymyślenie takich rzeczy jakie opisuje przekracza jego możliwości.
Autor jest Francuzem, ale mieszkał w Australii przez wiele lat. Książka liczy w somie około 250 stron formatu A5. Podzielona jest na 13 rozdziałów z dodatkiem Postskriptum i kilku przypisów (napisanych przez dra Tomasza Chałko).
Rozdział pierwszy ma tytuł Thao. Jest to imię istoty pozaziemskiej. W 1987 roku autor obudził się nietypowo około godziny 0:30 w nocy, ubrał się, napisał żonie kartkę że wróci za 10 dni i wyszedł na zewnątrz do ogrodu graniczącego z dżunglą. Mówi, że nie wie dlaczego tak zrobił. Tam w ogrodzie błękitne światło i gdy chciał wrócić do domu poczuł że został uniesiony mocno w górę . Zobaczył istotę wyglądającą jak człowiek ale znacznie większą bo mającą prawie 3 m wzrostu. Istota ta miała na sobie kombinezon i przezroczysty hełm. Miała na imię Thao. Jak twierdziła na jej planecie wszyscy są podobnych do niej rozmiarów. Jej twarz była uśmiechnięta i emanowała z niej dobroć.
Powiedziała ona Michelowi że są teraz we wszechświecie równoległym, do którego dotarli przez „powietrzną śluzę”, a czas się dla niego zatrzymał. Byli dokładnie rzecz biorąc w ziemskim świecie równoległym. To tam trafiają ludzie gdy znikają w Trójkącie Bermudzkim. Ludzie którzy tam trafiają żyją tysiące i więcej lat, bo czas dla nich nie istnieje. Umierają bardzo rzadko – tylko w wyniku samobójstwa, zabójstwa lub nieszczęśliwego wypadku. Czasami ludzie z tego świata równoległego wracają do „zwykłego” ziemskiego świata i opowiadają co wiedzieli ale nikt im nie wierzy. Gdy trochę Taho poopowiadała Michelowi o świecie równoległym pokazała różnych ludzi (kilku musiała uśmiercić bo byli agresywni i mogli im zrobić krzywdę) wsiedli na statek kosmiczny i odlecieli z ogromną szybkością. Ziemia stawała się coraz mniejsza aż zmalała do wielkości kuli bilardowej i potem znikła zupełnie. Pozostał tylko ciemnoniebieski odcień kosmosu. Thao wyjaśniła że lecą z prędkością wiele razy większą niż prędkość światła.
Gdy minęli Saturna Michel wszedł do kabiny z bardzo intensywnym żółtym światłem gdzie 80% patogennych bakterii szkodliwych dla Thao i innych członków załogi statku została zabita. Potem Thao dała Michelowi pigułki któe popił wodą mające na celu pełną dezynfekcję. Ich połknięcie spowodowało oddzielenie ciała astralnego od ciała fizycznego. Trwało to 3 godziny do czasu pełnego oczyszczenia ciała fizycznego. W pewnym momencie dolecieli w pobliże planety Aremo X3 gdzie na ekranie statku widać było miasto podobne do Sydney.
Rozdział drugi ma tytuł Zagłada nuklearna. Statek z Thao i innymi członkami załogi oraz Michelem wylądował na planecie Aremo X3. Jakiś czas temu doszło na niej do wojny nuklearnej. Spowodowało to że istniejąca tam cywilizacja uległa zagładzie, a mieszkający tam ludzie byli zdeformowani i zdegenerowani w wyniku mutacji spowodowanych promieniowaniem jądrowym. Wielu mężczyzn miało narządy rodne w zaniku, wielu mieszkańców planety miało rany na ciele i było bezpłodnych. Celem przylotu była pomoc tutejszym ludziom. W rozdziale opisana jest straszna scena. Grupa silnych mężczyzn z czymś podobnym do maczet lub szabel biegła szybko plażą wraz z innymi uciekającymi do domów. Mężczyźni uformowali szyk stając oko w oko z nieprawdopodobnym monstrum. Była to grupa czerwonych mrówek wielkości krowy. Pędziły one w kierunku mężczyzn z szybkością większą niż galopujące konie. Gdy się starli jedna z mrówek najpierw zasymulowała atak a następnie mrówka gigant złapała go między swoje żuchwy i go przecięła na pół. Para innych mrówek pomogła jej pociąć ofiarę na strzępy. Reszta mężczyzn zaczęła uciekać a mrówki ich goniły. Gdy odległość między nimi mocno zmalała z kuli (statku) wystrzelona została wiązka laserowa bardzo intensywnego, oślepiającego niebieskiego światła. Promień ten wypalał po kolei mrówki z niezwykłą precyzją i skutecznością. Ciała mrówek dymiły. Mrówki czując że nie mają szans zaczęły uciekać. Jednak wiązka lasera podążała za nimi i wszystkie mrówki (600-700 sztuk) zostały unicestwione. Potem z kuli wysunęło się urządzenie które pobrało próbki spalonych kawałków ciał i płuc mrówek do badania, aby zbadać jakie typy promieniowania spowodowały taką mutację. Ocaleni mieszkańcy rozłożyli szeroko ramiona i padli na twarz przed kulą. Zapewne myśleli, że to Bóg ich uratował.
W rozdziale tym poznajemy też kilku innych członków załogi: Biastrę i Latoli, Naoli. Michel opisuje je wszystkie jako kobiety choć bardzo wysokie – Biastra miała ponad 3 m, Latoli ok. 2,9 m podobnie jak Thao. Wszystkie z nich potrafią czytać w myślach i porozumiewać się telepatycznie. Jest też mowa o tym, że gdy w trakcie lotu jest niebezpieczny odcinek to uaktywnia się pole siłowe i jakby przywiązuje tego kto na nim siedzi do fotela. Jest jednak przycisk za pomocą którego można to pole wyłączyć i wstać.
Michel zdziwiony że wszyscy członkowie załogi są kobietami (przynajmniej tak sądził) spytał czy wszyscy na ich planecie, o nazwie TJehooba, są kobietami. Odpowiedź była zaskakująca. Powiedziała że ani na statku ani na ich planecie nie ma żadnej kobiety ani mężczyzn też nie ma. Oni wszyscy są hermafrodytami. Na pytanie Michela o rozmnażanie Thao odpowiedziała że rozmnażają się tak samo jak ludzie na Ziemi tylko, że oni całkowicie i świadomie kontrolują proces poczęcia.
Rozdział trzeci to opowieść Thao o pierwszym człowieku na Ziemi. Według Thao pierwsi ludzie pojawili się na Ziemi około 1350000 lat temu. Przylecieli na Ziemię szukając innego miejsca do życia, bowiem ich planeta Bakaratini, znajdująca się w konstelacji Centaura szybko się oziębiała od wnętrza i za 500 lat byłaby nie do zamieszkania. Było to spowodowana podobną wojną nuklearną jak na planecie Aremo X3. Na Bakaratini mieszkały dwie rasy – żółta i czarna. Przed zagładą było 7 miliardów czarnych i 4 miliardy żółtych. Katastrofę przeżyło tylko 150 czarnych i 85 żółtych. 150 lat po katastrofie było 190 tysięcy czarnych i 85 tysięcy żółtych. Thao opowiada że zagłada nuklearna spowodowała wyginięcie większości gatunków roślin i zwierząt. Jednak jeden z owadów podobny do modliszki przeżył i zmutował w wyniku promieniowania do ogromnych rozmiarów – miał 8 m. Nie miał naturalnego wroga i szybko się rozmnażał zagrażając ludziom bo był mięsożerny. Wtedy też pomogli mieszkańcom i dzięki swoim technologiom wytropili i zniszczyli za pomocą lasera wszystkie modliszki giganty.
Dowiadujemy się tu o jednym z praw Wszechświata – gdy ktoś popełni błąd musi ponieść jego konsekwencje – natychmiast, za 10 lat a niekiedy dopiero za 1000 lat. Od czasu do czasu tak rozwinięte istoty jak z TJehooby mogą pomóc innym, ale tak aby nie „robić za kogoś pracy domowej”. Dalej jest opis tego jak pomogli mieszkańcom Bakaratini przywracając wiele gatunków zwierząt i roślin w tym drzew. Ludzie zaczęli od zera.
150 tysięcy lat później cywilizacja się znów rozwinęła, ale już nie tylko technologicznie. Ludzie zrozumieli swój błąd i oprócz technologii przewyższającej obecnie naszą rozwinęli też wysoki poziom psychiczny i duchowy. Dokonało się to u obu ras.
Wracając do Ziemi – czarni wylądowali statkami kosmicznymi w obecnej Australii a żółci w Azji. Zbadali całą planetę i stwierdzili że przed ich przybyciem nie było tu żadnego śladu ludzi ani cywilizacji. Dowiadujemy się o różnicach we florze i faunie na Ziemi i Bakaratini. Rośliny takie jak słonecznik, kukurydza, pszenica, proso czy tapioka zostały sprowadzone z Bakaratini. Pomidor zaś został przez żółtą rasę zmodyfikowany dość mocno bowiem pierwotnie był wielkości małej porzeczki i był bardzo kwaśny. Kangury również były z ich planety. Dalej mamy długi opis tego co się działo m.in. jak część czarnych się zbuntowała i chciała żyć inaczej i odeszła do Afryki. Tam stopniowo ulegli degradacji duchowej, pojawiła się religia, kapłani i to co znamy choćby z powieści „Faraon”. Potem mamy informację o epidemii żółtej febry która zdziesiątkowała populację obu ras. Mimo tego po jej opanowaniu wciąż było ich dużo – czarnych 795 milionów.
Mamy też opis ich systemu politycznego – nie było partii, a wybierano liderów spośród ludzi uczciwych, szanowanych i działających dla dobra ogółu. Liderzy regionów wybierali liderów wyższych szczebli a ci głównego lidera. Tacy odpowiednicy naszych polityków nie opływali w luksusy.
Ich system sprawiedliwości był bardzo surowy, można by rzec barbarzyński. Za kradzież wypalano znak na czole, przy recydywie karano ucinaniem ręki, a gdy to nie skutkowało to ucinano także drugą rękę. Morderców karano śmiercią rzucając na pożarcie krokodylom. Gwałcicieli karano jeszcze okrutniej – smarowano ich miodem i zakopywano do ramion w najbliższym sąsiedztwie kolonii mrówek. Śmierć następowała niekiedy dopiero po 10-12 godzinach. Thao tłumaczy to tym, że matka 16-letniej dziewczyny zgwałconej i zamordowanej przeżywa straszne męczarnie zupełnie niewinnie i że tak wyrównuje się rachunki. Mnie to nie przekonuje. Zaprzecza to rzekomemu wysokiemu rozwojowi duchowemu obu ras. Gdyby tak faktycznie było nie byłoby w ogóle mordów i gwałtów ani potrzeby stosowania tak sadystycznych kar. Thao jednak podaje, że morderstwa i gwałty zdarzały się rzadko, podobnie jak kradzieże. Nie wiadomo jednak czy z powodu stopnia rozwoju duchowego cz też strachu przed bardzo okrutną karą.
Thao podaje przy okazji opisu działań kleru u czarnych w Afryce ważną rzecz. Uniwersalne prawo Wszechświata mówi, że najważniejszym obowiązkiem człowieka bez względu na to na jakiej mieszka planecie jest rozwój duchowy. Kler utrzymując ludzi w ciemnocie i uwsteczniając duchowo złamał to prawo.
Dalej jest opis tego jak cywilizacja czarnych i żółtych uległa zagładzie w wyniku uderzenia meteorytu w Ziemię mimo podjętych prób ratunku. Spowodowało to też zmiany jeśli chodzi o lądy i morza na Ziemi.
Rozdział czwarty ma tytuł Złota Planeta. W pierwszej części rozdziału mamy rozważania na temat iluzji między Michelem i Thao. Thao twierdzi, że oni potrafią wywołać iluzję u ludzi. Na dowód spowodowała, że Michel był pewien że statek kosmiczny uderzył w coś i się rozpadł na kawałki i że wylecieli wraz z Thao w przestrzeń kosmiczną. Michel był przerażony i myślał, że to jego koniec. Jednak to tylko złudzenie. Według Thao oni wywołują iluzję tak, że uwalniają ciała astrofizyczne (niematerialne) ludzi i uruchamiają iluzję, a ludzie dalej sobie ją przekazują telepatycznie i powstaje efekt domina. Tak mogą wywołać zbiorowe złudzenie.
Później mamy rozważania na temat powstania Wszechświata. Według Thao na początku nie było nic oprócz ciemności i ducha – Wielkiego Ducha. Ten Wielki Duch był i jest nieskończenie potężny – tak, że ludzki umysł nie jest w stanie tego pojąć. Dalej Thao opowiada jak ten Wielki Duch wszystko stworzył. Wszystko było wytworem jego umysłu. To co mówi Thao potwierdza to co jest napisane w Kybalionie, że Wszechświat jest mentalny. Doznawanie wrażeń Wielki Duch wyobraził sobie przez specjalną istotę – człowieka, którego stworzył za pomocą jednej ze swoich czterech sił, którymi stworzył wszystko.
Potem jest też mowa o drganiach krwi i że każdy ma te drgania inne. Nauka na Ziemi o tym nie wie, ale to jest w sumie logiczne że takie drgania są. Wszelka materia jest bowiem złożona z atomów a te z cząstek subatomowych, które drgają, więc wszystko drga w tym i krew. Według Thao dlatego właśnie nie transfuzja krwi jest problematyczna – duża transfuzja wprowadza duże zaburzenia drgań krwi biorcy od dawcy. Niekiedy musi minąć około miesiąca zanim drgania biorcy wrócę do pierwotnego stanu.
Zbliżał się koniec podróży – planeta TJehooba pojawiła się na ekranie statku i rosła. Jej kolor Michel opisuje jako święcący, złoty ale nie oddaje to dobrze rzeczywistości. Nie umiał tego opisać słowami. Gdy weszli w jej atmosferę Michel miał wrażenie jakby zanurzał się w święcącej i złotej kąpieli, tak jakby w atmosferze unosił się bardzo subtelny złoty pył. Grawitacja na TJehoobie jest sporo słabsza od ziemskiej. Gdy wylądowali i wysiedli Michel miał początkowo kłopoty z poruszaniem się, bo zamiast ziemskich 70 kg ważył tylko 47 kg. Kolory na TJehoobie były dużo intensywniejsze niż na Ziemi i Michel musiał nosić maskę na oczach, aby go nie oślepiały. Jak mówiła Thao – kolory to drgania oddziałujące na pewne punkty ciała fizjologicznego. Na Ziemi punkty te są słabo stymulowane i tak mało trenowane, że brak maski mógłby wywołać poważne konsekwencje. Powietrze, jak opisuje Michel, miało delikatny zapach perfum. Wsiedli na jakąś platformę i bardzo szybko przelecieli ok. 800 m i znaleźli się w jednym z wielkich „jajek”, które były odpowiednikami ziemskich budynków. Tam Michel został zapoznany z innymi mieszkańcami TJehooby. Tu maska nie była konieczna. Michela zdziwiła jedna rzecz – wszyscy których widział wyglądali na rówieśników a ich ciała było młode.
Rozdział piąty ma tytuł: Uczę się żyć na nowej planecie. Thao i Michel wsiedli do pojazdu i ruszyli natychmiast w kierunku lasu gdzie dolecieli z prędkością ok. 70-80 km/h na wysokości 5-6 m. Michel zobaczył tam bardzo potężne i wysokie drzewa. Największe z nich wg Thao miał 240 m wysokości a średnicę pnia u podstawy 20-30 m. Latali tak nad lasem i Michel zobaczył wielkie motyle o rozpiętości skrzydeł ok. 1 m o żywym ubarwieniu. Niewiarygodna była dla Michela różnorodność roślin w poszyciu lasu, bardzo dziwnych jak dla niego. Ich rozmiary były od podobnych do mchu pokrywającego ziemię do największych wielkości dużego krzewu róży. Kolory kwiatów były wspaniałe, podobnie jak upierzenie ptaków. To co Michel widział było tak piękne że nie miał słów którymi mógłby to właściwie opisać co go frustrowało. Według niego na TJehoobie jest np. ponad 100 odcieni czerwonego. Dźwięki również zwróciły uwagę Michela i były bardzo przyjemne. Jak wyjaśniła Thao są to drgania wydawane przez tysiące insektów, które dają taki efekt w połączeniu z drganiami kolorów. Oni słyszą je tylko wtedy gdy zwracają na nie uwagę.
Potem polecieli platformą nad ocean gdzie Michel widział palmy, a po zniżeniu się na wysokość 3 m nad wodę widać było ryby i zwierzęta podobne do dziobaków. Woda była krystalicznie czysta. Widać było każdy kamyk na dnie. Gdy tak lecieli Michel poczuł się bardzo zrelaksowany. Widzieli też Dajiks – braci ziemskich delfinów. W pewnym momencie dołączyli do nich inni ludzie z TJehooby – przylecieli używając tary (aparatu, noszonego jak pas, do latania) i litiolaku (w kształcie podobnym do gruszki trzymanym w ręku do sterowania kierunkiem, wysokością i szybkością lotu). Dolecieli do wysepki i wylądowali przed „jajkiem” o długości ok. 30 m i średnicy ok. 20 m. Dużo mniejsze niż te co Michel widział wcześniej. Weszli do środka. Budynek ten jak i inne nie ma okien ani drzwi a z wewnątrz wygląda to tak jakby się było wciąż na zewnątrz. Jakby ściany były zupełnie przezroczyste. Jedyne co kontrastowało z przyrodą to podłoga, pokryta czymś podobnym do dywanu. Jak wyjaśniła Thao ich budynki są takie dzięki specjalnemu polu magnetycznemu. To nie jest żadna magia tylko oni skopiowali siły natury i twory natury do ich własnych celów. Każde ciało – człowiek, zwierzę czy minerał posiada według niej takie pole. Określiła je jako eteryczne pole siłowe złożone częściowo z elektryczności a częściowo z drgań. Te drgania chronią nas gdy żyjemy. Stworzyli budynki kopiując naturę, tworząc pola mineralnych elektro-eterycznych drgań wokół jądra – jajka o wielkości jaja strusia, które leżało w środku pomieszczenia w którym byli między siedzeniami. Próba podniesienia tego jajka skończyła się upadkiem Michela. Było strasznie ciężkie. Druga próba zakończyła się zupełnym niepowodzeniem – jajko ani drgnęło. Podobnie mimo wielkich wysiłków Thao jajko ani drgnęło. To jajko to centrum i nie może się ruszać. To jest wspomniane wyżej jądro. Wejść do budynku można wszędzie, w każdym miejscu ale z zewnątrz nie widać tego co jest w środku więc możnaby się zderzyć z jakimś meblem i dlatego bezpieczne wejście jest oświetlone zewnętrznym światłem.
Weszli do pomieszczenia z miniaturowym basenem i umywalką. Nad nią pochylał się porfirowy łabędź z otwartym dziobem. Widok był przepiękny. Thao zatrzymała rękę pod dziobem łabędzie i woda zaraz zaczęła płynąć po jej ręce do umywalki. Dla Michela było dość wysoko bo umywalka była 150 cm nad podłogą gdyż oni tam są dużo wyżsi niż my. Jednak spróbował, zrobił to samo i woda też poleciała. Michel spytał skąd mają wodę. Thao powiedziała, że nie wydobywają jej spod ziemi jak my, ale że wykorzystują naturalne prawo – pod kamiennym łabędziem jest urządzenie które pobiera powietrze z zewnątrz „jajka” i przemienia je w wodę pitną – tyle ile potrzeba. Gorącą wodę uzyskują dzięki sile elektro-wibracyjnej.
Potem zwiedzili też kuchnię o ile można to tak nazwać. W pomieszczeniu tym były przezroczyste szuflady w których były: ryby, mięczaki, jajka, ser, produkty mleczne, warzywa i owoce a także manna, która stanowi ich chleb. Jednak to nie są faktyczne produkty takie jak my to rozumiemy, ale koncentraty różnej żywności przyrządzone przez ich kucharzy. Choć wyglądały może średnio to w smaku były wyśmienite, choć różne od czegokolwiek co Michel w życiu jadł. Mannę wożą na statkach kosmicznych i nią się tam żywią. Przylecieli inni na tarach. Były wśród nich Biastra, Latoli i reszta załogi statku kosmicznego. Jednak ich szaty były zupełnie inne i wyglądali inaczej. Kolory szat były w stylu arabskim. Po tym jak wszyscy zjedli Thao zaprowadziła Michela do pomieszczenia gdzie spędzi pierwszą noc na ich planecie. Powiedziała mu też że ich mieszkalne „jajka” nazywają doko. W ich doko nie ma oświetlenia, bo oni widzą równie dobrze w dzień jak i w nocy. Michel spytał czy jest tu bezpiecznie, a Thao wyjaśniła, że na tej planecie można spać w środku miasta na trawniku i będzie się bezpieczniejszym niż na Ziemi w budynku strzeżonym przez straże, psy i alarmy. Tutaj wszystkie istoty są wysoko rozwinięte duchowo i nie ma u nich przestępców. W ich oczach tacy ludzie są porównywalni z dzikimi bestiami.
Rozdział szósty ma tytuł „Siedmiu Thaori i Aura”. Na początku rozdziału jest mowa o aurze, którą ma każdy człowiek, ale tylko nieliczni na Ziemi potrafią ją widzieć. Thao zaprowadziła Michela na spotkanie z siedmioma Thaori z Tjehooby. Możnaby ich określić jako mędrców i zarazem najważniejszych i najpotężniejszych ludzi na TJehoobie. Mieli poważny wyraz twarzy, siedzieli w siedmiu fotelach ustawionych w krąg. Michel na ich widok poczuł duży respekt i jak mówi było to dla niego zaskoczenie, bo na Ziemi nie czuje nic podobnego do np. prezydenta czy innych osobistości. Gdy usiedli z Thao na otomanach na przeciwko nich Michel był przejęty grozą. Oni wyglądali tak jakby płonęli w środku i wysyłali promienie na zewnątrz. Michel uznał, że postać w środku kręgu jest najważniejsza z tych siedmiu. I tak faktycznie było. Ta centralna postać przemówiła do Michela (doskonale po francusku). Najpierw powitał on Michela, a potem lewitując przemieścił się tuż koło Michela z przodu. Położył ręce na jego głowieL jego kciuki złączyły się na czole Michela powyżej jego nosa naprzeciwko przysadki, a palce złączyły się na czubku głowy Michela. Chwilę później Michel zobaczył zachwycające kolory otaczające postacie naprzeciwko niego. To były ich aury.
Lider wrócił na swoje miejsce i była przez pewien czas cisza a cała siódemka patrzyła się na Michela jakby prześwietlając jego wnętrze. W końcu lider przemówił. Powiedział, że Michel został przez nich wybrany, aby odwiedził ich planetę, przekazał pewne wiadomości ludziom na Ziemi oraz zaoferował wyjaśnienie kilku ważnych spraw, gdy wróci na Ziemię. Lider powiedział, że w ostatnich 150 latach rozwinęła się na ziemi technologia, która jest niczym w porównaniu z prawdziwą wiedzą, ale jest ona wystarczająco zaawansowana, aby stać się szkodliwa dla ludzkości na Ziemi w najbliższej przyszłości. Niebezpieczeństwo polega na tym, że jest to tylko wiedza materialna, a nie wiedza duchowa. Technologia powinna pomagać w rozwoju duchowym, a nie więzić coraz bardziej ludzi w świecie materialistycznym jak to się obecnie dzieje na Ziemi.
Jak mówił dalej lider – ludzie na Ziemi są opętani osiągnieciem jednego tylko celu – bogactwa. Ich życie koncentruje się na wszystkim co pogoń za bogactwem powoduje: na zawiści, nienawiści, zazdrości wobec bogatszych i pogardzie wobec biedniejszych. Posiada technologia, choć bardzo prymitywna w porównaniu z tą jaka była na Ziemi 14500 lat temu rozkłada naszą ziemską cywilizację i zbliża ją do moralnej i duchowej katastrofy. Tak dokładnie jest i dziś doskonale to widać. W 1987 roku gdy miała miejsce ta przemowa nie było to aż tak zauważalne a i technologia była mniej zaawansowana (nie było np. smartfonów).
Dalej lider mówił, że ich zadaniem jest pomagać, prowadzić a czasami i karać mieszkańców planet znajdujących się pod ich opieką. Jak stwierdził nie jest prawdą to co uważa wielu ludzi na Ziemi, że broń atomowa jest głównym niebezpieczeństwem. Największym niebezpieczeństwem jest materializm. Celem życia ludzi na Ziemi jest zdobywanie pieniędzy – jako środka do zdobycia władzy albo narkotyków albo po prostu żeby posiadać więcej niż sąsiedzi i mieć z tego satysfakcję, że jest się lepszym. Lider nie rozumie po co ta pogoń za materią aby mieć więcej i więcej. To jest szaleństwo, bo człowiek umiera i musi to wszystko zostawić co zgromadził, a dzieci i wnuki mogą to wszystko potem szybko roztrwonić. Przez to człowiek nie poświęca zbyt dużo czasu na sprawy ducha. Dla mnie jest to oczywiste i doszedłem do tego samego wniosku co ów lider gdzieś chyba około 10 lat temu.
Dalej mamy ciekawsze rzeczy. Lider mówi, że jakby to powiedzieć we Wszechświecie wszystko jest w systemie dziewiątkowym. 9 planet krąży wokół Słońca, te słońca krążą wokół większego słońca, które stanowi jądro dla dziewięciu takich mniejszych słońc i ich 9 planet. Ciągnie się to aż do centrum Wszechświata.
Lider wspomina też o czwartej sile Wielkiego Ducha, nazywanego przez nas Bogiem dzięki której powołuje on do istnienia wszystko co sobie wcześniej wyobraził. Pozwala ona umieścić nieskończenie drobną cząstkę Ducha w ludzkim ciele. Cząstkę tę można nazwać Ciałem Astralnym. Zdumiewająco pokrywa się to z tym co mówiła Anastazja z serii książek Władimira Megre, że cząstka Boga jest w każdym z nas. Ta cząstka stanowi 1/9 istoty człowieka i sama jest 1/9 Wyższej Jaźni, nazywanej niekiedy nadświadomością. Inne ciała fizyczne są zamieszkane przez pozostałe 1/9 tej Wyższej Jaźni. Potem dalej Wyższa Jaźń jest 1/9 Wyższej Jaźni wyższej kategorii. Idzie to tak dalej aż do samego Źródła i umożliwia niezmiernie złożoną filtrację doświadczeń duchowych, której wymaga Duch. Wyższa Jaźń najniższego poziomu jest też potężna i potrafi leczyć choroby a nawet przywracać do życia umarłych (chodzi o przypadki śmierci klinicznej gdzie ludzie powrócili do życia, choć lekarze nie dawali żadnych szans na ich uratowanie). W takich przypadkach Ciało Astralne człowieka spotyka się z Wyższą Jaźnią i opuszcza ciało fizyczne widząc lekarzy i to co robią, rozpaczających bliskich. W takim stanie człowiek czuje się doskonale i rzadko kiedy wraca do ciała fizycznego. W pewnych przypadkach jednak może wrócić do ciała fizycznego np. gdy ma małe dzieci.
Za pomocą kanału mózgowego nieustannie komunikujemy się z Wyższą Jaźnią. Działa ona jak stacja nadawczo-odbiorcza i przewodzi specjalne drgania bezpośrednio między Ciałem Astralnym, a naszą Wyższą Jaźnią. Wyższa Jaźń obserwuje nas nieustannie w dzień i w nocy i może zainterweniować, aby ocalić nas od nieszczęśliwego wypadku. Tu muszę zauważyć, że ze 2 razy w życiu mi się to przydarzyło. Raz gdy dojeżdżałem do ronda i kobieta bez patrzenia weszła na pasy z mojej prawej strony i byłem pewny że ją potrącę, ale po wciśnięciu mocno hamulca auto zatrzymało się niemal w miejscu ze 20 cm od niej. Innym razem wiele lat wcześniej wchodziłem na pasy i nagle nie wiem dlaczego zatrzymałem się i zobaczyłem szybko jadące auto skręcające w lewo z głównej drogi. Gdybym nie stanął nagle potrąciło by mnie.
Dalej jest mowa o śnie – że w pewnych jego fazach Wyższa Jaźń może wezwać do siebie Ciało Astralne i wtedy przekazać mu instrukcje lub pomysły, regenerować Ciało Astralne uzupełniając jego siłę duchową czy też oświecić je odnośnie rozwiązania ważnych problemów. Z tego powodu bardzo ważne jest, aby sen nie był zakłócany przez niepożądany hałas czy też nocne koszmary spowodowane szkodliwymi wrażeniami wywołanymi w ciągu dnia.
Dalej lider mówi, że nasze ciało fizyczne jest złożone, ale to jest nic w porównaniu ze złożonością procesu rozwoju jaki zachodzi w Ciałach Astralnych ludzi na Ziemi. Ciało Astralne, które jest w każdym człowieku, przekazuje swojej Wyższej Jaźni wszystkie wrażenia, których doświadcza za życia w ciele fizycznym. Wrażenia te przechodzą przez ogromny „filtr” 9 Wyższych Jaźni zanim dotrą do eterycznego „oceanu” jaki otacza Ducha. Jeżeli wrażenia te opierają się zasadniczo na materializmie, to Wyższe Jaźnie mają olbrzymie trudności z ich filtrowaniem.
Jeżeli w rezultacie licznych przeżyć, doświadczanych w życiu, zapewni się aby Ciało Astralne skorzystało w sensie duchowym, nabywa ono wówczas więcej duchowego zrozumienia. Po pewnym czasie (może to być 500 do 15000 lat) nasza Wyższa Jaźń nie będzie już miała czego filtrować. Wtedy ta część Wyższej Jaźni jaka jest w naszym Ciele Astralnym będzie na tyle duchowo zaawansowana, że przejdzie do następnego etapu. Tam będzie mieć do czynienia z Wyższą Jaźnią następnej, wyższej kategorii. Można ten proces porównać do dziewięciostopniowego filtra, służącego do wyeliminowania 9 niepożądanych elementów z płynącej wody. Po pierwszym etapie filtracji pozostanie 8 elementów. Jak zaznacza lider jest to wielkie uproszczenie i robi duży użytek ze swojej wyobraźni, aby ludzie na Ziemi mogli zrozumieć o co chodzi i na czym polega rozwój duchowy. Gdy Ciało Astralne przechodzi na wyższy poziom to jest wystarczająco rozwinięte duchowo, aby trafić na planetę wyższej kategorii.
Tutaj lider wyjaśnia, że we Wszechświecie jest 9 kategorii planet – każda kolejna kategoria to wyższy rozwój duchowy istot ją zamieszkujących. TJehooba jest planetą najwyższej, dziewiątej kategorii. Ziemia zaś jest planetą pierwszej kategorii. Takie planety określają na TJehoobie jako planety smutku. Można to porównać do systemu edukacji: kategoria I to przedszkole, kategoria II to szkoła podstawowa, kategoria III to szkoła średnia, kategoria IV to uniwersytet (student), kategoria V możnaby porównać chyba do doktoranta, kategorię VI do doktora, kategorię VII do doktora hablitowanego, kategorię VIII do profesora nadzwyczajnego a kategorię IX do profesora belwederskiego, zwyczajnego. Czyli my na Ziemi jesteśmy wciąż na etapie przedszkola duchowego. Dlatego jest tyle wojen, niegodziwości, przestępstw, zatrucie środowiska itd.
Ciało fizyczne jest jakby pojazdem dla Ciała Astralnego umożliwiającym mu rozwój duchowy. Ciało Astralne może wzbogacić się tylko duchowo, nie materialnie.
Mieszkańcy TJehooby osiągnęli najwyższy rozwój technologiczny wśród ludzi i ich rolą jak twierdzi lider jest pomagać w rozwoju duchowym, a czasem także materialnie istotom z innych planet. Niekiedy konieczna jest też kara. Tu lider porównuje tę sytuację do ojca opiekującego się dzieckiem, który jest od dziecka dużo starszy, bardzie wykształcony i doświadczony i ma więcej umiejętności dyplomatycznych.
Dalej lider mówi, że nie można bezkarnie sprzeciwiać się Naturze i niszczyć zamiast chronić to, co Stwórca dał nam do dyspozycji. Chodzi tu o ingerencję w systemy ekologiczne, przewidziane przez Stwórcę i przemyślane w szczegółach. Lider zarzuca nam, że ludzkość nic nie robi w sprawie hałasu, która jest jedną z najgorszych form zanieczyszczenia środowiska. Większość ludzi zapytana o hałas mówi, że się do niego przyzwyczaiła. I to przyzwyczajenie jest dla nas bardzo groźne. Tutaj lider podaje jako przykład dyskotekę, gdzie muzyka jest grana przeważnie trzy razy za głośno i ludzie narażają tam swe mózgi, swoje ciała fizjologiczne i astralne na drgania, które są wyjątkowo szkodliwe. Gdyby mogli zobaczyć zniszczenie spowodowane hałasem dyskoteki opuściliby ją szybciej niż gdyby wybuchł tam pożar. To też jest dla mnie zastanawiające, ale ja od dziecka nie lubiłem hałasu i huku. Jakbym podświadomie to wiedział. Podczas studiów raptem może ze 3 razy byłem na dyskotekach bo łomotu jaki tam był nie byłem w stanie długo znieść. Po kilku godzinach gdy wychodziłem dzwoniło mi w uszach i kiepsko się czułem.
Drgania pochodzą też od kolorów i lider dziwi się, że na Ziemi nie wykorzystano eksperymentów, jakie w tej dziedzinie przeprowadzono. Ich „agenci” zanotowali szczególny eksperyment związany z mężczyzną, który mógł podnosić ciężary o pewnej wadze. Okazało się, że gdy popatrzył się przez moment na ekran w kolorze różowym, systematycznie tracił 30% swojej siły.
Nasza cywilizacja, zdaniem lidera, nie zwraca uwagi na takie eksperymenty.
Faktycznie dziwne, że nikt na to nie zwrócił uwagi i nie badał dalej tego zagadnienia. Skoro kolor różowy obniża siłę o 30% to przypuszczam, że jest inny kolor, który może podwyższać siłę np. też o 30%.
Kolory mogą w olbrzymim stopniu wpływać na zachowanie ludzi, jednakże aby ten wpływ kontrolować, należy wziąć pod uwagę indywidualną Aurę danego człowieka. Dopasowując kolory ścian w domu do kolorów swojej Aury, można polepszyć swoje zdrowie czy też utrzymywać je w dobrym stanie.
Niestety nie mamy zdolności widzenia Aury, ale jak mówi lider Rosjanie sfotografowali już Aurę (musiało to być już w latach 80-ych XX w.) To dopiero początek – jak odczytanie dwóch pierwszych liter alfabetu. Czytanie Aury może uleczyć ciało fizyczne, ale można dzięki temu odczytowi osiągnąć dużo więcej dla ciała psychicznego jak też i fizjologicznego. To właśnie w dziedzinie psyche istnieją na Ziemi największe problemy.
Obecnie na Ziemi największą uwagę przywiązuje się do ciała fizycznego, co jest poważnym błędem według lidera. Jeżeli czyjaś psyche jest słaba, to wpłynie odpowiednio na wygląd fizyczny. Ciało fizyczne i tak kiedyś się zużyje i umrze, ale psyche, część Ciała Astralnego, nigdy nie umiera. Wręcz przeciwnie, im bardziej rozwijasz swój umysł, tym mniej kłopotów będzie ci sprawiać Twoje ciało fizyczne i tym szybciej przejdziesz przez cykl fizycznych egzystencji.
Rozdział siódmy ma tytuł „Kontynent Mu i Wyspa Wielkanocna”. Ten rozdział dotyczy kontynentu Mu jaki istniał kiedyś na Ziemi. Thao przedstawia Michelowi historię ludzkości związaną z tym kontynentem. Był to olbrzymi kontynent jaki wyłonił się na środku Oceanu Spokojnego po strasznym kataklizmie jaki miał miejsce na Ziemi 1320000 lar temu. 2 tysiące lat później w wyniku wstrząsów sejsmicznych rozdzielił się na 3 kontynenty główne. Żółta rasa przybyła z planety Bakaratini lepiej dostosowała się do fatalnych skutków kataklizmu niż czarna. Żółci jako pierwsi wybudowali statki i badali morza. Około 300000 lat temu wylądowali na północno-zachodnim wybrzeżu Mu i założyli tam małą kolonię.
Około 250000 lat temu mieszkańcy planety Aremo X3 (tej od mrówek gigantów wielkości krów) zrobili ekspedycję miedzyplanetarną i dotarli do Saturna, Jowisza, Marsa i wylądowali na Ziemi w obecnych Chinach gdzie ich statki wywołały panikę wśród miejscowej ludności. Chińskie legendy mówią o ognistych smokach, które zstąpiły z niebios. Strach przed przybyszami sprawił, że Chińczycy (ich przodkowie) zaatakowali przybyszy a ci użyli siły by się bronić. Nie nawidzili oni przemocy, jako że byli ludźmi posiadającymi rozwiniętą technologię, ale także wysoce rozwiniętymi duchowo i przydzili się zabijaniem. Badali dalej planetę i dotarli na kontynent Mu, który im najbardziej przypadł do gustu jako że był w zasadzie niezaludniony. Chcieli przesiedlić tu milion ludzi ze swojej planety, która była bardzo przeludniona. Postanowili założyć bazę na Księżycu. Po 50 latach gdy ukończyli zakładanie baz na Księżycu rozpoczęli przesiedlenie na Mu. Natychmiast zaczęli budowę miast, kanałów i dróg. Jako środek zwykłego transportu służył im latający wóz. Ze swojej planety sprowadzili zwierzęta takie jak psy i pancerniki oraz świnie. Ich mężczyźni mieli ok. 180 cm wzrostu a kobiety ok. 160 cm. Mieli ciemne włosy, piękne czarne oczy i lekko brązową skórę. Byli oni przodkami Polinezyjczyków.
7 z założonych przez nich miast było centrami religijnymi i naukowymi. Dużo było też wsi, bo byli oni wysoko wykwalifikowanymi rolnikami i pasterzami.
Dalej mamy opis ich systemu politycznego – opartego na tym, że na czele rządu stało siedmiu prawych mężów o nieskazitelnej uczciwości, którzy nie reprezentowali żadnej partii politycznej, ale byli szczerze oddani robić to co tylko mogli dla ich narodu. Siódmy z nich był najważniejszy i jego głos liczył się tyle co każdego z 2 pozostałych. Potem mamy opis procedury wyboru króla, którą przeprowadzano tylko wtedy, gdy jego poprzednik umarł nie zostawiając swojego następcy lub gdy Rada Siedmiu go jednomyślnie nie zaakceptowała. Ich metoda wyboru króla była podobna do metody starożytnych Rzymian. Jednak gdy król wykazywał tendencję do dyktatury to był pozbawiany tronu przez Radę Siedmiu. Ich stolica nazywała się Savanasa.
Michel zapytał Thao o Księżyc, a ta wyjaśniła mu, że około 500000 lat temu obecny Księżyc przemieszczał się zbyt blisko Ziemi i został wciągnięty na jej orbitę co wywołało różne katastrofy. Thao powiedziała, że Księżyc porusza się ruchem spiralnym i za około 195000 lat zderzy się z Ziemią. Wtedy będzie to koniec życia na Ziemi. Jeśli do tego czasu ziemska cywilizacja nie rozwinie się duchowo i technologicznie na tyle, aby znaleźć inną planetę i przenieść się na nią będzie to koniec ludzkości na Ziemi.
Dalej mamy więcej o Savanasie. Na środku płaskowyżu na którym się wznosiła zbudowano wielką piramidę. Każdy kamień jakiego użyto do jej budowy był wycinany z dokładnością do 0,2 mm przy użyciu technologii „drgań ultradźwiękowych” – niektóre ważyły po 50 ton. Dokonywano tego w kamieniołomie Holaton, który znajdował się tam gdzie jest teraz Wyspa Wielkanocna. Tylko tam można było znaleźć odpowiedni gatunek kamienia. Transport tych ogromnych kamieni odbywał się przy użyciu metod antygrwaitacyjnych, dobrze tym ludziom znanych. Dostarczano je na platformach 20 cm nad drogami, zbudowanymi z kamiennych płyt przy użyciu tej samej technologii co do budowy piramid. Drogi wybudowane w całym ich kraju zbiegały się w stolicy -Savanasie. Kamienie układano według wskazówek mistrza – głównego architekta projektu. Skończona piramida miała dokładnie 440,01 m wysokości, a jej cztery boki wskazywały dokładnie cztery kierunki kompasu.
Po co ją zbudowano? Była ona narzędziem do odbierania promieni kosmicznych, sił i energii. Pomieszczenia wewnątrz służyły królowi i innym wtajemniczonym jako potężne centra komunikacji, umożliwiające telepatyczne porozumiewanie się z innymi planetami i innymi światami we Wszechświecie. Obecnie na Ziemi w ten sposób porozumiewać się nie można. Drugim zastosowaniem piramidy było wywoływanie deszczu. Za pomocą systemu płyt zrobionych ze specjalnego stopu, którego głównym składnikiem było srebro w ciągu kilku dni powodowano nagromadzenie się chmur i deszcz wtedy, gdy go potrzebowali. Dzięki temu mieli raj na całym kontynencie – rzeki i źródła nigdy nie wysychały. Drzewa miały mnóstwo owoców – mandarynek, jabłek, pomarańczy, a także egzotycznych owoców, których na Ziemi dziś nie ma. Jeden z nich o nazwie Laikoti posiadał zdolność pobudzającą działanie mózgu. Ten kto go zjadł mógł rozwiązać problemy, które normalnie przerastały jego możliwości.
Króla należało słuchać absolutnie, bo reprezentował Wielkiego Ducha. Samego króla nie czczono. Nie przemawia to do mnie w ogóle. Tak bardzo rozwinięta duchowo społeczność miała się ślepo słuchać króla? Czy sami nie wiedzieli co jest dobre, a co złe? Jeżeli dzisiaj my świadomi ludzie na Ziemi o dużo niższym poziomie rozwoju od nich wiemy o istnieniu prawa naturalnego i że każdy z nas jest wolny i nie musi się nikomu podporządkowywać to i oni powinni o tym wiedzieć. Rząd czy król nie jest w tak rozwiniętej duchowo społeczności do niczego potrzebny. Ludzie bowiem sami wtedy się organizują i współpracują ze sobą dla dobra siebie i ogółu i nikt nie musi ich do tego nakłaniać czy zmuszać.
Thao wspomina coś jeszcze o rasie białej która przybyła na Ziemię w okresie między przylotem Bakaratinian, a kolonizacją Mu. Osiedlili się na Atlantydzie, ale ich cywilizacja tak ze względów materialistycznych jak i duchowych całkowicie upadła.
Thao mówi też, że byli wielkimi przyjaciółmi mieszkańców Mu i artyści i rzeźbiarze poświęcali im wiele uwagi. W kontakcie z królem Mu i za jego zgodą pracowali aby ich uwiecznić. Tak powstały kamienne posągi na obecnej Wyspie Wielkanocnej.
Rozdział ósmy ma tytuł „Psychosfera”. Przedstawiona tu jest psychosfera planety Ziemi w czasie gdy zniknął kontynent Mu tj. 14500 lat temu. Jak podaje Michel jego rozumienie terminu psychosfera jest następujące: wokół każdej planety od czasu jej powstania znajduje się rodzaj drgającego kokonu, który obraca się z prędkością 7 razy większą od prędkości światła. Kokon ten jest jakby bibułą, która wchłania (i zapamiętuje) każde wydarzenie, które ma miejsce na Ziemi. Zawartość tego kokonu jest dla uczonych na Ziemi niedostępna. Można powiedzieć w pewnym sensie, że psychosfera to jest jakby czarna skrzynka Ziemi tyle, że mająca nieporównywalnie większą pojemność.
Według Thao człowiek, jako stanowiący integralną część Wszechświata i posiadający Ciało Astralne może, jeśli jest odpowiednio wyszkolony, znaleźć w psychosferze informację, której szuka. Tutaj mamy przypis tłumacza, że wielu ludzi na Ziemi doświadcza przypadkowego kontaktu z psychosferą w czasie snu. Wizje niezrozumiałych hieroglifów, architektury, przyrody są zjawiskiem dość częstym. Wiedza, praktyka i niezwykła koncentracja są niezbędne, aby kontrolować dostęp do informacji zawartej w psychosferze.
Michel wypił specjalny eliksir i odbył wraz z Biastrą i Thao podróż w Ciel Astralnym. Jak podaje Michel tworzyli we trojkę masę gazową, ale mogli się odróżniać. Weszli w psychosferę Ziemi. Najpierw znaleźli się w głównej izbie piramidy w Savanasie. Michel zobaczył tam różnych ludzi bardzo skupionych, wymieniających myśli z gwiazdą znajdującą się daleko w przestrzeni,a którą było widać przez otwór w suficie izby. Komunikowali się oni z innymi światami.
Nagle nastąpiła zmiana sceny – pojawił się pałac z pięknym ogrodem w Savanasie. W oddali za pałacem było widać piramidę. Michel zobaczył Akiptepayos – zwierzęta które dawno wyginęły. Było podobne do bardzo dużego konia i tej wielkości, choć miało szerszy zad. Jego ciało pokrywała zielona sierść oprócz ogona. Jego głowa przypominała głowę delfina.
Kolejna scena przedstawiała olbrzymi miejski skwer z placem targowym. Na stoiskach były wystawione wszystkie rodzaje towarów, których serce lub podniebienie może zapragnąć – ryby (m.in. makrela, tuńczyk), różne gatunki mięsa, mnóstwo różnych warzyw. Najwięcej zaś było kwiatów. Klienci (o ile tak ich można nazwać) brali co chcieli nie dając nic w zamian – ani pieniędzy ani innych towarów. Jak wyjaśniła Thao – nie używają pieniędzy, bo wszystko należy do społeczeństwa. Nikt nie oszukuje, a życie przebiega w doskonałej harmonii. Ludzie ci przypominali z wyglądu dzisiejszą rasę polinezyjską.
Widzieli też port, sztucznie zbudowany, gdzie cumowały różnej wielkości statki. Widzieli wiele bardzo zaawansowanych urządzeń w akcji – do budowy statków, przeładunku, do napraw. Statki były bardzo różne od takich przypominających te z XVIII i XIX wieku do ultra nowoczesnych statków towarowych o napędzie wodorowym. Były też olbrzymie statki zakotwiczone w zatoce – statki antymagnetyczne i antygrawitacyjne. W porcie unosiły się one na wodzie, ale gdy płynęły pod obciążeniem kilku tysięcy ton, to poruszały się z prędkością 70-90 węzłów tuż nad wodą, nie wydający przy tym żadnego dźwięku.
W kolejnej scenie znaleźli się nocą na lądowisku oświetlonym przez kule, które zamieniały energię nuklearną na światło i potrafiły pracować przez tysiące lat bez przerwy.
Kolejna scena przedstawiała sytuację, w której umarł król medytujący w piżamie. Zebrany tłum wydał okrzyk radości. Było tak, gdyż lud wiedział, że Ciało Astralne króla w ciągu 3 dni opuści Ziemię i połączy się z Wielkim Duchem, gdyż król ten, podczas swojego właśnie zakończonego życia na Ziemi zachowywał się przykładnie – pomimo wielu trudnych, odpowiedzialnych sytuacji i zadań jakie przed nim postawiono. Tak zachowanie ludu wyjaśniła Thao. Dalej jest opis wiwatu i zabaw tłumu.
Kolejna scena przedstawiała zagładę kontynentu Mu 14500 lat temu. Król i inni ludzie zostali zaskoczeni przez huk. Słychać było ogłuszające eksplozje pochodzące z głębi Ziemi. Całe dzielnice znikały pod ziemią, potem duże kawałki kontynentu. Piramida i cała Savanasa zniknęły pod wodą. Na całym kontynencie było to samo. Woda pędziła gigantycznymi falami przez równiny i je zatapiała. Zbliżyli się do wulkanu, który właśnie wybuchł.
Była jeszcze jedna scena sprzed katastrofy jaka spowodowała zagładę Mu. Przybyli do Ameryki Południowej, gdzie było morze śródlądowe w miejscu gdzie jest teraz Brazylia. Znaleźli się na mostku pięknego żaglowca. Potem byli w marynarskiej kabinie gdzie siedzieli dwaj mężczyźni pochłonięci grą podobną do chińskiego domina (mah-jong). Kolejnych dwunastu spało w kojach. Ich wygląd wskazywał, że pochodzili z Mu. Jeden z tych co grali był starszy od drugiego i miał ciemne włosy przewiązane czerwoną przepaską. Gdy Michel przeszedł przez niego poczuł elektryczną stymulację, jakby uczucie miłości, jakiego nigdy wcześniej nie doznał. Thao wyjaśniła, że to dlatego, że Michel jest połączony z tym człowiekiem przez swoje Ciało Astralne. To jest Michel w jednym z poprzednich wcieleń. Scena zaraz została zakończona, bo jak powiedziała Thao Michel jest tu tylko jako obserwator i nie wolno mu się emocjonalnie angażować.
Po zakończeniu przebywania w psychosferze Ziemi wrócili do ciał fizycznych na TJehoobę.
Rozdział dziewiąty ma tytuł „Nasza tak zwana cywilizacja”. Mamy tutaj rozważania na temat ziemskiej cywilizacji. Jak mówi Thao wbrew temu co ludzie na Ziemi myślą nie są oni wcale wysoko rozwinięci, a ich kultury chylą się ku upadkowi dzięki przywódcom i tzw. elitarnym klasom. Cały system uległ wypaczeniu. Dziś (2024 rok) widać to bardzo wyraźnie. Na TJehoobie wiedzą o tym, bo od dawna badają to co się na Ziemi dzieje, a czasem interweniują. Np. ich interwencja nie dopuściła do tego, aby Niemcy jako pierwsi użyli bomby atomowej, bo wtedy nazizm by wygrał i miałoby to katastrofalne skutki dla całej ludzkości. Do mnie to nie przemawia. Masoński plan trzech wojen światowych (patrz list Alberta Pike’a do innego masona z połowy XIX wieku) przewidywał właśnie przegraną nazizmu po to, aby mógł wygrać komunizm i żeby świat przerobić na modłę komunistyczną. I to się w dużej mierze udało. Według Taho każdy reżim totalitarny oznacza wielki krok do tyłu w rozwoju cywilizacji. Zgoda, ale reżim komunistyczny wcale nie był lepszy od nazistowskiego. Gułagi były jeszcze gorsze od niemieckich obozów koncentracyjnych, a sposób przesłuchiwania przez komunistów Witold Pilecki skomentował tak, że Oświęcim przy tym to była igraszka. Reżim totalitarny panuje na Ziemi cały czas tylko się przepoczwarza od tysięcy lat. Każdy system, w którym pozbawia się nas możliwości korzystania z własnej wolnej woli jest reżimem totalitarnym nawet jak nie ma gułagów. Dzisiaj zaś np. prześladuje się ludzi za mówienie prawdy, która jest „mową nienawiści”, każe nam się aprobować sodomię i inne dewiacje typu gender będące wbrew naturze. Ustaw i paragrafów jest tyle, że zwykły śmiertelnik tego nie ogarnia. Tzw. pandemia pokazała że na świecie panuje reżim totalitarny, bo w niektórych krajach zamykano do więzienia za brak szmaty na twarzy.
Dalej Thao mówi cyt. „Kiedy miliony ludzi wysyła się do komory gazowej tylko dlatego, że są Żydami, ich mordercy nie mogą być dumni z tego, że są ludźmi cywilizowanymi. A jednak Niemcy sądzili, że są narodem wybranym. Działając w ten sposób upadli niżej niż plemię kanibali”. Tutaj aż cuchnie mi manipulacją na kilometr. Przecież to jest dokładnie to samo co nam wmawia oficjalna historia! A przecież komory gazowe w Auschwitz są oszustwem co wykazał z 50 lat temu amerykański specjalista od komór gazowych, który je badał. Nie były one szczelne ani nie były zabezpieczone przed iskrą elektryczną, która mogła spowodować wybuch. Jak się porówna jak wyglądają komory gazowe do egzekucji w USA i rzekome komory gazowe w Auschwitz to różnica jest uderzająca. Poza tym proces Ernsta Zyndela w latach 80-ych XX w. wykazał, że Holokaust to oszustwo. Świadkowie prokuratury zeznawali, że nie widzieli ani nie doświadczyli niczego osobiście, a jedynie z opowiadań. Z kolei świadkowie powołani przez Zyndela merytorycznie dowodzili, że przeprowadzenie operacji zamordowania milionów Żydów jakie przypisuje się Hitlerowi i nazistom nie było możliwe. Zeznawał nawet jakiś żydowski profesor, który stwierdził, że Holokaustu nie było. Zyndel został uniewinniony, a ten proces został całkowicie zamilczany, bo syjonistyczne kłamstwa rozsypałyby się jak domek z kart. Poza tym Thao nawet słowem nie wspomina o prawie 3 milionach zamordowanych w czasie wojny Polaków, Sławian. W samej rzezi Woli w dniach 5-8.08.1944 r. Niemcy wraz z Ukraińcami zamordowali około 50000 ludzi. Zresztą słowo Słowianie czy Sławianie nie pada w całej książce ani razu co też jest dla mnie wymowne i wpływa na moją ocenę książki, a może raczej ludzi z TJehooby.
Dalej jest mowa o Hiroszimie i Nagasaki i zrzuceniu na nie bomb atomowych jako mniejszego zła, gdyż inaczej wojna trwałaby dłużej i zginęłoby dużo więcej ludzi. I dlatego ci z TJehooby to dopuścili i nie interweniowali.
Tu znowu coś mi śmierdzi. Czytałem o przypadkach amerykańskich wojskowych, którzy byli w tych miastach kilka lat po wojnie zupełnie normalnie i nie było tam żadnego groźnego promieniowania. Zniszczenia zaś wyglądały na spowodowane przez napalm. Czy użyto w ogóle bomb atomowych jest więc wątpliwe.
Dalej mamy coś z czym w pełni się zgadzam. Thao mówi, że „prawdziwymi zagrożeniami na Ziemi ułożonymi według ich powagi są: pieniądze, politycy, dziennikarze i narkotyki, a na czwartym miejscu religie.” Nie ma to żadnego związku z bronią nuklearną (o ile ta faktycznie istnieje). Mamy tu odniesienie do materializmu o którym wcześniej mówił lider. Jest też o politykach, którzy oszukują i systemie partyjnym gdzie obiecuje się ludziom jak najwięcej, a potem interes partii jest najważniejszy po wyborach.
Jest też mowa o sprzedajnych dziennikarzach, którzy dezinformują ludzi. Nic odkrywczego w obecnych czasach. Narkotyki też oczywiście są wielkim złem. Ważne jest jednak to czego nie wiedzieliśmy, że narkotyki są jednym z dwóch czynników jaki powoduje cofnięcie się w rozwoju duchowym (drugim są drgania wywołane przez pewne rodzaje hałasu). Atakują one bowiem Ciało Astralne. Przenoszą one Ciało Astralne do innej sfery, gdzie nie powinno się ono znajdować. Powinno się ono znajdować w ciele fizycznym lub w swojej Wyższej Jaźni. Gdy człowiek jest pod wpływem narkotyku, jego Ciało Astralne jak gdyby śpi, doświadczając sztucznych wrażeń, które kompletnie zniekształcają jego zdolność oceny sytuacji. Znajduje się ono w podobnej sytuacji jak ciało fizyczne w czasie poważnej operacji chirurgicznej. Im dłużej człowiek bierze narkotyki tym Ciało Astralne ulega większej degeneracji – nasyca się fałszywą informacją. Żeby zniwelować ich skutki potrzeba kilku kolejnych wcieleń. Dlatego od narkotyków należy trzymać się jak najdalej.
Odnośnie religii Thao powiedziała, że Jezus został zesłany na Ziemię z TJehooby około 2000 lat temu po to, aby dać przesłanie ludzkości i zmienić jej myślenie.
Rozdział dziesiąty ma tytuł „Człowiek o odmiennym wyglądzie i moje poprzednie wcielenia”. Znów mamy spotkanie Michela z liderem zwanym Thaora. Podczas tego spotkania w jednym z doko Michel poznaje też człowieka o bardzo dziwacznym wyglądzie- niskiej postawy, ok. 150 cm wzrostu ale i szerokości był takiej samej – wyglądał jak kwadrat. Głowę miał okrągłą i spoczywającą bezpośrednio na ramionach. Włosy miał podobne do wodza Indian. Oczy miał czerwone, nie miał brwi, a rzęsy miał 4 razy dłuższe niż Michel. Ten dziwny człowiek nazywał się Arki. Przyleciał z planety X odwiedzić TJehoobę i poznać Michela (Thaora mówi, że nie można ujawnić nazwy jego planety nie wiadomo dlaczego). Arki mieszka na planecie I kategorii tak jak Ziemia, choć fizycznie różni się ona od Ziemi. Thaora dał Michelowi na jakiś czas możliwość rozumienia wszystkich języków, aby Michel mógł porozmawiać z Arki. Arki mówi, że jego planeta liczy 15 miliardów mieszkańców i ich problemy są podobne do naszych: mieli dwie nuklearne zagłady, zaznali dyktatury, zbrodni, epidemii, kataklizmów, systemu monetarnego i wszystkiego co się z tym wiąże, religii i innych rzeczy. Jednak 80 lat temu (licząc według czasu ich planety – rok to 402 dni po 21 godzin) zaczęli reformę. Stało się to za sprawą 4 ludzi głoszących miłość i pokój – 3 mężczyzn i kobieta. Przyjechali do stolicy swojego kraju i prosili o audiencję u przywódców. Odrzucano ich prośby bo panował totalitarny reżim. Spali więc przez kilka dni pod bramą pałacu nic nie jedząc i pijąc tylko trochę wody. Ich wytrwałość wzbudziła uwagę tłumu, który zebrał się w liczbie 2000. Czwórka przekonywała ich aby się zjednoczyć w celu zmiany reżimu aż straże zakończyły ich „kazanie” zabijając całą czwórkę i grożąc że będą strzelać do zgromadzonych jak się nie rozejdą. Rozeszli się szybo ze strachu, ale idea wolności została zasiana. W niedługim czasie ludzie zjednoczyli się i wszystko stanęło – elektrownie, środki transportu, sieci radiowe i telewizyjne nie nadawały, rolnicy nie dostarczali swoich produktów itd. Wobec takiej jedności policja była bezsilna i reżim upadł.
Arki mówił też, że z powodu przeludnienia odwiedzali m.in. Ziemię z perspektywą osiedlenia się na niej. Zrezygnowali jednak, gdyż nasz stopień ewolucji przyniósł by im więcej szkody niż pożytku. Dalej Arki wspomina jeszcze o aurze i że ich wiedza jest niewiele większa tutaj niż nasza, ale mocno studiują to zagadnienie, bo wiedzą że jest to niezbędne dla ich ewolucji. Arki pożegnał się i wyszedł. Michel później dowiedział się, że zginął po drodze wraz z pilotami i nie wrócił na swoją planetę – jego statek eksplodował godzinę po odlocie z TJehooby.
Dalsza część rozdziału to poznawanie przez Michela jego poprzednich wcieleń. Jako Thao powiedziała Michelowi jego Ciało Astralne ma 9 razy po 9 wcieleń co oznacza zakończenie jednego z wielkich cykli. Dlatego go wybrali. Thao ma swoje 216 wcielenie, ale większość istot żyje dużo mniej razy. Thaora sprawił, że Michel jakby przeniósł się gdzie indziej i widział swoje poprzednie wcielenia – był m.in. górnikiem, który kiedyś pijany uderzył żonę i ją niechcący zabił. Innym razem był królową, Labinolą, która umarła przy porodzie nie mając 30 lat. Była jednak bardzo sprawiedliwym i uczciwym władcą kochanym przez lud. Był też m.in. żebrakiem, ascetą w górach i wtedy pomógł dużo większej liczbie ludzi niż w większości swoich poprzednich wcieleń. Jak mówi Thao celem reinkarnacji jest nauka i rozwój duchowy. I to chcieli Michelowi uświadomić. Thao wyjaśniła też że należy pamiętać, że we wszystkich przypadkach Ciało Astralne musi dostosować się do Prawa Wszechświata. Podążając za naturą (w znaczeniu obserwując naturę i biorąc z niej przykład) można najszybciej ociągnąć ostateczny cel tj. zjednoczenie ze Stwórcą. Ciało fizyczne jest tylko narzędziem umożliwiającym samodoskonalenie i nauczyć się można tak samo dużo w ciele żebraka co i króla.
Pod koniec rozdziału Thao mówi Michelowi o Atlantydzie że istniała naprawdę i leżała na półkuli północnej po środku Oceanu Atlantyckiego. Była tam kolonia Mu ale była tam również biała rasa – wysocy blondyni o niebieskich oczach. Thao mówi, że piramida której zbudowani nasi naukowcy przypisują Cheopsowi nie została wcale zbudowana przez Cheopsa, ale przez Totha – wielkiego męża z Atlantydy, posiadającego wyjątkową wiedzę materialną i duchową. Budowa trwała tylko 9 lat, bo Toth i budowniczowie znali technologię antygrwaitacyjną za pomocą której przenosili ciężkie kamienne bloki. Skały cieli niezwykle precyzyjnie za pomocą czegoś co Thao określa jako „elektro-ultra dźwięki”. Cheops zaś jako ostatni użył tej piramidy zgodnie z jej przeznaczeniem.
Jest też mowa o Żydach. Według Thao niewielka grupa ludzi z planety Hebra odbywała podróż kosmiczną szukający planety tej samej kategorii do zamieszkania i ich statek uległ awarii i musieli awaryjnie lądować na Ziemi, aby naprawić swój statek. Było to 12 tysięcy lat temu. Wylądowali w okolicach dzisiejszego Kransodaru w Rosji. Było ich ośmioro: 3 kobiety i 5 mężczyzn. Pewnego dnia w czasie gdy przeprowadzali naprawy zdarzył się wypadek, doszło do eksplozji i pięcioro z nich zginęło. Pozostałej trójce – 2 kobietom i 1 mężczyźnie nic się nie stało, bo byli dość daleko od miejsca eksplozji. Pochodzili oni z planety wyższej kategorii i utknęli na Ziemi. Przenieśli się po kilku miesiącach na południe gdzie było cieplej. Tak dotarli do dzisiejszego Izraela. Kobiety urodziły tam dzieci poczęte z tym mężczyzną i ich rasa rozrosła się. Tak powstali Żydzi. Adam z Biblii nie był więc pierwszym człowiekiem na Ziemi, a nazywał się Robanan. Miał dwie żony Levię i Dinę. Żydowska rasa pochodziła od tej trójki i nie mieszali się z innymi ludźmi uważając się za lepszych. Ci z TJehooby po przybyciu na Ziemię pomogli Hebrajczykom, ale też wymierzyli im karę – to oni zniszczyli Sodomę i Gomorę za pomocą jednego ze swoich kosmicznych pojazdów. To co w Biblii jest przypisywane Bogu jakaś wypowiedż lub czyn to według Thao jest ich działanie. Według Thao w Biblii było wiele prawdy, ale kościół katolicki podczas soborów zmienił jej treść w wielu miejscach, aby ją dopasować do swojej religii.
Z tymi Żydami to mi ten przekaz zgrzyta. Tacy rzekomo byli wysoko rozwinięci duchowo i dokonywali sodomickich aktów tak że aż trzeba było cale 2 miasta zniszczyć, aby się zmienili? A lichwa i gardzenie gojami, Talmud, w którym piszą, że goje to bydło a nie ludzie? Coś mi tu śmierdzi propagandą o tym rzekomym rozwoju duchowym przodków Żydów. A może tak było, ale na Ziemi się uwstecznili?!
Rozdział jedenasty ma tytuł „Prawda i historia”. Są w nim poruszone sprawy opisane w Biblii dotyczące Żydów i innych rzeczy. Thao przedstawia Michelowi jak było, jak twierdzi, naprawdę. Za czasów Faraona Seti I ludzie na ziemi stali się całkowicie materialistyczni. W Egipcie i Grecji elity brały narkotyki, a nawet wspołżyli ze zwierzętami! Ludzie z TJehobby postanowili pomóc Hebrajczykom i wydostać ich z Egiptu gdyż tam nie mogli się rozwijać jako wony lud, będąc pod złą dominacją Egipcjan. To oni zesłali Mojżesza, który urodził się w egipskiej rodzinie wojskowej. Jego ojciec nazywał się Lathotes. Do 10 roku życia Mojżesz często bawił się z hebrajskimi dziećmi. Był ładnym i miłym dzieckiem i był popularny wśród hebrajskich matek. Mojżesz, jak twierdzi Thao przed tym zanim reinkarnował zgodził się tak żyć, przedstawiono mu wszystkie szczegóły jego przyszłego życia po czym przed wejściem w ciało pamięć została mu jakby to ująć zresetowana. Jest to robione aby uniknąć tego że popełni ktoś samobójstwo gdy będzie wiedział, że np. za kilka miesięcy umrze na zawał albo zginie w wypadku lub w wyniku wypadku zostanie kaleką przykutym do wózka. Czasem technologia wymazywania pamięci zawodzi i nie wszystko jest wykasowywane i wtedy przeżywamy deja vu. Ciało Astralne Mojżesza było naładowane wiedzą i doświadczeniem z poprzednich wcieleń tak, że do nowej roli nie miał problemu się dostosować. Został posłany do szkoły , odnosił sukcesy w nauce i uzyskał dostęp do znacznie wyższej szkoły nauk, którą kierował kler i egipscy eksperci. Te wyższe szkoły uczyły były dla bardzo wąskich elit i uczyły części wiedzy przyniesionej dawno temu przez Totha z Atlantydy. Mojżesz był bliski ukończenia tej wyższej szkoły, ale pewien wypadek którego był świadkiem zmienił jego życie. Przyjaźnił się z Hebrajczykami i często z nimi chadzal mimo nalegań ze strony ojca, aby tego nie robił. Pewnego dnia przechodził w pobliżu budowy. Pracowali na niej Hbrajczycy pod okiem egipskich żołnierzy. Z daleka zobaczył, że jeden z żołnierzy bije jednego z Hebrajczyków, który padł na ziemię. Zanim zdołał dotrzeć na miejsce i interweniować grupa Hebrajczyków rzuciła się na żołnierza i go zabiła. Potem szybko zakopali go tam gdzie robili fundamenty, które miały utrzymać olbrzymią kolumnę. Pozostali Hebrajczycy sądząc, że Mojżesz ich wyda wpadli w panikę i roznieśli pogłoskę, że to Mojżesz zabił żołnierza. Gdy przybył do domy ojciec polecił mu, aby natychmiast udał się na pustynię.
Mojżesz wyprowadził Hebrajczyków z Egiptu tak jak to opisuje Biblia, a tablice z dziesięcioma przykazaniami dali Mojżeszowi ludzie z TJehooby. Thap wyjaśnia pewne błędy – Hebrajczycy w liczbie 375000 przybyli nad Morze Trzcinowe, a nie Czerwone (błąd tłumaczenia z hebrajskiego) a ich 3 statki spowodowały rozwarcie wód morza za pomocą pola siłowego. Potem wyłączyli pole i morze się znowu zamknęło, ale żaden żołnierz egipski się nie utopił, bo nie podążyli oni za Hebrajczykami przez wodę. Faraonem był wtedy Rames II, następca Seti I i mimo olbrzymich nacisków kleru nie wycofał się ze swojej decyzji i pozwolił Hebrajczykom odejść. Manna, którą codziennie rozdawano spadała ze statków z TJehooby. Jest ona bardzo odżywcza i skoncentrowana jeśli chodzi o objętość jeśli jednak wystawiona zostanie na działanie powietrza zbyt długo mięknie i gnije w ciągu 18 godzin. Poradzili więc Hebrajczykom aby brali tylko tyle ile potrzebują. Ci co brali więcej wkrótce zauważyli że popełnili błąd i że powinni posłuchać rad „Pana Boga”, którym byli ludzie z TJehooby.
Hebrajczycy do Kanaan szli nie 40 lata tylko 3,5 roku. Historia z Górą Synaj jest prawie prawdziwa poza tym, że ludzie z TJehooby wylądowali na niej swoim statkiem tak, aby Hebrajczycy ich nie widzieli i myśleli że to Bóg im pomaga i ich strzeże.
Dalej Thao mówi, że w jej oczach Hebrajczycy byli jedynymi ludźmi którzy szli we właściwym kierunku, tj. w kierunku duchowości. I tutaj jestem sceptyczy co do tego. Mojżesz żył najprawdopodobniej w XIII w p.n.e. gdy to istniała już Lechia (nazwa ta jest wymieniona w Biblii) najprawdopodobniej od ok. 500 lat. Zamieszkiwał ją lud sławiański, który był rozwinęty duchowo co wiemy m.in. z Kroniki Prokosza. Potwierdza to bitwa nad Tołężą (Tollensee), która jak kilka lat temu ustalono miała miejsce między 1300 a 1250 r. p.n.e. Wśród zbadanych szczątków znaleziono ok. 1/3 takich, których DNA odpowiadało DNA dzisiejszych Polaków. Nie można się więc zgodzić, że gdy żył Mojżesz Hebrajczycy byli jednym rozwijającym się duchowo ludem na Ziemi.
Według Thao lud hebrajski został wybrany jednogłośnie przez wspomnianych wcześniej 7 mędrców z TJehooby zwanych Thaori. I taka jest faktyczna geneza ich „wybrania”.
Potem Thao mówi ze szczegółami że to oni zesłali na Ziemie Jezusa, aby pobudzić wyobraźnię ludzi zsyłając posłańca pokoju. Maryja poczęła Jezusa faktycznie bez utraty dziedzictwa w ten sposób, że wprowadzili ją w stan hipnozy i wtedy wszczepili jej embrion. Thao nie podaje szczegółów, ale twierdzi, że mają tak rozwiniętą technologię że są w stanie to zrobić, bo posiadają ogromną wiedzę, której my nie bylibyśmy w stanie pojąć. Mogą np. wskrzeszać zmarłych, leczyć głuchych i niewidomych, przywracać możliwość chodzenia sparaliżowanym itd. Są mistrzami nie w panowaniu nad naturą, ale wykorzystywaniu wiedzy z natury pochodzącej. Mogą też robić rzecz najtrudniejszą z możliwych – generować życie – to jednak może robić tylko ich 7 Thaori. I nie ma to nic wspólnego z żadnm in-vitro, bo Thaori mogą stworzyć dorosłego mężczyznę w wieku 20-30 lat.
Z powodu tego, że ludzie na Ziemi w owym czasie byli bardzo materialistyczni i żeby uwierzyć w coś musieli mieć dowód, to dali Jezusowi część swoich, nazwijmy to mocy, tak aby mógł on uzdrawiać ludzi, aby inni uwierzyli mu i go posłuchali i zmienili swoje myślenie i postępowanie. Nie chodziło nigdy o stworzenie jakiejkolwiek nowej religii. To zrobione zostało później, nauki Jezusa wypaczone, Biblia zmieniona podczas soborów, dodano m.in. trójcę świętą i to że Jezus był jedną z trzech osób boskich.
Chrystus, który umarł na krzyżu w Jeruzalem był TJehoobianinem i nazywał się Aarioc. Tu mamy jak się okazuje dwóch Jezusów. Thao mówi, że Jezus, ten co urodziła go Maryja, w wieku 14 lat w towarzystwie swojego 12-letniego brata Ouriki opuścił dom rodzinny. Podróżował do Birmy, Indii, Chin i Japonii. Jego brat wszędzie mu towarzyszył aż przypadkowo został zabity w Chinach. Jezus zabrał wtedy ze sobą kosmyk włosów brata, bo bardzo go kochał. Przybył do Japonii w wieku 50 lat, ożenił się tam i miał 3 córki. Umarł ostatecznie w japońskiej wiosce Shingo, które leży na głównej japońskiej wyspie Honshu. Obok jego grobowca znajduje się drugi grobowiec, zawierający małe pudełeczko z kosmykiem włosów Ouriki. Thao mówi „Ci z twoich bliźnich, którzy lubią dowody mogą udać się do Shingo, znanego poprzednio jako Herai w prefekturze Aomori.
Drugi Jezus był jednym z ludzi z TJehooby zesłanym przez nich na Ziemię. Przywieźli go na pustynię w Judei, po tym jak zaoferował zmianę swojego ciała fizycznego. Porzucił on ciało hermafrodyty i przyjął ciało Chrystusa, jakie stworzyli dla niego Thaori z TJehooby. W ten sposób zachował całkowicie wiedzę, którą miał na TJehoobie odnośnie uzdrawiania. Przyjął on ciało mężczyzny, gdyż w swoim oryginalnym ciele hermafrodyty wyglądał zbyt kobieco co mogłoby wzbudzić podejrzenia Hebrajczyków. Ten zabrany na pustynię Jezus wiedział co będzie się z nim działo, wiedział że zostanie ukrzyżowany. Ponieważ pojawił się na Ziemi jako dorosły i zachował wiedzę z TJehooby nie wykasowali mu pamięci. Jakoże oni mają moc wskrzeszania zmarłych to ludzie z TJehooby odsunęli kamień z grobu i wynieśli ciało Jezusa szybko na ich statek, będący w pobliżu i przywrócili go do życia. We właściwym momencie pojawił się znowu, aby pokazać że naprawdę istnieje życie po śmierci, odradzając nadzieję ludzi, przekonując ich, że rzeczywiście należą do Stwórcy i każdy z nas posiada iskierkę Jego boskości.
Michel chciał mieć jakiś materialny dowód, aby mu dali gdy wróci na Ziemię aby ludzie mu uwierzyli. Thao była zdegustowana i powiedziała mu, że nie dostanie takiego dowodu gdyż nie byłoby sensu. Brak wiedzy ludzi na Ziemi spowodowałby że nawet mając dowód szukaliby większego dowodu i jeszcze większego itd., gdyż nie mieściłoby się im w głowach że może być to czy tamto. Np. gdyby mu dali kawałek metalu jaki nie istnieje na Ziemi to by ludzie na Ziemi nie chcieli uwierzyć i wymyślali że np. stworzył go jakiś zdolny alchemik. Jak mówi Thao: wiara jest niczym w porównaniu z wiedzą. Lewitacja, bycie niewidzialnym czy telepatia które my uważamy za „magiczne” czy „nadprzyrodzone” są niczym innym jak wiedzą i wykorzystaniem praw natury.
Na koniec rozdziału Thao mówi, że misją Jezusa było udzielić ludziom lekcji miłości i dobroci „miłowania bliźniego swego” i oświecić ludzi odnośnie reinkarnacji Ciał Astralnych i nieśmiertelności. Kler potem to wszystko wszystko przekręcił po swojemu, aby stworzyć z tego religię.
Rozdział dwunasty ma tytuł „Złociste doko”. Jest to doko inne niż pozostałe na TJehoobie. Latoli, Lationusi, Biastra i Thao wraz z Michelem polecieli używając Tary i Lativoka do tego doko. Taho nauczyła kierować za pomocą Lativoka (w kształcie gruszki) Michela i sam leciał. Zrobili dla niego urządzenie o mniejszych rozmiarach, specjalnie do niego dopasowanych. Lecieli nad skałami, potem nad lasem z gigantycznymi drzewami, które miały ciemnoniebieskie i złote liście, a pnie krwistoczerwone. Dolecieli do skraju szmaragdowo-zielonego jeziora. Na środku jeziora było gigantyczne doko o średnicy 560 m. W odróżnieniu od innych białych doko to wyglądało na zrobione z czystego złota. Nie dawało też ono żadnego odbicia w wodach jeziora. Gdy znaleźli się w środku to Michel zobaczył dwunastu ludzi unoszących się w powietrzu bez pomocy żadnego urządzenia. Ciała wyglądały na pogrążone we śnie lub głębokiej medytacji. W doko nie było podłogi i ciała unosiły się nad wodą – jedno na wysokości ok. 6 m. Z wnętrza było widać krajobraz zewnętrzny tak samo jak w innych doko. Zrobiło to wszystko na Michelu ogromne wrażenie. Spytana o te ciała Thao wyjaśniła Michelowi, że ci ludzie nie żyją. Ich ciała są tu od tysięcy lat, a ostatnie z nich od około 60 lat. Zaczęli wędrować wśród ciał. Wszystkie były zupełnie nagie. Jedno ciało było mężczyzny o wzroście ok. 2 m. Jego rysy były subtelne jak na mężczyznę, ale nie było na pewno hermafrodytą. Była tam też kobieta, wyglądająca młodo. Miała pomarańczową skórę i krótkie, kręcące się, zielone włosy. Miała około 180 cm wzrostu i na obu bardzo dużych piersiach miała po 2 duże sutki oddzielone od siebie o około 10 cm. Uda miała chude i muskluarne.
Wszystkie ciała miały zamknięte oczy i usta i przyjmowali jedną z dwóch pozycji – pozycję lotosu lub leżeli na plecach z ramionami spoczywającymi po bokach. Byli oni z różnych planet. Dłużej obserwowali ciało jednego mężczyzny, w kwiecie wieku. Cerę miał taką jak ludzie na Ziemi, włosy kasztanowe, długie i kręcone. Miał ok. 180 cm wzrostu, ręce i nogi też jak u ludzi na Ziemi. Twarz miał gładką o szlachetnych rysach i miał delikatną kozią bródkę. Gdy Michel przyjrzał się jego nogom i bokowi dokładniej okazało się, że ma wyraźne blizny na stopach i nadgarstkach i głębokie cięcie na boku o długości około 20 centymetrów. To był ukrzyżowany Chrystus. Michel próbował dotknąć ciała ale jego towarzyszki go odciągnęły. Nie wolno dotykać ciał. Nie wyjaśniły dlaczego. Tylko 7 Thaori mogą dotykać tych ciał, których w tym doko jest w sumie 147.
Michel spytał jak konserwują te ciała, a Thao odpowiedziała, że jest to jedna z rzeczy której nie może mu ujawnić, też nie wiadomo dlaczego. Każde ciało pochodziło z innej planety. Podczas tej makabrycznej wizyty Michel widział też ciała bardzo podobne do czerwonoskórych Indian z Ameryki Północnej i ciała wyglądające na Afrykanów, ale to nie były ciała z Ziemi. Rozdział trzynastu ma tytuł „Powrót do domu” w znaczeniu na Ziemię. Na samym początku rozdziału mamy opis momentu gdy Michel już jest w domu i rozmawia z żoną, że wrócił z planety TJehooba, a żona chce dowodu. Mówi jej że nie ma dowodu, ale napisze książkę o tej wyprawie i że jak ją przeczyta to będzie wtedy wiedzieć, a nie wierzyć mu.
Potem mamy opis podróży powrotnej na Ziemię. Gdy lecieli statkiem na Ziemię już kilka godzin Michel sądził, że lecą na jakąś inną planetę z jakąś misją. Nie wiedział że wraca na Ziemię. Odlecieli szybko, niespodziewanie, bez pożegnań i nie powiedzieli mu że już wraca, bo pożegnanie byłoby bardzo trudne dla obu stron czego chcieli uniknąć. Po pewnym czasie milczenia Michel spytał Thao z jakiego powodu są hermafrodytami. Jak powiedziała Thao na ich planecie, najwyższej 9 kategorii mają najlepsze to co materialne i ich ciała, włącznie z fizycznym też są najwyżej rozwinięte jak można i dlatego są hermafrodytami. Tu Thao mówi o ciele fizjologicznym i fluidycznym jako składowych ciała fizycznego. Odnośnie ciała fluidycznego opisuje wszystkie czakry, podaje ich nazwy jakich oni używają. Powyżej czakry, nazywanej przez joginów świętą (znajduje się ona tuż powyżej narządów płciowych, u podstawy ciała fluidycznego) jest inna bardzo ważna czakra zwana przez nich Palantinus. Ma ona formę zwiniętej sprężyny i sięga do podstawy kręgosłupa jedynie wtedy, gdy się ją rozluźni. Żeby to zrobić niezbędny jest akt seksualny pomiędzy dwojgiem partnerów, którzy muszą się nawzajem nie tylko kochać, ale musi też istnieć między nimi więź duchowa.
Natura,czy Stwórca jak kto woli, obdarzyła nas cechami jakich nie mają inne gatunki. Kobieta może np. rozkwitać w seksualnym spełnieniu osiągając zakres wrażeń seksualnych, które mogą wyzwolić Palantinus i spowodować, że ciało fluidyczne wywoła ogromne polepszenia w jej ciele fizycznym. Może to następować przez liczne dni w miesiącu i nie zajdzie w ciążę. Z kolei np. krowa przyjmie byka tylko podczas kilku godzin w miesiącu i jest to motywowane wyłącznie popędem, aby płodzić potomstwo i zachować ciągłość gatunku. Gdy jest cielna nie przyjmie już zalotów byka.
Człowiek jest istotą szczególną posiada bowiem 9 ciał, a np. krowa posiada tylko 3 ciała. Stwórca tak to stworzył.
Michel pyta też Thao o rozmyślną aborcję (chyba w znaczeniu na żądanie). Tutaj odpowiedź jest krótka i jasna: jest to akt nienaturalny i dlatego nie powinien mieć miejsca.
Dalej Thao mówi, że od ok. 140 lat człowiek znacznie przyspieszył niszczenie natury i zanieczyszczanie środowiska. Zaczęło się to przyspieszenie od wynalezienia maszyny parowej i silnika spalinowego. Pozostało nam rzekomo tylko kilka lat aby to powstrzymać, bo potem sytuacja będzie nieodwracalna. Minęło od tamtej pory już około 37 lat i oczywiście jest źle, ale nie sądzę, aby nie dało się odwrócić tego co jest, choć zapewne to potrwa i łatwe nie będzie.
Thao mówi też o silniku wodorowym, że prototypy takiego silnika zostały (lata 80-te XX w. albo i wcześniej) skonstruowane przez inżynierów na Ziemi. Jednak technologia ta została zablokowana przez koncerny paliwowe, które straciłyby rację bytu gdyby to weszło do masowej produkcji. Dzisiaj o ile wiem w Japonii i Chinach, a nawet i w Rosji technologia ta jest rozwijana i jest szansa, że może za kilka lat zacznie być wprowadzana na rynek, bo chazarska mafia i koncerny paliwowe przez nią kontrolowane słabną.
Ważne jest zdanie jakie wypowiada Thao: ludzie na Ziemi sami pozwalają, aby ich popychano, zastraszano, wykorzystywano i prowadzono do rzeźni. Tak niestety jest przez naszą bierność. Ostatnie ostre protesty rolników w całej Europie dają nadzieję, że to się wreszcie zmieni.
Thao wspomina o Ghandim i Martinie Luterze Kingu, którzy działali dla dobra ludzkości, ale zostali zabici, bo ich poparcie wśród ludzi na całym świecie było zbyt słabe. Zdaniem Thao: ludzie na Ziemi nie mogą sobie dłużej pozwolić, aby ich przywódcy, których sami sobie wybrali w demokratycznych wyborach, traktowali ich jak głupców i prowadzili do rzeźni jak stado baranów. Zgadzam się poza tzw. demokratycznymi wyborami. To, że są one fikcją i oszustwem widać doskonale na przykładzie prezydenckich wyborów w USA, gdzie karty z głosami na Trumpa znajdowano na śmietnikach, w koszach na śmieci. W wielu okręgach wieczorem wygrywał Trump, a w nocy doszły same głosy na Bidena i ostatecznie „wygrał” Biden choć to urąga wszelkimi zasadom statystyki i logiki. Takie to są „demoratyczne” wybory. W Polsce jest na pewno tak samo. Nie miejmy złudzeń. Politycy to tylko marionetki sterowane z tylnego siedzenia przez faktycznych władców tego świata.
Jak mówi Thao rozwiązaniem problemu tzw. władz jest grupowanie się jednostek czyli jednoczenie się. Im grupa jest większa tym jest silniejsza i tzw. władza musi się bardziej z nią liczyć. Dlatego każdy z nas powinien wesprzeć protestujących rolników, bo to jest też w naszym interesie. Jak oni upadną to nie będziemy mieć co jeść poza robalami i zmodyfikowaną genetycznie paszą, nafaszerowaną chemią produkowaną przez koncerny. Tego zaś jak sądzę nie chcemy.
Thao mówi też Michelowi o hałasie jako poważnym skażeniu środowiska, bagatelizowanym przez ludzkość. Jest on bardzo niebezpieczny, bo wytrąca z równowagi nasze elektrony i rozstraja nasze zachowanie w ciałach fizycznych. Sprawę elektronów Thao obszerniej opisuje. Nasze Ciało Astralne składa się z nich (to by tłumaczyło dlaczego dzień po śmierci mojego taty radio samo zagrało przez kilka sekund mimo, że wtyczka była wyjęta z gniazdka). Gdy ciało fizyczne umiera, to 19% tych elektronów łączy się ponownie z elektronami Wszechświata, do czasu, gdy Natura będzie ich potrzebować, aby utworzyć jakieś nowe ciało, drzewo czy zwierzę. Pozostałe 81% elektronów wraca do naszej Wyższej Jaźni. Jak wyjaśnia Thao Ciało Astralne nie jest czystym duchem jak myślą ludzie na Ziemi. Składa się ono z miliardów elektronów, które przybierają nasz fizyczny kształt. Każdy z nich ma „pamieć” i każdy zdolny jest do przechować tyle informacji, ile jest zawarte we wszystkich książkach wypełniających półki przeciętnej biblioteki. W celu zobrazowania jak to możliwe Thao robi porównanie do mikrofilmu, który zawiera np. pełny plan przemysłowej instalacji, a jest tak mały że można go przenieść np. w spince do mankietu. Można powiedzieć że informacja w każdym elektronie jest skompresowana w takim stopniu, że aż tyle jej się mieści. Niektórzy fizycy na Ziemi są tego faktu świadomi według Thao. Społeczeństwo zaś jako ogół o tym nie wie. Nasze Ciało Astralne przekazuje i otrzymuje wiadomości do i od naszej Wyższej Jaźni za pomocą tych elektronów, przez kanał w mózgu. Informacja jest transmitowana bez naszego udziału (czyli nie jesteśmy świadomi tego procesu), dzięki słabemu prądowi elektrycznemu z naszego mózgu w zgodzie z naszymi elektronami.
Podobnie jak wszystkie elektroniczne rzeczy Ciało Astralne jest dość delikatne jako narzędzie Wyższej Jaźni. W nocy, gdy się śpi, zdolne jest wysyłać niezwykle pilne wiadomości do Wyższej Jaźni, ale Wyższa Jaźń pragnie znacznie więcej. Dlatego w czasie snu Ciało Astralne opuszcza ciało fizyczne , aby połączyć się z Wyższą Jaźnią i albo przekazuje wymaganą informację albo otrzymuje informację lub instrukcję. Dlatego niekiedy zdarza się że rano po dobrze przespanej nocy znajdujemy rozwiązanie jakiegoś problemu. Mówimy „przespać się z problemem” a Francuzi mówią „Noc przynosi radę”. Nie zawsze tak jest, bo gdy rozwiązanie nie jest korzystne dla Wyższej Jaźni to nie zostanie nam ono przedstawione. Wtedy można czekać na próżno w nieskończoność.
Thao mówi, że Ciało Astralne od fizycznego oddziela jasna, srebro-niebieska nić. Są ją w stanie dostrzec ludzie, któzy w wyniku bardzo zaawansowanych, specjalnych ćwiczeń są w stanie świadomie oddzielić Ciało Astralne od ciała fizycznego.
Po tym długim wykładzie na temat Ciała Astralnego, Wyższej Jaźni i elektronó Thao wyjaśnia zagrożenia związane z hałasem. Hałas bezpośrednio atakuje elektrony Ciała Astralnego tworząc zakłócenia, używając określeń radiowych czy telewizyjnych. Gdy na ekranie telewizyjnym są białe punkty to znaczy że są zakłócenia sygnału. Podobnie gdy ktoś obsługuje jakieś elektryczne narzędzie koło naszego domu to na ekranie telewizora tworzą się zakłócenia nieraz tak duże, że obraz jest zniekształcony lub w ogóle nieczytelny. To samo dzieje się z Ciałem Astralnym każdego kto jest poddany działaniu hałasu. Jest nawet gorzej bo hałas niszczy informację zawartą w naszych elektronach z Ciała Astralnego. Ludzie zaś mówią „Przyzwyczailiśmy się do tego”. Mózg sztywnieje, psyche zapoczątkowuje mechanizmy obronne, ale nie nasze Ciało Astralne. Zakłócenie dokonuje inwazji na jego elektrony, a to ma katastrofalne następstwa dla Wyższej Jaźni.
Dźwięki docierające do naszych uszu są bardzo ważne. Jeden utwór muzyczny może nas podnieść do stanu euforii, a inny choć piękny może nie mieć żadnego wpływu lub nas zirytować. Cierpienie błon bębenkowych spowodowane dużym hałasem jest mało ważne w porównaniu ze szkodami dla Ciała Astralnego i Wyższej Jaźni.
Thao mówi, że ludzie którzy twierdzą że widzieli duchy naprawdę widzieli 19% elektronów, które nie obejmują Ciała Astralnego. Odłączają się one po śmierci ciała fizycznego 3 dni po jego śmierci. Mają one „pamięć” i zdarza się że powracają, aby straszyć w miejscach które kochały lub znienawidziły.
Michel został odstawiony do swojego ogrodu dokładnie w dziewięć dni po tym jako go opuścił, ponownie w środku nocy.
Jest jeszcze Postscriptum. Są to przemyślenia Michela, jakie dodał on do książki 3 lata po jej napisaniu. Przez te 3 lata usiłował bezowocnie opublikować książkę. Przez ten czas nie miał żadnego kontaktu z Thao ani fizyczynego ani telepatycznego. Jak pisze jednak wie, że to oni z TJehooby sprawili że książki nie udało się wydać, bo ludzkość nie była na nią gotowa.
Przez te 3 lata Michel dawał swoją książkę do przeczytania różnym ludziom i podzielił czytelników na 3 kategorie: ci co nie wierzą że był na innej planecie, ale książka ich poruszyła (zdecydowana większość); sceptycy, którzy po trzykrotnym przeczytaniu książki nabierają przekonania że opisana historia jest prawdziwa. Trzeci typ to ci którzy od samego początku wiedzą, że jest t historia prawdziwa. Michel radzi przeczytać tę książkę 3 razy, bo za każdym razem zwraca się uwagę na co innego. Pisze też, że wbrew temu co niektórzy myślą nie napisał tej książki po to, aby założyć jakąś nową sektę czy religię. Chodzi o ukazanie prawdy ludzkości i aby ludzie się przebudzili i pogonili (nie)rządy, które niszczą nas i naszą planetę. Jako niepokojący przykład działań (nie)rządów francuskich Michel podaje, ze francuscy uczeni zaobserwowali w Mururoa gigantyzm pewnych gatunków ryb, zwłaszcza „papugo-ryb”, które zostały poddane promieniowaniu atomowemu na obszarze wokół Murruroa w wyniku przeprowadzanych na tym atolu prób broni jądrowej. Inny bulwersujący przykład to niszczenie lasów tropikalnych w Brazylii co Michel określa jako zbrodnię na skalę planetarną. Dalej Michel opisuje to co już wiemy od dawna, że politycy kłamią – co innego obiecują, a co innego potem robią, że system karny jest zły itd. Wiadomo żyjemy w matriksie więc wszystko stoi na głowie włącznie z prawem. Kwestia prawa, korporacyjnych fikcji prawnych, państw fasadowych będących faktycznie korporacjami i wszystkiego co się z tym wiąże to temat na napisanie całej książki. Michel wzywa ludzi do zjednoczenia podając przykład z planety Arkiego gdzie ludzie się masowo zjednoczyli przeciwko tamtejszemu reżimowi , doprowadzili do systemowego paraliżu i reżim upadł. My powinniśmy zrobić to samo – bez rewolucji na ulicach. Po prostu masowo przestać wykonywać rozkazy, nakazy i inne zarządzenia tzw. władz. Zrozumieć czym jest prawo naturalne i tylko nim się kierować. To doprowadzi do anarchii we właściwym tego słowa znaczeniu – spowoduje obalenie kontrolerów, ale nie obalenie prawa. Wręcz przeciwnie – nastąpi wtedy przywrócenie prawa. W końcu rdzenne ludy jak Indianie czy Aborygeni zanim dotarła do nich cywilizacja nie mieli żadnych systemowych nadzorców i żyli sobie normalnie.
Jak mówi Michel – jesteś człowiekiem, a nie robotem. OBUDŹ SIĘ W TEJ CHWILI.
Michel zwraca się też do młodych ludzi (dziś oni już młodzi nie są bo to było 37 lat temu więc mają już dziś z 55 lat jak nie więcej), aby zrozumieli że należy iść z naturą a nie przeciwko niej. Zgoda, ale w odniesieniu do aktywizmu proekologicznego o jakim pisze Michel – niech to będą faktyczne działania proekologiczne a nie ekoterroryzm. Walczmy o to co naprawdę jest wartościowe, bo każdego drzewa w lesie czy każdej żaby nie uratujemy, a nie może też być tak, że człowiek nie może normalnie żyć, bo rozjedzie jakieś „święte żuki” albo wytnie część drzew w lesie, aby z nich np zrobić meble. Trzeba zachować umiar i zdrowy rozsądek. Wiele problemów zostanie rozwiązanych gdy upadnie chazarska mafia i odblokowane zostaną ukrywane od dawna technologie takie jak wolna energia.
Swoje przesłanie do czytelników Michel kończy tak: „Spójrzcie wewnątrz siebie i zobaczycie, że posiadacie wszystko, czego potrzebujecie, aby komunikować się ze STWÓRCĄ, po prostu dlatego, że to właśnie ON to tam umieścił.
Jako skromny sługa Thao i Thaori, którzy życzyli sobie, abym napisał tę książkę, chcę wam przypomnieć, po raz ostatni, że żadna istniejąca religia, i to w co wierzycie czy też nie, w żaden sposób nie zmieni tego, co zostało ustanowione przez Wielkiego DUCHA, BOGA, STWÓRCĘ – możesz nazwać GO jak ci się podoba.
Żadna religia, żadna wiara i żadna książka, nawet ta, nie wpłyną na prawdę i porządek ustalony przez NIEGO we Wszechświecie. Rzeki zawsze będą płynąć ze swych źródeł do oceanu, nawet jeśli religia, sekta czy miliardy ludzi zechcą wierzyć, że jest odwrotnie.
Jedyną PRAWDZIWĄ, NIEZMIENNĄ RZECZĄ jest prawo STWÓRCY. On ZAPRAGNĄŁ na początku UNIWERSALNEGO Prawa Wszechświata, JEGO PRAWA, i absolutnie nikt NIGDY tego NIGDY nie zmieni.”
Na tym książka autorstwa Michela Desmarqueta się kończy. Dalej mamy jeszcze przypisy tłumacza, dra Tomasza Chałko: Tajemnica Herai (o miejscu gdzie podobno spoczywają doczesne szczątki Jezusa Chrystusa), Faeton (o planecie, która była w układzie słonecznym i zniknęła niecałe 3000 lat temu), Sprawdzian (37 pytań dotyczących treści książki), Wybrane cytaty (ważne cytaty z książki), Ilustracje (Thao, Michel i statek kosmiczny w równoległym świecie – statek jest wielką kulą przy której Michel i Thao wyglądają jak mrówki; Thao i Michel przed wejściem do doko – wielkie pół jaja z malutkimi jak mrówki Thao i Michelem; cywilizacja Mu – najbardziej rozwinięta w historii Ziemi – między 250000 a 14500 lat temu – widać kamienne posągi po obu stronach kamiennej drogi, świecące kule koło 50 metrowych posągów, ludzi idących drogą, w oddali widać jakiś owalny budynek, a za nim wielką piramidę mającą 440,01 m wysokości), Życiorys Michela (1931-2018 – urodził się w Normandii, potem służył w wojsku francuskich w Afryce miał 16 lat gdy się zaciągnął. Szybko mu przeszła ochota i chciał się wycofać i wrócić do domu, ale już nie było odwrotu. Michel więc wykorzystywał swoje wrodzone poczucie humoru i psuł dyscyplinę wojskową jak tylko mógł i żadna kara dyscyplinarna nie skutkowała. Po zakończeniu „służby” wojskowej w Afryce Michel na pewien czas przystąpił do spółki prowadzącej plantację kawy. Pomogła mu znajomość afrykańskich dialektów, których nauczył się przebywając w więzieniu wojskowym gdzie strażnikami byli afrykańscy tubylcy- to było w czasie wojny w Wietnamie. Potem wyjechał z Afryki do Nowej Kaledonii gdzie hodował pomidory. W końcu wyjechał do Australii, gdzie nabył farmę na granicy tropikalnej dżungli niedaleko Cairns i zajął się pomaganiem Australijczykom w utrzymywaniu tropikalnych ogrodów (od dzieciństwa interesował się tropikalnymi roślinami). To z tej farmy w czerwcu 1987 roku został zabrany na TJehoobę i potem na nią wrócił po 9 dniach. Dr Chałko pisze że w latach 1996-1999 zorganizował Michelowi kilkadziesiąt publicznych wykładów. Wiele z nich było w największych audytoriach Uniwersytetu w Melbourne gdzie wykładał. Założył także stronę internetową thiaoouba.com w celu popularyzacji książki Michela i jej przekazu na całym świecie. Tłumacząc książkę na język polskidr Chałko był w stałym kontakcie z Michelem i wyjaśniał różne nieścisłości. Książka została wydana najpierw po angielsku i z niej były tłumaczenia na inne języki w tym także na francuski. W 2000 roku Michel wyjechał do Wietnamu i zaproponował Tomaszowi Chałko kupno praw autorskich do książki. Najpierw nie chciał, ale w końcu się zgodził i przyjął obowiązek wydania i popularyzowania „Misji” pod warunkiem, że książkę będzie mógł udostępnić bezpłatnie w internecie do ściągnięcia. Do dziś angielska wersja jest podobno dostępna, z korektami Michela z lat 1996-1999 w księgarni thiaoouba.com pod tytułem Thiaoouba Prophecy. Polskie tłumaczenie pod tytułem „Misja” też zawiera te korekty.
Krótko przed śmiercią Michel zadzwonił do Tomasza Chałko z Wietnamu i pochwalił się, że odwiedziła go Thao,jego mentorka z TJehooby i wyraziła zadowolenie z popularyzacji jego misji i książki na Ziemi. Poczynione przez Michela i Tomasza Chałko wysiłki popularyzacji książki i misji Michela przyniosły zamierzony rezultat. Mamy w tym przypisie też kilka zdjęć Michela na farmie w Australii.
To tyle streszczenia treści książki. Wypadałoby teraz napisać jak ją odebrałem. Postaram się możliwie dość krótko, bo opis treści jest i tak bardzo długi.
Znajoma gdy mi pożyczyła tę książkę to była nią zachwycona i bardzo ją zachwalała. Moje odczucia po jej lekturze są mieszane. Zacznę od tego, że według mnie Michel napisał prawdę w tym sensie, że odbył taką podróż i przekazał z niej relację ludzkości. Tego w żaden sposób nie neguję.
Inaczej jest jednak w przypadku tego co Thao i ogólnie ludzie z TJehooby przekazali nam Ziemianom jako prawdę. Dla mnie ich przekaz jest manipulacją, mieszanką prawdy z kłamstwem lub przemilczeniem. Żeby nie było zbyt długo opiszę to na co najbardziej zwróciłem uwagę i gdzie widzę manipulację lub się nie zgadzam.
Pierwsza rzecz – ludzkość jest wszystkiemu winna tj. niszczeniu planety, ignorancji, zachłanności itd. Z tym się zasadniczo nie zgadzam. Thao i inni z TJehooby nie wspominają nigdzie ani słowem o tym, że na Ziemi od bardzo dawna (tysiące lat jak nie dziesiątki tysięcy albo może i więcej) są obecne inne złe i wyżej od nas rozwinięte rasy. To one stoją za naszym tzw. elitami i kierują nimi. Możliwe też, że rasa gadzia zmanipulowała nasze DNA dodając do niego swoje. Wskazuje na to fakt, że część ludzkiego mózgu zwana móżdżkiem jest podobna do gadów. Dla tych wyżej rozwiniętych złych ras jesteśmy jak zwierzęta hodowlane. Cały matriksowy system z wszechobecnym strachem, wojnami, mordami, plandemiami, religiami itd. jest stworzony przez nich. Służy im on do uzyskiwania od ludzkości złej energii o niskich wibracjach, którymi się oni żywią. To od dawna różni ziemscy ezoterycy mówią. Thao i nikt z TJehooby włącznie z ich najwyższymi Thaori nie poruszają tej sprawy.
Druga rzecz – według Thao Hebrajczycy w czasach Mojżesza byli jedynymi ludźmi na Ziemi rozwijającym się w kierunku duchowym i dlatego postanowili im pomóc i wyprowadzili ich z Egiptu. Tutaj też widzę manipulację przez przemilczenie. Lechia, czyli państwo Sławian, czy jak kto woli Słowian, istniała kilkaset lat przed Mojżeszem co wynika choćby z kroniki Prokosza. Nawet jeśliby nie istniała to na pewno istnieli wtedy Sławianie. Oni byli bardzo rozwinięci duchowo. Badania genetyczne zaś wskazują, że między Wisłą a Odrą ludzie o naszych genach sławiańskich mieszkają od ponad 10000 lat. Sławianie czy Lechici to zawsze był lud mający zakodowaną w genach wolność. Można nas zabić, ale zniewolić się nie da. Nie kto inny to stwierdził, ale nasz wróg Menachem Mendel Schnerson – przywódca sekty Chabad Lubawicz zmarły w 1993 r. Wrogowie nie robią kurtuazyjnych komplementów wobec swoich wrogów.
Trzecia rzecz – dotyczy Żydów czy inaczej mówiąc Hebrajczyków. Byli oni rzekomo wyżej rozwinięci duchowo od reszty ludzi na Ziemi. Nie możemy tego zweryfikować, ale dzisiaj jest to ewidentną nieprawdą. To Żydzi uprawiali lichwę, rozkładali moralnie społeczności „gojów”, wśród których żyli. Dlatego byli z różnych krajów Europy wyrzucani. Ich knucia i podwójną moralność opisał przed II wojną światową ks. Mirosław Trzeciak w książkach „Talmud o gojach a kwestia żydowska w Polsce” i „Program światowej polityki żydowskiej. Kosnpiracja i dekonspiracja”. O tym Thao nie wspomina ani słowem. Pachnie mi to propagandą z mediów głównego ścieku.
Czwarta rzecz również dotyczy Żydów i Holokaustu o którym wspomina Thao. Drugi proces Ernsta Zydela w latach 80-ych XX w. wykazał że Holokaustu nie było. Świadkowie prokuratury pytani przez Zydela i obrońcę przyznawali, że faktycznie niczego sami nie widzieli. Specjalista od komór gazowych z USA, który był w Auschwitz i badał tam rzekome komory gazowe stwierdził, że to nie są komory gazowe. Porównanie tego jak wyglądają (jak są szczelne i hermetycznie zamknięte) komory gazowe wykorzystywane do egzekucji w USA i te z Auschwitz robi wrażenie. Powiedzieć, że się różnią to jak nic nie powiedzieć.
Świadkowie powołani przez Zyndela z kolei byli specjalistami w swoich dziedzinach i merytorycznie uzasadniali, że to co przypisuje się Hitlerowi i Niemcom jeśli chodzi o zamordowanie milionów Żydów i spalenie ich w krematoryjnych piecach było niemożliwe. Proces ten był klęską syjonistów i jest całkowicie przemilczany.
Uważam zaś, że to co Thao mówi odnośnie duszy czy Ciała Astralnego jako elektronów i łączenia się nich z Wyższą Jaźnią jest raczej prawdą. To tłumaczy dobrze wydarzenie jakie miało miejsce dzień po śmierci mojego taty. Wtedy to włączyło się radio i zagrało przez kilka sekund. Co więcej wtyczka nie była włączona do gniazdka. Elektrony z duszy czy Ciała Astralnego mojego taty zasiliły radio i dlatego na chwilę się włączyło. Podobnie to co mówi Thao o szkodliwości hałasu dla elektronów z Ciała Astralnego oraz o narkotykach też jest raczej prawdą. Tak mi intuicja podpowiada.
Co do tego kiedy jaka rasa przybyła na Ziemię z jakiej planety itd. to może być prawda ale nie musi. Nie umiemy tego zweryfikować póki co. W jednym jeszcze z Thao się nie zgadzam. Uważam wręcz że sama sobie przeczy. Twierdzi, że nie należy wierzyć, ale wiedzieć. Z drugiej zaś strony mówi, że ludzie na Ziemi potrzebują dowodów i że bez nich nie uwierzą a nawet jak dowody dostaną to będą wymyślać różne rzeczy aby to zanegować i pozostać przy dotychczasowym systemie przekonań. Owszem u wielu ludzi funkcjonuje syndrom wyparcia. Nie u wszystkich jednak. Żeby móc oprzeć się na wiedzy a nie na wierze musi być dowód, który można zweryfikować. Inaczej jest to tylko zamiana jednego guru na innego. Nie wierzymy księżom, to mamy uwierzyć Thao? A dlaczego? Skąd pewność że ona mówi prawdę, a nie manipuluje nami?
Zwróciło też moją uwagę to, że według Thao ludzkość potrzebuje jak to określiła dyscypliny. Dyscypliny czyli reżimu? Nie, ludzkość nie potrzebuje dyscypliny. Ludzkość potrzebuje dowiedzieć się kim każdy z nas jest, dowiedzieć się jakie mamy prawa, odejść od materializmu, chorego konsupcjonizmu i niszczenia naszego domu – planety ziemia na rzecz rozwoju duchowego i współistnienia z innymi istotami nasz dom zamieszkującymi. W tym celu nie potrzeba dyscypliny, przymuszania, chorych ideologii ekologizmu (człowiek to wróg planety i należy ludzkość zdepopulować czytaj dokonać ludobójstwa na skalę miliardową). Potrzeba tego aby manipulanci, tzw. łże elity i gady za nimi stojące i ich łże media i łże autorytety poszły definitywnie PRECZ! Należy ich całkowicie odrzucić. Należy zrozumieć, że nie da się jeść pieniędzy, a najlepiej w ogóle zlikwidować pieniądze na rzecz najpierw handlu barterowego. W dalszym etapie rozwoju zaś trzeba zrobić tak, aby każdy czynił w swoim życiu to co lubi robić, rozwijał się i aby się wzajemnie uzupełniać. Współpraca i wzajemny szacunek zamiast wyścigu szczurów. To pozwoli nam na rozwój nie tylko technologiczny (blokowany dziś z powodu tego, że wąskie grupy utraciłyby ogromne zyski) ale wręcz badania i kolonizację kosmosu.
Reasumując uważam, że książkę warto przeczytać. Jest w niej na pewno wiele cennych informacji, ale nie należy wszystkiego tego co tam jest napisane traktować jako wyrocznię prawdy objawionej. Raczej nie przeczytam jej 3 razy tak jak zalecał Michel. Szkoda mi czasu. Nie uważam, żeby to było tego warte.